Gonił człowiek za groszem całe życie, zaniedbując rodzinę, nie ma więc co się dziwić, że dzieci robią to samo.
W naszym chrześcijańskim kraju rodzina jest na pierwszym miejscu, a emeryt świetnie nadaje się do odprowadzania wnuków do żłobka, przedszkola lub szkoły. Wsparcia domowego budżetu dorosłej dziatwy czy do innych nie mniej szczytnych zadań. Domy ( własne) emerytów są też świetnym miejscem do przetrzymywania psa w czasie wypasionego urlopu pracujących dzieci. Rodzice posiadający umiejętności manualne zawsze znajdą możliwość samorealizacji w mieszkaniach lub biurach robiących karierę dzieci.
Czy ta rodzina i życie rodzinne warte jest tych poświęceń?
Pewnie powinienem zapytać o to moich rodziców, ale oni od kilku lat są już zdecydowanie i nieodwracalnie nierozmowni, a ja jestem dopiero na początku swojej emeryckiej drogi. Początkujący dziadek i teść z jako takim już doświadczeniem.
Właśnie gościmy rudego szczekacza już prawie dwa tygodnie, a będziemy go musieli tolerować jeszcze trochę. Dzieci podsyłają nam urokliwe fotki z udanego jak widać urlopu, ja w zamian informację o wykonaniu zleconych prac.
Tak więc domostwo skontrolowane, rośliny podlane, a robot do koszenia pozytywnie uratowany z pułapki, rowu, krawężnika, lub innej przeszkody. Na koniec starannie odstawiony do stacji dokującej.
No i te regały. Przed wyjazdem Syn zadysponował zakup i montaż pięciu regałów magazynowych do archiwum, na dokumenty w przeznaczonym do tego pomieszczeniu.
Zakup z reklamowanym szeroko markecie budowlanym, a wszystko bardzo nowocześnie. Zakup on line, takaż zapłata i odbiór już za dwie godziny.
Okazało się, że odbierałem w tak zwanym szybkomacie, zbudowanym na kształt gęsto rozsianych po kraju paczkomatów choćby InPostu.
Nie wiem czy było szybciej ponieważ robiłem to uważnie, ponieważ był to pierwszy raz.
Zraz też rzuciłem się montażu regałów. Nieprzyjemną niespodzianką okazał się fakt, że brakuje jednej poziomej poprzeczki pod półkę i to już w pierwszej paczce.
Poprzeczkę pożyczyłem z kolejnej paczki licząc, że być może w którejś z nich jest superata.
Zacząłem więc mozolnie wtykać blaszki w otwory co było dość skomplikowane gdyż użyta do produkcji blacha grubości poniżej jednego milimetra odkształacała się i blokowała montaż, a uderzenie czymś ciężkim z pewnością zgięło by profil.
Wystarczył nieostrożny ruch by łączenie rozkładało się czemu zaraz towarzyszyło przekleństwo rzucone w czeluść piwnicznego pomieszczenia. Kiedyś to miejsce będzie nosiło dumną nazwę archiwum.
Tak to przyginając, odginając i naciskając z wyczuciem, zmontowałem pięć regałów które miały dokładnie wypełnić jedną ścianę pomieszczenia, od końca do końca.
Brakującej poprzeczki nie znalazłem w żadnej innej paczce, a więc pozostała mi jedynie reklamacja.
Z fakturą zakupu udałem się do marketu i usiadłem przez Panem z Działu Reklamacji.
- Jaki numer katalogowy miała ta poprzeczka ? - spytał Pan siedzący nad komputerem - Numer jest mi potrzebny żeby sprowadzić Pan tę poprzeczkę.
- Wie Pan - odpowiedziałem spokojnie - Jeżeli mi Pan pokaże towar, choćby w swoim komputerze to Panu pokażę o co chodzi.
- Ten numer znajdzie Pan w instrukcji montażu - nie dawał za wygraną przyjmujący reklamację.
Proszę Pana - tu zrobiłem dłuższą, teatralną pauzę - Widziałem wiele reklam tego marketu i informacji o tym jak to dopieszczacie klientów, traktując ich niemal jak bohaterów, iż naiwnie myślałem, że załatwi mi Pan tę reklamację od ręki.
To znaczy?
To znaczy, że przyniesie Pan paczkę z tym regałem, delikatnie ją rozetniemy i Pan wyda mi brakującą poprzeczkę. Resztę zareklamują Państwo jako paczkę niekompletną, a ja wywiążę się z terminu montażu. Naiwny byłem, prawda?
Tu zrobiłem zatroskaną minę delikatnie zagubionego klienta, który całkowicie zdaje się na łaskę i niełaskę urzędników. W końcu Pan rozpatrujący taką reklamację był takim decyzyjnym urzędnikiem. Małą chwilę trwało milczenie, po czym Pan wstał i udał się na zaplecze. Po dłuższej chwili wrócił z paczką, którą delikatnie rozciął.
- Która to była poprzeczka ? - spytał.
Wyciągnąłem właściwą. Podpisałem dokument i byłem załatwiony.
Umiejętności negocjacyjne z pracy zawodowej bardzo mi się przydały.
Wszystko zaś załatwiono bez nerwów i niepotrzebnych emocji. Rzekłbym nawet, że wzorowo, gdyby nie początek który się słabo zaczął.
Z fakturą zakupu udałem się do marketu i usiadłem przez Panem z Działu Reklamacji.
- Jaki numer katalogowy miała ta poprzeczka ? - spytał Pan siedzący nad komputerem - Numer jest mi potrzebny żeby sprowadzić Pan tę poprzeczkę.
- Wie Pan - odpowiedziałem spokojnie - Jeżeli mi Pan pokaże towar, choćby w swoim komputerze to Panu pokażę o co chodzi.
- Ten numer znajdzie Pan w instrukcji montażu - nie dawał za wygraną przyjmujący reklamację.
Proszę Pana - tu zrobiłem dłuższą, teatralną pauzę - Widziałem wiele reklam tego marketu i informacji o tym jak to dopieszczacie klientów, traktując ich niemal jak bohaterów, iż naiwnie myślałem, że załatwi mi Pan tę reklamację od ręki.
To znaczy?
To znaczy, że przyniesie Pan paczkę z tym regałem, delikatnie ją rozetniemy i Pan wyda mi brakującą poprzeczkę. Resztę zareklamują Państwo jako paczkę niekompletną, a ja wywiążę się z terminu montażu. Naiwny byłem, prawda?
Tu zrobiłem zatroskaną minę delikatnie zagubionego klienta, który całkowicie zdaje się na łaskę i niełaskę urzędników. W końcu Pan rozpatrujący taką reklamację był takim decyzyjnym urzędnikiem. Małą chwilę trwało milczenie, po czym Pan wstał i udał się na zaplecze. Po dłuższej chwili wrócił z paczką, którą delikatnie rozciął.
- Która to była poprzeczka ? - spytał.
Wyciągnąłem właściwą. Podpisałem dokument i byłem załatwiony.
Umiejętności negocjacyjne z pracy zawodowej bardzo mi się przydały.
Wszystko zaś załatwiono bez nerwów i niepotrzebnych emocji. Rzekłbym nawet, że wzorowo, gdyby nie początek który się słabo zaczął.
Uradowany wróciłem do domu, to znaczy do piwnicy. Niestety poprzeczka i mocowanie regałów do ściany musiało poczekać jeszcze kilka dni.
Przez ten czas miałem parę innych terminowych spraw. W piątek dokończyłem montaż poprzeczki. Następnie ustawiłem regały i wypoziomowałem je. Skręciłem ze sobą i zakotwiłem do ściany. Stały się wtedy wyczuwalnie bardziej wytrzymałe. Dalej jednak z powątpiewaniem patrzę na etykietę, która pokazuje na każdej półce możliwość położenia 175 kg. Wyjdzie w praniu.
Kiedy wróciłem do domu był już piątkowy wieczór czyli najwłaściwszy czas by otworzyć chilijskiego Merlota. Witaj weekendzie.
I teraz odpowiedź na pytanie czy warto ? Czy warto się poświęcać dla utrzymania rodziny, wtedy kiedy jej członkowie założyli już rodziny własne?
Być może na to pytanie odpowiedział niezapomniany Jan Kaczmarek w piosence Pero pero.
Rodziny brak to takie szczęście Jak wolna rączka, ale w trybach
A bilans musi wyjść na zero ;) Pozdrawiam- mmzd
OdpowiedzUsuńDokładnie
UsuńTak manualnie i negocjacyjnie uzdolniony facet, to skarb. Warto Go mieć w rodzinie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńPomagać - tak. Dać się wykorzystywać - nie. Tylko gdzie jest granica pomiędzy tymi "tak" i "nie"?
OdpowiedzUsuńIście hamletowski dylemat
UsuńCześć Antoni...idź do pracy, będziesz miał pieniądze i spokój....hmmm... to znaczy rodzina będzie miała pieniądze, a ty spokój. Ale i dla Ciebie zawsze zostanie jakaś resztka na wino z wysokiej półki. Dla mnie najwspanialszą nagrodą za pracę na emeryturze była zmiana Złotej Lochy z Biedronki na Jima Beama, a kilka razy spróbowałem nawet jakieś ho...ho... single malt. Pozdro, JerryW_54
OdpowiedzUsuńWiem że praca działa również terapeutycznie, a więc korzystam z tej terapii. Wszystko pod kontrolą
UsuńMiałam i ja taki regał, ustabilizował się dopiero po obciążeniu. Zazdroszczę asertywności z jaką załatwiłeś reklamację. Brawo Ty - jak mówią w reklamach.
OdpowiedzUsuńTeż sobie powiedziałem - Brawo ja !
UsuńCzy warto? Ty pytasz, czy warto? Oczywiście, że warto, jak najbardziej!
OdpowiedzUsuńA, bo ty mówisz o rodzinie? Ja już się skoncentrowałem na tym merlocie... To sorry...
I o Merlocie i o rodzinie. Jedno i drugie warte zachodu
UsuńTo są bardzo indywidualne sprawy.
OdpowiedzUsuńNie powiało optymizmem. Pozdrawiam
UsuńA ja z innej beczki. Czytam teraz Twój blog od początku. 09 września 2008 -Moje spotkania z duchami. Niestety komentarzy nie ma, może i był Twój wpis na ten temat. Czy możesz powrócić do tamtego zdarzenia i wyjaśnić: prawda czy żart? Ewa
OdpowiedzUsuńPoruszyłeś temat filozoficzno-wy chowawczy. Jak to? Syn ma urlopie a ty regały pichcisz? Rozumiem , razem, pomóc w 4 ręce ale sam? Nie pojmuję tego użytkowania dziadków.
OdpowiedzUsuń