Siano
zbiera się przynajmniej raz do roku. Zaspokaja to unijnych
urzędników, dzięki czemu można pozyskać dotację. W sumie to
nawet zbieranie nie jest tak ważne jak koszenie.
Kosi
się przy okazji całkiem przyzwoite pieniądze.
Za
PRL-u to się kosiło. Wystarczyło mieć pół hektara, oczywiście
pod szkłem. Goździki, później gerbery, zawsze róże.
Mój
znajomy, kiedyś gospodarski syn, woził te gerbery ze ściany
wschodniej na plac w Krakowie. Czym prędzej wracał do domu po nową
partię. Wlókł się z tym pachnącym towarem, swoim zużytym
golfem. I nie wiem współczuć mu, czy zazdrościć? Kogo wtedy
było stać na wożenie towaru golfem.
Potem
zmieniła się polityka, a rolnictwo wydało się przestarzałe i
zupełnie nie modne. I wydawać by się mogło, że tak się
utrzyma. Znudziła nam się jednak dość szybko plastikowa technika
z dalekiego wschodu i plastikowa żywność z cywilizowanej europy.
Zaczęła się moda na ekologię. W telewizji propaguje się zdrową
żywność, a jak zdrowa żywność to oczywiście zioła. Ja trzymam
na balkonie: bazylię, miętę i od czasu do czasu rozmaryn.
Zabezpieczają mi moją potrzebę ekologii i dają poczucie spokoju.
Dlaczego spokoju?
Znajomy
zasadził zioło w doniczce i od czasu, gdy pojawiły się pierwsze
listki stał się nerwowy. Skradał się do wizjera gdy słyszał
dzwonek i przestał zapraszać do siebie. Raz nie rozpoznał
dzwoniącego i wrzucił całą zawartość doniczki do kibla,
powodując zatkanie instalacji. A ja po staremu, żeby podkręcić
sobie ciśnienie piję kawę, a na uspokojenie sporadycznie używam
melisy.
Po
doświadczeniach z ziołami, żona rozpoczęła doniczkowy wysiew
warzyw. I tak posiana w środku zimy papryka, czerwieni się i swoim
kolorem wywołuje zazdrość sąsiada. On męczy w doniczce tuję. A
wiadomo że tuje są mało kontaktowe. Trudno z nimi pogadać.
Inaczej jest z papryką.
Co
prawda inaczej gada się ze słodką a inaczej z ostrą.
Mam
jeden krzaczek z ostrą i pięć krzaczków mini papryki ozdobnej.
Oprócz funkcji dekoracyjnej spełnia i rolę użytkową. Można ją
dodawać do potraw. Co prawda leczo z tego trudno upichcić, ale w
zimie kiedy papryka jest po 16 złotych, to rozwiązanie idealne.
Myślałem
jednak, żeby poeksperymentować z tym leczo. Jako dowcip cytuje się
przepis na pasztet z zająca – pół na pół. Pół konia, pół
zająca. Dzisiaj rano dostałem od współpracownika dorodną
cukinię. I zrobię leczo jeden na jeden. Jedna cukinia i jedna
papryczka.
Nie
żebym po krakowsku skąpił grosza. W taka pogodę to się nawet do
sklepu nie chce iść
Poza
tym swoje smakuje inaczej.
Z drugiej jednak strony - jak zjeść kogoś
z kim gadasz wieczorem, podlewając go rzęsiście i gładząc po
czerwieniącej skórce owoców?.
Chyba
mam z tym problem.
No
ale kogo mam teraz nawilżać na przykład winem i gładzić po
delikatnej skórze?
Kiedy
wczoraj podlewałem nasze balkonowe hektary sąsiadka powiedziała
-
A Pani Maria mówiła, że znowu zasuszą rośliny podczas jej
nieobecności.
-
A tu zdziwko – odpowiedziałem – wszystko się zieleni i
czerwieni. Prawda?
Poza
tym nie przypomina sobie abym kiedyś coś zbytnio wysuszył.
Zdarzało mi się i owszem coś tam zbytnio nawilżyć, lub jak kto
woli przelać.
Od
dawna bowiem wiadomo, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.
A
może by tak zamiast latać z butelką wody po balkonie, wybrać się
gdzieś między ludzi?
Przecież
jak mi to gadanie do papryki zostanie po powrocie żony?
To
się dopiero zrobił zabawnie.
Remedium
na moje problemy wisi na lodówce.
Młody
przyniósł mi nową kartkę do fryzjerki. Ze względu na nieobecność
żony, Basia zaprosiła mnie do lokalu godzinę wcześniej.
Co
powinienem pomyśleć gdyby z tej okazji zapraszała mnie godzinę
później?
O
proszę mam rozwiązanie. W czwartek przy okazji ścinania włosów,
zabezpieczę sobie potrzebę rozmowy międzyludzkiej, a jak wrócę,
podleję warzywa i zioła. Bez gadania
A jesli wejdzie Ci to w nawyk i po powrocie malzonki bedziesz wolal rozmawiac z Basia lub papryczka,to wcale nie bedzie wesoloTymczasem rozmawiaj do woli a ja sprobuje rozmawiac ze slonecznikami.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDo Basi chodzę raz na pięć tygodni. Nie ma problemu.
UsuńPozdrawiam ??? Rozmawiającą ze słonecznikami
...nie przesadzaj z tym monologiem do papryczek, bo ci klapną:) Skąd wiesz, że lubią twoje wyznania? Może robią się czerwone z wściekłości? Ach ten upał...pozdrawiam serdecznie:)Ania
OdpowiedzUsuńOpowiadam im same miłe historie. W rewanżu noc opowiada mi te gorsze.
UsuńPozdrawiam
Rozumiem, że papryczka jest szlachetniejszą formą bytu niż lustro i więcej towarzyską:) Ja do gadania używam kota, zaś do picia monitora
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Lustro służy mi do sprawdzana sumienia. Jak na razie mogę spoglądać bez obaw.
UsuńMonitor również wykorzystuję do picia, a więc coś w tym jest. Nie mam kota.
Serdecznie pozdrawiam
Gadanie do papryki - inaczej do ostrej, inaczej do słodkiej - niezła alternatywa dla kontaktów międzyludzkich :) Tak sobie myślę, że pogadać to bym i mogła, ale to byłby raczej monolog, a trudno spodziewać się odpowiedzi po papryce.
OdpowiedzUsuńZa to własnych warzyw chętnie bym pojadła, szkoda, że mamina działka przez dwa lata nic nie rodziła z powodu zalania.
Może w przyszłym roku będzie trochę plonów, więc jakbym nie miała do kogo gęby otworzyć, zawsze u Ciebie znajdę podpowiedź :)
Z tym że gadulstwo to chyba cecha każdego, lub prawie każdego blogera.
Inaczej na co by nam były blogi, nasza rodzina i znajomi by nam wystarczali! :)
pozdrowienia ogórkowe :)
Ja nie wiem czy ja jestem gadułą. Wydaje mi się, że tylko przedstawiam trochę bardziej rozbudowane zwięzłe opowieści.
UsuńNo dobra lubię sobie pogadać, albo popisać. Rozmowy z roślinami ćwiczyłem na paprotce w pracy. To był najpiękniejszy kwiatek doniczkowy w całej firmie
Pozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirwoku.blog.onet.pl). Ja tam nie gadam do roślinek, ale wiem co to roślinna tęskonota. Kiedy opuszczałem swój dom na parapecie stałą piekna opuncja - płożąc się po nim i po latach trzydziestu pobytu ze mną pod jednym dachem zabierała się właśnie do wypuszczenia kwiatka. Ale mnie nagle wzięto z domu i zainastalowano w DPS - ie. I po kilku latach nieobecności przyjeżdżam do domu i co widzę. Prawie całą opuncja pokryła sie szarym nalotem - tylko kilka młodych pędów było zielonych. Na ten widok ścisneło się moje serce - bo przykładu takiego przywiazania do swojego pana, a raczej opiekuna, to nie można znaleźć nawet wśród psów. Żeby po siedmiu latach zupełnie posiwieć. Toż to straszne. Nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Straszne, ale to potwierdza moją teorię, że warto rozmawiać. Nie mylić z nazwą emitowanego kiedyś przez publiczną telewizję kontrowersyjnego programu.
UsuńPozdrawiam
hmm... ja gadam do obrazów :)
OdpowiedzUsuń