07 lipca 2022

O tych paragonach co to ponoć budzą grozę

Nie jest tanio, to truzim. Można się nawet pokusić o powiedzenie, że jest drogo. dokłada się do tego jeszcze  wszechobecne narzekanie. My Polacy lubimy narzekać, na wszystko i bez przerwy. Na kiepskie zarobki, głupiego szefa, brak orgazmu. W trakcie zaś miesięcy wakacyjnych narzekamy na: brak szerokiej oferty alkoholi w ramach all inclusive, niewygodne materace i pokojach hotelowych i kiepski widok z jego okien, a przed wszystkim na jedzenie. Jedzenie jest najważniejsze, a przecież jak mówi przysłowie :" Jemy aby żyć, a nie żyjemy aby jeść".

W mediach zwłaszcza społecznościowych pojawiają się prawie codziennie zdjęcia paragonów za jedzenie w knajpie, najczęściej w znanych miejscowościach turystycznych. Ogólnie dla tej formy prezentacji wymyślono nazwę "paragony grozy" i tak już zostało. Dlaczego paragony to wiadomo, ale dlaczego grozy?


Po pierwsze nikt do konsumpcji w tym lokalu przymuszony nie był.
Dobry zwyczaj ostatnich lat u nas, a od dawna obowiązujący już w Europie nakazuje, aby wywiesić menu wraz z cenami przed wejściem do knajpy.
Staję więc  przed kartką, czytam, a jeżeli potrafię się zbilansować, wchodzę.
Odczytałem nazwę lokalu na paragonie. Na ich stronie internetowej widnieje menu wraz z cenami. Można więc być mądrym już na etapie planowania wyjścia.
Oczekuje się wzruszeń w klimatycznym otoczeniu, wraz z regionalnymi potrawami, a nie akceptuje się ceny która wynika między innymi z tego, że kelner który nam podaje kwaśnicę występuje w góralskich guniach, a kelnerka przez cała zmianę dźwiga na szyi sznur korali.  
Pamiętam jak mój francuski brat minął w Paryżu cztery lokale, aby wejść do piątego ze względu na poziom cen  oferowanych tam dań. Wypiliśmy wodę, albo wodę i kawę, a jemu  chciało się szukać.  Nie musiał przecież, ponieważ jako właściciel poważnej firmy mógł zapłacić bez narzekania.
Wtedy nie rozumiałem tego zachowania, dziś bez stresu korzystam z tych wzorców. Wybieram lokale i potrawy na które mnie stać i nie narzekam.
Sam decyduje co jem i nie chcę być jak ten górnik który wraz z kolegami zasiadł do śniadania na przodku pod ziemią.
Otwierają górnicy buterbroki ( po śląsku kanapki ) zajadają. Żony zadbały, aby wewnątrz była kiełbaska lub szyneczka.
Nasz bohater zdejmuje papier z chleba, zagląda do środka i mówi- Cholera, z żółtym serem - potem ze wstrętem rzuca kanapką o ścianę. Następnego dnia sytuacja powtarza się dokładnie w takiej samej kolejności.
Gdy trzeciego dnia górnik nie rozpakował nawet kanapki tylko rzucił nią o ścianę, koledzy mówią do niego.
- Zajrzyj do środka może dzisiaj jest z szynką.
- Wiem z czym jest, sam sobie robię śniadania - odpowiedział poirytowany górnik.
No właśnie o to chodzi, o irytację na własne decyzje.
Wiem, że wczasy i długie weekendy żądzą się swoimi prawami, ale żaden czas nie zwalnia z myślenia.
Sam miałem dwa przypadki, kiedy nie potrafiłem zrobić użytku z menu przed założeniem zamówienia.
Pierwszy jeszcze w czasach studenckich, kiedy w wypasionej knajpie zamówiłem dla siebie i brata piwo Krakus - produkt wtedy nieobecny na półkach i pożądany.
Był jeden problem. W karcie stało jak wół, że piwo podajemy wyłącznie do konsumpcji.
Wybrałem więc najtańszą pozycję w karcie którą był tam pstrąg soute, a do którego mogłem już domówić owego Krakusa.
Kiedy zobaczyłem  kelnerów wyjeżdzających lśniącym nierdzewnym wózkiem z zaplecza, powiedziałem do brata
- Spójrz jak się ktoś wyluzował.
Wózek dojechał do nas, a po podniesieniu pokrywy zamówiony pstrąg płonął.
- Czy jesteś pewien tej ceny? - spytał półgębkiem brat
- Delektujmy się teraz - powiedziałem udając spokój, chociaż tętno dawno przekroczyło setkę 
Zerknąłem do karty którą tak niedbale odczytałem
Pełny tekst brzmiał:
Pstrag soute - wg wagi. Cena za 100g plus dodatki wg  karty.
Było to w czasie kiedy nie było jeszcze kart kredytowych. Ba, nie mieliśmy nawet kont w banku.
Wyglądało na to, że dobry Pan Bóg chciał mnie czegoś nauczyć, ale zrobił to tak by za bardzo nie bolało.
W kieszeni miałem kasę którą ojciec powierzył mi wraz z prośbą o zakup kąpielowego piecyka gazowego.  Było więc czym zapłacić.
Potem przez jakiś czas  ściemniałem w domu o brakach w zaopatrzeniu, aby na spokojnie dozbierać brakującą kwotę.
Za drugim razem, kiedy już posiadałem ową cudowną kartę kredytową ale nadal trwał proces mojego "dojrzewana w mądrości" ( czy on się kiedyś zakończy?) wybrałem się z rodziną do Chłopskiego Jadła. Podawano tam danie pod nazwą "Koryto". Na nim jak w korycie znaleźć można było wszystko. Mięso wołowe, kotlety schabowe, kurczaki ale i pierogi i inne kluski. 
Pozycja nie wymieniona w menu, przygotowywana na specjalne zamówienie.
Zaproszenie oprócz rodziny przyjęli również: mój ojciec i matka mojej żony, dla których takie wyjście do knajpy było sporym wydarzeniem.
Koryto podawano jak owego pstrąga. Co prawda nie na wózku, ale z honorami. W takim drewnianym naczyniu na kształt owego tytułowego koryta, a przy wyjściu dania na salę kuchni kucharz głośno dzwonił wielkim mosiężnym dzwonkiem.
Wespół, w zespół udało nam się uszczknąć ledwie połowę podanego dania gdy wszyscy opadli z sił. 
- Poprośmy o zapakowanie reszty do domu - podpowiedziała praktyczna jak zawsze  żona.
- Nie wypada - odpowiedziałem wychowany na wzorcach z PRL gdzie tak łatwo można było zdenerwować kelnera.
Wziąłem  rachunek i gdy spojrzałem na kwotę zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Na pamięć wyciągnąłem z portfela kartę i dołożyłem kelnerski napiwek.
Bo gdy Titanic tonął to też orkiestra grała...
- A tę resztę proszę nam zapakować  na wynos -  powiedziałem z uśmiechem do kelnera. Powoli odzyskiwałem wzrok.
- Wiedziałeś, że to tyle kosztuje ? - spytała żona.
Jakże mógłbym Was inaczej zaprosić - odpowiedziałem.
Skłamałem, aby nie psuć atmosfery i nie wywoływać w zebranych wyrzutów sumienia, wszak to nie oni, a ja popisałem się podręcznikową wprost głupotą.
Mięsa  starczyło jeszcze na dwa dni do obiadu, nie wspominając o pierogach.
Czy czegoś nauczyły mnie te wpadki?
Tak, że nie jest grzechem pytać, czytać i analizować. Nie jest też wstydem wyjść z knajpy jeżeli ceny nam nie odpowiadają. 
Publikować paragony i narzekać na ceny, to jakby przedstawiać dowody na własną głupotę.
I nie wiem czy przy okazji modlić się o mądrość czy już tylko o zdrowie, bo o mądrość zdecydowanie za późno?


 

     


  

 


22 komentarze:

  1. Można to jednak zrozumieć, gdy wchodzi się do tej samej knajpy, co rok temu, zamawia się to samo danie, które w zeszłym roku nam tak smakowało i wcale nie było drogie, standard knajpy się nie zmienił, a wręcz lekko spsiał. Cóż, człowiek spodziewa się, że będzie trochę drożej - bo wie pan, inflacja - a tu dowalają mu rachunek kilkukrotnie wyższy. Cóż, ja nie mam odruchu sprawdzania już raz sprawdzonego, choć może dziś należałoby taki odruch w sobie wyrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwięcej dymu robią nie ci co bywają regularnie ( co rok to też pewna regularność), tylko ci co to przejazdem lub na wczasach.

      Usuń
  2. Panie miały jednak niezły apetyt skoro taki obiadek skonsumowały. Cena na tym paragonie wcale mnie nie powaliła.
    Racją jest, że oferowanie cen za 100g potrawy stanowi nie lada pułapkę. Trzeba zachować czujność i pierogi lepić sobie w domu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na odrobinę luksusu z pewnością zasłużyliśmy, ale zasługi nie powinny zwalniać nas od myśłenia

      Usuń
  3. Klik dobry:)
    Także nie rozumiem tej "grozy". Skoro gdzieś pojechali, zaplanowali żywienie się w restauracjach, to w czym problem? Nie skalkulowali wydatków czy na takie żywienie nie było stać? Jeśli nie stać, to siedzieć w domu, albo jeździć z własnymi słoikami i kuchenką na denaturat, jak to często czyniło się w czasach PRL. Osobiście gotowałam kluski i grzałam mięsko na takiej kuchence nawet w Rzymie.
    Obciach? Nie! Mądrość w działaniu na miarę swoich możliwości, o!

    Z tymi cenami za 100 gramów to nie jeden się nabrał.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam turystyczne kuchenki gazowe i pożywny żurek śląski lub gulasz z makaronem. Dało się

      Usuń
  4. Będę złośliwa - panie miały niezły apetyt jeśli to wszystko zjadły.

    Jesteśmy świetni w narzekaniu, to prawda, ale na pocieszenie powiem, że np. Anglicy notorycznie narzekają na pogodę. Wydaje mi się, że jest to genetycznie uwarunkowane, po prostu muszą narzekać. A przysłowiowa "angielska pogoda" nie różni się niczym od polskiej pogody.
    U nas o tyle gorzej, że my narzekamy na wszystko i myślę sobie, że te panie może specjalnie poszły do tej właśnie knajpy, żeby ponarzekać. ;)
    Rzadko chodzę do restauracji - jakieś dwa lata temu poszłam z koleżanką na suhi. I była to zwykła sieciówka, żadna tam japońska restauracja. I wiesz, wydaje mi się, że 90 zł za butelkę prosecco to jest duże przegięcie.
    Moja inna koleżanka dopiero co wróciła z Chorwacji - stale przesyłała mi wiadomości, jak potwornie gorąco i nie do wytrzymania, że już chce wracać bo nie ma czym oddychać. Zanim pojechała zapytałam: po jakiego diabła jedziesz do Chorwacji w środku lata? Będziesz miała 40 stopni. I tak było. Może również pojechała, żeby narzekać. Nie wiem.
    Ja dopiero wróciłam z Wielkiej Brytanii, i tam stale w tv i radiu o wzroście kosztów życia i jakie to jedzenie jest drogie. Może i ono drogie, ale wiele rzeczy jest tańszych niż u nas a porównując najniższe zarobki angielskie i polskie wychodzi na to, że u nich taniej.
    Tak sobie czasem myślę, że może to jakieś odgórne działanie, wpędzanie ludzi w sztuczny kryzys, żeby trochę nakręcić gospodarkę, Mało się znam na ekonomii, ale dziesiątki lat dobrobytu powodują stagnację.
    Nagle się okazuje, że Ukraina to produkuje 80% zbóż, a może i 90% - i przez Putina umrzemy wszyscy z głodu. Orwell, Antoni - Orwell się kłania. ;)

    Jedyne, co naprawdę jest słabe to cena benzyny. Podróż na Kaszuby z Trójmiasta kosztuje przynajmniej o 1/3 więcej. I tu możesz powiedzieć: nie pasuje ci to nie jedź, ale do kitu jest takie myślenie.

    A ludzie jak to ludzie, wybierają najtańsze możliwe wczasy i narzekają, że jedzenie paskudne, albo lądują w szpitalu z zawałem serca i marudzą jakie kiepskie posiłki serwują chorym.

    Antoni - jest tak jak napisałeś: jemy, żeby żyć a nie odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Benzyna daje poczucie wolności, a przez tę cenę widzę że ktoś tę moją dobrze pojętą wolność ogranicza. Zwłaszcza gdy ceny na giełdach spadły a na stacjach trzymają się wysoko.

      Usuń
  5. Ale mam dobrą wiadomość. Przegląd samochodu od paru lat kosztował niezmiennie 100 zł.
    A dzisiaj, miła niespodzianka 99zł.
    Można? Można. 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zawsze kosztował 99 zł,- tylko diagności zaokrąglali

      Usuń
  6. Antoni, bingo. Gdybym był mniej leniwy i jeszcze miał gdzie pisać to napisałbym dokładnie to samo. Ująłeś problem wnikliwie i komplementarnie, nic dodać nic ująć. Też mnie szlag trafia jak czytam o kolejnych paragonach grozy, a z treści wynika że pisze to zwyczajny idiota. Super felieton. Pozdrawiam, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
  7. W restauracji byłam 3 razy w życiu(dwa z własnego wyboru),zawsze studiowałam dokładnie menu. Raz zamówiłam to, na co miałam ochotę i nie byłam w stanie tego przejeść. Jak mawia moja siostra "kto nie ma miedzi, ten w domu siedzi" i ja się z tym zgadzam. Udanego urlopu życząc, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na jakieś małe wariactwo każdy z nas zasługuje. No ale nie jak tego chciał Marks - Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb.

      Usuń
  8. Co tu więcej dodać. Mądrze i na temat. Dziękuję. Ale jeśli chodzi o naszą polską mądrość to ja już się nie łudzę i modlić nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię knajpki z klimatem, ceny maja tam spore za ten klimat ale zamawiam jedno danie z popitką i tym się powoli delektuję ile tylko chcę. Z reguły warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba brać pod uwagę dodatek za folklor. Wtedy jest spokojnie.

      Usuń
  10. I pomyśleć że moskala to se góral na kamieniu piekł z garstecki mąki i wody z potoku jak się na kozice zasadzoł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka moda .Teraz płaci się właśnie za prostotę.

      Usuń
  11. Przystawka pierogi odsmażane z wczoraj z rosbefu rosołowego robionee

    OdpowiedzUsuń
  12. Kapuśnik na boczku z grulami
    Bogracz z haluszkami
    Ciasteczko ze świetnej cukierni za rogiem z najlepszą kawusią
    Piweńko wg gustu jasne albo ciemne.
    Na koniec własny rachuneczek tak z 80zeta bo wołowinka droga I napiwek za używanie własnych rączek.
    Na 2 osoby. Wkład pracy: pomieszać. Przyjemność: poczytać Antoniego R.

    OdpowiedzUsuń