28 czerwca 2012

Nowy chwilowy tytuł


Czy ja już wspominałem, że za moją żoną nie nadąży?
Kto nie nadąży?
Nikt nie nadąży.
W markecie śledzę jej ścieżki po zapachu palnej gumy z opon jej wózka. Na zakrętach słychać tylko pisk.
Najbardziej obfotografowana na weselu osoba, zaraz po młodej parze, nie zwolniła tempa nawet wtedy gdy można o niej mówić - teściowa.
Ledwie trzy dni cieszyłem się nowym tytułem, przypinając go w myślach z przodu, lub z tyłu swojego nazwiska.
- Może by tak Antoś trochę ustatkować się – pomyślałem - W końcu masz być wzorem.
Ale z tej powagi niewiele wyszło, ponieważ dokładnie od wczoraj, za sprawą żony używam innego tytułu
Słomiany wdowiec.
A przecież wiadomo:
Słomiany wdowiec - ileż wdzięku ma ten stan.
Słomiany wdowiec - o, to wesolutki pan.
gdy żona gdzieś we świecie proszę, w to mi graj na słomie ..
No i tak dalej. Może do tej słomy nie powinienem dochodzić, bo przecież Żona podczytuje ten mój blog i jak każda kobieta może się okazać alergikiem.
A więc mówiąc krótko - po raz drugi w ostatnim tygodniu stało się.
Jeszcze w trakcie podróży do Polski na naszą rodzinną uroczystość, padło hasło
Drogą powrotną zabieramy Cię ze sobą. Pakuj się.
Żonie natychmiast wyrosły skrzydła. Takie jak na hełmie Asterixa. Pomiędzy przymiarką a make -upem, zamówiła bilety lotnicze. Tak się szczęśliwie złożyło, że na ten sam lot.
I poleciała.
Wieczorem dostałem dwa SMS-y z ziemi Galów. Pierwszy z Paryża, a drugi już z samego południa Francji.
Oczywiście, odbyło się to wszystko za moim przyzwoleniem, albo żeby zabrzmiało elegancko - na mocy wspólnej decyzji.
Pamiętam przecież jak w zeszłym roku wróciła z tego pobytu, pełna wiary i nadziei, optymizmu i energii, którą trudno okiełznać do dzisiaj.
Jeżeli łany lawendy powodują, że ładuje te swoje biologiczne akumulatory, to proszę bardzo.
Namiastka w postaci lawendowego krzaczka stoi na balkonie, ale to tylko ersatz.
Kiedy wychodziłem wczoraj z domu, pożegnałem się z nią na dwa sposoby:
Pierwszy w którym już tęsknie i nie wiem jak sobie z tym poradzę.
Drugi gdzie zapewniłem, że dany sobie doskonale radę.
- Wybierz tę formą która Cię bardziej przekonuje, z którą czujesz się lepiej.
Swoja drogą muszę stwierdzić, że na swojej drodze żona moja spotkała wielu porządnych i przyzwoitych ludzi. A poprzez jej szczęście i ja mam z nimi do czynienia.
Naszych szlachetnych Francuzów znamy już ponad dwadzieścia lat, a relacje między nami są lepsze niż w standardzie rodzinnym.
Remontując swój dom, dopasowali go dla niepełnosprawnych.
- Aby Maria czuła się dobrze - stwierdził Eric.
Czy coś trzeba jeszcze dodawać?
SMS-y zachowałem.
Lubie w trakcie tych samotnych, letnich wieczorów, spoglądać na ekran i wywoływać zdarzenia z pamięci.
A póki co organizujemy męską bazę. Na wniosek Młodego zaopatrzyliśmy się w odpowiednią ilość zupek chińskich. Warzywa będę kupował na bieżąco.
Chociaż z drugiej strony, pewnie nie potrafię już żyć bez pieczenia chleba, formowania pizzy, czy gotowaniu ryżu po chińsku.
Najgorzej idzie mi z prasowaniem. Nie dlatego, że nie umiem. Dlatego, że nie lubię. Prasowanie w przeciwieństwie do tańca idzie mi całkiem przyzwoicie. Nie robię podwójnych kantów na spodniach i potrafię wyprasować kołnierzyk. Wiem też, że niektóre ubrania prasuje się z lewej strony.
Ale w piątkowy wieczór z kieliszkiem wina w dłoni, mogę pokusić się o prasowanie firanek, co jest prawdziwą sztuką sztuk.
Tylko po co prasować firanki, gdy nie ma kobiety w domu​​?
Tylko kobieta potrafi docenić wzór splot i przede wszystkim biel.
Dla mnie firanka to powód do nerwic, zwłaszcza gdy zakładki nie są równo rozłożone.
Na reszcie się nie znam.

22 komentarze:

  1. niby nic, a w każdym zdaniu tęsknota

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze jest czasami pobyć samemu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy stan ma swój urok pod warunkiem że od czasu do czasu się zmienia.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Pojmuję, że przez wzgląd na podczytującą te treści połowicę (ukłony dla Waćpani) pominąłżeś Waść tę mniej istotną część zakupów, bez których żaden się nie obejdzie mężczyzny, osobliwie zaś słomiany:))? No chyba że u Waszmości piwniczka tak bogata, że sprawunki niekonieczne...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konieczne. Zakupy są niezbędne, ale dopiero jutro zabezpieczę piwniczkę. Po co bez potrzeby biegać po mieście.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Firanek się nie prasuje, tylko wiesza mokre - same się prostują schnąc ;) A na zakładki też wymyślono sposób - takie specjalne ściągane taśmy :D

    Którą wersję pożegnania żona wybrała? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To to co widziałem wchodząc do domu w zeszłym tygodniu to była fatamorgana?
      Przysiągłbym, że widziałem teściową z żelazkiem nad stylonową firanką. Ale ja facet jestem.
      Co do taśmy, nawet taką z taśmą można nie dociągnąć do końca, albo zsunąć za bardzo, albo rozsunąć dwie połowy tworząc szparę na 10 centymetrów. Kończę bo już się nakręcam.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. A no jak ktoś musi sobie zapchać czas lub cierpi na perfekcjonizm... :D Nie ma siły ;)

      Usuń
    3. A kto się tam zna na kobietach?

      Usuń
  5. szczęście do ludzi to duże szczęście. można by nawet nauczyć się machac żelazkiem, choć właściwie po co ? kobiety nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację to duże szczęście.
      A może to działa na zasadzie, że swój do swego? W końcu żonę też zaliczam do kategorii dobrych ludzi.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Oj Antoni - tyle szczęścia na raz - it is too much to one person to take - to zbyt dużo jak dla jednego człowieka do zniesienia - jak powiedział jeden ze znajomych Johna o Pawlaku w "Kochaj albo rzuć". I sam sobie dopasuj do kogo to się odnosi - do ciebie czy do szanownej małżonki twojej.
    Pozdrawiam Mirek

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry cytat, do którego z nas by nie przyłożyć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. No to Ci żona wyleciała z gniazdka! :)
    Wspaniale mieć takich przyjaciół, którzy nawet swój dom dostosowują do naszych potrzeb.
    Mimo wszystko udanych tych paru dni bez Niej.
    I niech się wybawi i wyszaleje, i wzmocni, i nabierze energii! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję
      Chociaż jeszcze więcej energii, no nie wiem, nie wiem.
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Mam to szczęście/ i reszta domowników pewnie także/, że wyleczyłam się z fobii firankowej.Równiutko zakładczeka jedna w drugą, nie daj Bóg jakiś skosik lub zagięcie- koszmary tego typu mam już za sobą. Po prostu do obecnego stylu mieszkania - wolny styl rustykalny/ dla ścisłości w dowolnym ujęciu i wykonaniu/ nie pasują firanki pod sznurek. Z drugiej strony ,jak patrzę na moje firanki, to marna chyba ze mnie gospodyni/ oczywiście w ocenie patrzących na takowe przez pryzmat bieli i upięcia firan/. Ja nie rozpaczam. Firanki wieszam, by nie myć co drugi dzień okien. Ot i cała filozofia.
    Ale co My tu o firankach...jak Ty słomiany wdowiec jesteś. I z czego tu się cieszyć? Chińskie zupki? Ile można? Bądź wierny- chlebowi domowego wypieku i ręcznie kręconej pizzy. Do tego zestawu znacznie lepiej dobrać wino. Pozdrawiam, Hanula

    OdpowiedzUsuń
  10. O właśnie, fobia to najlepsze określenie.
    A jutro pizza
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Odkąd jestem panią we własnym domu, każdą firankę zaopatrzyłam w taśmę samomarszczącą i niech ona się martwi. Nie będę niewolnikiem firanek ani żadnej innej rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten system
      Ale jak coś denerwuje to denerwuje bez względu na ułatwienia.
      Pozdrawiam

      Usuń
  12. Antoni, to prawda, że niektóre ubrania należy prasować po lewej stronie. Tylko spodni na kant tak nie prasuj. Mnie się zdarzyło :)))

    Matko kochana, a z czego te Twoje firanki, że trzeba je prasować? Prasowanie i zakładki to epoka naszych pracowitych babć i matek. Bądź bardziej nowoczesny Antoni:) Wiesza się mokre i wysychają bez jednego zagniecenia. Najbardziej gniotą się właściwie podczas prasowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z czego są firanki?
      To właśnie z tego.
      Stałem się niechcący ofiarą własnej fobii.
      Te firanki to miał być przykład czegoś czego faceci nie rozumieją.
      Może nie cierpię firanek od czasu gdy do suszenia takich wielkich robionych na siatce z nici, takich jak sieci rybackie, służyły drewniane ramy z mnóstwem gwoździków i trzeba to było naciągać.
      Pozdrawiam

      Usuń