18 czerwca 2024

Daj se luz

 



Daj se luz 
I nie szukaj dziury w całym!
Daj se luz
Bo sam przecież tego chciałeś!
Daj se luz -
Przyszła pora odpoczynku!
Zima wasza, wiosna nasza
A lato - Muminków! (Kabarecik Olgi Lipińskiej)

 

Gdybym tylko tak mógł. Gdybym mógł mieć w dupie wszystkie codzienne problemy.
Z pewnością ulżyło by mi gdybym nie rozpamiętywał nocami błędów młodości. W pościeli podczas bezsennej nocy, po raz kolejny analizuję głupotę która popisałem się dziesiątki lat temu. To nie służy niczemu z wyjątkiem tej sadomasochistycznej chęci cierpienia.
"Mam w środku ogromną ranę i zamiast dać jej zagoić się w spokoju
to lubię sobie ja troszkę posolić, natrzeć cebulą, a na koniec skropić cytryną.
I kiedy wreszcie porządnie zaboli to mam poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu"


Bynajmniej nie ja to wymyśliłem, przeczytałem to gdzieś w sieci i natychmiast zapałałem niekłamanym uznaniem do autora. Jakże bliski mi jest ten facet/ ta facetka
Toż to wypisz wymaluj credo mojego życia. Cierpienie na potrzeby własne. Nie, nie takie za miliony bo z tego wyrosłem tak gdzieś zaraz po maturze.
Takie małe nieustające cierpienie, jako paliwo napędzające.

A tu życie dba oto by nie było mi nudno.
Do problemów zdrowotnych żony doszła szybko postępująca demencja teściowej.
Śmiesznie już było.
Wymieniliśmy się z teściową pokojami. Ja zamieszkałem na piętrze, Ona w moim pokoju
Zamieniliśmy się miejscami  przy stole. Ona zasiada tam gdzie siadałem codziennie od dwunastu lat. Dwanaście lat to wystarcza ilość czasu by się przyzwyczaić.
Głupoty, powiecie, nie masz większych problemów skoro przejmujesz się takimi głupotami.
Taki już jestem. 

Cebula i kilka kropli cytryny.
Czuję się troszkę jak ta mrówka z trzymiesięcznym wypowiedzeniem z mrowiska.
Pamiętam jak w czasie mojej pracy poza domem walczyłem o wieszak.
W przedpokoju  naszego mieszkania znajdowały się cztery wieszaki. Jeden dla mnie, drugi dla żony, pozostałe dwa dla synów. Niby wszystko się zgadza, ale ja lubiłem, żeby ten jeden, ten mój wieszak czekał na mnie pusty.
Był to dla mnie czytelny sygnał że jestem oczekiwany, Że beze mnie dom jest niekompletny.
Zwracałem na to uwagę parę razy. Przedstawiałem swój punkt widzenia w temacie wieszaka.
Przecież wystarczyło tylko przewiesić kurtkę na inny wieszak wtedy gdy w piątkowy wieczór pies szczekał radośnie przy drzwiach, bo znaczyło to, że jestem już na schodach.
Wieszak w końcu czekał na mnie, ale nie na wskutek zrozumienia tego mojego nieszkodliwego wariactwa. Wywalczyłem to sobie ogniem i mieczem.

Troszeczkę posolić.
W ostatnią sobotę wybrałem się na samotną wycieczkę motocyklową. Pogoda dopisywała, a wobec perspektywy deszczowej niedzieli wyruszyłem przed południem. Samotną, napisałem ponieważ ostatnimi czasy z reguły jeździłem w grupach mniejszych lub większych. W takiej grupie ile ludzi tyle charakterów i trzeba to wszystko pogodzić jak w koalicji. Z ta różnicą, że my nie mieliśmy umowy koalicyjnej i konflikty rozwiązywaliśmy na drodze.
Od początku ,mojej przygody z motocyklem starałem się aby moje własne bezpieczeństwo było priorytetem. Szybkość zaś taka, abym miał komfort panowania nad maszyną. Na zaczepki ludzi z grupy (takich w wieku mojego starszego syna) odpowiadałem niezmiennie, że nie po to pracowałem uczciwie przez 42 lata, by teraz nie zdążyć skorzystać z emerytury.
Poza tym nie ma musu, zawsze możemy spotkać się dopiero na miejscu planowanego postoju.
Poza tym uważam, że jazda na górnej granicy tego co jest przepisami dozwolone, to nie jest w końcu jakieś żółwie tempo, a moja drogowa powinność.
Apogeum niezadowolenia osiągnąłem pierwszego maja w drodze z Sandomierza.
Od tej pory nie wyjeżdżałem nigdzie dalej, tak jakbym nie umiał tego zrobić samodzielnie.
Teraz 280 kilometrów przełożyło się na trasę Kraków - Brzesko - Nowy Sącz - Stary Sącz - Łącko- Krościenko - Nowy Targ - Myślenice - Dobczyce - Wieliczka - I do domu  
Cieszy mnie, że się odważyłem. Samotna jazda ma ten plus, że dopasować się musisz jedynie do warunków drogowych. Nie znaczy to wcale, że nie jestem koncyliacyjny. Wydaje mi się, że jestem. Zdecydowanie zaś potrafię być asertywny.

Rozliczenia
Od pewnego czasu zdaję sobie sprawę z tego, że niektórych rzeczy już nie uda mi się zrobić. Nie odwiedzę miejsc które chciałbym, a w których nie byłem. 
Oczywiście nie mam na myśli takich miejscówek jak Tybet, Mongolia czy Wyspy Zielonego Przylądka. Myślę na przykład o czymś tak prozaicznym jak Mazury
Czy Wy wiecie, że ja nie byłem na Mazurach. Nie składało się.  Może i mógłbym na emeryturze wybrać się na te kilka dni do Giżycka czy Mikołajek. W obecnym jednak układzie odpada mi wyjazd z noclegiem poza domem.
Szybko ucieka to życie.
Żałujemy tej szybkości choć są takie dni kiedy mamy go serdecznie dość.
Bo przecież życie to  "śmiertelna choroba przenoszona droga płciową" 
A więc Westerplatte broni się jeszcze, a ja wchodzę na drabinę (chociaż nie mam już tego młodzieńczego zrywu) i skręcam montuję, buduję.
Ostatnio montowałem taki coś dla wnuczki



 
I tylko wieczorem gdy nie wiem jak ułożyć ręce do snu, bo bolą w każdej pozycji myślę sobie pozytywnie - W końcu ból to oznaka życia 

Podsumowanie
Aż prosi się tu cytat z Jonasza Kofty

Wyszedłem ze wszystkim na swoje 
Minus pożyczka plus premia
Teraz przy piwku sobie stoję
U góry niebo na spodzie ziemia
Nie jest mnie dobrze nie jest mnie źle
Cholera wie czego ja chcę
 ....
Nie, nie, nie, ja wcale nie narzekam

 

Post scriptum  -  co znaczy  "pod spodem" jak rozszyfrował ten skrót pewien kapitan na szkoleniu wojskowym w czasach PRL-u  
 
Ten post jest napisany na życzenie Ultry.
Dziękuję Ci za zainteresowanie.      
O Tobie Nitager również pamiętam.