| 
30 września 2008 | |
| 
Wina francuskie 
Historia mojej  miłości
 do Francji sięga około 30 lat .Zaraziła mnie nią moja żona wtedy 
jeszcze dziewczyna .Bardzo dobrze władająca tym językiem  i posiadająca grono francuskojęzycznych  przyjaciół . Byłem zachwycony  bo do tej pory na wina  Fabrique en  France nie było mnie raczej stać. W świadomości zawsze telepało się Bordo ,Don Perinion, oraz  Beaujolais
 Neuvo . Ostatnio widziałem Bordo w cenie półtorej euro a to całe neumo 
to zwycięstwo marketingu nad smakiem , ale po kolei. Perspektywa wyjazdu
 na południe Francji  wywoływała euforię. Wszyscy 
zazdrośnie mówili : popijesz dobrego wina. Pokonawszy trudy i 
niedogodności transportu - przebyłem ponad dwa tysiące kilometrów  zawitałem  u  naszych
 Francuzów. A potem pierwszy lunch i kolacja … bez wina . Zaskoczenie 
.Przetrzymałem jeszcze jeden dzień aby trzeciego wypalić : Drodzy ja już
 wybaczę wam że chodzicie bez beretów na głowie i bagietek pod pachą 
(jak media postrzegały wtedy rodowitego przedstawiciela kraju kogutów) 
ale to że nie pijecie wina do posiłków tego zrozumieć nie potrafię. Bo 
my jesteśmy nietypowi Francuzi -powiedzieli .  Ale ty jak chcesz to udaj się do piwniczki i wybierz dla siebie odpowiednie wino. Nie mogłem  tego zrobić bo to takie nie polskie .Krętymi drogami dotarłem w końcu do  tego
 o co chodziło mi od początku. Znajomi przytargali butelkę z piwniczki .
 A wino rzeczywiście mieli przednie . Winnice znajdujące się pobliskich 
Corbierach położone na nasłonecznionych wyniesieniach w pobliżu 
Hiszpanii produkowały wspaniałe czerwowne wino, warte trudów podróży. 
Odwiedziłem między innymi Minervos – Kamienne miasto położone wśród 
górskich plantacji winorośli dzięki czemu możliwy był tylko zbiór ręczny
  a więc i wino było szlachetniejsze. Miasto nastawione w tej chwili na turystów  do którego prowadził wysoki kamienny most a wewnątrz wsród wąskich uliczek piwnice gdzie wytwórcy proponowali swoje wyroby  przy
 obowiązkowej degustacji . I ta darmowa degustacja –zupełnie nieznana 
wtedy w naszym kraju. Żyć nie umierać .Przeszkadzało mi tylko że moi 
niepijący francuzi gotowi byli podlać mi kielich raz lub drugi ale 
wiadomo Polak sam pił nie będzie. Szczytem  była wizyta w Prowansji gdzie pośród  winnic i łąk pokrytych ziołami  prowansalskimi ( wchodziłeś przed dom aby z łąki zebrać trochę tego do zupy czy ryby )   rozłożony był osiemnastowieczny zamek  Chateau Floris  wytwarzający swoje wino pod taką samą nazwą. Zwiedziłem zaplecze produkcyjne wyposażone w historyczne beczki dębowe  tak
 duże że aby dojść do wlewu wychodziło się po schodach tak na oko około 4
 metrów . W chwili obecnej wino w zdecydowanej większości fermentuje w 
betonowych silosach jak kiszonka dla bydła. Odziera to wino z całego 
romatyzmu  A potem wizytacja piwnicy pełnej win 
opisanych rocznikami z których najstarsze miały ponad 50 lat. Tam też 
otrzymałem butelkę Chateau Floris rocznik 1982  rok
 urodzin mojego pierworodnego , które w 2000 roku wypiliśmy w dniu jego 
osiemnastych urodzin .W tym Chateau poznałem właściciela  emerytowanego
 lekarza a więc jakby można było przypuszczać intelektualnej elity. 
Ucieszył on się był na mój widok ponieważ jak sam wyznał nie spotkał 
jeszcze do tej pory żadnego Polaka a chciał spytać o dwie sprawy. 
Myślałem Jakież to problemy dręczyły tego emerytowanego lekarza , 
producenta wina ?. Odpowiedź aż powalała swoją prostotą . Pytanie 
pierwsze brzmiało : Czy muszę pić wódkę do każdego posiłku a pytanie 
drugie ile wódki potrafię naraz wypić?.. Poczułem się źle jako Polak , 
zwarłem patriotyczne szyki i wypaliłem. Po pierwsze nie musze pić wódki ,
 co po najwyżej mogę pod warunkiem że czynię to z przyjemnością . A co 
do tego ile mogę naraz wypić to nie wiem ponieważ za każdym razem gdy 
kończyłem to jeszcze mogłem. Żabojady. Nie łudźmy się że postrzegają nas
 jako tych co nie opuścili Napoleona do samego końca. Myślę że 
przeciętny Francuz jest mniej skomplikowany. Lubię ich ponieważ 
przynajmniej  kilku z nich bliższym nam jest od 
rodziny. Ale nie wpadamy w uwielbienie na widok całego narodu. Przemiany
 w kraju spowodowały że teraz prawie każdy z nas posiada kartę płatniczą
 i swobodę przemieszczania się i sam na własny rachunek może sobie 
wybrać rozsądny gatunek wina. A nawet żeby to uczynić nie musi wyjeżdżać
 ponieważ wina  szerokim strumieniem spłynęły do naszego kraju. Tylko to że we Francji są znacznie tańsze.  
Na zakończenie już tych winnych rozważań .W ostatnią niedzielę  obchodziliśmy rodzinnie  osiemnaste urodziny młodszego z moich dzieci. Otwarłem butelkę  Tokaja  Aszu ze zbiorów  1990 a więc roku jego urodzin . Było bardzo dobre . 
A dla wszystkich wirtualnych znajomych wirtualny kieliszek wina na dobre zakończenie  cyklu In vino Veritas.  
 | 
| 
29 września 2008 | |
| 
Dzisiaj miała być  ostatnia część tryptyku In vino veritas ,ale wydarzenia dnia przesunęły to na później . 
Byłem
 dzisiaj ma pogrzebie matki mojego kolegi. Ostatnie pół roku przeleżała 
na szpitalnym łóżku w wyniku komplikacji po operacyjnych. Jako osoba  z chorym sercem ( z czterema bajpasami ) przeszła operację wszczepienia endoprotezy   ( sztuczne biodro ) w znieczuleniu zewnątrz oponowym (była świadoma podczas operacji). Najprawdopodobniej  w wyniku stresu związanego z samym zabiegiem  dostała zawału a następnie wylewu .W efekcie tego ta w miarę sprawna kobieta  z dnia nadzień  sparaliżowana ,przykuta została do łóżka . Problemy zdrowotne i perspektywa   koniecznej opieki nad nią  do końca życia spowodowały u niej zmęczenie życiem . Kolega  mówił że straciłą ochotę do życia . Taki brak woli do życia potrafi być zabójczy. W niedługim czasie   dostała kolejnego zawału  którego
 niestety nie wytrzymała.. Zastanawiając się nad ulotnością ludzkiego 
życia myślałem też o fenomenie ludzkiej psychiki . Jak ważne jest 
pozytywne nastawienie. Czytałem gdzieś że  . w czasie okupacji hitlerowskiej notowane były przypadki że ludzie wytrzymyali ekstremalne doświadczenia w obozach  przy pozytywnym nastawieniu ,  załamywali się natomiast psychicznie  w pewnych przypadkach  niepowodzeń
 życiowych co kończyło się dla nich tragicznie. Jeden z oficerów po 
trzyletnim pobycie w oflagu otrzymał list od żony która postanowiła się z
 nim rozwieść. Ta informacja podziałałą na niego tak demotywująco że 
zamknął soię w sobie , stracił chęć do życia i umarł w ciągu  dwóch tygodni .Bez  widocznej przyczyny.  Fascynujące jaka potęga drzemie w ludzkim umyśle.  I  jaką fantastyczną maszyną jest człowiek . Ale to tylko  przemyślenia  w  kondukcie
 pogrzebowym . Nie potrafię przyjmować tych ceremonii na zimno .A 
szczególnie już działa na mnie pieśń: Niech aniołowie wiodą cię do raju 
bram .Zawsze mam wtedy wilgotne oczy. Zastanawiam się jak wiele ludzi 
nie odwiedzę już nigdy z wiekiem ta cyfra strasznie rośnie .  
Miałem kolegę w okresie  wchodzenia
 w dorosłe życie. Potem szczególnie w związku z moim i jego wyjazdem z K
 kontakty towarzyskie urwały się. Wielokrotnie mówiłem żonie : muszę 
odszukać numer telefonu Marka i zadzwonić do niego . Tak mijały lata  .Nigdy nie znalazłem czasu aby to zrobić .Usprawiedliwiam się czasem że on też tego nie zrobił ponieważ  gonił
 za karierą ,pieniędzmi czy czymś tam jeszcze .Któregoś dnia zadzwonił 
facet z mojej poprzedniej pracy i spytał tak przy okazji  :
 a czy ty wiesz że Marek nie żyje już dwa lata . Miałem straszne wyrzuty
 sumienia i pewnie aby je trochę ugasić poprzez naszą -klasę odnalazłem 
córkę Marka a potem jej matkę . 
Zadzwoniłem pogadaliśmy ale powiem szczerze niespecjalnie mi to pomogło.  
Odwiedzajmy znajomych pomimo nawału zajęć . Życie tak szybko się kończy. 
 Matka znajomego byłą naprawdę fantastyczna kobietą i  bardzo  dobrym człowiekiem . 
 | 
| 
28 września 2008 | |
| 
Zgadza
 się poległem wczoraj  na froncie walki o kulturę picia. Ponieważ nie 
znalazłem ludzi akceptujących moje przekonania wznosiłem toasty 
Finlandią rozpamiętując węgierskie przygody z winem. 
Wina  węgierskie  ileż wspomnień . Począwszy od najsłynniejszego Egri Bikaner (bycza krew )  wytwarzanego w okolicach Egeru w  Dolinie  Szépasszony  czyli  Dolinie  Pięknej Pani (wspaniała nazwa )  Wg
 jednej z legend kapitan zamku w Egerze, w czasie obrony przed Turkami w
 1552 r. zezwolił obrońcom na picie tego wina dla podniesienia animuszu.
 Turcy (nie pijący wina jako muzułmanie) wpadli w popłoch, gdy 
dowiedzieli się, że załoga zamku pije przed bitwą byczą krew i zobaczyli
 "zakrwawione" brody węgierskich żołnierzy. W ten sposób Egri Bikavér przyczyniło się do sukcesu słynnej obrony Egeru. Zwiedzałem kiedyś te stylowe ale nastawione na turystę  piwniczki
 w liczbie około pięćdziesięciu. Do doliny zszedłem od strony mojego 
Hotelu po 96 schodach w dół . Po wizytacji nie więcej niż 8 piwniczek 
postanowiłem wrócić do domu ale nie korzystałem ze schodów wybrałem 
łagodniejsze chociaż dłuższe podejście .Na miejscu zrozumiałem to 
powiedzenie o winie i piersiach kobiety . Tokaj -  wino bardziej jeszcze znane od czerwonych win z Egeru. Wino białe jako  jedyne  bodaj  podchodzi do wszystkich potraw tak więc wierszyk wyuczony  w
 kolejkach pod Baryłką traci na Węgrzech sens. Z tym to winem zawarłem 
bliższą rzekłbym nawet intymną znajomość. W ramach zawodowej pracy firma
 nasza nawiązała handlowy kontakt ż Węgrem z miejscowości Niyreghaza  drugim
 co do wielkości mieście Węgier wymawianym przez Polaków namiętnie 
Nigerhaza co wywoływało u Madziarów uśmiech pobłażania ponieważ zwrot 
ten w polskiej formie znaczy ni mniej ni więcej tylko chata czarnego 
faceta i takim potocznym określeniu. W tym to właśnie mieście spotkałem 
Lajosza . Pięćdziesięcioparoletneigo faceta ożenionego w Holenderką z 
którą dorobił się dwóch całkiem już dorosłych córek ( ładnych ). Aby 
kontynuować ten melanż międzynarodowy wypada powiedzieć że z Lajoszem 
rozmawialiśmy po rosyjsku a korespondowaliśmy po angielsku. To znaczy 
Węgier musiał nauczyć się rosyjskiego od podstaw ponieważ jeżyk 
węgierski nie przypomina rosyjskiego  i posługiwał
 się nim w sposób perfekcyjny. Nam natomiast w swojej słowiańskiej 
zarozumiałości wydawało się tylko że mówimy po rusku zmiękczając 
końcówki polskich wyrazów. W tej to atmosferze  konwersacji  można powiedzieć że Lajosz bardzo chciał z kupować nasze towary skoro wyrobił w sobie zdolnośc rozumienia nas  . A ponieważ nie tylko pracą człowiek żyje a z Lajoszem uzupełnialiśmy się my postrzeleni  i
 nieprzewidywalni w żartach i słowach , on stateczny i stonowany. 
Tworzyliśmy towarzystwo którego postronni nie potrafili do końca 
zgłębić. Podczas jednej z pierwszych   wizyt
 Lajosz zaprosił nas na wieczorna degustację. Drinkowanie w rejonie 
Tokaju wymagało przejazdu zaledwie 40 km od Niyreghazy. Przejeżdżając 
przez wsie i miasteczka mijaliśmy rzędy beczek , butelek i baniaków z 
napisem bor i strzałką kierującą do winopoju. Oczywiście jak wszędzie są
 miejsca gdzie nieopatrzna konsumpcja ze względu na jakość trunku 
spowodować może konieczność pobytu w szpitalu ,ale są miejsca gdzie 
kultura i jakość spożycia ścigają się z wysokimi cenami. Najważniejsze 
znaleźć środek  Każdy Madziar ma więc swoją 
zaprzyjaźnioną piwniczkę i jedynie słuszny gatunek wina. Dotarliśmy więc
 przed dom w małej miejscowości gdzie przywitała nas właścicielka 
piwniczki Kotika bo tak zwracał się do niej Lajosz. Zeszliśmy wgląb domu
 i po chwili znaleźliśmy się w pomieszczeniu o półkolistym stropie  pokrytym zieloną  pleśnią lub jakąś inna odmianą prymitywnych roślin. Pamiętam jaki pisk podobny do piszczącego styropianu  słychać
 było gdy delikatnie przesuwało się palcem po tych roślinach co odkryłem
 już po pierwszej godzinie degustacji . Przywitał nas stół zastawiony 
bez przesady ale gustownie  w ciepłe jeszcze 
bułeczki , sery w kilku odmianach , owce winogron oraz oczywiści salami.
 Najpierw odkażanie palnęliśmy po maleńkim kieliszeczku destylatu z 
winogron ok. 50 % celem odkażenia i przygotowania do smakowania. 
Zaczęliśmy od win młodych niecierpliwych  wytrawnych
 i bardzo wytrawnych by z czasem iść w kierunku win słodkich ciężkich 
wytwarzanych z winogron bardzo dojrzałych pomarszczonych zebranych w 
okolicy pierwszych przymrozków. Opis wina w wykonaniu Kotiki oczywiście 
po  węgiersku . Tłumaczył Lajosz i tu zaskoczenie 
jaki rozwlekły jest język węgierski. Otóż kilkuminutowe wywody Kotiki 
Lajosz kwitował jednym zdaniem po rosyjsku : A eto haroszoje wino, a 
następne : a eto oczień charoszoje wino. Jakiż zwięzły ten rosyjski. Nie
 denerwowaliśmy się bo nie kłamał . Atmosfera wspaniała ,uskrzydlająca i
 dlatego też miejsce to wybraliśmy na rozmowy handlowej z  Zoltanem  z Rumunii z węgierskiej jeszcze strefy językowej .Tak to więc my do Zoltana  po quasi rosyjsku .Lajosz to na węgierski bo Zoli rozumiał . Potem Zoli odpowiadał po węgiersku z naleciałościami rumuńskimi a  Lajosz
 to znowu nam po rosyjsku. Czyż uważacie że bez wina było by to w ogóle 
możliwe..Zawsze potem Zoli otrzymywał zamawiany towar w gatunku i ilości
 oczekiwanej . Nie było reklamacji. W tej atmosferze węgierskiej 
piwniczki  odważyłem się nawet na opowiedzenie po 
angielsku dowcipu o dwóch Rosjanach. Wszyscy się śmiali ,do dzisiaj chcę
 wierzyć że z dowcipu.Tak więc parafrazując piosenkę  Shakin Dudiego nie ma brzydkich kobiet czasem tylko wina brak ( Och Ziuta ) mogę powiedzieć :  obce języki nie istnieją czasem tylko wina brak .Na drogę otrzymaliśmy  baniaki wina tak po 5 litrów z którymi wróciliśmy do kraju aby  nieść ten kaganek oświaty i innym pokazać  skarby węgierskiej ziemi oraz  uzmysłowić
 im jak wszelka mądrość tkwi w winie . Niektórzy od tej wiedzy aż 
przysiedli z wrażenia i we wrażeniu tym trwali do końca prezentacji. I 
choć mózg dalej pracował i podpowiadał wzniosłe słowa to nogi 
zdecydowanie odmawiały posłuszeństwa .Niejednokrotnie powracaliśmy 
jeszcze do Kotiki aby wymienić baniaki bo tylu jeszcze znajomych nie 
przekonało się ile tak naprawdę drzemie w winie. 
 | 
| 
27 września 2008 | |
| 
Dzisiaj wieczorem wśród Górali poniosę kaganek wiedzy  
Powiem im o tym że wino jest fajne. 
Tylko że oni są tacy nieufni 
 | 
| 
26 września 2008 | |
| 
Dzisiejszego popołudnia  około pół godziny spędziłem na stoisku z alkoholami  najbliższego  marketu w celu  uzupełnienia zapasu  w podręcznym barku. Bardzo lubię wino i niestety w tym uczuciu  jestem coraz bardziej osamotniony    
In Vino veritas  jak mawiali starożytni , czyli po naszemu  że to w winie ukryta jest wszelka mądrość . Jest w tym wiele racji  ponieważ wino wielokrotnie natchnęło mnie jakąś fajna ideą natomiast wódka zwykle pchała do różnych głupot. Być może  ze względu na zawartość tej mądrości  w butelkach w okresie mrocznych czasów  komunistycznych przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych  brakowało  go na sklepowych pólkach . W okresie studenckim na hasło o mającej  nadejść dostawie godzinami  staliśmy
 w Krakowie na Małym Rynku przed sklepem winnym Baryłka . Ponieważ czas 
dłużył się w nieskończoność a nie było wtedy jeszcze w użyciu telefonów 
komórkowych kwitła wśród stojących pełna życzliwości  dyskusja  o wyższości wina  i sposobach pozyskania go. Tam też na długim kawałku bristolu  w celach dekoracji a i edukacji zarazem ktoś wymalował  niby starą czcionką następujący wierszyk :  
Ryby , drób i cielęcina  lubią tylko białe wina 
A pod dziki i pod wieprze jest czerwone wino lepsze 
Ciasta , torty i łakotki  lubią tylko wina słodkie 
A szampana to wie kiep można wypić po i przed  
Zostało w pamięci do stosowania . Chociaż tak po prawdzie  potrafiliśmy wtedy wypić przed i po czerwone wytrawne  albo półsłodkie , gardząc powszechnie słodkim i wcale w niczym to nam nie przeszkadzało . 
 Na
 szampana w postaci radzieckiego napoju natknąć się można było 
najpewniej w okolicach sylwestra . A smak pozostawiał niezapomniane 
wrażenia .Nie chciałeś nie piłeś innego nie było . Po udanym zakupie  gdy można było nabyć  najwyżej dwie butelki na osobę  zwykle  bułgarskiego
 Cabernet , wlekliśmy to na chatę . Wieczorem przygasiwszy światło i 
rozpaliwszy świece ze szpulowego magnetofonu słuchaliśmy Leonarda Cohena  i sączyliśmy  drogocenny  rubinowy trunek. Cohen mieszał się z Okudżawą  a później dołączył Wysocki. Stworzyliśmy sobie taki mały intymnie ekskluzywny świat  w miarę  zgrzebnej socjalistycznej rzeczywistości . Piszę socjalistycznej bo za wino musiałem płacić  a
 w komunizmie jak powszechnie uczono nas w szkołach mógłbym tego wina 
nabrać do woli czyli w miar potrzeb i to za darmochę . A więc jak dobrze
 pamiętam nigdy w Polsce komunizmu nie mieliśmy- burdel tak .  Ponieważ  przeżywanie  wydarzeń w Hotelu Chelsea o czwartej nad ranem w błękitnym prochowcu z siostrami miłosierdzia pod rękę  (miłośnicy
 Cohena wiedzą o czy mówię) było tak pasjonujące nie rozpraszaliśmy się 
na tańce . Tak wpadło nam w krew do dzisiaj tak naprawdę nie nauczyłem 
się tańczyć  potrafię natomiast 
pięknie przeżywać muzykę . Zreszta sam Cohen dopiero za parę lat 
zaśpiewa : Dance me . Stukaliśmy kielichy (dbałość o formę  picia
 oraz kształt kieliszków ) i wymienialiśmy się mądrościami w stylu : 
Wino Egri Bikaver jest jak piersi kobiety jedna za mało trzy za dużo.  Z mnogości imprez wysnuć można  jeden wniosek  jak  wiele godzin spędziliśmy w tych kolejkach pod sklepem . Staliśmy się nawet rozpoznawalni dla Heńka  miejscowego lumpa który zaopatrywał się  w małym sklepiku spożywczym przy sąsiedniej ulicy w ulubione bo tanie wina nazywane  już
 wtedy jabolami lub bełtami. Prawdą jest to że łamaliśmy się czasem i 
nasza wycieczka kończyła się w tym właśnie sklepiku bo jak to mówią 
lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Załapać się na świeżą do 
stawę to tez była kwestia szczęści szczególnie w pierwszej połowie lat 
osiemdziesiątych. Pamiętam raz kupiłem tanie wino prosto z dostawy 
praktycznie prosto z samochodu . A że produkcja odbywała się gdzieś w 
pobliżu wino było jeszcze gorące po wyjściu  maszyny do pasteryzacji . Kupiłem więc dwa bo więcej nie byłem w stanie utrzymać  i radośnie poniosłem do domu .Jednak ze względu na temperaturę nie mogłem utrzymać ich w ręce  zbyt długo i średnio co trzydzieści metrów   kładłem butelki na chodniku by ręce odpoczęły od gorąca . Wzbudzałem tym widokiem  zazdrość
 wśród Heńków i święte oburzenie wśród starszych mieszkanek królewskiego
 miasta. Płyn ten jednak niewiele wspólnego miał z opisywanym winem nie 
uskrzydlał i w niedługim czasie otrzymał  określenie mózgotrzepa.  
Dzisiaj  gdy nie muszę wpadac ,leniwym krokiem  wszedłem  pomiędzy regały z winem . Staję jak wryty  setki nalepek z całego świata . Za dużo jak na jednego człowieka .Na pólkach gości Afryka , Australia  i
 obie Ameryki. Nie widziałem chińskiego ale pewnie obawiał bym się 
obecności melaminy czy innego badziewia. Stoję tak i patrzę . Chyba mam 
nietęga minę skoro podchodzi do mnie panienka taka co to od pól roku 
dopiero samodzielnie może kupować alkohol , po czterogodzinnym szkoleniu
 z  asortymentu   próbuje w ramach porady specjalisty sprzedać mi wyrób  objęty najpewniej promocją z powodu  końcówki serii albo terminu przydatności. W miły sposób  dziękuję i odmawiam.  Najczęściej  wybieram
 jak inżynier Mamoń z rejsu butelkę dobrze znanego mi wina w myśl zasady
 że lubię rzeczy które już kiedyś próbowałem. Poprzez wgląd na swoje 
własne wspomnienia wydaje mi się nieprawdopodobne że towar taki jak wino
 może zalegać w magazynie .  
Z żalem też przyjmuję fakt że tak mało jest osób  pije wino przedkładając  piwo bądź wódkę nad mądrość uśpioną w zielonkawej butelce.   
 | 
| 
25 września 2008 | |
| 
W okresie pracy poza K kiedy przyjeżdżałem do domu pragnąłem wykorzystać  każdą godzinę dnia a także klika w nocy aby  słowo kocham odmienić przez wszystkie  deklinacje   czasu , miejsca i formy . Na przeszkodzie tego ambitnego zamiaru jak to się zwykle okazuje stają dzieci . Dzieci zresztą  i to w każdym wieku stanowią i tutaj ogromna sprzeczność  narzędzie do cementowania  a równocześnie wystawiania na ciągłą próbę  trwałość małżeństwa .Szczególnie jedno z nich  wtedy już nastoletnie , mieszkające w pokoju obok drzwi do łazienki  . Z  wielkim
 upodobaniem zasypiał przy drzwiach otwartych na pełną szerokość . 
Zwykłe próby zmiany tego stanu zdane były na niepowodzenie. Zmierzasz 
więc do łazienki późną nocą  ,blask księżyca  spływa po twym ciele drzwi w zasięgu ręki i co? Otwarte drzwi  do pokoju   latorośli .Chciałbym tu zaznaczyć  że nie jestem pruderyjny  w końcu  wszyscy zbudowanie jesteśmy na obraz i podobieństwo … Chodzi   wyłącznie  o kontekst.    . Rano rozmowy edukacyjne .  Syneczku zamykaj drzwi od swego pokoju  z uwzględnieniem  weekendowych nocy .Bez rezultatu. Po pewnym czasie  nastąpiło
 stopniowanie informacji .Syneczku zamykaj drzwi od swego pokoju 
szczególnie w weekendowe noce ponieważ tatuś co ci się wydaje dziwne i 
nieprawdopodobne w dalszym ciągu kocha mamusię w każdym wymiarze tego 
słowa i chciałbym skorzystać z nieskrępowanego dojścia do łazienki . Bez
 rezultatu .Odczekałem czas jakiś chłopię zaczęło przyprowadzać do domu 
pierwsze koleżanki . Jedne milsze od drugich . Kiedyś wpadli rozradowani
 i zamknęli drzwi .Zapukałem natychmiast  otworzyłem drzwi na całą szerokość . Zdziwionym   powiedziałem  :  Aniu nie zamykaj tych drzwi mój syn   bardzo  tego nie lubi. Podziałało . Nie musiałem już więcej   prosić .  Drzwi pozostają  zamknięte .  Kids !   jak mawiają Anglicy  
 | 
| 
24 września 2008 | |
| 
Zawsze odnosiłem wrażenie że nie  dorosłem do swego wieku. No może zacząłem to  odczuwać dopiero po dwudziestym roku życia ponieważ w ogólniaku miałem się za dojrzałego nad wiek  i wzlatywałem  nad poziomy szczególnie w postrzeganiu świata jak beznadziejnej  szaro czarnej poczekalni .A potem zakochałem się ożeniłem  i  jak to  błyskawicznie świat  nasz  rozbłysnął setką barw  po urodzeniu się pierwszego dziecka . Przystąpiłem więc  do  wymiany , prania , gotowania i prasowania pieluch  co wychodziło mi naturalnie i bezproblemowo . Na zaparcia koperek w drugą stronę  ryż i to tak biegło troszkę świadomie troszkę automatycznie . Na ziemię sprowadził mnie  dopiero szwagier fachowymi rozważaniami na temat prasowania i składania pieluch , śluzowatości niemowlęcych kupek  czy  odwodzenia bioder . Dla ułatwienia muszę powiedzieć że szwagier został ojcem zaledwie pół roku wcześniej. Wygłaszał  jednak takie teorie jakby miał pełny  etat w żłobku. Poczułem się wtedy  taki niedorosły do  roli
 ojca . Mój Boże a ja do tej pory robiłem to wszystko bez tej całej 
filozofii i powagi. Co za niedojrzałość , co za nieodpowiedzialność .   A jego  rozmowy o życiu i przyszłości  dołowały mnie zupełnie. Wydawało mi się że jeżeli trzeba  pomalować
 pokój to wystarczy kupić trochę farby i wygospodarować wolne 
popołudnie. Nie to trzeba było omawiać przez tydzień rozważając wszelkie
 aspekty użycia barw i wpływu tego wszystkiego na poziom lasów  deszczowych w Brazylii .Tak więc tkwiłem  w tym naiwnym  szczeniactwie  . Nie wiem czy przeszkadzało mi to bardzo . Faktem jest że od czasu do czasu  przed lustrem spoglądałem  sobie głęboko w oczy i mówiłem Antoś  ty jesteś niepoważny ,ty jesteś nie dorosły do swoich lat. W poczuciu  tym utrzymywać mnie zaczął syn mój starszy ukochany  który wchodząc w wiek Konradowskich monologów  rozpoczął cierpieć  za miliony  i pewnie podpisywał się cyfrą czterdzieści i cztery  gdyby nie to że metale i ghoci używają  zestawu innych cyfr . Tenże to właśnie dziedzic mojego DNA  na moje propozycje rozwiązania danego problemu bądź dyplomatycznego wyjścia z problemu patrzył na mnie takimi oczami  że znów czułem się niedorosły i to już nawet nie do swojego wieku. Drugi  owoc mieszania moich  chromosomów  zaraził się był od starszego i postrzega mnie również przez pryzmat niedojrzałości. A wydawało mi się że  żeby muc mówić o  dorosłości należy przynajmniej umieć schować  bokserki i w spodnie      
 Rankiem w dniu mich pięćdziesiątych urodzin spojrzałem w lustro  a tam facet ze swoim złośliwym uśmieszkiem szelmowsko  spoglądał mi w oczy .Aż bałem się co ma mi do zaproponowania  . Uprzedziłem propozycję i wybrałem  się na rolki . Czy koniecznie muszę być już stary ?. A może to tylko przesądy  podtrzymywane przez producentów Geriavitu  , producentów zespołu witamin  na srebrne lat  (przeznaczony dla osób po 50 roku życia ) czy obrońców  mojej prostaty. Rolki zdecydowanie rolki .Ubrałem skejtowską  bluzę  chociaż
 wolę rockowe barwy i wybiegłem z domu. Zdecydowanie odrzuciłem stój 
rock fana bo taki czarny facet z pieszczochą na przegubie bardzo żle 
prezentuje się w  rolkach z pastelowymi elementami ozdobnymi. Pojeździłem jak to się mówi do bólu  
 Niby wszystko gra  Czuję się młodo  to dobrze .Podobają mi się w dalszym ciągu czterdziestoletnie  a nie czternastoletnie dziewczyny to znaczy że nie jestem zdziecinniały .Jedna tylko rzecz wyprowadziła  wczoraj
 z równowagi. Załatwiałem sprawę w moim banku. Zwyczaj taki że przy 
okienku znajduje się jedna osoba reszta czeka w pewnym oddaleniu. Dla 
czekających przygotowano cztery miejsca siedzące. Tak więc czekamy 
siedząc chyba że jest nas więcej część stoi zajmując sukcesywnie krzesła
 w miarę zwalniania . Tak właśnie było ze mną stałem za rzędem foteli. 
Młoda może dwudziestoletnia dziewczyna wstała i podeszła do marmurowego 
blatu. Siadłem na jej miejscu. Ponieważ pracownica banku nie była gotowa
 do obsługi następnego klienta Dziewczyna odwróciła  się
 w stronę foteli i zauważyła że nie ma już jej wolnego miejsca 
.Rozegrało się to w czasie ok. piętnastu sekund , dlatego stanęła lekko  zaskoczona. Wstałem odruchowo  i ustąpiłem jej miejsca.  
Niech Pan siedzi. Ja mogę postać – powiedziała uprzejmie dziewczyna. 
A
 ja to niby nie mogę ? spytałem broniąc się i jeszcze dodałem : mówił mi
 ojciec że to mnie kiedyś spotka ,nie przypuszczałem że jednak będzie to
 tak szybko 
Dziewczyna spłoniła się  z mojej winy a ja wróciłem  do domu całkiem bez humoru . Nie skorzystałem jednak z  prozaku*  .  Wypiliśmy  z żoną  po dwie whisky  a potem udowodniłem sobie że wcale nie muszę jeszcze siedzieć  .  
*
 ) Fluoksetyna (firmowa nazwa Prozak) - lek psychotropowy, nie tylko 
likwiduje uczucie przygnębienia, ale również zwiększa poczucie własnej 
wartości, tłumi wyrzuty sumienia, pomaga zwalczyć nieśmiałość i tremę, 
jednym słowem zmienia osobowość człowieka.  
 | 
| 
23 września 2008 | |
| 
Maria  Peszek korzysta ze swoich pięciu minut Przy okazji promocji nowej płyty  Maria Awaria  udziela wywiadów na lewo i prawo . Czytałem już rozmowę z  p. Najsztubem w Przekroju ,   we wrześniowej Machinie  i  gdzieś tam jeszcze. Utalentowana córka  jednego z moich ulubionych aktorów  wydepilowała łono   i  nazwała rzeczy nienazwane  albo nazywane dotąd  zbyt monotonnie .  Chociaż  należę do osób o dużej wyrozumiałości i cierpliwości a język mój daleki jest od poprawności językowej  Tygodnika Niedziela  dziwi mnie trochę to pozowanie na  wulgarystkę . Według mnie  daleko jej do Gombrowiczowskiej   pupy .  A z nazwami penisa czyli najuczciwszej części mężczyzny jak to mówił bohater  Układu  E. Kazana  nie może w żadnej mierze konkurować .  Każdy z nas w swoim czasie  nazwał dla własnych potrzeb i  po swojemu rzeczy nienazwane  i  skutecznie z tych nazw korzysta .  A tym przy takim natłoku myśli  młodej  Peszkównej  docierającej do mnie zewsząd  zaczynam bać się otwierać lodówkę .I  chyba włączyć   telewizor . Dzisiaj  Awaria u Wojewódzkiego   
 | 
| 
22 września 2008 | |
| 
 Pamiętacie Clinta  Estwooda  twardziela w najwyższym tego słowa znaczeniu  , rzekłabym nawet Brudnego  Hardego   Hollywood.  Grany przez niego  Sierżant Tom Highway   bohater wojny wietnamskiej  kawaler „Purpurowego Serca”  w filmie Wzgórze Rozdartych serc   w jednym z ujęć siedzi w samochodzie i czyta . Co czyta ten  heros stu procentowa adrenalina w jednym   ? -  Magazyn dla kobiet   . Czeka  przed barem na byłą już żonę  która podchodzi  i pyta czy w dalszym ciągu  czyta damskie magazyny. Jak wynika z tej sceny  wiedza jaką z nich  posiadł nie pomogła mu w niczym. Pisma kobiece dla mężczyzn bezcenne źródło informacji.  To prawda chociaż tak dennie brzmi .  Mężczyzna jest mniej skomplikowany   rzekłbym nawet prosty. Jak powiedziała Manuela Gretkowska mężczyzna to prosta maszyna obsługuje się go jedną dźwignią  . A z Wami kobiety w tym kobieto mojego życia jak sobie radzić . Mądrość ludowa  już pokolenia temu śpiewałą częstochowskim rymem : choćbyś wypił  skrzynkę wódki i zjadł beczkę śledzi nigdy nie zrozumiesz co w kobiecie siedzi . Chodzimy z wami  ,zakochujemy
 się ,wybieramy was na żony chociaż mówi się że mężczyzna wybiera na 
żonę kobietę która jego wybiera .Podejmujemy młodzieńcze wyzwania , 
wmawiamy  sobie   przed nam całe życie poznamy się i zrozumiemy . A po latach dochodzisz do wniosku  że w dalszym ciągu jesteś głupi jak byłeś. No nie , nauczyłeś się  paru rzeczy .Pamiętasz o imieninach  i urodzinach .Koniecznie o rocznicy ślubu . Przynosisz czasem  kwiaty  najlepiej bez okazji - One to bardzo lubią . Podnosisz i opuszczasz klapę do sedesu  w tedy kiedy trzeba  bo  braku tych działań nie tolerują .  Ale to nie wystarczy. 
Wersja faceta      
 W  zdecydowanej  większości przypadków  żenisz się z kobietą swojego życia z miłości .  Trwasz w tym uczuciu pomimo zmiennych warunków pogodowych.  Nie wyprowadzi cię z tego uczucia byle kłótnia różnica zdań czy  to że twoje  ważne ba najważniejsze duperele ,męskie skarby   ktoś potajemnie wyniósł do piwnicy Przecież wiesz że kocha się nie za coś a pomimo czegoś .  Trwasz w tym uczuciu , lojalności  i uczciwości  by usłyszeć  któregoś dnia  : ty mnie już nie kochasz  .Ja !?  Ja bardzo Cię kocham . -Tak nie kochasz mnie  bo mi tego nie mówisz. Boże Drogi ! A czyny to nic?  Czy miłość polega wyłącznie  na szczebiotaniu .A to że pod ręką jest ktoś  na kim można polegać  , że  ma się taką dźwignią bezpieczeństwa to nic nie znaczy?. Bo być oparciem to takie mało romantyczne.  Różnimy się  , inaczej rozumiemy pewne rzeczy . Inaczej zachowujemy się w podobnych sytuacjach. Nie jest to chyba seksizm  podejrzewam  że mężczyźni kierują się jakąś odmianą swojej logiki a kobiety swoimi  emocjami i uczuciami .  
Małżeństwo partnerskie. 
 Wszyscy zgadzamy się że takie powinno być . 
-  Kochanie -  mówię  - powiedz co trzeba zrobić w domu?    
- Przecież mieszkasz w nim to powinieneś wiedzieć –słyszę odpowiedź . 
- Kręcisz tym  domem  , planujesz , przydziel nam zadania.                                                      
 - Nie chcę się prosić  -  
- Ależ  to
 nie ma nic wspólnego z proszeniem . Jak wiosną remontowałem przedpokój 
nie prosiłem abyś domyśliła się że brakło mi gwoździ 1,6 mm i prosiłem 
kup paczkę takich gwoździ. Nie liczyłem na domysły bo odpowiadałem za 
całokształt tych  prac.  
-  Ale dobrze ,ryzykujemy . 
Domyślam się . Rano zbieram pościel wkładam  tam gdzie zwykle. Źle, dzisiaj wietrzymy.  Następnego dnia zbieram pościel na balkon .  Źle dzisiaj w stare miejsce. Intuicja mi nawala .  Czytałem w jakimś magazynie dla pań że z mężczyzną  rozmawia się prostym językiem .Jeżeli powiesz : czy mógłbyś wyrzucić śmieci ,on powie – mógłbym  , co wcale nie znaczy że zrobi to natychmiast jak miała na myśli jego żona  . Albo na pytanie czy moglibyśmy iść do kina odpowie moglibyśmy co wcale nie znaczy że pójdą zaraz jakby chciała  autorka pytania.  To tylko potwierdzenie świadomości możliwości .Powiedz po prostu wynieś śmieci , Pójdźmy  wieczorem do kina . Prostym językiem  . Pamiętajmy tylko że prosty nie znaczy prostacki. Kocham moją żonę  to bezdyskusyjny fakt . z czasem  także
 zacząłem cenić stabilizację i przewidywalność .Jako zorganizowany facet
 chętnie działałbym wg planu . Pozwoliło by mi żyć w zgodzie ze sobą  . Na pewno byłoby to dobre dla  spokoju związku i zdecydowanie  rozszerzyło by  strefę  pokoju i miłości  na znacznie większe obszary małżeństwa . 
 | 
| 
21 września 2008 | |
| 
A w górach już jesień i nie ma nikogo .Pogoda ostatniego tygodnia  uczyniła rzeczywistością  słowa starej piosenki. Temperatura spadająca do zera  , wiatr i deszcz czynią góry nieprzystępnymi. Spoglądam przez okno, nieprawdopodobne - wokół wirują pojedyncze płatki śniegu  .Spoglądam na kalendarz z niedowierzaniem - 20 września.  Uwielbiam góry  . Zawsze fascynowały mnie ,  przerażały
 i podniecały zarazem. No może nie tak do końca przerażały ustawiały 
mnie we właściwej proporcji do siebie . One trwają  od
 milionów lat moje życie przy nich jak błysk flesza . Szesnaście lat 
temu związałem się z nimi na stałe . Wszedłem w posiadanie starej 
chałupy w Gorcach  którą od tej 
pory nieustannie reanimuję . Co prawda Gorce to takie góry w miniaturze 
ale mieszkańcy tych terenów dumnie noszą góralskie portki z parzenicami   i
 kapelusze z piórkiem. Przez braci w wierze z okolic Zakopanego trochę 
złośliwie nazywani są góralami niskopiennymi. Oni z kolei w mniejszym 
poważaniu mają mieszkańców okolic Szczawnicy kpiąc z ich niebieskich  serdaków . Tak jak to w rodzinie . Łącko chciaż  niecałe 10km to już  lachy czyli nie górale. Nie tak całkiem jak cepry ale już nie ta pólka  . Pod moją chałupą przebiega droga na Lubań  a klka kilometrów dalej rozpoczyna się szlak na Turbacz . Oba szlaki chociaż z pozoru łatwe oferują pełny  zakres doznań  lasy , łaki , polanki proste ścieżki i ostre podejścia. Uwielbiam je szczególnie jesienią .Już z daleka  lasy uderzają bogactwem barw  od ciemnej zieleni drzew iglastych  po
 żółcie brzóz i czerwień buków .Brzoza na te tereny wdarła się 
podstępnie i zajęła miejsce wycinanych buków. Traktowana przez 
miejscowych jak chwast stanowi dla nich świetny materiał do palenia .W 
tej to  powodującej zawrót głowy scenografii często nawet ocierającej się o kicz uwielbiam  przechadzać się i zbierać pojedyncze  trawy z przeznaczeniem na jesienno – zimowy bukiet wypełniający gliniany wazon umieszczony  gdzieś w okolicy kominka . Nim zemrze jesień wyjeżdzam tam z rodziną w każdy wolny weekend   aby cieszyć duszę  i
 starać się jak najwięcej zachować w pamięci przed okresem kiedy 
wszystko prezentować się będzie wyłącznie w czarno białych barwach  .Zbieram wtedy kiści winogron  których  łodygi  oplatają  zadaszenie tarasu  i staram się zdążyć przed kunami które zdąrzyły się dowiedzieć  o mojej hodowli i z całej okolicy złażą się  na nocne uczty . W związku z tym że jest to zwierzę o nie najlepszych manierach  efekty
 ich wizyt szczególnie te potrawienne widoczne są wokół domu . Niestety 
ostatnia moja weekendowa wizyta nie spełniła wyżej opisanych oczekiwań 
.Temperatura około 3 stopni Celsjusza  deszcz
 z mgłą na zmiany ograniczał widoczność do brzegów rozłożonego parasola .
 Wędrowałem tylko od drewutni do kominka i z powrotem  z zapasami drzewa .  Wszelkimi znanymi metodami starałem się  nie
 marznąc nie wyłączając naturalnych. Z tych preferuję herbatę ze 
śliwowicą . Wśród miejscowych funkcjonują dwie formy zaproszeń na 
herbatę . Jeżeli słyszysz  :czy 
napijesz się herbaty możesz być pewien że chodzi o podstawowe wydanie 
płynu czasem wzbogacone mieszaniną kwiatów lipy i dziurawca.  Bardzo
 smaczna ! . Jeżeli natomiast usłyszysz : Czy napijesz się harbaty 
możesz być pewien że spotka Cię prawdziwa uczta . Do herbaty której leje
 się trzy czwarte szklanki wsypuje się łyżeczkę cukru. Zawsze piję 
herbatę bez cukru ale w tym wypadku jest to konieczne . Do tak 
przygotowanej szklanki wlewa się  25-50 g śliwowicy. Po zamieszaniu nadaje się do bezpośredniego spożycia . Prawdziwa nie oszukana (strzeż się  tanich podróbek ) śliwowica roztacza wokół wspaniały  aromat śliw i przywołuje przed oczy  pamięć
 jesiennego sadu . Należy pić gorącą taką nawet parzącą usta. Już w 
niedługim czasie po spożyciu poczujesz wzrost temepartury całego ciała a
 na czoło wystąpia  kropelki potu. Jest to antidotum na wszelkie jesienne infekcje  a nawet  dołki
 emocjonalne . W takiej to atmosferze przyszło mi spędzać ostatni 
weekend .Bolejąc nad tym że jeżeli nic się nie zmieni ucieknie mi ta 
wspaniała pora roku i po, lecie nastąpi późna  mglista jesień a potem zaraz zima . Co prawda prognozy są lekko optymistyczne .  Czas  pokaże .  
O właśnie mignęła mi przed oczami polna mysz która   szykuje sobie miejsce na przetrwanie  zimy pomiędzy belkami drewnianego domu. Ta jest ładna ma  błyszczące futerko z taką biała łatką  pod pyszczkiem  W
 niczym nie przypomina szarych wychudzonych piwnicznych myszy .Myszy to 
specyfika wiejskiego domu i trzeba się do tego przyzwyczaić .Wpadają i 
wypadają z domu. Czsem wpadnie na chwilę żaba a raz wleciał nietoperz.. 
Jak to się nazywa bliskość przyrody czy inwazja szkodników?. Staram się 
używać tej pierwszej nazwy . 
Walczę z nimi gdy stają się bezczelne i zaczynają  czuć się w moim domu lepiej niż jego właściciel . Wtedy rzucam rękawice. W szparach  i zakamarkach desek zasypiają   motyle które potem na przyklad w wigilijny wieczór wyfruwaja gdzies z ukrycia  podniecone
 roztaczającym się wokół cieplem . Czy potraficie sobie wyobrazić motyla
 pawie oczko fruwającego wokół wigilijnego wieńca i lądującego na 
złoconych bańkach.. To jest piękne przez takie niespotykaną sprzeczność 
tych dwóch elementów. Ale się rozmarzyłem  . A nie mówiłem że herbata ze śliwowicą potrafi zdziałać cuda  
Poniżej jedno ze zdjęć z ostatniego weekendu w chwili gdy na chwilę przestało padać i wychyliło się słońce .  Na króciutko bo zaraz   zadało sobie pytanie  : Co ja tu robię ?  i natychmiast zniknęło  
 | 
| 
20 września 2008 | |
| 
Pamięć  fascynujący element ludzkiej  egzystencji  to dzięki niej  pamiętamy  zapach mleka z piersi matki jej twarz i głos .Zapamiętujemy  że gorące parzy  lód mrozi  wiedzę tę zdobywamy  najczęściej na podstawie własnych  doświadczeniach. Z biegiem czasu pamiętamy też aby nie  pluć pod wiatr ani pod żadnym pozorem nie mieszać piwa z wódką w trakcie  weekendowych  imprez.
 Chociaż akurat to ostatnie doświadczenie zapisuje nam się wyłącznie w 
pamięci roboczej skąd jest szybko usuwane Równie szybko otrzymujemy 
jednak  możliwość zapisania go na nowo. Nie o końca  ( przynajmniej dla mnie ) znana  jest  zasada wg której  mózg pozostawia pewne rzeczy w pamięci   po to by w którymś momencie eksplodować  zapamiętaną wcześniej  pointą czy łacińskim cytatem.  Nie mówię tu oczywiście o  przypadkach cytowania z pamięci tablic matematycznych czy książki telefonicznej  a w skrajnych przypadkach liczy pi  z osiemdziesięcioma miejscami po przecinku ,oczywiście od tyłu.      Nie miałem problemów z zapamiętywaniem a więc parę cytatów  w tym wiele dziwacznych zostało mi w pamięci.  Oprócz szkolnych   w stylu  tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono  czy  Navigare necesse est   dzięki którym jeszcze  możemy zabłysnąć w towarzystwie  pozując na  intelektualistę . Są również  takie których  pozostawanie  w pamięci mnie  zadziwia.  Z całej  ekonomii politycznej Oskara Langego został mi  taki
 cytat : Prawa ekonomiczne nie są jak przypuszczają idealistyczne teorie
 poznania tworem umysłu ludzkiego czy to jako aprioryczne kategorie 
percepcji zdarzeń czy to jako dogodne konwencje .Co prawda nie wiem co 
to znaczy ale jak brzmi . Skłonność  do ubarwiania wypowiedzi cytatem czasem wkurza ludzi a najbardziej żonę mojego szwagra  która wyrzuciła  kiedyś z siebie:  to jest niesprawiedliwe  to ja jestem nauczycielką języka polskiego a cytaty  do lekcji muszę zapisywać sobie na karteczce.   Powiedziałem w tedy że jak powiedział  JFK  Ktokolwiek myśli że życie jest sprawiedliwe ,jest fałszywie poinformowany .Ale się jeszcze bardziej wkurzyła . Droga Redakcjo  czy  to sprawiedliwe że Ona się na mnie obraziła ? 
 | 
| 
19 września 2008 | |
| 
A jak miewa się Pan Antoni  . Nasz Relski  zawsze drugi choć  może  lepiej
 powiedzieć wtórny. Ponieważ drugi nie zawsze ma pejoratywne zabarwienie
 . Często coś czynione po raz drugi wzbudza większe emocje poprzez 
pamięć pierwszego zdarzenia na które nie całkiem byliśmy przygotowani 
.Pierwszy skok spadochronowy .Kopnięcie w dupę i lecisz .Drugi raz 
lecisz bez kopnięcia bo wiesz że tego nie zmienisz .Pamiętasz natomiast 
co cię czeka., na zachwyty przyjdzie jeszcze czas.  
Może spadochron znam tylko z filmów i opowiadań ojca  , ale pierwsza randka nie mniejsze emocje .O pierwszym seksie  nawet
 nie chciałoby się pamiętać . Tylko czasem nasza-klasa.pl szyderczo 
przywróci Ci obrazy tamtych chwil. A być może to takie nieporadne jest 
piękne przecież nie dalej niż  dwa
 dni temu narzekałem na mechanizm i schematyzm działań. Może z łezką w 
oku wspominać te nieporadne zderzenie dwóch nosów przy próbie pocałunku 
.tą nieudana konfronatcję encyklopedii medycznej (Wtedy nie było plików 
*JPG  ,DVD ani nawet głupich VHS ) z kobiecym  ciałem w oryginale . Kiedy to człowiek najchętniej uciekłby z tego miejsca  własnej klęski gdyby nie wyrozumiałe bądź równie niedoświadczone koleżanki.  Z czasem zacząłem cenić wygodę  przewidywalności .    
Z biegiem czasu zacząłem cenić rzeczy drugie 
Drugi samochód 
Drugi dom 
Drugą szkołę 
Drugi stosunek 
Drugiego papierosa 
A także drugie ojcostwo 
Skąd ta tęsknota do rzeczy drugich 
Przecież  
Nigdy nie spróbuję drugiego życia 
 | 
| 
18 września 2008 | |
| 
Wyobraźcie  sobie październikowy późny wieczór lekko mglisty już zimny ulica przy obrzeżu miejskiego parku.  Opadającym
 liściom towarzyszą podmuchy jesiennego wiatru pojedyncze krople deszczu
 opadają ciężko na asfalt. Szeroko rozstawione latarnie dają 
przytłumione żółte światło .W takiej to scenerii po skończonej pracy 
wraca do domu czterdziesto paroletnia matka polka zakupami w 
ekologicznej torbie. Kobieta szybko przemierza gorzej doświetlone 
przestrzenie  łapiąc głębsze oddechy w  świetle
 latarń. Tutaj jest bardziej bezpieczna. Nic bardziej mylącego .W pewnej
 chwili przed kobietą jak z pod ziemi wyrasta mężczyzna w długim 
prochowcu z podniesionym kołnierzem i kapeluszu z rondem opuszczonym na 
oczy. Nim z piersi kobiety wydobędzie się  krzyk
 przerażenia mężczyzna szeroko rozpościera ręce trzymające poły płaszcza
 .Oczom kobiety ukazuje Sikę nagie ciało faceta z instrumentarium w 
pełnej gotowości bojowej. Trzepotanie płaszczem jak skrzydłami 
nietoperza i skok w krzaki. Krzyk przerażenia miesza się z rozbawieniem 
ponieważ człowiek ten dla lepszej konspiracji ubrał nogawki spodni za 
gumkach przytrzymujących je nad kolanami. W sumie widok bardziej 
śmieszny nisz straszny szczególnie że jesienna pogoda nie sprzyja 
pełnemu eksponowaniu sprzętu. Wspomniana wyżej kobieta popatrzyła 
zamglonym wzrokiem na  występ i 
powiedziała do siebie : patrz pan zapomniałam kupić jajka. Ileż Was 
pochyli się nad ewidentnym cierpieniem bliźniego. Trzy zasadniczo różne 
postawy wobec tego samego wydarzenia.  
Dlaczego
 o tym piszę .Potrzeba ekshibicjonizmu jest teraz dużo większa niż 
kiedyś . Obecnie ten szeroko pojęty ekshibicjonizm jest nawet cool , 
ponoć teraz mówi się trendy .  Spójrzcie jak doskonale prosperują  szmatławe bulwarówki upajające się zdradami ,  ślubami , czy nawet kawałkiem cycka który wysunął się z wieczorowej kreacji jakiejś pięciominutowej gwiazdy.  A Internet ? Tytułem przykładu poniżej tylko kilka nagłówków tylko z jednego dnia z  Onetu : 
Upublicznianie poszło tak daleko że  powstało mnóstwo portali oferujących amatorskie ujęcia sexu kręconych przez samych zainteresowanych  jak
 i zdjęć doskonałej jakości w tak zwanych ginekologicznych ujęciach. 
Problem tzw amatorskiego porno jest tak widoczny i powszechny że 
profesjonalne wytwórnie filmów dla dorosłych biją na alarm . I tak to 
otwierając Internet bez trudu  można obejrzeć ba ocenić nawet  d… prawie 1/3 mieszkanek  twojego miasta .  
 Czy pozostałym nam udało się uniknąć pokusy jakiejś  odmiany  ekshibicjonizmu. Wiele z nas zdecydowało się  odgrywać rolę tego wspomnianego na początku  faceta  i uprawiać ekshibicjonizm chociaż nie w klasycznym tego słowa znaczeniu .Zsunąwszy  na oczy kapelusz  jakim jest Nick , pseudonim  zakładamy
 bloga i już możemy delektować się emocjami jakich nie doświadczamy w 
normalnym życiu .Możemy bez konsekwencji obnażyć nasze emocje, uczucia 
nastroje  przed wszystkimi bo przecież nie selekcjonujemy odbiorów naszych słów . No może trochę wpisując  kategorię  ale wspomniany na początku gość też mógł wybrać uliczkę przy fabryce  albo
 alejkę przy akademiku . Być może ktoś oburzy się nie zgadzając się z 
takim porównaniem. Nie poddajcie się jednak tak szybkiej potrzebie 
odrzucenia. Może w tym co piszę jest coś na rzeczy. Z drugiej strony 
blog jako terapia jest  idealny. Sam przetestowałem to na sobie parę razy. Starajmy  się  pokazując duszę w szeroko rozpostartych ramionach  pamiętać aby nie ukazać się  w tych śmiesznych nogawkach na gumkach może unikniemy też reakcji  tej kobiety która wtedy  przypomniała sobie o jajkach których nie kupiła .  
Post scriptum 
Jeżeli przez chwilę  z
 uśmiechem zastanawialiście się skąd tak dokładnie wiem jak wygląda 
ekshibicjonista to muszę Was zmartwić z relacji naocznego świadka 
-koleżanki wracającej kiedyś późnym wieczorem do akademika            
 | 
| 
17 września 2008 | |
| 
Szkolnym
 korytarzem naprzeciw siebie zmierzają dwaj nauczyciele .Pierwszy młody 
obładowany jak wielbłąd: mapa , wskaźnik, zeszyty, notatki ,dziennik. Z 
naprzeciwka  zmierza starszy ok. 
pięćdziesięcioletni pedagog z rękami w kieszeni . W chwili gdy panowie 
mijali się temu młodszemu wypadło wszystko z rąk z głośnym hukiem 
rozsypało po podłodze. Aby ukryć zmieszanie pozwolił sobie na uwagę 
.Koledze to dobrze, kolega ma to wszystko w głowie. Mylisz się kolego - 
odpowiedział starszy – mam to w dupie. Tak rodzi się więc pytanie gdzie w
 człowieku znajduje się zaangażowanie . Dla przykładu rozum  niewidoczny jako taki rozpoznawany  w całości działań u faceta przemieszcza się z wiekiem . W początkowej fazie znajduje się w głowie  aby
 w miarę dojrzewania opadać coraz niżej . Po osiągnięciu punktu H ,nie 
mylić z punktem G którego nie posiadamy i z reguły nie podejrzewamy 
nawet gdzie może znajdować się u drugiej połowy ludzkości. Wracając do 
tematu ,po osiągnięciu punktu H zostaje tam na kilka lat a u pewnego  nie do końca zbadanego odsetka pozostaje w tym miejscu  do końca ich życia. U pozostałych  wraca stopniowo do góry i osiada w pierwotnej lokalizacji. Mówi się wtedy że np. Janek zmądrzał na starość . Wykorzystywanie  rozumu  skoncentrowane jest wtedy na rozpamiętywaniu głupot popełnionych w trakcie obniżenia jego  poziomu , lub wspominania w intencji zyskania rozgłosu  w towarzystwie  najlepszych chwil w sytuacji gdy rozum nie wrócił na swoje miejsce.  Która z tych medycznych opcji rozwoju jest lepsza nie wiem ponieważ nie osiągnąłem jeszcze tzw okresu stabilizacji. 
Podejrzewam
 że z zaangażowaniem jest podobnie z tą mała różnicą że ono również z 
czasem opada do osiągnięcia punktu D .Ta lokalizacja u 98% populacji 
wydaje się być docelową i tylko bardzo nieliczni przedstawiciele 
ludzkości zauważają przemieszczenia wzyż   ale tylko do wysokości pępka . Nie od dziś wiadomo że” wyżej pępka nie podskoczysz”  
 | 
| 
16 września 2008 | |
| 
Obchodziliśmy
 kolejną rocznicę Victorii Wiedeńskiej . A więc rajcy miejscy Krakowa 
kosztem trzech milionów złotych przygotowali nam widowisko na 
Krakowskich Błoniach. To nie był spektakl to była ogromna  beczka miodu  kapiącego  na nasze  patriotyczne dusze. Polaka , katolika może nawet Europejczyka .   I  znowu  można było wrócić do domu aby w poczuciu samozadowolenia  lec  w łóżku  
Trzydzieści trzy lata temu  widziałem to podobnie  
Nogi w ostrogi zdobne 
Siodła srebrem wyszyte 
My historyczni zwycięzcy 
Wy historycznie pobite 
Co noc w pościeli czystej 
Za lejce ciągniemy pierzyny 
Tylko gdzieś z boku łóżka 
Skrzypią zmęczone sprężyny 
O tysiącletniej historii 
O życiu w glorii i chwale 
Gdy można  było być  sobą 
Przy jednym ideale 
 | 
| 
15 września 2008 | |
| 
    Po  piątkowej imprezie zakończonej w okolicach północy  ,
 zgodnie ze swymi przekonaniami przesiadłem się z samochodu do 
miejskiego autobusu aby dać czas promilom na opuszczenie organizmu. Dla 
zabicia czasu kupiłem  gazetę  i beznamiętnie  przeglądałem newsy i starocie na poszczególnych stronach. Ponieważ czas podróży  dłużył się niemiłosiernie zdesperowany   zacząłem w  końcu przeglądać magazyn rodzinny. Pomiędzy  drapowaniem firanek i opiekaniem krewetek  trafiłem
 na artykuł który przykuł moja uwagę .Zacząłem pobieżnie z początku ale 
potem już spokojnie ze zrozumieniem Był to artykuł zatytułowany „Dialog 
jest trudny” z serii Gry małżeńskie. To taki jakby wywiad z psychologiem
 .Bardzo na czasie.  Cytat dnia z
 artykułu „ Nikt Cię tak nie rozwścieczy jak Twoi bliscy .Obcy nie 
posiadają takiej mocy. „(psycholog dr Marcin Florkowski) Generalne 
założenie tego artykułu  to  : słuchaj uważnie drugiej strony oraz uważaj  w jaki sposób mówisz to co masz do powiedzenia . ”Trzeba
 przyjąć że ona czy on ma dobre intencje , nawet gdy mówi coś przykrego.
 Bo zakładanie złej woli niszczy związek i radość bycia razem” .  R a d o ś ć  bo chodzi o ten etap gdy nie chodzi wyłącznie o  konieczność . Bardzo
 słuszne stwierdzenie , ileż to razy w trakcie małżeńskich rozmów czułem
 się jak przesłuchaniu ważąc każde słowo a i tak z neutralnej nawet  kwestii udało się zrobić zaciekły mecz słowny z  bardzo szerokim wachlarzem słownych uderzeń.  I vice versa  myślałem wtedy  jak
 ty mnie tak ja tobie .Znaleźć punkt zaczepienia to nie problem. Z 
merytorycznej rozmowy powstała natychmiast papka zatykając nasze 
receptory odpowiedzialne za  zdolność rozumienia  drugiej osoby. Jeżeli zdarzyło się  to  nam  to się nam przy porannej kawie  zwiastowało niezwykle „ udany „dzień . Nakręcanie się w rozmowie zwracanie uwagi na to się chce powiedzieć  a nie na to co  słyszy (albo słyszy się tylko swoje słowa ) to najpopularniejsze błędy  w grach małżeńskich. A już do szału doprowadza mnie  powiedzenie
 : myślisz że ja nie wiem co myślisz , jesteś na mnie obrażony , myślisz
 o mnie to czy tamto. Na jakiej podstawie tak Sądzisz ? .Znam Cię 
dobrze. Skąd Ty  wiesz co siedzi w
 mojej głowie. Ciśnienie rośnie w oszałamiającym tempie ,ciemnieje w 
oczach .Nie cenzurowane własne myśli to coś co często  pozwala nam przeżyć takie wydumane dyskusje. Jeżeli braknie nam tej niezależności myślenia  ,
 wiele powodów dla których warto żyć starci sens. Psycholog radzi 
:powiedz wtedy -Wydaje mi się że jesteś na mnie obrażony , wydaje ni się
 że myślisz o mnie tak czy inaczej . Z takim zdaniem można dyskutować. 
Mylisz się nie gniewam się . Powiesz wtedy spokojnie i bez nerwów . .Po 
powrocie do domu  podrzuciłem 
artykuł żonie . Przeczytaj ,nie jest to wymierzone przeciwko Tobie ,ja 
już czytałem i mam nadzieję skorzystać .Niedziela upłynęła na  cytatach artykułu . Czy będziemy mieć tyle silnej woli i jeszcze w następną niedzielę . Nie jest to oczywiście cała gotowa  terapia małżeńska ale być może w ten prosty sposób uda jej się uniknąć . 
  Po przeczytaniu - Polska the Times  13.09.2008 Magazyn  Rodzinny  Dialog jest trudny     
 | 
| 
14 września 2008 | |
| 
Wchodzi właśnie na ekrany kinowe film 1612 .Piszę kinowe ponieważ już dość dawno  mieliśmy możliwość  obejrzenia go w Wersji divix. Pierwszy raz oglądałem go w  rosyjskiej śćieżce dialogowej   ,potem z  polskimi napisami. Czy taki film  powinien być wyświetlany na naszych ekranach ?. Odpuszczam tu sobie cytowanie  różnych głosów  zamieszczonych w gazetach i na internetowych forach. Ja osobiście uważam że jak najbardziej . Piołun chociaż jest tak gorzki   posiada lecznicze cechy. Może nam Polakom potrzebna jest taka gorzka piguła. W końcu powinniśmy  zobaczyć jak postrzegają nas inne narody. Żyjemy  w pępku Europy w takim samouwielbieniu  przekonani o swojej misji dziejowej , wybrany naród Pana Boga . To właśnie ta  cała Europa ,ba cały świat powinien  brać z nas przykład .To my niesiemy kaganek  wiary i człowieczeństwa , to my . Zaślepieni w swoim  egocentryzmie  nie dopuszczamy do siebie że ocena nas  przez innych  może być kiepska , zła ,złośliwa . Nauczmy się z tym żyć będzie nam lżej .Nie obrażajmy się na narody i ich wizerunek  naszego  . Zachowajmy godność , ale wyróbmy w sobie dystans . Jeżeli w naszych dowcipach  najgłupszy jest  zawsze przedstawiciel jednego narodu  na zasadzie wzajemności dajmy im prawo do opowiadania własnych wersji.Pan Bóg obdarzył  mnie wzrostem który Piotr Skrzynecki miał zwyczaj nazywać haniebnym. Nie popadam z tego tytułu w kompleksy a na imprezach   odpowiadania dowcipów zaczynam od nabijania się z mikrusów. Boże ileż śmiechu dokoła  Kiedy już towarzystwo zmięknie przerzucam się na dużych i tu zaczyna ją się fochy i dąsania. Odnoszę wrażenie że ten materiał  który
 u mnie zużyto na poczucie dystansu do siebie posłużył innym do wzrostu o
 kilkanaście cm wzwyż . Czasem nie wiem co lepsze. Może w przypadku 
naszego naprawdę wspaniałego narodu  skłonność  do
 bohaterskich czynów , umierania w imię wolności naszej i waszej 
zawdzięczamy temu że tak brak w nas dystansu do nas samych . Coś za coś .
 Pan Krzysztof Zanussi powiedział kiedyś  że  twórcy filmu 1612 poprosili go o pomoc w polskiej obsadzie filmu .Wskazałem na Żebrowskiego  powiedział mistrz ponieważ pomyślałem sobie że jeżeli Polak w filmie nie może być dobry to niech będzie przynajmniej przystojny.  Czyż to nie jest wspaniałe  
 | 
| 
13 września 2008 | |
| 
Z
 ojcem spierałem się od dawna .O czasu kiedy zacząłem ganiać za 
dziewczynami. Bardziej gdy okazało się że planowany przeze mnie i moją  przyszłą żonę  ślub należy przyspieszyć ze względów starych  jak świat . Z powodu tego że nie realizowałem  jego planów wobec mojej osoby . Początkowe problemy w komunikacji między nami  okrzepły
 z czasem i zaczęły procentować . Mówią że ojcowie kochają dzieci za to 
kim są matki zaś za to że są . Żale ojca maskowałem własną zaradnością. 
Postanowiłem że pokaże mu że nie powinien mnie skreślać. Każda cierpka 
uwaga wywoływała we mnie wzrost motywacji  do twórczej pracy . Cztery lata po ślubie ostatni raz przenocowałem w  rodzinnym domu .Od tamtej pory  przyjeżdżałem na kilka godzin. Szczęście sprzyjało mi i znalazłem  niezłą
 dobrze płatną pracę z perspektywami awansu. Remontowałem mieszkanie 
.Zaplanowałem pierwszy samochód . Tutaj musiałem pożyczyć trochę kasy z 
domu ale w przewidzianym terminie oddałem wszystko co do grosza.  
Nigdy
 nie kłóciliśmy ,nie pochodzę z rodziny patologicznej. Do własnej matki 
nie używałem nigdy podniesionego głosu .My po prostu nie słuchaliśmy 
siebie. Słowa mówione przeze mnie odbijały się od jakiejś niewidocznej  ściany
 która wyrosła pomiędzy nami. Spotykaliśmy się z okazji imienin, urodzin
 własnych , dzieci ,świąt. Wymienialiśmy prezentami ,życzenia mi na 
pozór wszystko w porządku . Brakowało mi tego że nie mogłem przyjść i 
powiedzieć : wiesz ojciec jest mi żle .Zagubiliśmy tą możliwość  komunikacji. Podjąłęm taką próbę rozmowy gdy po kilkunastu latach  małżeństwa  gdy
 postanowiłem wyjechać do pracy w N .Na spacerze na który wybraliśmy się
 we trójkę ( z synem na rowerku) powiedziałem o swoich planach. 
Oczekiwałem jedynie poparcia , klepnięcia w ramię .Spotkałem zdecydowaną  krytykę .Wróciliśmy do domu lekko podenerwowani. Ja znów postanowiłem coś udowodnić  a ojciec odsunąć się na bok. Rzuciłem się w wir  pracy
 .Lepsze zarobki , inwestycje ,zmiany. Do ojca dotarło że nie miał racji
 .Ja triumfowałem ,nie potrzebowałem już rad. Nasza rozmowa telefoniczna
 chociaż regularna w każdą niedzielę była szybsza niż znana walka Gołoty  trwała
 30-40 sekund.Z upływem czasu stan zdrowia ojca pogorszył się i wtedy 
jakoś dziwnie zaczął interesować się moim życiem . Czy dojechałem do 
domu  czy przyjadę . Dziwiłem się że po tylu latach zaczął się o mnie martwić .  Potem
 szpital operacja diagnoza brak możliwości innych działań czekaliśmy na 
rozwój sytuacji . Nowotwór zaatakował go tak dokładnie że lekarz 
określił jego czas na miesiąc .Ojciec coraz słabszy nieświadomy swej 
sytuacji spędzał czas wyłącznie w domu . Przyjeżdżałem do niego w soboty
 . Pomagałem mu się umyć ,ogolić. Stawał mi się coraz bliższy. W jedną z
 tych sobót  uświadomiłem sobie 
że kocham tego małego schorowanego człowieczka leżącego bezradnie w 
łóżku. Wpadnę za tydzień powiedziałem. Za tydzień to mnie tu już nie 
będzie odparł cicho ojciec . Już na schodach pomyślałem sobie że przy 
najbliższym spotkaniu powiem mu że go kocham . Nie zdążyłem .Ojciec 
zmarł we wtorek . Dręczyło mnie to nad trumną .Dręczy to mnie dalej.  
Z perspektywy czasu zauważąm że  byliśmy
 do siebie bardzo podobni . Te same cechy dominujące w nas chociaż z 
założenia dobre nie pozwoliły nam znaleźć zrozumienia. Jak dwa takie 
same bieguny magnesów odpychają się od siebie . Jestem mądrzejszy o to 
traumatyczne doświadczenie .Dzisiaj chętnie przyjął bym niedzielne gadki
 ojca , nie zwrócił bym uwagi na karmienie psa przy stole ,tylko 
niestety nie cofnę czasu. Boje się tylko że dzieci moje odziedziczyły po
 mnie kilka cech .Uważam tak na podstawie naszych codziennych relacji .I
 chociaż wyciągając wnioski z przeszłości staram się ich na to uczulić 
.Raz wyrwało mi się w chwili słabości : myślcie co mówicie żebyście 
potem nie musieli żałować nad czyjąś trumną , ale powiedzieli mi że jak 
zwykle jestem patetyczny . 
Pełen obaw pisałem jakiś czas temu :  
Mam ojca 
Będę ojcem 
Jestem ojcem 
Wychowuję 
Wychowuję  podwójnie 
Czy wychowam? 
Zadaję sobie to pytanie 
Nie mam już ojca 
Czy jemu to się udało ?  
 | 
| 
11 września 2008 | |
| 
Czy macie takie wrażenie w niedzielny wieczór  że ten weekend tak beztrosko przepuściliście przez  palce. Że na głupich duperelach  minęły najcenniejsze chwile soboty i niedzieli . A przecież scenariusz tego wypoczynku pisaliście przez  poprzedzające pięć dni  .Noc  a szczególnie  tak chwila na dwie trzy godziny  przed rannym dzwonkiem budzika  potęgują tylko to podłe   odczucie. I tak przygotowani do nowego tygodnia  wychodzimy z domu ręka w rękę z poranną depresją . I nie daj Boże  trafić jeszcze na swojej drodze śmieciarzy wytrzepujących kontenery  zasłaniając  śmieciarą
 wyjazd dla twego samochodu w osiedlowych uliczkach. To 
wszechogarniające nas uczucie ma nawet swoją nazwę Poniedziałkowy Dół . 
Jak ważne i istotne jest to dla nas świadczyć może nazwanie  jednej z ulic w Krakowie taką właśnie nazwą (poniżej zdjęcie). A pomyślcie jak muszą  czuć  się  mieszkańcy tejże  ulicy  wychodząc w poniedziałek do pracy ?    
 | 
| 
10 września 2008 | |
| 
 Moja babka lat temu trzydzieści pięć  ze względu  na zawansowany wiek  i to że mieszkała samotnie  na zimę zaokrętowała się do naszego domu gdzie uczyła się żyć korzystając z nowinek technicznych  tu goszczących. Największe  wrażenie  zrobił
 u niej telewizor. Program wtedy był marny w porywach dwa programy . 
Ponieważ system społeczny który obowiązywał wtedy w naszym kraju 
zakładał równość nadawano z rana filmy które  obejrzeć
 można było po dzienniku . To się nazywało filmy dla drugiej zmiany . 
Akurat leciał wtedy w TV serial sześć żon Henryka VIII. Emitowano 
właśnie ostatni odcinek. Z rana babcia obejrzała pierwszą połowę  filmu  bo młodszy brat wychodząc do szkoły wyłączył aparat .(Telewizja nadawała wtedy  transmisję ze śnieżycy od południa  do szesnastej trzydzieści ) .Wieczorem z wypiekami na twarzy śledziliśmy losy angielskiego  króla kiedy tak w drugiej połowie dołączyła do nas  siwa głowa babki .Śledziła  przez kilka chwil film aby w końcu rzec: „Jak rano patrzałam to on się jeszcze dobrze czuł’  . Potęga telewizji.  
Dzisiaj telewizyjnych kanałów mamy bez opamiętania ( na jednego człowieka i jak to wszystko wytrzymać jak mówił  Pawlak w Kochaj albo rzuć )  ale śledząc  je nie  można dojść do jednoznacznych  wniosków .Ten sam człowiek to samo wydarzenie dwie różne  oceny  w tym samym czasie.   Tu sukces tam klęska  . Klasyczny  dysonans poznawczy  .Sztoż diełat ?,sztoż diełat ? jak mawiali starożytni. Ot po prostu  demokracja .  Polega tu  ona na tym   na tym że sam dokonując  wyboru stacji TV   dokonujesz wyboru rodzaju ocen  jakie będziesz  słyszał. Czyli róbta co chceta  jak brzmi zapomniane z lekka hasło Jurka Owsiaka    Ale pod żadnym pozorem nie zaczynajcie  zdania od słów : obiektywnie  rzecz  biorąc….    
 | 
| 
09 września 2008 | |
| 
 Ile
 osób tyle poglądów na ten temat .Kpimy żartujemy albo wierzymy w duchy 
zjawy albo jak kto woli zjawiska paranormalne. W czasie mojej pracy w N  korzystałem z dobrodziejstwa    służbowego mieszkania . Dzień w zasadzie podobny do dnia  męska obiadokolacja ,trochę lektury żeby nie zapomnieć  do czego służą litery . Potem wiadomości  TV  i gdzieś w okolicach prognozy pogody zapadałem w krótką drzemkę  tak od 15 minut do dwóch godzin. Zregenerowany  siadałem przed telewizorem i mogłem już oglądać wszystko do połowy  nocy. Czego  ja wtedy nie oglądałem . Przypomniałem sobie całą filmografię Bergmana ,Hercoga ( tego uwielbiam )  nie wspominając tu już o włoskich klasykach.  Około godziny  1 – 1.30 wybierałem się do snu i około pół godziny starałem się  wyciszyć i zasnąć . W trakcie takiej jednej nocy  pamiętam dokładnie 1.20 leżałem już w łóżku  w sąsiednim pokoju usłyszałem dźwięk  jakby ktoś idąc zawadził o ławę  potem
 następne stuknięcie i następne odniosłem wrażenie że ktoś jest w pokoju
 . Był listopad więc okna były zamknięte. Zamknąłem oczy  zacząłem nerwowo myśleć co to jest ?.Oczy zamknąłem ponieważ spałem twarzą do okna  i tak sobie pomyślałem że gdybym na tle okna zobaczył  postać
 to chyba zes….ł bym się ze strachu. W pewnym momencie poczułem czyjąś 
obecność w pokoju. Po chwili odniosłem wrażenie że ktoś jak czasem 
czynią to małe dzieci skoczył na mnie przyciskając do łóżka. Poczułem 
ciężar tak ok. 50 kg .Brak możliwości ruchu, głos uwiązł mi w gardle. 
Czułem się bezradny  Zebrałem się cały w sobie    podciągnąłem ręce na klatkę i z całej siły jaką jeszcze posiadałem zepchnąłem to coś z siebie . Pomogło .Siadłem na łóżku i  na głos przeżegnałem się .Serce waliło mi  w
 nieprawdopodobny sposób. Bałem się o tym powiedzieć komukolwiek. 
Najgorsze było to że następne noce też musiałem spędzić sam w tym 
mieszkaniu.  Minęło kilka tygodni  może miesiąc .Tradycyjnie zasiedziałem się przed TV  była
 godzina 1.15 .Poszedłem do łóżka. Punktualnie o 1.20 posłyszałem szmery
 dokładnie takie jak poprzednim razem .Scenariusz powtórzył się  w najdrobniejszych szczegółach z tą różnicą że teraz wiedziałem już co się wydarzy i serce tłukło mi się ogłupiałe  już  na
 chwilę przed. Zdarzenia takie miały miejsce jeszcze ze dwa razy .Powoli
 przywykłem do tych dziwacznych scenariuszy .Były nieprzyjemne ale po  uwolnieniu z ciężaru wszystko wracało do normy. W jedną z nocy chyba z rok od pierwszego wydarzenia  leżałem jak zwykle już w łóżku   i tradycyjnie o 1.20 usłyszałem szmery  . O ile zawsze w tych momentach leżałem na plecach na wznak  tak tym razem byłem w pozycji na bok po przekątnej szerokiego łóżka . Skok  i poczułem znany mi  ucisk ale tylko  w przedziale  od połowy ud w dół . Nie trafił ! Bez problemu ruszając nogami zepchnąłem  to i zdesperowany krzyknąłem : No nie , znowu  ku…a. Była to ostatnia niezapowiedziana wizyta tego typu  w moim  mieszkaniu  . Nigdy więcej to się nie powtórzyło. Do dzisiaj nie wiem czy zawdzięczam to temu że pokonałem strach przed Tym  ,czy Ten Ktoś nie lubił wulgarnego języka .   
 | 
| 
08 września 2008 | |
| 
Kilka dni temu przedstawiłem pogląd na posiadanie psa przedstawiony w poście : Kiedy zaczyna się życie  .Sam w dzieciństwie miałem dwa psy pekińczyka i wilczura bez  ogona .Tego drugiego psa  znajdę nad Bałtykiem posiadłem w sposób  siłowy szantażując ojca że jeżeli nie pozwoli mi na psa popełnię samobójstwo. Musiałem być  bardzo przekonywujący ponieważ w czasie kiedy ja beztrosko spałem w autobusie ojciec mój  cała drogę wymieniał gałęzie w legowisku  psa który źle znosząc  drogę manifestował to rzygając gdzie popadnie. Radość z posiadania psa wywietrzała mi jednak szybko  a  spacery
 zwłaszcza te ranne stały się obowiązkiem rodziców. Zrządzeniem losu w 
psie obudził się instynkt trampa i sam gdzieś zniknął wybawiając z 
opresji i obowiązku   kilka osób. W swojej rodzinie  pragnąc uniknąć  tego co znałem  z przeszłości ucząc się na błędach ojca  rozniecałem miłość do zwierząt  wśród moich dzieci w sposób rozważny. Najpierw rybki .Fajne takie kolorowe . Śmigały wśród muszelek , kamyczków  i zazielenionych ścianek  akwarium szczególnie wtedy gdy zwlekałem z czyszczeniem akwarium . Do szału  doprowadzał mnie szczególnie glonojad  który
 namiętnie i permanentnie właził do rurki prowadzącej do filtra i potem 
robiąc taką głupią minę zerkał na mnie oczekując ratunku. Rybki  na szczęście  nie żyją najdłużej   dlatego też po pewnym czasie uwolniły mnie od swej obecności  odstępując   akwarium które prawie natychmiast stało stało  się domem chomika . Taki chomiczek to  jest taki milusi futrzak który gania w takim kręcącym się  kółku . Albo jak szybko zauważyłem  leje  w trociny  które  oczywiści mnie przypadło  cyklicznie wymieniać .  W  którymś
 momencie nasz chomik dorósł i zaczął urywać się ze swego akwarium . 
Właził byle gdzie a my aby uchronić dziecko przed widokiem 
rozkładającego się chomiczego  truchła  , poszukiwaliśmy go przetrzepując szafy i szafeczki idąc po  śladach pogryzionych  rzeczy. I znajdowaliśmy te przestraszone ślepa gdzieś po zlewem  najczęściej tam gdzie nie dało się już sięgnąć ręką .Pamiętam te radosne demontaże mebli.  Wybawienie przyszło którejś letniej nocy kiedy chomik  wyniesiony  na balkon  na czas wizyty dewizowych gości wygryzł drewnianą kratkę zabezpieczająca akwarium i zbiegł był w czeluść nocy.  Złapałem głęboki oddech  Urodziła nam się drugi syn. Dziś nie sięgam pamięcią kto rzucił hasło papużki  najlepiej nierozłączki .Ja chciałem rozpocząć od zakupu jednej ale zostałem oskarżony   przez
 rodzinę a szczególnie jej damską część o sadyzm. Były więc papużki. W 
pięknej okrągłej klatce . Ze względu na fakt że przebywały w swoim 
towarzystwie  nie odczuwały potrzeby kontaktu z otoczeniem. Pozostały więc dzikie w pełnym  rozumieniu tego słowa . Miały jedną charakterystyczną  cechę oprócz rozrzucania ziarna na odległość do metra wokół klatki .Ta fantastyczna cecha  to radosne papuzie skrzeczenie już od 4,30 rano .Dospać do 7 mogłem poprzez chytrą metodę zaciemniania klatki ręcznikiem  lub  czy
 popadło. Nie wspomniałem jedynie przez szacunek dla inteligencji 
czytającego komu w udziale przypadło czyszczenie klatki i wszystkiego 
wokół. Nikt  ze znajomych nie 
chciał ich nawet za darmo. W akcie desperacji któregoś sobotniego 
przedpołudnia uwolniłem z klatki ptaki symulując upadek klatki. Po 
powrocie do domu zauważono brak ptaków . Biegały po balkonach  i jeden z sąsiadów złapał je i zaniósł do domu . Oczywiście nie przyznał się do tego .Szkoda poniósł dodatkowe koszty  musiał kupić klatkę .Ode mnie w prezencie  otrzymałby klatkę z całym wyposażeniem  i półrocznym zapasem karmy. Był jeszcze żółw wielkości małego kurczaka  ale nie będę opowiadał że jak wracałem do domu po pracy witał mnie wychylając łebek ze skorupki i biegł w moim kierunku w na  powitanie  bo  po pierwsze to nie prawda a po drugie uznacie mnie za schizofrenika.  Potrzebne  zwierzę z którym  nawiążemy kontakt powiedziała żona  i tak jakoś pokierowała  ślepym
 losem że w prezencie od znajomych otrzymaliśmy psa. Żona zawsze chciała
 mieć psa ,mnie podobał się bokser . Tak to w ramach jednego prezentu 
spełniono marzenia dwóch osób. A ja zapomniałem o doświadczeniach ojca z
 przeszłości.  Bokser  był bardzo kontaktowy . W ciągu dwóch lat beztroskich kontaktów z nami i naszym otoczeniem zżarł  wszystkie
 kwiatki (jukę dokładnie okorował ) choinkę , lampki z tej choinki. Trzy
 piloty , dwóch żałuję trzeci był teściowej. Telefon komórkowy  . Około 16 metrów wykładziny dywanowej spruł  na kupę nici sięgającą 1,5 metra .  Spruł też ulubiony  sweter  i
 ogryzł wszystkie nogi od stołu .Wymieniliśmy klamki we wszystkich 
pomieszczeniach na gałki których pies nie potrafił otworzyć . Po dwóch i
 pół roku  pies nagle wydoroślał i nabrał manier .Jedyny problem stanowiły wieczorne  i ranne  spacery. Trudno było znaleźć  ochotnika  wśród  wyjątkowo zapracowanych i  twardo uczących  w tych chwilach dzieci . A z kolei wolnych terminów mojego potomstwa nie akceptował psi pęcherz  . Odpowiedzialność  za  żywe stworzenie  zmusiła nas do reorganizacji własnego życia. I planów towarzyskich .Nigdy nie  narażałem znajomych na  towarzystwo psa , ograniczyliśmy też wyjazdy i późne powroty.  Pies odwzajemniał  to  poświęcenie bezgraniczną miłością . Był zawsze pierwszym wśród witających mnie po tygodniu nieobecności . Zwierzak  poznawał nawet  dźwięk silnika mojego samochodu . Ostatnie lata życia to okres  psiego cierpienia  ponieważ jedna z emerytek na naszym  osiedlu  sama
 zapalona miłośniczka kotów postanowiła zredukować ilość psów na osiedlu
 . Faszerowane trutką kiełbasy zostały porozrzucane w na osiedlu. Kilka 
psów zdechło nasz   przeżył z dysfunkcją nerek .  Dożył do 7 lat i w pierwszy dzień wakacji  dostał
 ataku serca i zakończył życie na moich rękach . Postanowiłem nie mieć 
psa. Zmieniłem postanowienie ,będę miał psa ale dopiero na emeryturze. 
Już widzę siebie w wysokich butach  skórzanej kamizelce jak włóczę się  po O gdzie mam tą starą chałupę . 
Rodzina chce wymusić na mnie wcześniejszą datę .Używając różnych  argumentów . Konsekwentnie odbijam piłeczkę . Nie ma kto wychodzić z psem mówię  . Dzieci będą wychodzić mówi żona   Doświadczyłem tego wiem jak będzie a mnie się nie chce  . Ja w niedzielę lubię sobie poleżeć w łóżku tak do 8 – 8.30 takie rozpasanie.  Zona zapewnia  to ty będziesz leżał  a ja wyjdę .  Jak wyjdziesz to po co ja mam leżeć  pytam z ze zdziwieniem . 
 | 
| 
07 września 2008 | |
| 
Mam się za znajomego Pana Boga.
No może to określenie na wyrost, ale muszę stwierdzić, że mam dobre relacje z
Panem. Pierwszy przykład jest może trochę żartobliwy. Rzecz działa się 10 lat
temu. Pracowałem poza  K a z nadwyżki
budżetowej modernizowaliśmy mieszkanie. Zakupiliśmy właśnie bardzo wygodne
skórzane fotele, tylko zapaść się w nim z pilotem w ręce i nic więcej do
szczęścia nie potrzeba,  no może piwo. Cały
tydzień poza domem, a gdy wracałem w piątek do domu i już miałem oddać się ulubionej
czynności domatora, słyszałem od żony : jedźmy gdzieś cały tydzień nigdzie nie
wychodziłam. Któregoś dnia,  na takie
zawołanie  powiedziałem wznosząc oczy w
górę : Dobry Boże żebym mógł posiedzieć 
w moim fotelu do bólu. W ten 
weekend pojechaliśmy na narty.  Już
w sobotę skręciłem nogę w kolanie.  Najbliższe
dwa tygodni spędziłem w moim ulubionym fotelu aż rozbolały mnie  krzyże. Uważaj o co prosisz żartowała żona. 
Przypadek drugi  uzasadnia pierwsze zdania  posta.  Cztery lata temu miał miejsce następujący
przypadek. Nawał pracy, sprawy domowe, zwykłe wygodnictwo, albo jeszcze tysiąc
innych  pretekstów spowodowały, że kilka
lat nie korzystałem z dobrodziejstwa  spowiedzi. Zresztą wtedy,  tak jak dzisiaj odstręczała mnie od tego sama  forma. 
Po pierwsze mechanizm działania, po drugie może zbytnia anonimowość. Za
kratką siedzi przypadkowy ksiądz, zadający jak mi się wydaje również
przypadkowe pytania. I nie wiem dlaczego 
najczęściej o antykoncepcję, oraz 
 inne równie sztampowe.  Nie odpowiadała mi  ten mechanizm,  jak  taśma
produkcyjna w fabryce, każdy z nas chciałby być potraktowany chociaż trochę indywidualnie.
 Zacząłem szukać innej formy,
rozpytywałem znajomych o możliwość spowiedzi, tak twarzą w twarz. Takiej
rozmowy  indywidualnej o myślach, obawach,
odczuciach. Chciałem by ksiądz przeznaczył mi więcej niż standardowe  trzy minuty. Że to jest trudne  doświadczyła moja znajoma, która zbyt
rozgadała się w konfesjonale i usłyszała, że to nie jest gabinet
psychoterapeuty. Padały różne propozycje możliwości. Może ośrodki akademickie ,
może … może …  Tak to trwało, czas mijał.
W tak zwanym międzyczasie zacząłem odczuwać mocne dolegliwości związane z
woreczkiem żółciowym. Inni zmagają się z nim przez dziesięciolecia  nim zdecydują się na operację. Ja miałem
trzy  poważne ataki i zostałem skierowany
do szpitala na zabieg usunięcia.  ( Jak
się potem okazało prawie w ostatnim momencie ) Leżę więc tak po pierwszej nocy
w szpitalu, gdy ok. 5.30 wchodzi ksiądz 
i pyta czy chcę przyjąć  Komunię.  
Nie mogę -  odpowiedziałem - nie byłem u spowiedzi.   
Może chciałby się pan
wyspowiadać - spytał. 
Mógłbym.   
Przyjdę wieczorem - powiedział
i poszedł. Leżałem samotnie w trzy osobowej sali. Przyszedł późnym wieczorem.  Był to młody ksiądz od  Bonifratrów. Od razu sprawiał wrażenie
inteligentnego, co się zresztą potwierdziło. Byłem trochę zmieszany. To jak mam
to zrobić ? uklęknąć ?   
 Nie trzeba  – rzekł –  Zamkniemy drzwi, niech Pan siądzie naprzeciw i
mówi. Mamy dużo czasu. Rzeczywiście spędziliśmy tak około godziny. Była to
forma klasycznej rozmowy. Często wychodziła poza klasyczną spowiedź. Dokładnie
tak jak chciałem, dokładnie jak sobie wymyśliłem. Nie będę tu już czepiał się
okoliczności i miejsca spowiedzi. Nie mogę być drobiazgowy. W końcu różnymi
drogami chodzi  Wola Boża . 
Tylko żona mówi  : myśl o co prosisz, już dwa razy Ci się
spełniło   
Poniżej
wiersz który napisałem   po tamtym wydarzeniu 
Wątpię
czasem w istnienie Boga. 
Podważam
dogmaty 
Żeby
za chwilę wystraszyć się swych myśli 
I
skrywać  za filarem kościelnej nawy 
Ze
wstydu przed Nim 
 Zdjęcie wykonałem na cmentarzu w Białce Tatrzańskiej 
 | 
| 
06 września 2008 | |
| 
W dniu dzisiejszym  licznik wybił 100 odwiedziny . Miło mi że nie trafiam w próżnię  i jest trochę osób którzy czytając  posty  podtrzymują moją motywację   .  Wiem że to co napisałem do tej pory nie jest lekkie ,łatwe i przyjemne   może nawet  jest niepopularne .Ale takie jest właśnie życie 50 latka .   
Dziękuję 
 | 
| 
05 września 2008 | |
| 
 Od rana RMF drąży temat euro sierot czyli  polskich dzieci których rodzice wyjechali do pracy poza granice  .Generalne przesłanie tej dyskusji jest takie że zamiast spodziewanej poprawy sytuacji  materialnej rodziny rozpada się ona a więc więcej zła niż dobra .  Dorzucę do tej dyskusji swój mały potwierdzający tą tezę kamyczek  ponieważ  pracy poza domem doświadczałem  przez 11lat . W moim przypadku byłą to jednak  lajtowa  forma emigracji zarobkowej ponieważ na weekendy przyjeżdżałem do domu . Z perspektywy 11 lat będę się starał odradzić to  każdemu . Poniedziałkowe poranki wyjeżdżałem kiedy dzieci jeszcze spały Nieobecność do piątku wieczorem albo soboty  w południe. W początkowym etapie mojej nieobecności  nawet telefony komórkowe nie były rozpowszechnione ( królowały  pierwsze Centertele  wielkości i wagi cegły dlatego też tak nazywane ) Brak komunikacji rodzinnej brak rozmów  na
 codzienne tematy zaczął doskwierać mi już po pierwszych trzech 
miesiącach i pozostał do końca wyjazdów. Późniejsze rozpowszechnienie 
GSM-ów  trochę zmniejszyło te braki ale ich nie zlikwidowało .Przez cały tydzień siedziałem więc w służbowym  mieszkaniu i myślałem o rodzinie . Często idealizowałem ten obraz i budowałem scenariusze weekendowe .  Dzieci z czasem przyzwyczaiły się  do tej sytuacji i zaczęły traktować  ją jako normę. Co więcej po pewnym czasie z wyraźnym zdziwieniem  nawet przyjmowały sytuację kiedy załatwiając służbowe sprawy w K byłem  w domu  dodatkowo z poniedziałku na wtorek. Wracając do weekendów  . Scenariusz wypracował się sam, taki skoncentrowany tydzień w pigułce  a więc przywitanie w piątek   ,męska rozmowa w sobotę ponieważ brak ojca często prowokował do nadużywania miłości matki   a w niedzielę znów  trzeba było ukochać dzieci aby na tydzień następny nie zostawić wizerunku  gderającego  zgreda
 . Bolały mnie te nieobecności szczególnie w trakcie ważniejszych 
wydarzeń , egzaminu , koncertu , czy zwykłej choroby kiedy tak ważne 
jest położyć  dłoń na  rozpalonym czole  dziecka  . Żona przeżyła beze mnie kilka operacji  a ja z czasem zaczynałem  odczuwać  taki syndrom wyautowania . Podejmowali decyzje beze mnie ponieważ często sytuacja wymagała podjęcia szybkiej decyzji  .  I tak do podejmowania   drobnych i życiowych decyzji bez ojca  powoli zaczęli się wszyscy przyzwyczajać . Przekupywanie  dzieci , fundowanie im wymyślnych gadżetów nie  naprawi  tej sytuacji a rzekłbym nawet że ją pogorszy.  Nikt z domowników nie  zrozumie   tego
 że ponad sto kilometrów od domu zakręty życiowe rodziny przeżywa się 
znacznie gorzej . Im czułem się bardziej z boku tym bardziej starałem  się walczyć i tym większe  wzbudzałem zdziwienie . Po 11 latach podjąłem decyzję  To ostatnia chwila na ratowanie więzi rodzinnych to ostatnia chwila by być ojcem . Za  moment dzieci nie będą mnie już potrzebować . Wróciłem więc do K  zmieniłem pracę i zacząłem  walkę Wiele razy upadałem na duchu i miałem ochotę poddać się . Czasem żona mówiła że zobojętniałem wobec dzieci  .Kochanka  Depresia  szeroko rozkładała ramiona   Wyidealizowana  w trakcie samotnych wieczorów rodzinka  toczy się własnymi koleinami drogi życia a Ty nie możesz tak nagle do tego wozu na nierównościach .Co gorsze  zauważasz u siebie kolejny  syndrom .  Sydnrom  powracającego na emeryturę marynarza  .To taka sytuacja gdy wszyscy niby kochają cię ale w zasadzie nie za bardzo jest dla ciebie miejsce  w działającym systemie  Ty jako kółko zębate zostałeś zastąpiony w mechanizmie na szybko  jakimś skrótem przekładnią czy paskiem klinowym  .Całość
 może bardziej drga i system jest mniej stabilny ale działa i nie 
wszystkim chce się już robić gruntowny remont . Mnie się chce dalej , 
chce cały czas chce . Chociaż  czasem  twój system  operacyjny gotów się zawiesić gdy na pytanie kiedy wrócisz ?  słyszy : A dlaczego cię to interesuje ,10 lat nie interesowało cię to co robię  a teraz nagle kiedy wrócę . I chciałbyś wykrzyczeć  że to nie prawda ,że to inaczej , że osiwiłeś od myślenia o nim .Zamiast tego   powiesz :  Ciebie Synu trzeba bardzo kochać żeby Cię kochać i ja tak Cię kocham .   
 | 
| 
04 września 2008 | |
| 
                   Jeszcze krew ciepła w żyłach nie skrzepła i stać na własne cie błędy … śpiewał  Wojciech Młynarski    w Dzieciach Kolumbów . No i dokładnie tak podrywa mnie do zakupu motocykla .To było zawsze moje marzenie ,ewoluował tylko typ  i model oczywiście z upływem lat .Pierwsze marzenie pomógł zrealizować mi ojciec  załatwiając  w ósmej klasie podstawówki motorower Komar . To kultowe dzieło myśli inżynierskiej w drugiej  wersji wykonania z siedzeniem jak przy rowerze tylko znacznie większym i z pedałami .Motorower był stary  i często psuł się wracałem więc do domu korzystając  z dobrodziejstwa pedałów .Pod domem  z sercem i płucami na plecach. Ponieważ stan mojej kasy był nijaki drutowałem sklejałem  a generalnie woziłem kupę kluczy . Taki głupi klin do magneta kosztował raptem 0,50 zł,-  ale wymiana trwała do godziny . Klin zrywał się dwa razy w tygodniu, tak jak linka do gazu  Przejażdżka więc była aktem odwagi graniczącym z bohaterstwem. Jako paliwa używałem    oprócz podstępnie spuszczonej benzyny z samochodu ojca również  rozcieńczalnik do farb , benzynę ekstrakcyjną , nawet denaturat. Po zatankowaniu takim wynalazkami  w motorku  nawet  tzw  wolne obroty  były bardzo szybkie.  Było minęło .Wniosek nie kupuj starych  rzeczy.  A  Amerykanie mówią   :  „nigdy nie oczekuj od towaru więcej niż za niego zapłaciłeś „ 
Doskonale o tym pamiętałem do momentu  kiedy widokiem swoim urzekła mnie Honda  TLR 250 motocykl typu trial. Nie wygórowana cena   ,znana marka przyćmiły mi mądrość  wynikającą  z traumatycznych  doświadczeń z przeszłości i to własnej . Nie zniechęciło  mnie nawet to że właściciel komisu miał problem z jego odpaleniem i jak na  4 suwowy silnik po rozpaleniu  mocno
 kopcił . To się zrobi , to nie problem powtarzałem sobie jak mantrę . 
Otrzeźwienie przyszło szybko .Okazało się że jestem chyba jedynym 
posiadaczem tego typu motocykla w Polsce .Brak części , brak 
dokumentacji ,brak odnośnika w Polskich stronach WWW. Nie wierzycie  wpiszcie  „honda
 250 trl „ I co i kicha . Zacząłem remont znajomy mechanik wymieniał co 
rusz to ciekawsze nazwy części zamiennych. I tak zawory -  potrzebne
 dwa .Serwis jeden sprowadził z Austrii drugi zawór z Japonii . Oprócz 
cen czas ciągnął się w nieskończoność . Po dwóch latach walki o iskrę 
poddałem się . Za mniej niż połowę ceny zakupu wystawiłem motocykl na  aukcję  i o dziwo w ciągu kilku godzin znalazł swojego amatora . Kupił go Człowiek który  kolekcjonuje motocykle . Powiedział mi że  od dawna poszukiwał tego modelu. A naprawa to dla niego nie problem. Była to ta chwila kiedy uszczęśliwionych było dwie osoby  ja bo sprzedałem  i Gość który znalazł czego szukał.  
Minęły już ze dwa lata od tamtego wydarzenia a pamięć jest tak łaskawa że  pozostawia tylko miłe wspomnienia .I znów zatęskniłem  za motocyklem .Myślę że ta tęsknota dopieka mi jak nigdy przedtem . Zmiana następuje w typie, teraz moim marzeniem jest cruiser   na początek myślę że wystarczy Yamaha Virago 535 . Smukła  jak   młoda kobieta ,bez przesady ozdobiona chromami  . Mam nadzieję że dokonując  zakupu ( wierzę że tak będzie ) wykorzystam doświadczenia  z  przeszłości. A potem  jak to mówił mój znajomy  : Konia i w step  !!   tylko czemu ta benzyna taka droga     
 | 
| 
03 września 2008 | |
| 
Bohater filmu Andrzeja Kondratiuka  „Gwiezdny pył „ konstruował  różne wynalazki które były  już kiedyś wymyślone  wszystko po to by zaimponować  swojej Starej. Stary miał piękny  pomysł
 który zrealizował : Maszynę do przekazywania myśli na odległość . 
Pierwsza wykorzystać pomysł miała jego Stara .I cóż miała do przekazania
 ludzkości prosta wiejska kobiecina ? .W tej podniosłej chwili  uważała że musi to być najważniejsza rzecz  dla ludzi. Zaczęła   cytować Dziesięcioro  przykazań . Wtedy  (1982) przekazywanie myśli  wydawało się  jakąś fantastyczną niemożliwością . Wkrótce życie udowodniło że niemożliwe jest proste do realizacji . Powstał Internet   a następnie wspomniane narzędzie do przekazywania myśli na odległość – BLOG. W chwili obecnej w samej Polsce funkcjonuje ponad  dwa miliony blogów a jak czytałem ostatnio co sekundę Na świecie powstają kolejne  cztery. Boże jaka dostępność  jakie możliwości . Ty piszesz a w jednej chwili czytać może mieszkaniec Chin .Ameryki czy Kirgistanu .Spójrzmy więc  jakież to ważne rzeczy mamy dziś do przekazania ludzkości Jakimi doświadczeniami dzielimy się .  No więc tak :  „nie miałam orgazmu od 3 lat „lub „ miałam orgazm dzisiaj rano „ albo ” schudłam”, „nie mogę schudnąć” ,” lubię Michała „  „Marian mnie wkurza” ,”Bożę jaki jestem szczęśliwy” częściej „ Boże jaki jestem nieszczęśliwy”  albo całkiem prosto    „zrobiłem
 wiśniówkę „ Katalog spraw zasługujących na opisanie i ” puszczenie w 
świat” jest niezwykle szeroki. a w ostatnim czasie zmieniły nam się 
priorytety 
Dlaczego piszemy  -  piszę  Wiem po sobie że w pewnej chwili ilość negatywnych odczuć była we mnie tak dużą a ciśnienie tak wysokie że  założenie bloga wydawało mi się czynnością  higieniczną
 rzekłbym nawet zdrowotną a w perspektywie ratującą życie. Pierwszy post
 ulżył mi trochę następny poprawił samopoczucie .Po kolejnych czuje się 
świetnie.  Dlaczego czytamy cudze blogi  ?
 bo nie musimy podglądać przez dziurkę od klucza w sytuacji gdy 
właściciel otwiera drzwi na oścież .Poza tym jest coś egoistycznego w 
czytaniu postów zawsze czujemy się lepiej na tle cudzego  smutku  i nie ma  to  nic wspólnego z brakiem  empatii .Nie  to brzmi raczej tak  „ o co ja się kurde martwię  , moje problemy w porównaniu z tym gościem są takie  malutkie. I z miejsca robi nam się lepiej  .Sam to wypróbowałem  przy okazji przeglądania tematycznych blogów.  ”50”  w wyszukiwarkę  i jest  tytuł blogu    „50 lat i coraz  trudniej”  .Jego autor  brak-miko napisał dwa posty  5 i 27 lipca  .Muszę przyznać że wpadł do dużej emocjonalnej dziury. Koleżanka deprecha objęła go czule .Wrzuciłem komentarz   , napisałem do niego ale bez odpowiedzi .Mam nadzieję że tylko porzucił tą formę wyrażenia emocji.  Jeżeli ktoś  z Was zajrzy na jego bloga  wrzućcie proszę jakiś pokrzepiający komentarz   albo mail. Ja od siebie dziękuję Ci  braku-miko 
 | 
| 
02 września 2008 | |
| 
 No
 i leci ten czas a z upływem lat własnych coraz bardziej. Już po 
wakacjach .Pozostają tylko wspomnienia czasem lepsze czasem gorsze i 
bilans rzeczy które udało nam się zrealizować i te co zostały na rok 
przyszły.  Trochę zrealizowałem .Mam  sukcesy  w
 odchudzaniu . Schudłem prawie 7 kg potem przybyłem 4 ale i tak suma 
sumarum 3 jestem do przodu .Żeby chociaż to utrzymać po okresie 
wzmożonego grillowania . i wiejskiego smalczyku do  swojskiego chlebka .  W połowie sierpnia  wróciłem z takiego krótkiego  urlopu na swojej wsi. Miałem tysiące planów przed tym urlopem czegóż  to nie zdziałam na tym wolnym  .( to chyba nie jestem jeszcze taki stary jak mam kupę planów i marzeń ) ale wszystko wzięło w łeb  bo trzy dni przed urlopem  kierując
 się chrześcijańską miłością bliźniego chciałem przewieść znajomym 
niedużą paczkę ze złożoną szafką . Zamiast wziąć samodzielnie  zdałem się na grzeczność  magazyniera który stojąc wyżej powiedział to ja panu podam .I podał a ja źle obliczyłem ciężar  usłyszałem takie chrup w kręgosłupie i miałem poukładane .  Zrobiłem
 zdjęcie rtg nic szczególnie złego nie wykazało ale ból trwał i tak 
prawdę powiedziawszy jeszcze trwa. Z planów na urlop nie zostało wiele 
tak prawdę powiedziawszy to szczęście od Boga że żona pojechała ze mną w
 tym samym czasie bo  pomagała mi w codziennym życiu. Chociaż ja strasznie nie lubię być obsługiwany , .Przyznam  że czuję się wtedy tak niezręcznie. I jeszcze te prośby : Synu wykoś trawę , synu  zrób coś . Nie lubię się prosić  ( albo to takie moje  ambicje ) Oby jak najszybciej mieć to za sobą  i najważniejsze nie myśleć  jak wygląda starość bo to jest deprymujące. Tak naprawdę to nie przeszkadzało mi to jednym w imprezowaniu .   (
 szklanka pełna piwa to raptem jakieś 0,7 kg – taki wysiłek mogłem 
podejmować ). Z miłych rzeczy odwiedziła mnie grupa współpracowników z 
okresu mojej pracy w N . To miłe że po 9 miesiącach chciało im się 
przyjechać te 30 km po pracy żeby wspólnie wypić kilka piw. Może więc 
nie klasyfikuję się  do  tych najgorszych . Tak jak powiedziałem przeżyłem  tydzień statycznie w kontakcie z medycyną ludową ponieważ przychodziła do mnie taka starsza babka  taka trochę znachorka  która masowała mi plecy . Można powiedzieć że miałem albo kontakt ze znachorkami innym zaś że  z naturalną ludową medycyną . To chyba daje lepszy efekt .  Wróciłem do pracy .Przeszło – minęło. 
 | 
| 
01 września 2008 | |
| 
Górale znają tylko dwa gatunki wódki : „smacną” i  „badzo smacną"          Ja w temacie tej   „ badzo smacnej”     Z żalem ale właśnie  kończymy  degustować zeszłoroczną produkcję wiśniówki  i ratafii  bo
 w tych dwóch gatunkach zacząłem się specjalizować .To znaczy wiśniówkę 
robię już czwarty raz z rzędu a ratafię drugi. Receptura banalna jedyne 
co trzeba mieć to dużo cierpliwości ponieważ nalewki o których mówię 
nastawione latem smakują naprawdę dopiero na Święta Wielkanocne 
następnego roku . Wcześniejsze picie to profanacja. Tak więc 
przygotowuję  wiśniówkę  wsypując wydrylowane wiśnie do połowy  dymiona zasypując  niewielką ilością cukru  dorzucam trochę goździków i do pełna zalewam alkoholem   . W grudniu dosładzam  - ja preferuję bardziej wytrawną dzięki czemu pasuje nawet do mięs i wędlin .  Druga nalewka to Ratafia staropolska wódka owocowa  z tradycjami  . Spożywana  w Szlacheckiej  Polsce dla upamiętnienia zawartych właśnie  umów i transakcji . Z czasów  PRL – u z kolei   jej wspomnienie  jeszcze dziś  wywołuje we mnie  wewnętrzne dreszcze  .Odrzucając socjalistyczne uprzedzenia  Ratafia  to jednak wspaniała nalewka . Wymaga  ona innej bardziej pracochłonnej działalności.   Zasada  też jest prosta : pól kilo owoców ( Ja do nalewki używam około 8  do 9 rodzajów owoców  a dobór  wynika wyłącznie z preferencji i gustów  tworzącego) następnie  łyżka cukru ,pól litra alkoholu na każdy typ owoców  . Alkohol powinien być mocniejszy minimum  45 % .  Zrobiłem eksperyment i zalewam  napojem produkcji mojego znajomego o mocy około 60 – 65 %. To daje większą moc. Pomimo niewinnego smaku  i
 łagodności w odbiorze nieostrożnego konesera potrafi skopać .W 
okolicach lutego zlewam osobno owoce osobno płyn. Dolewam butelkę rumu 
na  dymion  (ok. 15 l ) i po kłopocie .Trzeba jeszcze uważać na klarowność  płynu przy zlewaniu do szkła .Wyleżakowana  odpowiednią ilość czasu ratafia wspaniale smakuje  zresztą
 trzymając ją chwilę w ustach zauważasz że w różne części języka 
przynoszą całkiem różne doznania smakowe . Wyczuwa się poszczególne 
owoce w bukiecie różnych smaków . Próbowałem ją w styczniu była średnia  w kwietniu dobra teraz jest wspaniała .Wracając do przepisu : owoce z ratafii wyrzucam  ,wiśnie z wiśniówki zalewam syropem cukrowym  z dodatkiem wiśniówki ,  są wspaniałe do lodów a nawet  bez lodów. Wiśnie posiadają taką wspaniałą właściwość  że niwelują tak nieprzyjemny zapach drożdży  z alkoholu .Dzięki  temu nikt nie zgadnie jakiego alkoholu używaliśmy do nalewek. Zresztą doświadczenia i staż sąsiada powoduje że tzw bimber  jest najwyższego sortu i produkowany  tylko dla własnych potrzeb . Dlaczego piszę o tym akurat dzisiaj . Bo wczoraj byłem na strychu  wstrząsnąć  dymionami   i to wprawiło mnie w takie rozmarzenie . 
Jak to śpiewał Leszek Długosz : Próbujemy nalewki z dzikiej róży z porzeczki żeby sprawdzić czy zimą to  wypić się da .  ( Dzień w kolorze śliwkowym )  
 | 
 
