17 kwietnia 2025

Więc chodź pomaluj mój świat

Wiec chodź, pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko. Nie, nie, nie na te kolory. Szanowna Małżonka od dawna miała już pomysł jakie mają być kolory mojego świata. Ponieważ jak to mówił Duńczyk z Vabanku - "Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój", mniejsza jest też ilość rzeczy o które jestem gotów kruszyć kopię z moją żoną. Tym razem też pozwoliłem, aby to ona otoczyła mnie kolorami. Otóż jak się okazało, najlepsze dla mnie są wariacje barw nazwane dla niepoznaki: Szlachetny kryształ i Cotton Candy gdzie pod tym tajemniczym angielskim wyrażeniem mieści się nasza pospolita wata cukrowa. Kiedyś miałem pokój w odcieniu zieleni, bo od dziecka wmawiano mi, że ten kolor uspokaja. Małżonka przełknęła zieleń, ale zdecydowała o odcieniu i tak weszły na ścianę "Pędy piwonii"
W pokoju po moim Młodszym który aktualnie zajmuję, miałem na ścianie rockowy " Surowy cement" teraz zastąpił go "Szlachetny kryształ", a ja już wiem jak czuł się Nergal kiedy w prezencie od Dody otrzymywał różowe upominki.
Miłość wymaga ofiar, pomyślał pewnie pozując do zdjęć z różową walizką. Nie jestem pewien czy rzeczywiście tak pomyślał. Pewne jest tylko to, że oglądając ściany w moim pokoju taka myśl przemknęła mi przez głowę.
  Jak to już kiedyś napisałem, prawdziwy mężczyzna rozróżnia tylko trzy kolory, są to:
Zaje*isty, ch*jowy, peda*ski.
Pracowałem jednak nad sobą przez lata i wiem też jak wygląda kolor ecru. Lubię czasem zadziwić tą wiedzą własną i pamiętam, że temu faktowi poświęciłem cały post na tych łamach.
Przez całe lata malowałem sam nasze małe, a później większe mieszkanie. Z czasem jednak coraz trudniej łazić po drabinie i odcinać kolory. Zwłaszcza, że nie miałem pomysłu jak to zrobić w skosach nad schodami. Wysokość i brak możliwości bezpiecznego rozłożenia drabiny przerażały mnie. Chciał nie chciał, zaprosiłem do domu malarzy.
Pojawiali się przez tydzień w naszym domu, raz w trójkę, raz znów w dwójkę. Z owej trójki, dwóch było motocyklistami co przełamało te przysłowiowe pierwsze lody i jakoś poszło.
W jeden weekend demontowałem elementy ze ścian i lampy z sufitów i przesuwałem meble nabrzmiałe wspomnieniami lat minionych. Potem dzielnie znosiłem przeprowadzkę do innego pokoju. W następny piątek i sobotę sprzątałem na górze, a w niedzielę demontowałem lampy, obrazy i przesuwałem meble do malowania wynosząc rzeczy na górę. Musiałem tak przygotować kanały komunikacji by przejechała nimi małżonka na wózku. To już było wyzwanie.
Wyłączona z użytku kuchnia rzuciła mnie w objęcia fast foodów. I tak
W poniedziałek - Pizza w "włoskiej" knajpy.
We wtorek - Burger i sałatki ze swojskiej "Pizzerii pod lasem"
a w środę - Zestaw Mc Donalds.
W czwartek dla odmiany dojadaliśmy resztki z Maca, ponieważ zbyt odważnie oceniłem nasze możliwości dzień wcześniej.
W kwestii tak zwanego szybkiego jedzenia odrobiliśmy zaległości z kilku lat i na te kilka lat do przodu mamy chyba spokój. No chyba, że żona wymyśli wymianę mebli w kuchni.... Boże! Ona już o tym wspominała. W tym planowania żona jest zawsze trzy kroki przede mną.

Kolejny już weekend poświęciliśmy na porządkowanie dołu, mycie, montowanie układanie. Ostatnim etapem jest pozbycie się wielu niepotrzebnych rzeczy, odkładanych po kątach, bo przecież jeszcze się przydadzą. Zadziwiające jak potem hurtem pozbywamy się tych złogów. Najlepiej czynić to szybkim i zdecydowanym ruchem, tuż przez terminem wywozu śmieci. Wtedy już nie ma powrotu do wora, aby coś z niego wyciągnąć.
Wyrzucam więc te rzeczy, będąc jednak przekonany, że nie miną dwa miesiące, a mnie ta wyrzucona właśnie rzecz mogła by się bardzo przydać.
Ot takie złośliwości martwych przedmiotów.


                                                                                                                              foto : dekoratorium.pl

18 komentarzy:

  1. Piękna robota! Wpisałeś się w ludową tradycję bielenia ścian przed Wielkanocą:) Jasne, że na tym etapie życia należy się posiłkować najemną siłą roboczą. Musimy zacząć się szanować:)
    Teraz potrzeba Wam kolorowych jajek aby dopełnić malowanie świata.
    Dobrych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma w tym żadnej filozofii ani tradycji. Po prostu malarze mieli wtedy wolny termin. Tobie też Dobrych Świąt

      Usuń
  2. Oj, jak ja dobrze wiem, co przeżywasz! Mam dokładnie to samo - jeszcze jeden remont nie skończonym a Koleżanka Małżonka już myśli o następnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tych sprawach kobiety wyprzedzają nas o trzy długości

      Usuń
  3. Mnie przydałby się taki, co o wiosennym remoncie by pomyślał. Jednak złe skojarzenia z najemną siłą roboczą z poprzednich lat, sprawiają, że odkładam go na bliżej nieokreślony czas. Spokojnych, zdrowych(bo kolorowe to już macie) świąt życzę całej Rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Klik dobry:)
    Gratuluję! Malowanie i wyrzucanie u mnie także idzie w parze. Ogrom niepotrzebnych rzeczy w domu, to jak toksyny, bakterie i wirusy w ciele człowieka. Trzeba się ich pozbywać, o!
    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłych dni świątecznych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Antoni drogi, nie chciałoby Ci się zrobić generalnego remontu w sąsiednim województwie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ze względów budżetowych zamykam sprawę remontów w tym roku. No chyba, że jakaś własna dłubanina.

      Usuń
  6. A u mnie te kolory: "na żółto i na niebiesko" od lat są ulubione i nie ma to żadnego związku z Ukrainą. I tak w gołębniku błękitno z odrobiną żółtego a w domku ROD os wręcz przeciwnie, żółto biały z odrobiną niebieskiego. A przydasie i u mnie mają zadziwiająco długie życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kolory to cytat z piosenki zespołu 2+1, potem ze względu pewnie na tę piosenkę przyjął je RMF.

      Usuń
  7. Mc donalda to kilka razy w roku jem. Lubię uliczne żarcie.

    OdpowiedzUsuń
  8. W trakcie motocyklowych wycieczek, kiedy szkoda nam czasu na knajpy jadamy na szybko na stacjach benzynowych. Jakiś fast food, kawa i w drogę

    OdpowiedzUsuń
  9. Zmartwiłeś mnie Antoni. Zmartwiłeś przypominając w brutalny sposób coś, co wypieram ze swojego umysłu od pewnego czasu. A wypieram świadomość, że sufity po kilku latach pociemniały, ściany są "upalcowane" przez wnuczków, a sufit w części kuchennej ma ślady od soku z aronii, któren to sok znalazł się tam, kiedy małżonka zapomniała, że postawiła weki z aronią zwane u nas krauzami na gazie i poszła pracować do ogródka. Trudno. Po męsku przyjąłem na klatę fakt, że te obrzydliwe czynności które ze swadą opisałeś mnie nie miną i trzeba będzie się z nimi zmierzyć. Pozdrawiam poświątecznie. JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak samo miałem w mieszkaniu, stąd decyzja ( bardziej żony niż moja). Miłego

      Usuń
  10. Czeka mnie to samo, ale na szczęście potraktowałeś malowanie na wesoło, więc i ja jakoś przeżyję...

    OdpowiedzUsuń