Plan był prosty: trochę Gorce, trochę Pieniny tak na styku. Główny cel był taki, że w Ochotnicy mieliśmy odwiedzić wspólną znajomą, też motocyklistkę. O umówionej godzinie kumpel podjechał w towarzystwie wspólnego znajomego. Z ( tak go nazwijmy) od pewnego czasu robi mi małego psikusa. Zarzeka się, że pojedziemy we dwójkę, a w praniu wychodzi, że to trójka. Trójka bez sternika, bo żony zostały w domu fundując sobie odrobinę spokoju. Mnie to specjalnie nie przeszkadza że jedziemy w takim składzie jeżeli tylko pozostali szanują moje podejście do bezpieczeństwa jazdy.
Wyjechaliśmy spod mojego domu równo o 9.30 kierując się na Wieliczkę, a potem Dobczyce, Mszanę Dolną, Mszanę Górną, Lubomierz, Szczawę i Kamienicę. Po półtorej godziny odpoczywaliśmy przy kawie na stacji benzynowej Zabrzeży. Kiedyś takie punkty gastronomiczne nazywano restauracją "U Obajtka", ale jak to w życiu, co już zauważyli starożytni - wszystko płynie. Teraz nie nazywamy już tak cafe na Orlenie.
- Może zadzwonię do znajomej i powiem, że będziemy za chwilę - zakomunikował Z
- To Ty tej wizyty nie uzgodniłeś z nią wcześniej? - spytałem zaskoczony
- Jakoś tak wyszło - zgasił temat.- będzie spoko
Po krótkiej rozmowie okazało się, że znajoma ma doła i nie nadaje się do przyjmowania gości. W sumie jej się nie dziwię. Facetowi do przyjmowania gości wystarczy wsadzić na tyłek jeansy potem koszulkę na barki i gotowe. Kobieta tak nie potrafi, co jest faktem powszechnie znanym, a poza tym nie wszyscy lubią hura niespodzianki.
Nie był to dla nas problem( dla Z chyba tak), bo i tak planowaliśmy na to spotkanie góra pół godziny.
Postanowiliśmy nie zmieniać trasy i wjechaliśmy do Ochotnicy jak paniska. Mam spory sentyment do tej wsi.
- Może zadzwonię do znajomej i powiem, że będziemy za chwilę - zakomunikował Z
- To Ty tej wizyty nie uzgodniłeś z nią wcześniej? - spytałem zaskoczony
- Jakoś tak wyszło - zgasił temat.- będzie spoko
Po krótkiej rozmowie okazało się, że znajoma ma doła i nie nadaje się do przyjmowania gości. W sumie jej się nie dziwię. Facetowi do przyjmowania gości wystarczy wsadzić na tyłek jeansy potem koszulkę na barki i gotowe. Kobieta tak nie potrafi, co jest faktem powszechnie znanym, a poza tym nie wszyscy lubią hura niespodzianki.
Nie był to dla nas problem( dla Z chyba tak), bo i tak planowaliśmy na to spotkanie góra pół godziny.
Postanowiliśmy nie zmieniać trasy i wjechaliśmy do Ochotnicy jak paniska. Mam spory sentyment do tej wsi.
Najpierw Ochotnica Dolna z budowanym właśnie kościołem. Potężny kościół w stanie surowym pokryty jest już miedzią. Jeszcze ostro świeci w słońcu bo brak jej patyny. Słyszałem, że na tę miedź i roboty dekarskie zebrano wśród wiernych jakieś dwa miliony złotych.
Może mam inne poczucie piękna, a przynajmniej estetyki ponieważ zachwycony jestem stojącym obok kościołem drewnianym.
W 1566 roku miejscowi chłopi wraz z sołtysem Walentym Ochotnickim zbudowali drewniany kościół usytuowany obok cmentarza. Przy tym kościele od 1784 roku zamieszkał kapłan, aby prowadzić regularne duszpasterstwo, ale, ze względu na brak uposażenia, parafii tutaj nie utworzono Po pożarze 1 lutego 1813 roku, który zniszczył doszczętnie istniejąca świątynię w roku 1816, za czasów duszpasterzowania ks. Marcina Franakay, wybudowano nowy, obecny kościół, do którego miejscowy ochrzczony Izraelita Karol Ochotnicki zakupił za 1000 zł 4 barokowe ołtarze chrześcijańskie, rzeźby, obrazy, ambonę, dwa dzwony i inne przedmioty kultu z kościoła pofranciszkańskiego ze Starego Sącza.
Zachwycam się sufitem. Znajduje się tam przepiękna scena Sądu Ostatecznego, a całości dopełnia granatowe niebo wypełnione złotymi gwiazdami.
Taką mam estetykę i cóż na to poradzę. Poza tym jak mówił Święty Paweł na Areopagu -
" Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko."
Jednak to wolny kraj i ponoć nie to jest ładne co jest ładne, tylko to co się komu podoba.
Minęliśmy Ochotnicę Górną, Ustrzyk i zameldowaliśmy się na Przełęczy Knurowskiej. Zjazd serpentynami doprowadził nas do bacówki gdzie kupiliśmy oscypki. Fajnie tak wejść do szałasu i wyjść za świeżo wędzonym serkiem mając od dymu z ogniska załzawione oczy.
- Płaczesz nad ceną oscypka ? - zażartował Z.
Może mam inne poczucie piękna, a przynajmniej estetyki ponieważ zachwycony jestem stojącym obok kościołem drewnianym.
W 1566 roku miejscowi chłopi wraz z sołtysem Walentym Ochotnickim zbudowali drewniany kościół usytuowany obok cmentarza. Przy tym kościele od 1784 roku zamieszkał kapłan, aby prowadzić regularne duszpasterstwo, ale, ze względu na brak uposażenia, parafii tutaj nie utworzono Po pożarze 1 lutego 1813 roku, który zniszczył doszczętnie istniejąca świątynię w roku 1816, za czasów duszpasterzowania ks. Marcina Franakay, wybudowano nowy, obecny kościół, do którego miejscowy ochrzczony Izraelita Karol Ochotnicki zakupił za 1000 zł 4 barokowe ołtarze chrześcijańskie, rzeźby, obrazy, ambonę, dwa dzwony i inne przedmioty kultu z kościoła pofranciszkańskiego ze Starego Sącza.
Zachwycam się sufitem. Znajduje się tam przepiękna scena Sądu Ostatecznego, a całości dopełnia granatowe niebo wypełnione złotymi gwiazdami.
Taką mam estetykę i cóż na to poradzę. Poza tym jak mówił Święty Paweł na Areopagu -
" Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko."
Jednak to wolny kraj i ponoć nie to jest ładne co jest ładne, tylko to co się komu podoba.
Minęliśmy Ochotnicę Górną, Ustrzyk i zameldowaliśmy się na Przełęczy Knurowskiej. Zjazd serpentynami doprowadził nas do bacówki gdzie kupiliśmy oscypki. Fajnie tak wejść do szałasu i wyjść za świeżo wędzonym serkiem mając od dymu z ogniska załzawione oczy.
- Płaczesz nad ceną oscypka ? - zażartował Z.
Pod bacówką jest takie miejsce widokowe skąd widać Tatry, Pieniny i błyszczący u ich podnóża Zalew Czorsztyński.



Jakiś gość na wspaniałym motocyklu tłumaczył nam, że nie jest z Warszawy jak sugeruje rejestracja, a z Zakopanego.
Nie wiem po co? Już dawno wyrosłem z antagonizmów.
Jakaś starsza pani chciała mieć zdjęcie przy naszych motocyklach, na co przystaliśmy sprawiając jej widoczną radość.
Boże jak niewiele trzeba, by zrobić komuś frajdę.
Potem odpaliliśmy motory i objechawszy jezioro, dotarliśmy do Krościenka. Na Rynku w Krościenku jest budka z lodami. Działa ona tam ponad 30 lat i odkąd pamiętam za ladą stoi starszy Pan, który już w latach 90- tych wydawał mi się stary.
Teraz sam jestem stary. Budkę przeniesiono na drugą stronę ulicy, ale Pan dobiegający już pewnie setki dalej sprzedaje lody, uważnie nakładając gałki do kubka. Ubrany na biało w ochronnych rękawiczkach, a więc pełna higiena. Robi to może trochę wolniej, bowiem poświęca tej czynności całą swoją uwagę. Jest dla mnie dowodem na twierdzenie, że wiek to tylko cyfra.
Zjadłem dwie gałki lodów, czekoladę i czarną porzeczkę. Było warto.
Do dalszej jazdy w kierunku Szczawnicy podchodziliśmy z dystansem. Widzieliśmy tę kolejkę samochodów przed nami. Omijając stojące samochody, dotarliśmy tylko do centrum miejscowości i nie udało się dojechać do Muzycznej Owczarni w Jaworkach. W pewnym momencie wszystko się totalnie zakorkowało.
Dobrze, że motocyklem można łatwiej manewrować. Wycofaliśmy się szybko, kierując się do Kamienicy.
Tutaj skręciliśmy na Limanową. To piękna, pełna niesamowitych zakrętów trasa gdzie rozgrywa się zawody kolarskie typu Tour de Pologne jak i wyścigi samochodowe
Wyścig Górski Limanowa - Przełęcz pod Ostrą to jeden z najbardziej rozpoznawalnych wyścigów samochodowych w Małopolsce. Impreza ta jest Rundą Mistrzostw Europy FIA w Wyścigach Górskich oraz Rundą Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski. Na liczącej 5493 metry trasie ze startem w Starej Wsi zmierzyli się w lipcu tego roku liderzy klasyfikacji generalnej Goeffrey Schatz i Christian Merli, wielokrotny mistrz Europy, włoski rekordzista trasy.
Trasa wymaga sporej uwagi ponieważ w motocyklach jedzie się tam gdzie się patrzy. Jak się człowieku zagapisz nie w tę stronę to można nie zamknąć zakrętu, lądując w rowie po drugiej stronie.
Dobrze, że motocyklem można łatwiej manewrować. Wycofaliśmy się szybko, kierując się do Kamienicy.
Tutaj skręciliśmy na Limanową. To piękna, pełna niesamowitych zakrętów trasa gdzie rozgrywa się zawody kolarskie typu Tour de Pologne jak i wyścigi samochodowe
Wyścig Górski Limanowa - Przełęcz pod Ostrą to jeden z najbardziej rozpoznawalnych wyścigów samochodowych w Małopolsce. Impreza ta jest Rundą Mistrzostw Europy FIA w Wyścigach Górskich oraz Rundą Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski. Na liczącej 5493 metry trasie ze startem w Starej Wsi zmierzyli się w lipcu tego roku liderzy klasyfikacji generalnej Goeffrey Schatz i Christian Merli, wielokrotny mistrz Europy, włoski rekordzista trasy.
Trasa wymaga sporej uwagi ponieważ w motocyklach jedzie się tam gdzie się patrzy. Jak się człowieku zagapisz nie w tę stronę to można nie zamknąć zakrętu, lądując w rowie po drugiej stronie.
Pal licho jak nic nie jedzie z naprzeciwka.
Tak to dotarliśmy do Starej Wsi, a następnie do Limanowej. Mały postój na Rynku i niespodzianka. Spod kościoła wyjechała młoda para. Widać było, że są świeżo po ślubie. Siedzieli na podwójnej kanapie trojki czyli trzykołowego motocykla, rozdając na lewo i prawo uśmiechy dla pozdrawiających ich ludzi. Za nimi ze trzydzieści motocykli czyli słynna motocyklowa obstawa. Pełni entuzjazmu do przyszłego wspólnego życia młodzi dwukrotnie okrążyli runek nim udali się na miejsce imprezy.
Tak to dotarliśmy do Starej Wsi, a następnie do Limanowej. Mały postój na Rynku i niespodzianka. Spod kościoła wyjechała młoda para. Widać było, że są świeżo po ślubie. Siedzieli na podwójnej kanapie trojki czyli trzykołowego motocykla, rozdając na lewo i prawo uśmiechy dla pozdrawiających ich ludzi. Za nimi ze trzydzieści motocykli czyli słynna motocyklowa obstawa. Pełni entuzjazmu do przyszłego wspólnego życia młodzi dwukrotnie okrążyli runek nim udali się na miejsce imprezy.
Ciekaw jestem czy przyszłe wspólne życie planują na jeden czy na dwa motocykle?
Klimatyczne wydarzenie, taki przejazd ze ślubu.
Za moich czasów nie do pomyślenia. Choćby dlatego, że brałem ślub w grudniu.
Klimatyczne wydarzenie, taki przejazd ze ślubu.
Za moich czasów nie do pomyślenia. Choćby dlatego, że brałem ślub w grudniu.
Z Limanowej do Nowego Wiśnicza z przyjemnym zamkiem i przygotowaniami miejscowych do niedzielnej imprezy, potem przez Bochnię i do domu.
Przez cały czas trwania tej wyprawy towarzyszyło mi nie odparte poczucie wdzięczności.
- Boże jakże Ci dziękuję za to, że urodziłem się w tak pięknym miejscu. Inni wloką się kilometrami na tygodniowy urlop, by popatrzeć na góry przez chwilę, ja je mam praktycznie na wyciągnięcie ręki.
Może ta euforia wynika z tego, że na motocyklu jest doskonała wentylacja i nałykałem się tlenu ponad normę. Zwał jak chciał.
Może ta euforia wynika z tego, że na motocyklu jest doskonała wentylacja i nałykałem się tlenu ponad normę. Zwał jak chciał.
Na miejscu byłem o 17.30
Spędziłem więc w siodle 8 godzin przejeżdżając prawie 280 kilometrów.
Ledwo co ściągnąłem z siebie motocyklowe skóry, jak w odwiedziny wpadli nasz Starszy Syn z Małżonką, dzieląc się wrażeniami z wystały Leona Wyczółkowskiego w Muzeum Narodowym.
- A co u Was ? - spytał protekcjonalnie.
Nie chciałem mu psuć humoru wobec odrzekłem
- Nic, nudy i gorąco.
Gdyby wiedział....
Spędziłem więc w siodle 8 godzin przejeżdżając prawie 280 kilometrów.
Ledwo co ściągnąłem z siebie motocyklowe skóry, jak w odwiedziny wpadli nasz Starszy Syn z Małżonką, dzieląc się wrażeniami z wystały Leona Wyczółkowskiego w Muzeum Narodowym.
- A co u Was ? - spytał protekcjonalnie.
Nie chciałem mu psuć humoru wobec odrzekłem
- Nic, nudy i gorąco.
Gdyby wiedział....
Tak wyglądała nasza trasa w tym dniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz