30 września 2008

Wrzesień 2008



30 września 2008

Wina francuskie
Historia mojej  miłości do Francji sięga około 30 lat .Zaraziła mnie nią moja żona wtedy jeszcze dziewczyna .Bardzo dobrze władająca tym językiem  i posiadająca grono francuskojęzycznych  przyjaciół . Byłem zachwycony  bo do tej pory na wina  Fabrique en  France nie było mnie raczej stać. W świadomości zawsze telepało się Bordo ,Don Perinion, oraz  Beaujolais Neuvo . Ostatnio widziałem Bordo w cenie półtorej euro a to całe neumo to zwycięstwo marketingu nad smakiem , ale po kolei. Perspektywa wyjazdu na południe Francji  wywoływała euforię. Wszyscy zazdrośnie mówili : popijesz dobrego wina. Pokonawszy trudy i niedogodności transportu - przebyłem ponad dwa tysiące kilometrów  zawitałem  u  naszych Francuzów. A potem pierwszy lunch i kolacja … bez wina . Zaskoczenie .Przetrzymałem jeszcze jeden dzień aby trzeciego wypalić : Drodzy ja już wybaczę wam że chodzicie bez beretów na głowie i bagietek pod pachą (jak media postrzegały wtedy rodowitego przedstawiciela kraju kogutów) ale to że nie pijecie wina do posiłków tego zrozumieć nie potrafię. Bo my jesteśmy nietypowi Francuzi -powiedzieli .  Ale ty jak chcesz to udaj się do piwniczki i wybierz dla siebie odpowiednie wino. Nie mogłem  tego zrobić bo to takie nie polskie .Krętymi drogami dotarłem w końcu do  tego o co chodziło mi od początku. Znajomi przytargali butelkę z piwniczki . A wino rzeczywiście mieli przednie . Winnice znajdujące się pobliskich Corbierach położone na nasłonecznionych wyniesieniach w pobliżu Hiszpanii produkowały wspaniałe czerwowne wino, warte trudów podróży. Odwiedziłem między innymi Minervos – Kamienne miasto położone wśród górskich plantacji winorośli dzięki czemu możliwy był tylko zbiór ręczny  a więc i wino było szlachetniejsze. Miasto nastawione w tej chwili na turystów  do którego prowadził wysoki kamienny most a wewnątrz wsród wąskich uliczek piwnice gdzie wytwórcy proponowali swoje wyroby  przy obowiązkowej degustacji . I ta darmowa degustacja –zupełnie nieznana wtedy w naszym kraju. Żyć nie umierać .Przeszkadzało mi tylko że moi niepijący francuzi gotowi byli podlać mi kielich raz lub drugi ale wiadomo Polak sam pił nie będzie. Szczytem  była wizyta w Prowansji gdzie pośród  winnic i łąk pokrytych ziołami  prowansalskimi ( wchodziłeś przed dom aby z łąki zebrać trochę tego do zupy czy ryby )   rozłożony był osiemnastowieczny zamek  Chateau Floris  wytwarzający swoje wino pod taką samą nazwą. Zwiedziłem zaplecze produkcyjne wyposażone w historyczne beczki dębowe  tak duże że aby dojść do wlewu wychodziło się po schodach tak na oko około 4 metrów . W chwili obecnej wino w zdecydowanej większości fermentuje w betonowych silosach jak kiszonka dla bydła. Odziera to wino z całego romatyzmu  A potem wizytacja piwnicy pełnej win opisanych rocznikami z których najstarsze miały ponad 50 lat. Tam też otrzymałem butelkę Chateau Floris rocznik 1982  rok urodzin mojego pierworodnego , które w 2000 roku wypiliśmy w dniu jego osiemnastych urodzin .W tym Chateau poznałem właściciela  emerytowanego lekarza a więc jakby można było przypuszczać intelektualnej elity. Ucieszył on się był na mój widok ponieważ jak sam wyznał nie spotkał jeszcze do tej pory żadnego Polaka a chciał spytać o dwie sprawy. Myślałem Jakież to problemy dręczyły tego emerytowanego lekarza , producenta wina ?. Odpowiedź aż powalała swoją prostotą . Pytanie pierwsze brzmiało : Czy muszę pić wódkę do każdego posiłku a pytanie drugie ile wódki potrafię naraz wypić?.. Poczułem się źle jako Polak , zwarłem patriotyczne szyki i wypaliłem. Po pierwsze nie musze pić wódki , co po najwyżej mogę pod warunkiem że czynię to z przyjemnością . A co do tego ile mogę naraz wypić to nie wiem ponieważ za każdym razem gdy kończyłem to jeszcze mogłem. Żabojady. Nie łudźmy się że postrzegają nas jako tych co nie opuścili Napoleona do samego końca. Myślę że przeciętny Francuz jest mniej skomplikowany. Lubię ich ponieważ przynajmniej  kilku z nich bliższym nam jest od rodziny. Ale nie wpadamy w uwielbienie na widok całego narodu. Przemiany w kraju spowodowały że teraz prawie każdy z nas posiada kartę płatniczą i swobodę przemieszczania się i sam na własny rachunek może sobie wybrać rozsądny gatunek wina. A nawet żeby to uczynić nie musi wyjeżdżać ponieważ wina  szerokim strumieniem spłynęły do naszego kraju. Tylko to że we Francji są znacznie tańsze.
Na zakończenie już tych winnych rozważań .W ostatnią niedzielę  obchodziliśmy rodzinnie  osiemnaste urodziny młodszego z moich dzieci. Otwarłem butelkę  Tokaja  Aszu ze zbiorów  1990 a więc roku jego urodzin . Było bardzo dobre .
A dla wszystkich wirtualnych znajomych wirtualny kieliszek wina na dobre zakończenie  cyklu In vino Veritas.
 
Antoni Relski
7 komentarzy

29 września 2008

Dzisiaj miała być  ostatnia część tryptyku In vino veritas ,ale wydarzenia dnia przesunęły to na później .
Byłem dzisiaj ma pogrzebie matki mojego kolegi. Ostatnie pół roku przeleżała na szpitalnym łóżku w wyniku komplikacji po operacyjnych. Jako osoba  z chorym sercem ( z czterema bajpasami ) przeszła operację wszczepienia endoprotezy   ( sztuczne biodro ) w znieczuleniu zewnątrz oponowym (była świadoma podczas operacji). Najprawdopodobniej  w wyniku stresu związanego z samym zabiegiem  dostała zawału a następnie wylewu .W efekcie tego ta w miarę sprawna kobieta  z dnia nadzień  sparaliżowana ,przykuta została do łóżka . Problemy zdrowotne i perspektywa   koniecznej opieki nad nią  do końca życia spowodowały u niej zmęczenie życiem . Kolega  mówił że straciłą ochotę do życia . Taki brak woli do życia potrafi być zabójczy. W niedługim czasie   dostała kolejnego zawału  którego niestety nie wytrzymała.. Zastanawiając się nad ulotnością ludzkiego życia myślałem też o fenomenie ludzkiej psychiki . Jak ważne jest pozytywne nastawienie. Czytałem gdzieś że  . w czasie okupacji hitlerowskiej notowane były przypadki że ludzie wytrzymyali ekstremalne doświadczenia w obozach  przy pozytywnym nastawieniu ,  załamywali się natomiast psychicznie  w pewnych przypadkach  niepowodzeń życiowych co kończyło się dla nich tragicznie. Jeden z oficerów po trzyletnim pobycie w oflagu otrzymał list od żony która postanowiła się z nim rozwieść. Ta informacja podziałałą na niego tak demotywująco że zamknął soię w sobie , stracił chęć do życia i umarł w ciągu  dwóch tygodni .Bez  widocznej przyczyny.  Fascynujące jaka potęga drzemie w ludzkim umyśle.  I  jaką fantastyczną maszyną jest człowiek . Ale to tylko  przemyślenia  w  kondukcie pogrzebowym . Nie potrafię przyjmować tych ceremonii na zimno .A szczególnie już działa na mnie pieśń: Niech aniołowie wiodą cię do raju bram .Zawsze mam wtedy wilgotne oczy. Zastanawiam się jak wiele ludzi nie odwiedzę już nigdy z wiekiem ta cyfra strasznie rośnie .
Miałem kolegę w okresie  wchodzenia w dorosłe życie. Potem szczególnie w związku z moim i jego wyjazdem z K kontakty towarzyskie urwały się. Wielokrotnie mówiłem żonie : muszę odszukać numer telefonu Marka i zadzwonić do niego . Tak mijały lata  .Nigdy nie znalazłem czasu aby to zrobić .Usprawiedliwiam się czasem że on też tego nie zrobił ponieważ  gonił za karierą ,pieniędzmi czy czymś tam jeszcze .Któregoś dnia zadzwonił facet z mojej poprzedniej pracy i spytał tak przy okazji  : a czy ty wiesz że Marek nie żyje już dwa lata . Miałem straszne wyrzuty sumienia i pewnie aby je trochę ugasić poprzez naszą -klasę odnalazłem córkę Marka a potem jej matkę .
Zadzwoniłem pogadaliśmy ale powiem szczerze niespecjalnie mi to pomogło.
Odwiedzajmy znajomych pomimo nawału zajęć . Życie tak szybko się kończy.

 Matka znajomego byłą naprawdę fantastyczna kobietą i  bardzo  dobrym człowiekiem .
Antoni Relski
6 komentarzy

28 września 2008

Zgadza się poległem wczoraj  na froncie walki o kulturę picia. Ponieważ nie znalazłem ludzi akceptujących moje przekonania wznosiłem toasty Finlandią rozpamiętując węgierskie przygody z winem.
Wina  węgierskie  ileż wspomnień . Począwszy od najsłynniejszego Egri Bikaner (bycza krew )  wytwarzanego w okolicach Egeru w  Dolinie  Szépasszony  czyli  Dolinie  Pięknej Pani (wspaniała nazwa )  Wg jednej z legend kapitan zamku w Egerze, w czasie obrony przed Turkami w 1552 r. zezwolił obrońcom na picie tego wina dla podniesienia animuszu. Turcy (nie pijący wina jako muzułmanie) wpadli w popłoch, gdy dowiedzieli się, że załoga zamku pije przed bitwą byczą krew i zobaczyli "zakrwawione" brody węgierskich żołnierzy. W ten sposób Egri Bikavér przyczyniło się do sukcesu słynnej obrony Egeru. Zwiedzałem kiedyś te stylowe ale nastawione na turystę  piwniczki w liczbie około pięćdziesięciu. Do doliny zszedłem od strony mojego Hotelu po 96 schodach w dół . Po wizytacji nie więcej niż 8 piwniczek postanowiłem wrócić do domu ale nie korzystałem ze schodów wybrałem łagodniejsze chociaż dłuższe podejście .Na miejscu zrozumiałem to powiedzenie o winie i piersiach kobiety . Tokaj -  wino bardziej jeszcze znane od czerwonych win z Egeru. Wino białe jako  jedyne  bodaj  podchodzi do wszystkich potraw tak więc wierszyk wyuczony  w kolejkach pod Baryłką traci na Węgrzech sens. Z tym to winem zawarłem bliższą rzekłbym nawet intymną znajomość. W ramach zawodowej pracy firma nasza nawiązała handlowy kontakt ż Węgrem z miejscowości Niyreghaza  drugim co do wielkości mieście Węgier wymawianym przez Polaków namiętnie Nigerhaza co wywoływało u Madziarów uśmiech pobłażania ponieważ zwrot ten w polskiej formie znaczy ni mniej ni więcej tylko chata czarnego faceta i takim potocznym określeniu. W tym to właśnie mieście spotkałem Lajosza . Pięćdziesięcioparoletneigo faceta ożenionego w Holenderką z którą dorobił się dwóch całkiem już dorosłych córek ( ładnych ). Aby kontynuować ten melanż międzynarodowy wypada powiedzieć że z Lajoszem rozmawialiśmy po rosyjsku a korespondowaliśmy po angielsku. To znaczy Węgier musiał nauczyć się rosyjskiego od podstaw ponieważ jeżyk węgierski nie przypomina rosyjskiego  i posługiwał się nim w sposób perfekcyjny. Nam natomiast w swojej słowiańskiej zarozumiałości wydawało się tylko że mówimy po rusku zmiękczając końcówki polskich wyrazów. W tej to atmosferze  konwersacji  można powiedzieć że Lajosz bardzo chciał z kupować nasze towary skoro wyrobił w sobie zdolnośc rozumienia nas  . A ponieważ nie tylko pracą człowiek żyje a z Lajoszem uzupełnialiśmy się my postrzeleni  i nieprzewidywalni w żartach i słowach , on stateczny i stonowany. Tworzyliśmy towarzystwo którego postronni nie potrafili do końca zgłębić. Podczas jednej z pierwszych   wizyt Lajosz zaprosił nas na wieczorna degustację. Drinkowanie w rejonie Tokaju wymagało przejazdu zaledwie 40 km od Niyreghazy. Przejeżdżając przez wsie i miasteczka mijaliśmy rzędy beczek , butelek i baniaków z napisem bor i strzałką kierującą do winopoju. Oczywiście jak wszędzie są miejsca gdzie nieopatrzna konsumpcja ze względu na jakość trunku spowodować może konieczność pobytu w szpitalu ,ale są miejsca gdzie kultura i jakość spożycia ścigają się z wysokimi cenami. Najważniejsze znaleźć środek  Każdy Madziar ma więc swoją zaprzyjaźnioną piwniczkę i jedynie słuszny gatunek wina. Dotarliśmy więc przed dom w małej miejscowości gdzie przywitała nas właścicielka piwniczki Kotika bo tak zwracał się do niej Lajosz. Zeszliśmy wgląb domu i po chwili znaleźliśmy się w pomieszczeniu o półkolistym stropie  pokrytym zieloną  pleśnią lub jakąś inna odmianą prymitywnych roślin. Pamiętam jaki pisk podobny do piszczącego styropianu  słychać było gdy delikatnie przesuwało się palcem po tych roślinach co odkryłem już po pierwszej godzinie degustacji . Przywitał nas stół zastawiony bez przesady ale gustownie  w ciepłe jeszcze bułeczki , sery w kilku odmianach , owce winogron oraz oczywiści salami. Najpierw odkażanie palnęliśmy po maleńkim kieliszeczku destylatu z winogron ok. 50 % celem odkażenia i przygotowania do smakowania. Zaczęliśmy od win młodych niecierpliwych  wytrawnych i bardzo wytrawnych by z czasem iść w kierunku win słodkich ciężkich wytwarzanych z winogron bardzo dojrzałych pomarszczonych zebranych w okolicy pierwszych przymrozków. Opis wina w wykonaniu Kotiki oczywiście po  węgiersku . Tłumaczył Lajosz i tu zaskoczenie jaki rozwlekły jest język węgierski. Otóż kilkuminutowe wywody Kotiki Lajosz kwitował jednym zdaniem po rosyjsku : A eto haroszoje wino, a następne : a eto oczień charoszoje wino. Jakiż zwięzły ten rosyjski. Nie denerwowaliśmy się bo nie kłamał . Atmosfera wspaniała ,uskrzydlająca i dlatego też miejsce to wybraliśmy na rozmowy handlowej z  Zoltanem  z Rumunii z węgierskiej jeszcze strefy językowej .Tak to więc my do Zoltana  po quasi rosyjsku .Lajosz to na węgierski bo Zoli rozumiał . Potem Zoli odpowiadał po węgiersku z naleciałościami rumuńskimi a  Lajosz to znowu nam po rosyjsku. Czyż uważacie że bez wina było by to w ogóle możliwe..Zawsze potem Zoli otrzymywał zamawiany towar w gatunku i ilości oczekiwanej . Nie było reklamacji. W tej atmosferze węgierskiej piwniczki  odważyłem się nawet na opowiedzenie po angielsku dowcipu o dwóch Rosjanach. Wszyscy się śmiali ,do dzisiaj chcę wierzyć że z dowcipu.Tak więc parafrazując piosenkę  Shakin Dudiego nie ma brzydkich kobiet czasem tylko wina brak ( Och Ziuta ) mogę powiedzieć :  obce języki nie istnieją czasem tylko wina brak .Na drogę otrzymaliśmy  baniaki wina tak po 5 litrów z którymi wróciliśmy do kraju aby  nieść ten kaganek oświaty i innym pokazać  skarby węgierskiej ziemi oraz  uzmysłowić im jak wszelka mądrość tkwi w winie . Niektórzy od tej wiedzy aż przysiedli z wrażenia i we wrażeniu tym trwali do końca prezentacji. I choć mózg dalej pracował i podpowiadał wzniosłe słowa to nogi zdecydowanie odmawiały posłuszeństwa .Niejednokrotnie powracaliśmy jeszcze do Kotiki aby wymienić baniaki bo tylu jeszcze znajomych nie przekonało się ile tak naprawdę drzemie w winie.
 
Antoni Relski
7 komentarzy

27 września 2008

Dzisiaj wieczorem wśród Górali poniosę kaganek wiedzy
Powiem im o tym że wino jest fajne.
Tylko że oni są tacy nieufni

Antoni Relski
7 komentarzy

26 września 2008

Dzisiejszego popołudnia  około pół godziny spędziłem na stoisku z alkoholami  najbliższego  marketu w celu  uzupełnienia zapasu  w podręcznym barku. Bardzo lubię wino i niestety w tym uczuciu  jestem coraz bardziej osamotniony  
In Vino veritas  jak mawiali starożytni , czyli po naszemu  że to w winie ukryta jest wszelka mądrość . Jest w tym wiele racji  ponieważ wino wielokrotnie natchnęło mnie jakąś fajna ideą natomiast wódka zwykle pchała do różnych głupot. Być może  ze względu na zawartość tej mądrości  w butelkach w okresie mrocznych czasów  komunistycznych przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych  brakowało  go na sklepowych pólkach . W okresie studenckim na hasło o mającej  nadejść dostawie godzinami  staliśmy w Krakowie na Małym Rynku przed sklepem winnym Baryłka . Ponieważ czas dłużył się w nieskończoność a nie było wtedy jeszcze w użyciu telefonów komórkowych kwitła wśród stojących pełna życzliwości  dyskusja  o wyższości wina  i sposobach pozyskania go. Tam też na długim kawałku bristolu  w celach dekoracji a i edukacji zarazem ktoś wymalował  niby starą czcionką następujący wierszyk :
Ryby , drób i cielęcina  lubią tylko białe wina
A pod dziki i pod wieprze jest czerwone wino lepsze
Ciasta , torty i łakotki  lubią tylko wina słodkie
A szampana to wie kiep można wypić po i przed
Zostało w pamięci do stosowania . Chociaż tak po prawdzie  potrafiliśmy wtedy wypić przed i po czerwone wytrawne  albo półsłodkie , gardząc powszechnie słodkim i wcale w niczym to nam nie przeszkadzało .
 Na szampana w postaci radzieckiego napoju natknąć się można było najpewniej w okolicach sylwestra . A smak pozostawiał niezapomniane wrażenia .Nie chciałeś nie piłeś innego nie było . Po udanym zakupie  gdy można było nabyć  najwyżej dwie butelki na osobę  zwykle  bułgarskiego Cabernet , wlekliśmy to na chatę . Wieczorem przygasiwszy światło i rozpaliwszy świece ze szpulowego magnetofonu słuchaliśmy Leonarda Cohena  i sączyliśmy  drogocenny  rubinowy trunek. Cohen mieszał się z Okudżawą  a później dołączył Wysocki. Stworzyliśmy sobie taki mały intymnie ekskluzywny świat  w miarę  zgrzebnej socjalistycznej rzeczywistości . Piszę socjalistycznej bo za wino musiałem płacić  a w komunizmie jak powszechnie uczono nas w szkołach mógłbym tego wina nabrać do woli czyli w miar potrzeb i to za darmochę . A więc jak dobrze pamiętam nigdy w Polsce komunizmu nie mieliśmy- burdel tak .  Ponieważ  przeżywanie  wydarzeń w Hotelu Chelsea o czwartej nad ranem w błękitnym prochowcu z siostrami miłosierdzia pod rękę  (miłośnicy Cohena wiedzą o czy mówię) było tak pasjonujące nie rozpraszaliśmy się na tańce . Tak wpadło nam w krew do dzisiaj tak naprawdę nie nauczyłem się tańczyć  potrafię natomiast pięknie przeżywać muzykę . Zreszta sam Cohen dopiero za parę lat zaśpiewa : Dance me . Stukaliśmy kielichy (dbałość o formę  picia oraz kształt kieliszków ) i wymienialiśmy się mądrościami w stylu : Wino Egri Bikaver jest jak piersi kobiety jedna za mało trzy za dużo.  Z mnogości imprez wysnuć można  jeden wniosek  jak  wiele godzin spędziliśmy w tych kolejkach pod sklepem . Staliśmy się nawet rozpoznawalni dla Heńka  miejscowego lumpa który zaopatrywał się  w małym sklepiku spożywczym przy sąsiedniej ulicy w ulubione bo tanie wina nazywane  już wtedy jabolami lub bełtami. Prawdą jest to że łamaliśmy się czasem i nasza wycieczka kończyła się w tym właśnie sklepiku bo jak to mówią lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Załapać się na świeżą do stawę to tez była kwestia szczęści szczególnie w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. Pamiętam raz kupiłem tanie wino prosto z dostawy praktycznie prosto z samochodu . A że produkcja odbywała się gdzieś w pobliżu wino było jeszcze gorące po wyjściu  maszyny do pasteryzacji . Kupiłem więc dwa bo więcej nie byłem w stanie utrzymać  i radośnie poniosłem do domu .Jednak ze względu na temperaturę nie mogłem utrzymać ich w ręce  zbyt długo i średnio co trzydzieści metrów   kładłem butelki na chodniku by ręce odpoczęły od gorąca . Wzbudzałem tym widokiem  zazdrość wśród Heńków i święte oburzenie wśród starszych mieszkanek królewskiego miasta. Płyn ten jednak niewiele wspólnego miał z opisywanym winem nie uskrzydlał i w niedługim czasie otrzymał  określenie mózgotrzepa.
Dzisiaj  gdy nie muszę wpadac ,leniwym krokiem  wszedłem  pomiędzy regały z winem . Staję jak wryty  setki nalepek z całego świata . Za dużo jak na jednego człowieka .Na pólkach gości Afryka , Australia  i obie Ameryki. Nie widziałem chińskiego ale pewnie obawiał bym się obecności melaminy czy innego badziewia. Stoję tak i patrzę . Chyba mam nietęga minę skoro podchodzi do mnie panienka taka co to od pól roku dopiero samodzielnie może kupować alkohol , po czterogodzinnym szkoleniu z  asortymentu   próbuje w ramach porady specjalisty sprzedać mi wyrób  objęty najpewniej promocją z powodu  końcówki serii albo terminu przydatności. W miły sposób  dziękuję i odmawiam.  Najczęściej  wybieram jak inżynier Mamoń z rejsu butelkę dobrze znanego mi wina w myśl zasady że lubię rzeczy które już kiedyś próbowałem. Poprzez wgląd na swoje własne wspomnienia wydaje mi się nieprawdopodobne że towar taki jak wino może zalegać w magazynie .
Z żalem też przyjmuję fakt że tak mało jest osób  pije wino przedkładając  piwo bądź wódkę nad mądrość uśpioną w zielonkawej butelce. 
                                   
     



Antoni Relski
3 komentarze

25 września 2008

W okresie pracy poza K kiedy przyjeżdżałem do domu pragnąłem wykorzystać  każdą godzinę dnia a także klika w nocy aby  słowo kocham odmienić przez wszystkie  deklinacje   czasu , miejsca i formy . Na przeszkodzie tego ambitnego zamiaru jak to się zwykle okazuje stają dzieci . Dzieci zresztą  i to w każdym wieku stanowią i tutaj ogromna sprzeczność  narzędzie do cementowania  a równocześnie wystawiania na ciągłą próbę  trwałość małżeństwa .Szczególnie jedno z nich  wtedy już nastoletnie , mieszkające w pokoju obok drzwi do łazienki  . Z  wielkim upodobaniem zasypiał przy drzwiach otwartych na pełną szerokość . Zwykłe próby zmiany tego stanu zdane były na niepowodzenie. Zmierzasz więc do łazienki późną nocą  ,blask księżyca  spływa po twym ciele drzwi w zasięgu ręki i co? Otwarte drzwi  do pokoju   latorośli .Chciałbym tu zaznaczyć  że nie jestem pruderyjny  w końcu  wszyscy zbudowanie jesteśmy na obraz i podobieństwo … Chodzi   wyłącznie  o kontekst.    . Rano rozmowy edukacyjne .  Syneczku zamykaj drzwi od swego pokoju  z uwzględnieniem  weekendowych nocy .Bez rezultatu. Po pewnym czasie  nastąpiło stopniowanie informacji .Syneczku zamykaj drzwi od swego pokoju szczególnie w weekendowe noce ponieważ tatuś co ci się wydaje dziwne i nieprawdopodobne w dalszym ciągu kocha mamusię w każdym wymiarze tego słowa i chciałbym skorzystać z nieskrępowanego dojścia do łazienki . Bez rezultatu .Odczekałem czas jakiś chłopię zaczęło przyprowadzać do domu pierwsze koleżanki . Jedne milsze od drugich . Kiedyś wpadli rozradowani i zamknęli drzwi .Zapukałem natychmiast  otworzyłem drzwi na całą szerokość . Zdziwionym   powiedziałem  :  Aniu nie zamykaj tych drzwi mój syn   bardzo  tego nie lubi. Podziałało . Nie musiałem już więcej   prosić .  Drzwi pozostają  zamknięte .  Kids !   jak mawiają Anglicy
            
                             

Antoni Relski
4 komentarze

24 września 2008

Zawsze odnosiłem wrażenie że nie  dorosłem do swego wieku. No może zacząłem to  odczuwać dopiero po dwudziestym roku życia ponieważ w ogólniaku miałem się za dojrzałego nad wiek  i wzlatywałem  nad poziomy szczególnie w postrzeganiu świata jak beznadziejnej  szaro czarnej poczekalni .A potem zakochałem się ożeniłem  i  jak to  błyskawicznie świat  nasz  rozbłysnął setką barw  po urodzeniu się pierwszego dziecka . Przystąpiłem więc  do  wymiany , prania , gotowania i prasowania pieluch  co wychodziło mi naturalnie i bezproblemowo . Na zaparcia koperek w drugą stronę  ryż i to tak biegło troszkę świadomie troszkę automatycznie . Na ziemię sprowadził mnie  dopiero szwagier fachowymi rozważaniami na temat prasowania i składania pieluch , śluzowatości niemowlęcych kupek  czy  odwodzenia bioder . Dla ułatwienia muszę powiedzieć że szwagier został ojcem zaledwie pół roku wcześniej. Wygłaszał  jednak takie teorie jakby miał pełny  etat w żłobku. Poczułem się wtedy  taki niedorosły do  roli ojca . Mój Boże a ja do tej pory robiłem to wszystko bez tej całej filozofii i powagi. Co za niedojrzałość , co za nieodpowiedzialność .   A jego  rozmowy o życiu i przyszłości  dołowały mnie zupełnie. Wydawało mi się że jeżeli trzeba  pomalować pokój to wystarczy kupić trochę farby i wygospodarować wolne popołudnie. Nie to trzeba było omawiać przez tydzień rozważając wszelkie aspekty użycia barw i wpływu tego wszystkiego na poziom lasów  deszczowych w Brazylii .Tak więc tkwiłem  w tym naiwnym  szczeniactwie  . Nie wiem czy przeszkadzało mi to bardzo . Faktem jest że od czasu do czasu  przed lustrem spoglądałem  sobie głęboko w oczy i mówiłem Antoś  ty jesteś niepoważny ,ty jesteś nie dorosły do swoich lat. W poczuciu  tym utrzymywać mnie zaczął syn mój starszy ukochany  który wchodząc w wiek Konradowskich monologów  rozpoczął cierpieć  za miliony  i pewnie podpisywał się cyfrą czterdzieści i cztery  gdyby nie to że metale i ghoci używają  zestawu innych cyfr . Tenże to właśnie dziedzic mojego DNA  na moje propozycje rozwiązania danego problemu bądź dyplomatycznego wyjścia z problemu patrzył na mnie takimi oczami  że znów czułem się niedorosły i to już nawet nie do swojego wieku. Drugi  owoc mieszania moich  chromosomów  zaraził się był od starszego i postrzega mnie również przez pryzmat niedojrzałości. A wydawało mi się że  żeby muc mówić o  dorosłości należy przynajmniej umieć schować  bokserki i w spodnie    
 Rankiem w dniu mich pięćdziesiątych urodzin spojrzałem w lustro  a tam facet ze swoim złośliwym uśmieszkiem szelmowsko  spoglądał mi w oczy .Aż bałem się co ma mi do zaproponowania  . Uprzedziłem propozycję i wybrałem  się na rolki . Czy koniecznie muszę być już stary ?. A może to tylko przesądy  podtrzymywane przez producentów Geriavitu  , producentów zespołu witamin  na srebrne lat  (przeznaczony dla osób po 50 roku życia ) czy obrońców  mojej prostaty. Rolki zdecydowanie rolki .Ubrałem skejtowską  bluzę  chociaż wolę rockowe barwy i wybiegłem z domu. Zdecydowanie odrzuciłem stój rock fana bo taki czarny facet z pieszczochą na przegubie bardzo żle prezentuje się w  rolkach z pastelowymi elementami ozdobnymi. Pojeździłem jak to się mówi do bólu
 Niby wszystko gra  Czuję się młodo  to dobrze .Podobają mi się w dalszym ciągu czterdziestoletnie  a nie czternastoletnie dziewczyny to znaczy że nie jestem zdziecinniały .Jedna tylko rzecz wyprowadziła  wczoraj z równowagi. Załatwiałem sprawę w moim banku. Zwyczaj taki że przy okienku znajduje się jedna osoba reszta czeka w pewnym oddaleniu. Dla czekających przygotowano cztery miejsca siedzące. Tak więc czekamy siedząc chyba że jest nas więcej część stoi zajmując sukcesywnie krzesła w miarę zwalniania . Tak właśnie było ze mną stałem za rzędem foteli. Młoda może dwudziestoletnia dziewczyna wstała i podeszła do marmurowego blatu. Siadłem na jej miejscu. Ponieważ pracownica banku nie była gotowa do obsługi następnego klienta Dziewczyna odwróciła  się w stronę foteli i zauważyła że nie ma już jej wolnego miejsca .Rozegrało się to w czasie ok. piętnastu sekund , dlatego stanęła lekko  zaskoczona. Wstałem odruchowo  i ustąpiłem jej miejsca.
Niech Pan siedzi. Ja mogę postać – powiedziała uprzejmie dziewczyna.
A ja to niby nie mogę ? spytałem broniąc się i jeszcze dodałem : mówił mi ojciec że to mnie kiedyś spotka ,nie przypuszczałem że jednak będzie to tak szybko
Dziewczyna spłoniła się  z mojej winy a ja wróciłem  do domu całkiem bez humoru . Nie skorzystałem jednak z  prozaku*  .  Wypiliśmy  z żoną  po dwie whisky  a potem udowodniłem sobie że wcale nie muszę jeszcze siedzieć  .
  
* ) Fluoksetyna (firmowa nazwa Prozak) - lek psychotropowy, nie tylko likwiduje uczucie przygnębienia, ale również zwiększa poczucie własnej wartości, tłumi wyrzuty sumienia, pomaga zwalczyć nieśmiałość i tremę, jednym słowem zmienia osobowość człowieka.
Antoni Relski
12 komentarzy

23 września 2008

Maria  Peszek korzysta ze swoich pięciu minut Przy okazji promocji nowej płyty  Maria Awaria  udziela wywiadów na lewo i prawo . Czytałem już rozmowę z  p. Najsztubem w Przekroju ,   we wrześniowej Machinie  i  gdzieś tam jeszcze. Utalentowana córka  jednego z moich ulubionych aktorów  wydepilowała łono   i  nazwała rzeczy nienazwane  albo nazywane dotąd  zbyt monotonnie .  Chociaż  należę do osób o dużej wyrozumiałości i cierpliwości a język mój daleki jest od poprawności językowej  Tygodnika Niedziela  dziwi mnie trochę to pozowanie na  wulgarystkę . Według mnie  daleko jej do Gombrowiczowskiej   pupy .  A z nazwami penisa czyli najuczciwszej części mężczyzny jak to mówił bohater  Układu  E. Kazana  nie może w żadnej mierze konkurować .  Każdy z nas w swoim czasie  nazwał dla własnych potrzeb i  po swojemu rzeczy nienazwane  i  skutecznie z tych nazw korzysta .  A tym przy takim natłoku myśli  młodej  Peszkównej  docierającej do mnie zewsząd  zaczynam bać się otwierać lodówkę .I  chyba włączyć   telewizor . Dzisiaj  Awaria u Wojewódzkiego  

                                
Antoni Relski
4 komentarze

22 września 2008

 Pamiętacie Clinta  Estwooda  twardziela w najwyższym tego słowa znaczeniu  , rzekłabym nawet Brudnego  Hardego   Hollywood.  Grany przez niego  Sierżant Tom Highway   bohater wojny wietnamskiej  kawaler „Purpurowego Serca”  w filmie Wzgórze Rozdartych serc   w jednym z ujęć siedzi w samochodzie i czyta . Co czyta ten  heros stu procentowa adrenalina w jednym   ? -  Magazyn dla kobiet   . Czeka  przed barem na byłą już żonę  która podchodzi  i pyta czy w dalszym ciągu  czyta damskie magazyny. Jak wynika z tej sceny  wiedza jaką z nich  posiadł nie pomogła mu w niczym. Pisma kobiece dla mężczyzn bezcenne źródło informacji.  To prawda chociaż tak dennie brzmi .  Mężczyzna jest mniej skomplikowany   rzekłbym nawet prosty. Jak powiedziała Manuela Gretkowska mężczyzna to prosta maszyna obsługuje się go jedną dźwignią  . A z Wami kobiety w tym kobieto mojego życia jak sobie radzić . Mądrość ludowa  już pokolenia temu śpiewałą częstochowskim rymem : choćbyś wypił  skrzynkę wódki i zjadł beczkę śledzi nigdy nie zrozumiesz co w kobiecie siedzi . Chodzimy z wami  ,zakochujemy się ,wybieramy was na żony chociaż mówi się że mężczyzna wybiera na żonę kobietę która jego wybiera .Podejmujemy młodzieńcze wyzwania , wmawiamy  sobie   przed nam całe życie poznamy się i zrozumiemy . A po latach dochodzisz do wniosku  że w dalszym ciągu jesteś głupi jak byłeś. No nie , nauczyłeś się  paru rzeczy .Pamiętasz o imieninach  i urodzinach .Koniecznie o rocznicy ślubu . Przynosisz czasem  kwiaty  najlepiej bez okazji - One to bardzo lubią . Podnosisz i opuszczasz klapę do sedesu  w tedy kiedy trzeba  bo  braku tych działań nie tolerują .  Ale to nie wystarczy.
Wersja faceta             
 W  zdecydowanej  większości przypadków  żenisz się z kobietą swojego życia z miłości .  Trwasz w tym uczuciu pomimo zmiennych warunków pogodowych.  Nie wyprowadzi cię z tego uczucia byle kłótnia różnica zdań czy  to że twoje  ważne ba najważniejsze duperele ,męskie skarby   ktoś potajemnie wyniósł do piwnicy Przecież wiesz że kocha się nie za coś a pomimo czegoś .  Trwasz w tym uczuciu , lojalności  i uczciwości  by usłyszeć  któregoś dnia  : ty mnie już nie kochasz  .Ja !?  Ja bardzo Cię kocham . -Tak nie kochasz mnie  bo mi tego nie mówisz. Boże Drogi ! A czyny to nic?  Czy miłość polega wyłącznie  na szczebiotaniu .A to że pod ręką jest ktoś  na kim można polegać  , że  ma się taką dźwignią bezpieczeństwa to nic nie znaczy?. Bo być oparciem to takie mało romantyczne.  Różnimy się  , inaczej rozumiemy pewne rzeczy . Inaczej zachowujemy się w podobnych sytuacjach. Nie jest to chyba seksizm  podejrzewam  że mężczyźni kierują się jakąś odmianą swojej logiki a kobiety swoimi  emocjami i uczuciami .
Małżeństwo partnerskie.
 Wszyscy zgadzamy się że takie powinno być .
-  Kochanie -  mówię  - powiedz co trzeba zrobić w domu?   
- Przecież mieszkasz w nim to powinieneś wiedzieć –słyszę odpowiedź .
- Kręcisz tym  domem  , planujesz , przydziel nam zadania.                                                     
 - Nie chcę się prosić  -
- Ależ  to nie ma nic wspólnego z proszeniem . Jak wiosną remontowałem przedpokój nie prosiłem abyś domyśliła się że brakło mi gwoździ 1,6 mm i prosiłem kup paczkę takich gwoździ. Nie liczyłem na domysły bo odpowiadałem za całokształt tych  prac.
-  Ale dobrze ,ryzykujemy .
Domyślam się . Rano zbieram pościel wkładam  tam gdzie zwykle. Źle, dzisiaj wietrzymy.  Następnego dnia zbieram pościel na balkon .  Źle dzisiaj w stare miejsce. Intuicja mi nawala .  Czytałem w jakimś magazynie dla pań że z mężczyzną  rozmawia się prostym językiem .Jeżeli powiesz : czy mógłbyś wyrzucić śmieci ,on powie – mógłbym  , co wcale nie znaczy że zrobi to natychmiast jak miała na myśli jego żona  . Albo na pytanie czy moglibyśmy iść do kina odpowie moglibyśmy co wcale nie znaczy że pójdą zaraz jakby chciała  autorka pytania.  To tylko potwierdzenie świadomości możliwości .Powiedz po prostu wynieś śmieci , Pójdźmy  wieczorem do kina . Prostym językiem  . Pamiętajmy tylko że prosty nie znaczy prostacki. Kocham moją żonę  to bezdyskusyjny fakt . z czasem  także zacząłem cenić stabilizację i przewidywalność .Jako zorganizowany facet chętnie działałbym wg planu . Pozwoliło by mi żyć w zgodzie ze sobą  . Na pewno byłoby to dobre dla  spokoju związku i zdecydowanie  rozszerzyło by  strefę  pokoju i miłości  na znacznie większe obszary małżeństwa .
                                   

Antoni Relski
15 komentarzy

21 września 2008

A w górach już jesień i nie ma nikogo .Pogoda ostatniego tygodnia  uczyniła rzeczywistością  słowa starej piosenki. Temperatura spadająca do zera  , wiatr i deszcz czynią góry nieprzystępnymi. Spoglądam przez okno, nieprawdopodobne - wokół wirują pojedyncze płatki śniegu  .Spoglądam na kalendarz z niedowierzaniem - 20 września.  Uwielbiam góry  . Zawsze fascynowały mnie ,  przerażały i podniecały zarazem. No może nie tak do końca przerażały ustawiały mnie we właściwej proporcji do siebie . One trwają  od milionów lat moje życie przy nich jak błysk flesza . Szesnaście lat temu związałem się z nimi na stałe . Wszedłem w posiadanie starej chałupy w Gorcach  którą od tej pory nieustannie reanimuję . Co prawda Gorce to takie góry w miniaturze ale mieszkańcy tych terenów dumnie noszą góralskie portki z parzenicami   i kapelusze z piórkiem. Przez braci w wierze z okolic Zakopanego trochę złośliwie nazywani są góralami niskopiennymi. Oni z kolei w mniejszym poważaniu mają mieszkańców okolic Szczawnicy kpiąc z ich niebieskich  serdaków . Tak jak to w rodzinie . Łącko chciaż  niecałe 10km to już  lachy czyli nie górale. Nie tak całkiem jak cepry ale już nie ta pólka  . Pod moją chałupą przebiega droga na Lubań  a klka kilometrów dalej rozpoczyna się szlak na Turbacz . Oba szlaki chociaż z pozoru łatwe oferują pełny  zakres doznań  lasy , łaki , polanki proste ścieżki i ostre podejścia. Uwielbiam je szczególnie jesienią .Już z daleka  lasy uderzają bogactwem barw  od ciemnej zieleni drzew iglastych  po żółcie brzóz i czerwień buków .Brzoza na te tereny wdarła się podstępnie i zajęła miejsce wycinanych buków. Traktowana przez miejscowych jak chwast stanowi dla nich świetny materiał do palenia .W tej to  powodującej zawrót głowy scenografii często nawet ocierającej się o kicz uwielbiam  przechadzać się i zbierać pojedyncze  trawy z przeznaczeniem na jesienno – zimowy bukiet wypełniający gliniany wazon umieszczony  gdzieś w okolicy kominka . Nim zemrze jesień wyjeżdzam tam z rodziną w każdy wolny weekend   aby cieszyć duszę  i starać się jak najwięcej zachować w pamięci przed okresem kiedy wszystko prezentować się będzie wyłącznie w czarno białych barwach  .Zbieram wtedy kiści winogron  których  łodygi  oplatają  zadaszenie tarasu  i staram się zdążyć przed kunami które zdąrzyły się dowiedzieć  o mojej hodowli i z całej okolicy złażą się  na nocne uczty . W związku z tym że jest to zwierzę o nie najlepszych manierach  efekty ich wizyt szczególnie te potrawienne widoczne są wokół domu . Niestety ostatnia moja weekendowa wizyta nie spełniła wyżej opisanych oczekiwań .Temperatura około 3 stopni Celsjusza  deszcz z mgłą na zmiany ograniczał widoczność do brzegów rozłożonego parasola . Wędrowałem tylko od drewutni do kominka i z powrotem  z zapasami drzewa .  Wszelkimi znanymi metodami starałem się  nie marznąc nie wyłączając naturalnych. Z tych preferuję herbatę ze śliwowicą . Wśród miejscowych funkcjonują dwie formy zaproszeń na herbatę . Jeżeli słyszysz  :czy napijesz się herbaty możesz być pewien że chodzi o podstawowe wydanie płynu czasem wzbogacone mieszaniną kwiatów lipy i dziurawca.  Bardzo smaczna ! . Jeżeli natomiast usłyszysz : Czy napijesz się harbaty możesz być pewien że spotka Cię prawdziwa uczta . Do herbaty której leje się trzy czwarte szklanki wsypuje się łyżeczkę cukru. Zawsze piję herbatę bez cukru ale w tym wypadku jest to konieczne . Do tak przygotowanej szklanki wlewa się  25-50 g śliwowicy. Po zamieszaniu nadaje się do bezpośredniego spożycia . Prawdziwa nie oszukana (strzeż się  tanich podróbek ) śliwowica roztacza wokół wspaniały  aromat śliw i przywołuje przed oczy  pamięć jesiennego sadu . Należy pić gorącą taką nawet parzącą usta. Już w niedługim czasie po spożyciu poczujesz wzrost temepartury całego ciała a na czoło wystąpia  kropelki potu. Jest to antidotum na wszelkie jesienne infekcje  a nawet  dołki emocjonalne . W takiej to atmosferze przyszło mi spędzać ostatni weekend .Bolejąc nad tym że jeżeli nic się nie zmieni ucieknie mi ta wspaniała pora roku i po, lecie nastąpi późna  mglista jesień a potem zaraz zima . Co prawda prognozy są lekko optymistyczne .  Czas  pokaże .
O właśnie mignęła mi przed oczami polna mysz która   szykuje sobie miejsce na przetrwanie  zimy pomiędzy belkami drewnianego domu. Ta jest ładna ma  błyszczące futerko z taką biała łatką  pod pyszczkiem  W niczym nie przypomina szarych wychudzonych piwnicznych myszy .Myszy to specyfika wiejskiego domu i trzeba się do tego przyzwyczaić .Wpadają i wypadają z domu. Czsem wpadnie na chwilę żaba a raz wleciał nietoperz.. Jak to się nazywa bliskość przyrody czy inwazja szkodników?. Staram się używać tej pierwszej nazwy .
Walczę z nimi gdy stają się bezczelne i zaczynają  czuć się w moim domu lepiej niż jego właściciel . Wtedy rzucam rękawice. W szparach  i zakamarkach desek zasypiają   motyle które potem na przyklad w wigilijny wieczór wyfruwaja gdzies z ukrycia  podniecone roztaczającym się wokół cieplem . Czy potraficie sobie wyobrazić motyla pawie oczko fruwającego wokół wigilijnego wieńca i lądującego na złoconych bańkach.. To jest piękne przez takie niespotykaną sprzeczność tych dwóch elementów. Ale się rozmarzyłem  . A nie mówiłem że herbata ze śliwowicą potrafi zdziałać cuda
Poniżej jedno ze zdjęć z ostatniego weekendu w chwili gdy na chwilę przestało padać i wychyliło się słońce .  Na króciutko bo zaraz   zadało sobie pytanie  : Co ja tu robię ?  i natychmiast zniknęło
  
Antoni Relski
5 komentarzy

20 września 2008

Pamięć  fascynujący element ludzkiej  egzystencji  to dzięki niej  pamiętamy  zapach mleka z piersi matki jej twarz i głos .Zapamiętujemy  że gorące parzy  lód mrozi  wiedzę tę zdobywamy  najczęściej na podstawie własnych  doświadczeniach. Z biegiem czasu pamiętamy też aby nie  pluć pod wiatr ani pod żadnym pozorem nie mieszać piwa z wódką w trakcie  weekendowych  imprez. Chociaż akurat to ostatnie doświadczenie zapisuje nam się wyłącznie w pamięci roboczej skąd jest szybko usuwane Równie szybko otrzymujemy jednak  możliwość zapisania go na nowo. Nie o końca  ( przynajmniej dla mnie ) znana  jest  zasada wg której  mózg pozostawia pewne rzeczy w pamięci   po to by w którymś momencie eksplodować  zapamiętaną wcześniej  pointą czy łacińskim cytatem.  Nie mówię tu oczywiście o  przypadkach cytowania z pamięci tablic matematycznych czy książki telefonicznej  a w skrajnych przypadkach liczy pi  z osiemdziesięcioma miejscami po przecinku ,oczywiście od tyłu.      Nie miałem problemów z zapamiętywaniem a więc parę cytatów  w tym wiele dziwacznych zostało mi w pamięci.  Oprócz szkolnych   w stylu  tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono  czy  Navigare necesse est   dzięki którym jeszcze  możemy zabłysnąć w towarzystwie  pozując na  intelektualistę . Są również  takie których  pozostawanie  w pamięci mnie  zadziwia.  Z całej  ekonomii politycznej Oskara Langego został mi  taki cytat : Prawa ekonomiczne nie są jak przypuszczają idealistyczne teorie poznania tworem umysłu ludzkiego czy to jako aprioryczne kategorie percepcji zdarzeń czy to jako dogodne konwencje .Co prawda nie wiem co to znaczy ale jak brzmi . Skłonność  do ubarwiania wypowiedzi cytatem czasem wkurza ludzi a najbardziej żonę mojego szwagra  która wyrzuciła  kiedyś z siebie:  to jest niesprawiedliwe  to ja jestem nauczycielką języka polskiego a cytaty  do lekcji muszę zapisywać sobie na karteczce.   Powiedziałem w tedy że jak powiedział  JFK  Ktokolwiek myśli że życie jest sprawiedliwe ,jest fałszywie poinformowany .Ale się jeszcze bardziej wkurzyła . Droga Redakcjo  czy  to sprawiedliwe że Ona się na mnie obraziła ?

  
Antoni Relski
3 komentarze

19 września 2008

A jak miewa się Pan Antoni  . Nasz Relski  zawsze drugi choć  może  lepiej powiedzieć wtórny. Ponieważ drugi nie zawsze ma pejoratywne zabarwienie . Często coś czynione po raz drugi wzbudza większe emocje poprzez pamięć pierwszego zdarzenia na które nie całkiem byliśmy przygotowani .Pierwszy skok spadochronowy .Kopnięcie w dupę i lecisz .Drugi raz lecisz bez kopnięcia bo wiesz że tego nie zmienisz .Pamiętasz natomiast co cię czeka., na zachwyty przyjdzie jeszcze czas.
Może spadochron znam tylko z filmów i opowiadań ojca  , ale pierwsza randka nie mniejsze emocje .O pierwszym seksie  nawet nie chciałoby się pamiętać . Tylko czasem nasza-klasa.pl szyderczo przywróci Ci obrazy tamtych chwil. A być może to takie nieporadne jest piękne przecież nie dalej niż  dwa dni temu narzekałem na mechanizm i schematyzm działań. Może z łezką w oku wspominać te nieporadne zderzenie dwóch nosów przy próbie pocałunku .tą nieudana konfronatcję encyklopedii medycznej (Wtedy nie było plików *JPG  ,DVD ani nawet głupich VHS ) z kobiecym  ciałem w oryginale . Kiedy to człowiek najchętniej uciekłby z tego miejsca  własnej klęski gdyby nie wyrozumiałe bądź równie niedoświadczone koleżanki.  Z czasem zacząłem cenić wygodę  przewidywalności .  


Z biegiem czasu zacząłem cenić rzeczy drugie
Drugi samochód
Drugi dom
Drugą szkołę
Drugi stosunek
Drugiego papierosa
A także drugie ojcostwo
Skąd ta tęsknota do rzeczy drugich
Przecież
Nigdy nie spróbuję drugiego życia


  



Antoni Relski
4 komentarze

18 września 2008

Wyobraźcie  sobie październikowy późny wieczór lekko mglisty już zimny ulica przy obrzeżu miejskiego parku.  Opadającym liściom towarzyszą podmuchy jesiennego wiatru pojedyncze krople deszczu opadają ciężko na asfalt. Szeroko rozstawione latarnie dają przytłumione żółte światło .W takiej to scenerii po skończonej pracy wraca do domu czterdziesto paroletnia matka polka zakupami w ekologicznej torbie. Kobieta szybko przemierza gorzej doświetlone przestrzenie  łapiąc głębsze oddechy w  świetle latarń. Tutaj jest bardziej bezpieczna. Nic bardziej mylącego .W pewnej chwili przed kobietą jak z pod ziemi wyrasta mężczyzna w długim prochowcu z podniesionym kołnierzem i kapeluszu z rondem opuszczonym na oczy. Nim z piersi kobiety wydobędzie się  krzyk przerażenia mężczyzna szeroko rozpościera ręce trzymające poły płaszcza .Oczom kobiety ukazuje Sikę nagie ciało faceta z instrumentarium w pełnej gotowości bojowej. Trzepotanie płaszczem jak skrzydłami nietoperza i skok w krzaki. Krzyk przerażenia miesza się z rozbawieniem ponieważ człowiek ten dla lepszej konspiracji ubrał nogawki spodni za gumkach przytrzymujących je nad kolanami. W sumie widok bardziej śmieszny nisz straszny szczególnie że jesienna pogoda nie sprzyja pełnemu eksponowaniu sprzętu. Wspomniana wyżej kobieta popatrzyła zamglonym wzrokiem na  występ i powiedziała do siebie : patrz pan zapomniałam kupić jajka. Ileż Was pochyli się nad ewidentnym cierpieniem bliźniego. Trzy zasadniczo różne postawy wobec tego samego wydarzenia.
Dlaczego o tym piszę .Potrzeba ekshibicjonizmu jest teraz dużo większa niż kiedyś . Obecnie ten szeroko pojęty ekshibicjonizm jest nawet cool , ponoć teraz mówi się trendy .  Spójrzcie jak doskonale prosperują  szmatławe bulwarówki upajające się zdradami ,  ślubami , czy nawet kawałkiem cycka który wysunął się z wieczorowej kreacji jakiejś pięciominutowej gwiazdy.  A Internet ? Tytułem przykładu poniżej tylko kilka nagłówków tylko z jednego dnia z  Onetu :


Upublicznianie poszło tak daleko że  powstało mnóstwo portali oferujących amatorskie ujęcia sexu kręconych przez samych zainteresowanych  jak i zdjęć doskonałej jakości w tak zwanych ginekologicznych ujęciach. Problem tzw amatorskiego porno jest tak widoczny i powszechny że profesjonalne wytwórnie filmów dla dorosłych biją na alarm . I tak to otwierając Internet bez trudu  można obejrzeć ba ocenić nawet  d… prawie 1/3 mieszkanek  twojego miasta .
 Czy pozostałym nam udało się uniknąć pokusy jakiejś  odmiany  ekshibicjonizmu. Wiele z nas zdecydowało się  odgrywać rolę tego wspomnianego na początku  faceta  i uprawiać ekshibicjonizm chociaż nie w klasycznym tego słowa znaczeniu .Zsunąwszy  na oczy kapelusz  jakim jest Nick , pseudonim  zakładamy bloga i już możemy delektować się emocjami jakich nie doświadczamy w normalnym życiu .Możemy bez konsekwencji obnażyć nasze emocje, uczucia nastroje  przed wszystkimi bo przecież nie selekcjonujemy odbiorów naszych słów . No może trochę wpisując  kategorię  ale wspomniany na początku gość też mógł wybrać uliczkę przy fabryce  albo alejkę przy akademiku . Być może ktoś oburzy się nie zgadzając się z takim porównaniem. Nie poddajcie się jednak tak szybkiej potrzebie odrzucenia. Może w tym co piszę jest coś na rzeczy. Z drugiej strony blog jako terapia jest  idealny. Sam przetestowałem to na sobie parę razy. Starajmy  się  pokazując duszę w szeroko rozpostartych ramionach  pamiętać aby nie ukazać się  w tych śmiesznych nogawkach na gumkach może unikniemy też reakcji  tej kobiety która wtedy  przypomniała sobie o jajkach których nie kupiła .
Post scriptum
Jeżeli przez chwilę  z uśmiechem zastanawialiście się skąd tak dokładnie wiem jak wygląda ekshibicjonista to muszę Was zmartwić z relacji naocznego świadka -koleżanki wracającej kiedyś późnym wieczorem do akademika           

                                    

                                      
Antoni Relski
12 komentarzy

17 września 2008

Szkolnym korytarzem naprzeciw siebie zmierzają dwaj nauczyciele .Pierwszy młody obładowany jak wielbłąd: mapa , wskaźnik, zeszyty, notatki ,dziennik. Z naprzeciwka  zmierza starszy ok. pięćdziesięcioletni pedagog z rękami w kieszeni . W chwili gdy panowie mijali się temu młodszemu wypadło wszystko z rąk z głośnym hukiem rozsypało po podłodze. Aby ukryć zmieszanie pozwolił sobie na uwagę .Koledze to dobrze, kolega ma to wszystko w głowie. Mylisz się kolego - odpowiedział starszy – mam to w dupie. Tak rodzi się więc pytanie gdzie w człowieku znajduje się zaangażowanie . Dla przykładu rozum  niewidoczny jako taki rozpoznawany  w całości działań u faceta przemieszcza się z wiekiem . W początkowej fazie znajduje się w głowie  aby w miarę dojrzewania opadać coraz niżej . Po osiągnięciu punktu H ,nie mylić z punktem G którego nie posiadamy i z reguły nie podejrzewamy nawet gdzie może znajdować się u drugiej połowy ludzkości. Wracając do tematu ,po osiągnięciu punktu H zostaje tam na kilka lat a u pewnego  nie do końca zbadanego odsetka pozostaje w tym miejscu  do końca ich życia. U pozostałych  wraca stopniowo do góry i osiada w pierwotnej lokalizacji. Mówi się wtedy że np. Janek zmądrzał na starość . Wykorzystywanie  rozumu  skoncentrowane jest wtedy na rozpamiętywaniu głupot popełnionych w trakcie obniżenia jego  poziomu , lub wspominania w intencji zyskania rozgłosu  w towarzystwie  najlepszych chwil w sytuacji gdy rozum nie wrócił na swoje miejsce.  Która z tych medycznych opcji rozwoju jest lepsza nie wiem ponieważ nie osiągnąłem jeszcze tzw okresu stabilizacji.
Podejrzewam że z zaangażowaniem jest podobnie z tą mała różnicą że ono również z czasem opada do osiągnięcia punktu D .Ta lokalizacja u 98% populacji wydaje się być docelową i tylko bardzo nieliczni przedstawiciele ludzkości zauważają przemieszczenia wzyż   ale tylko do wysokości pępka . Nie od dziś wiadomo że” wyżej pępka nie podskoczysz” 
Antoni Relski
6 komentarzy

16 września 2008

Obchodziliśmy kolejną rocznicę Victorii Wiedeńskiej . A więc rajcy miejscy Krakowa kosztem trzech milionów złotych przygotowali nam widowisko na Krakowskich Błoniach. To nie był spektakl to była ogromna  beczka miodu  kapiącego  na nasze  patriotyczne dusze. Polaka , katolika może nawet Europejczyka .   I  znowu  można było wrócić do domu aby w poczuciu samozadowolenia  lec  w łóżku
      J. Duda Gracz

Trzydzieści trzy lata temu  widziałem to podobnie

Nogi w ostrogi zdobne
Siodła srebrem wyszyte
My historyczni zwycięzcy
Wy historycznie pobite
Co noc w pościeli czystej
Za lejce ciągniemy pierzyny
Tylko gdzieś z boku łóżka
Skrzypią zmęczone sprężyny
O tysiącletniej historii
O życiu w glorii i chwale
Gdy można  było być  sobą
Przy jednym ideale
Antoni Relski
5 komentarzy

15 września 2008

    Po  piątkowej imprezie zakończonej w okolicach północy  , zgodnie ze swymi przekonaniami przesiadłem się z samochodu do miejskiego autobusu aby dać czas promilom na opuszczenie organizmu. Dla zabicia czasu kupiłem  gazetę  i beznamiętnie  przeglądałem newsy i starocie na poszczególnych stronach. Ponieważ czas podróży  dłużył się niemiłosiernie zdesperowany   zacząłem w  końcu przeglądać magazyn rodzinny. Pomiędzy  drapowaniem firanek i opiekaniem krewetek  trafiłem na artykuł który przykuł moja uwagę .Zacząłem pobieżnie z początku ale potem już spokojnie ze zrozumieniem Był to artykuł zatytułowany „Dialog jest trudny” z serii Gry małżeńskie. To taki jakby wywiad z psychologiem .Bardzo na czasie.  Cytat dnia z artykułu „ Nikt Cię tak nie rozwścieczy jak Twoi bliscy .Obcy nie posiadają takiej mocy. „(psycholog dr Marcin Florkowski) Generalne założenie tego artykułu  to  : słuchaj uważnie drugiej strony oraz uważaj  w jaki sposób mówisz to co masz do powiedzenia . ”Trzeba przyjąć że ona czy on ma dobre intencje , nawet gdy mówi coś przykrego. Bo zakładanie złej woli niszczy związek i radość bycia razem” .  R a d o ś ć  bo chodzi o ten etap gdy nie chodzi wyłącznie o  konieczność . Bardzo słuszne stwierdzenie , ileż to razy w trakcie małżeńskich rozmów czułem się jak przesłuchaniu ważąc każde słowo a i tak z neutralnej nawet  kwestii udało się zrobić zaciekły mecz słowny z  bardzo szerokim wachlarzem słownych uderzeń.  I vice versa  myślałem wtedy  jak ty mnie tak ja tobie .Znaleźć punkt zaczepienia to nie problem. Z merytorycznej rozmowy powstała natychmiast papka zatykając nasze receptory odpowiedzialne za  zdolność rozumienia  drugiej osoby. Jeżeli zdarzyło się  to  nam  to się nam przy porannej kawie  zwiastowało niezwykle „ udany „dzień . Nakręcanie się w rozmowie zwracanie uwagi na to się chce powiedzieć  a nie na to co  słyszy (albo słyszy się tylko swoje słowa ) to najpopularniejsze błędy  w grach małżeńskich. A już do szału doprowadza mnie  powiedzenie : myślisz że ja nie wiem co myślisz , jesteś na mnie obrażony , myślisz o mnie to czy tamto. Na jakiej podstawie tak Sądzisz ? .Znam Cię dobrze. Skąd Ty  wiesz co siedzi w mojej głowie. Ciśnienie rośnie w oszałamiającym tempie ,ciemnieje w oczach .Nie cenzurowane własne myśli to coś co często  pozwala nam przeżyć takie wydumane dyskusje. Jeżeli braknie nam tej niezależności myślenia  , wiele powodów dla których warto żyć starci sens. Psycholog radzi :powiedz wtedy -Wydaje mi się że jesteś na mnie obrażony , wydaje ni się że myślisz o mnie tak czy inaczej . Z takim zdaniem można dyskutować. Mylisz się nie gniewam się . Powiesz wtedy spokojnie i bez nerwów . .Po powrocie do domu  podrzuciłem artykuł żonie . Przeczytaj ,nie jest to wymierzone przeciwko Tobie ,ja już czytałem i mam nadzieję skorzystać .Niedziela upłynęła na  cytatach artykułu . Czy będziemy mieć tyle silnej woli i jeszcze w następną niedzielę . Nie jest to oczywiście cała gotowa  terapia małżeńska ale być może w ten prosty sposób uda jej się uniknąć .
  Po przeczytaniu - Polska the Times  13.09.2008 Magazyn  Rodzinny  Dialog jest trudny    
Antoni Relski
6 komentarzy

14 września 2008

Wchodzi właśnie na ekrany kinowe film 1612 .Piszę kinowe ponieważ już dość dawno  mieliśmy możliwość  obejrzenia go w Wersji divix. Pierwszy raz oglądałem go w  rosyjskiej śćieżce dialogowej   ,potem z  polskimi napisami. Czy taki film  powinien być wyświetlany na naszych ekranach ?. Odpuszczam tu sobie cytowanie  różnych głosów  zamieszczonych w gazetach i na internetowych forach. Ja osobiście uważam że jak najbardziej . Piołun chociaż jest tak gorzki   posiada lecznicze cechy. Może nam Polakom potrzebna jest taka gorzka piguła. W końcu powinniśmy  zobaczyć jak postrzegają nas inne narody. Żyjemy  w pępku Europy w takim samouwielbieniu  przekonani o swojej misji dziejowej , wybrany naród Pana Boga . To właśnie ta  cała Europa ,ba cały świat powinien  brać z nas przykład .To my niesiemy kaganek  wiary i człowieczeństwa , to my . Zaślepieni w swoim  egocentryzmie  nie dopuszczamy do siebie że ocena nas  przez innych  może być kiepska , zła ,złośliwa . Nauczmy się z tym żyć będzie nam lżej .Nie obrażajmy się na narody i ich wizerunek  naszego  . Zachowajmy godność , ale wyróbmy w sobie dystans . Jeżeli w naszych dowcipach  najgłupszy jest  zawsze przedstawiciel jednego narodu  na zasadzie wzajemności dajmy im prawo do opowiadania własnych wersji.Pan Bóg obdarzył  mnie wzrostem który Piotr Skrzynecki miał zwyczaj nazywać haniebnym. Nie popadam z tego tytułu w kompleksy a na imprezach   odpowiadania dowcipów zaczynam od nabijania się z mikrusów. Boże ileż śmiechu dokoła  Kiedy już towarzystwo zmięknie przerzucam się na dużych i tu zaczyna ją się fochy i dąsania. Odnoszę wrażenie że ten materiał  który u mnie zużyto na poczucie dystansu do siebie posłużył innym do wzrostu o kilkanaście cm wzwyż . Czasem nie wiem co lepsze. Może w przypadku naszego naprawdę wspaniałego narodu  skłonność  do bohaterskich czynów , umierania w imię wolności naszej i waszej zawdzięczamy temu że tak brak w nas dystansu do nas samych . Coś za coś . Pan Krzysztof Zanussi powiedział kiedyś  że  twórcy filmu 1612 poprosili go o pomoc w polskiej obsadzie filmu .Wskazałem na Żebrowskiego  powiedział mistrz ponieważ pomyślałem sobie że jeżeli Polak w filmie nie może być dobry to niech będzie przynajmniej przystojny.  Czyż to nie jest wspaniałe
  
Antoni Relski
komentarz

13 września 2008

Z ojcem spierałem się od dawna .O czasu kiedy zacząłem ganiać za dziewczynami. Bardziej gdy okazało się że planowany przeze mnie i moją  przyszłą żonę  ślub należy przyspieszyć ze względów starych  jak świat . Z powodu tego że nie realizowałem  jego planów wobec mojej osoby . Początkowe problemy w komunikacji między nami  okrzepły z czasem i zaczęły procentować . Mówią że ojcowie kochają dzieci za to kim są matki zaś za to że są . Żale ojca maskowałem własną zaradnością. Postanowiłem że pokaże mu że nie powinien mnie skreślać. Każda cierpka uwaga wywoływała we mnie wzrost motywacji  do twórczej pracy . Cztery lata po ślubie ostatni raz przenocowałem w  rodzinnym domu .Od tamtej pory  przyjeżdżałem na kilka godzin. Szczęście sprzyjało mi i znalazłem  niezłą dobrze płatną pracę z perspektywami awansu. Remontowałem mieszkanie .Zaplanowałem pierwszy samochód . Tutaj musiałem pożyczyć trochę kasy z domu ale w przewidzianym terminie oddałem wszystko co do grosza.
Nigdy nie kłóciliśmy ,nie pochodzę z rodziny patologicznej. Do własnej matki nie używałem nigdy podniesionego głosu .My po prostu nie słuchaliśmy siebie. Słowa mówione przeze mnie odbijały się od jakiejś niewidocznej  ściany która wyrosła pomiędzy nami. Spotykaliśmy się z okazji imienin, urodzin własnych , dzieci ,świąt. Wymienialiśmy prezentami ,życzenia mi na pozór wszystko w porządku . Brakowało mi tego że nie mogłem przyjść i powiedzieć : wiesz ojciec jest mi żle .Zagubiliśmy tą możliwość  komunikacji. Podjąłęm taką próbę rozmowy gdy po kilkunastu latach  małżeństwa  gdy postanowiłem wyjechać do pracy w N .Na spacerze na który wybraliśmy się we trójkę ( z synem na rowerku) powiedziałem o swoich planach. Oczekiwałem jedynie poparcia , klepnięcia w ramię .Spotkałem zdecydowaną  krytykę .Wróciliśmy do domu lekko podenerwowani. Ja znów postanowiłem coś udowodnić  a ojciec odsunąć się na bok. Rzuciłem się w wir  pracy .Lepsze zarobki , inwestycje ,zmiany. Do ojca dotarło że nie miał racji .Ja triumfowałem ,nie potrzebowałem już rad. Nasza rozmowa telefoniczna chociaż regularna w każdą niedzielę była szybsza niż znana walka Gołoty  trwała 30-40 sekund.Z upływem czasu stan zdrowia ojca pogorszył się i wtedy jakoś dziwnie zaczął interesować się moim życiem . Czy dojechałem do domu  czy przyjadę . Dziwiłem się że po tylu latach zaczął się o mnie martwić .  Potem szpital operacja diagnoza brak możliwości innych działań czekaliśmy na rozwój sytuacji . Nowotwór zaatakował go tak dokładnie że lekarz określił jego czas na miesiąc .Ojciec coraz słabszy nieświadomy swej sytuacji spędzał czas wyłącznie w domu . Przyjeżdżałem do niego w soboty . Pomagałem mu się umyć ,ogolić. Stawał mi się coraz bliższy. W jedną z tych sobót  uświadomiłem sobie że kocham tego małego schorowanego człowieczka leżącego bezradnie w łóżku. Wpadnę za tydzień powiedziałem. Za tydzień to mnie tu już nie będzie odparł cicho ojciec . Już na schodach pomyślałem sobie że przy najbliższym spotkaniu powiem mu że go kocham . Nie zdążyłem .Ojciec zmarł we wtorek . Dręczyło mnie to nad trumną .Dręczy to mnie dalej.
Z perspektywy czasu zauważąm że  byliśmy do siebie bardzo podobni . Te same cechy dominujące w nas chociaż z założenia dobre nie pozwoliły nam znaleźć zrozumienia. Jak dwa takie same bieguny magnesów odpychają się od siebie . Jestem mądrzejszy o to traumatyczne doświadczenie .Dzisiaj chętnie przyjął bym niedzielne gadki ojca , nie zwrócił bym uwagi na karmienie psa przy stole ,tylko niestety nie cofnę czasu. Boje się tylko że dzieci moje odziedziczyły po mnie kilka cech .Uważam tak na podstawie naszych codziennych relacji .I chociaż wyciągając wnioski z przeszłości staram się ich na to uczulić .Raz wyrwało mi się w chwili słabości : myślcie co mówicie żebyście potem nie musieli żałować nad czyjąś trumną , ale powiedzieli mi że jak zwykle jestem patetyczny .

Pełen obaw pisałem jakiś czas temu :
Mam ojca
Będę ojcem
Jestem ojcem
Wychowuję
Wychowuję  podwójnie
Czy wychowam?
Zadaję sobie to pytanie
Nie mam już ojca
Czy jemu to się udało ?

Antoni Relski
34 komentarzy

11 września 2008

Czy macie takie wrażenie w niedzielny wieczór  że ten weekend tak beztrosko przepuściliście przez  palce. Że na głupich duperelach  minęły najcenniejsze chwile soboty i niedzieli . A przecież scenariusz tego wypoczynku pisaliście przez  poprzedzające pięć dni  .Noc  a szczególnie  tak chwila na dwie trzy godziny  przed rannym dzwonkiem budzika  potęgują tylko to podłe   odczucie. I tak przygotowani do nowego tygodnia  wychodzimy z domu ręka w rękę z poranną depresją . I nie daj Boże  trafić jeszcze na swojej drodze śmieciarzy wytrzepujących kontenery  zasłaniając  śmieciarą wyjazd dla twego samochodu w osiedlowych uliczkach. To wszechogarniające nas uczucie ma nawet swoją nazwę Poniedziałkowy Dół . Jak ważne i istotne jest to dla nas świadczyć może nazwanie  jednej z ulic w Krakowie taką właśnie nazwą (poniżej zdjęcie). A pomyślcie jak muszą  czuć  się  mieszkańcy tejże  ulicy  wychodząc w poniedziałek do pracy ?  

  
Antoni Relski
4 komentarze

10 września 2008

 Moja babka lat temu trzydzieści pięć  ze względu  na zawansowany wiek  i to że mieszkała samotnie  na zimę zaokrętowała się do naszego domu gdzie uczyła się żyć korzystając z nowinek technicznych  tu goszczących. Największe  wrażenie  zrobił u niej telewizor. Program wtedy był marny w porywach dwa programy . Ponieważ system społeczny który obowiązywał wtedy w naszym kraju zakładał równość nadawano z rana filmy które  obejrzeć można było po dzienniku . To się nazywało filmy dla drugiej zmiany . Akurat leciał wtedy w TV serial sześć żon Henryka VIII. Emitowano właśnie ostatni odcinek. Z rana babcia obejrzała pierwszą połowę  filmu  bo młodszy brat wychodząc do szkoły wyłączył aparat .(Telewizja nadawała wtedy  transmisję ze śnieżycy od południa  do szesnastej trzydzieści ) .Wieczorem z wypiekami na twarzy śledziliśmy losy angielskiego  króla kiedy tak w drugiej połowie dołączyła do nas  siwa głowa babki .Śledziła  przez kilka chwil film aby w końcu rzec: „Jak rano patrzałam to on się jeszcze dobrze czuł’  . Potęga telewizji.
  
Dzisiaj telewizyjnych kanałów mamy bez opamiętania ( na jednego człowieka i jak to wszystko wytrzymać jak mówił  Pawlak w Kochaj albo rzuć )  ale śledząc  je nie  można dojść do jednoznacznych  wniosków .Ten sam człowiek to samo wydarzenie dwie różne  oceny  w tym samym czasie.   Tu sukces tam klęska  . Klasyczny  dysonans poznawczy  .Sztoż diełat ?,sztoż diełat ? jak mawiali starożytni. Ot po prostu  demokracja .  Polega tu  ona na tym   na tym że sam dokonując  wyboru stacji TV   dokonujesz wyboru rodzaju ocen  jakie będziesz  słyszał. Czyli róbta co chceta  jak brzmi zapomniane z lekka hasło Jurka Owsiaka    Ale pod żadnym pozorem nie zaczynajcie  zdania od słów : obiektywnie  rzecz  biorąc….  
Antoni Relski
komentarz

09 września 2008

 Ile osób tyle poglądów na ten temat .Kpimy żartujemy albo wierzymy w duchy zjawy albo jak kto woli zjawiska paranormalne. W czasie mojej pracy w N  korzystałem z dobrodziejstwa    służbowego mieszkania . Dzień w zasadzie podobny do dnia  męska obiadokolacja ,trochę lektury żeby nie zapomnieć  do czego służą litery . Potem wiadomości  TV  i gdzieś w okolicach prognozy pogody zapadałem w krótką drzemkę  tak od 15 minut do dwóch godzin. Zregenerowany  siadałem przed telewizorem i mogłem już oglądać wszystko do połowy  nocy. Czego  ja wtedy nie oglądałem . Przypomniałem sobie całą filmografię Bergmana ,Hercoga ( tego uwielbiam )  nie wspominając tu już o włoskich klasykach.  Około godziny  1 – 1.30 wybierałem się do snu i około pół godziny starałem się  wyciszyć i zasnąć . W trakcie takiej jednej nocy  pamiętam dokładnie 1.20 leżałem już w łóżku  w sąsiednim pokoju usłyszałem dźwięk  jakby ktoś idąc zawadził o ławę  potem następne stuknięcie i następne odniosłem wrażenie że ktoś jest w pokoju . Był listopad więc okna były zamknięte. Zamknąłem oczy  zacząłem nerwowo myśleć co to jest ?.Oczy zamknąłem ponieważ spałem twarzą do okna  i tak sobie pomyślałem że gdybym na tle okna zobaczył  postać to chyba zes….ł bym się ze strachu. W pewnym momencie poczułem czyjąś obecność w pokoju. Po chwili odniosłem wrażenie że ktoś jak czasem czynią to małe dzieci skoczył na mnie przyciskając do łóżka. Poczułem ciężar tak ok. 50 kg .Brak możliwości ruchu, głos uwiązł mi w gardle. Czułem się bezradny  Zebrałem się cały w sobie    podciągnąłem ręce na klatkę i z całej siły jaką jeszcze posiadałem zepchnąłem to coś z siebie . Pomogło .Siadłem na łóżku i  na głos przeżegnałem się .Serce waliło mi  w nieprawdopodobny sposób. Bałem się o tym powiedzieć komukolwiek. Najgorsze było to że następne noce też musiałem spędzić sam w tym mieszkaniu.  Minęło kilka tygodni  może miesiąc .Tradycyjnie zasiedziałem się przed TV  była godzina 1.15 .Poszedłem do łóżka. Punktualnie o 1.20 posłyszałem szmery dokładnie takie jak poprzednim razem .Scenariusz powtórzył się  w najdrobniejszych szczegółach z tą różnicą że teraz wiedziałem już co się wydarzy i serce tłukło mi się ogłupiałe  już  na chwilę przed. Zdarzenia takie miały miejsce jeszcze ze dwa razy .Powoli przywykłem do tych dziwacznych scenariuszy .Były nieprzyjemne ale po  uwolnieniu z ciężaru wszystko wracało do normy. W jedną z nocy chyba z rok od pierwszego wydarzenia  leżałem jak zwykle już w łóżku   i tradycyjnie o 1.20 usłyszałem szmery  . O ile zawsze w tych momentach leżałem na plecach na wznak  tak tym razem byłem w pozycji na bok po przekątnej szerokiego łóżka . Skok  i poczułem znany mi  ucisk ale tylko  w przedziale  od połowy ud w dół . Nie trafił ! Bez problemu ruszając nogami zepchnąłem  to i zdesperowany krzyknąłem : No nie , znowu  ku…a. Była to ostatnia niezapowiedziana wizyta tego typu  w moim  mieszkaniu  . Nigdy więcej to się nie powtórzyło. Do dzisiaj nie wiem czy zawdzięczam to temu że pokonałem strach przed Tym  ,czy Ten Ktoś nie lubił wulgarnego języka .  
    
Antoni Relski
5 komentarzy

08 września 2008

Kilka dni temu przedstawiłem pogląd na posiadanie psa przedstawiony w poście : Kiedy zaczyna się życie  .Sam w dzieciństwie miałem dwa psy pekińczyka i wilczura bez  ogona .Tego drugiego psa  znajdę nad Bałtykiem posiadłem w sposób  siłowy szantażując ojca że jeżeli nie pozwoli mi na psa popełnię samobójstwo. Musiałem być  bardzo przekonywujący ponieważ w czasie kiedy ja beztrosko spałem w autobusie ojciec mój  cała drogę wymieniał gałęzie w legowisku  psa który źle znosząc  drogę manifestował to rzygając gdzie popadnie. Radość z posiadania psa wywietrzała mi jednak szybko  a  spacery zwłaszcza te ranne stały się obowiązkiem rodziców. Zrządzeniem losu w psie obudził się instynkt trampa i sam gdzieś zniknął wybawiając z opresji i obowiązku   kilka osób. W swojej rodzinie  pragnąc uniknąć  tego co znałem  z przeszłości ucząc się na błędach ojca  rozniecałem miłość do zwierząt  wśród moich dzieci w sposób rozważny. Najpierw rybki .Fajne takie kolorowe . Śmigały wśród muszelek , kamyczków  i zazielenionych ścianek  akwarium szczególnie wtedy gdy zwlekałem z czyszczeniem akwarium . Do szału  doprowadzał mnie szczególnie glonojad  który namiętnie i permanentnie właził do rurki prowadzącej do filtra i potem robiąc taką głupią minę zerkał na mnie oczekując ratunku. Rybki  na szczęście  nie żyją najdłużej   dlatego też po pewnym czasie uwolniły mnie od swej obecności  odstępując   akwarium które prawie natychmiast stało stało  się domem chomika . Taki chomiczek to  jest taki milusi futrzak który gania w takim kręcącym się  kółku . Albo jak szybko zauważyłem  leje  w trociny  które  oczywiści mnie przypadło  cyklicznie wymieniać .  W  którymś momencie nasz chomik dorósł i zaczął urywać się ze swego akwarium . Właził byle gdzie a my aby uchronić dziecko przed widokiem rozkładającego się chomiczego  truchła  , poszukiwaliśmy go przetrzepując szafy i szafeczki idąc po  śladach pogryzionych  rzeczy. I znajdowaliśmy te przestraszone ślepa gdzieś po zlewem  najczęściej tam gdzie nie dało się już sięgnąć ręką .Pamiętam te radosne demontaże mebli.  Wybawienie przyszło którejś letniej nocy kiedy chomik  wyniesiony  na balkon  na czas wizyty dewizowych gości wygryzł drewnianą kratkę zabezpieczająca akwarium i zbiegł był w czeluść nocy.  Złapałem głęboki oddech  Urodziła nam się drugi syn. Dziś nie sięgam pamięcią kto rzucił hasło papużki  najlepiej nierozłączki .Ja chciałem rozpocząć od zakupu jednej ale zostałem oskarżony   przez rodzinę a szczególnie jej damską część o sadyzm. Były więc papużki. W pięknej okrągłej klatce . Ze względu na fakt że przebywały w swoim towarzystwie  nie odczuwały potrzeby kontaktu z otoczeniem. Pozostały więc dzikie w pełnym  rozumieniu tego słowa . Miały jedną charakterystyczną  cechę oprócz rozrzucania ziarna na odległość do metra wokół klatki .Ta fantastyczna cecha  to radosne papuzie skrzeczenie już od 4,30 rano .Dospać do 7 mogłem poprzez chytrą metodę zaciemniania klatki ręcznikiem  lub  czy popadło. Nie wspomniałem jedynie przez szacunek dla inteligencji czytającego komu w udziale przypadło czyszczenie klatki i wszystkiego wokół. Nikt  ze znajomych nie chciał ich nawet za darmo. W akcie desperacji któregoś sobotniego przedpołudnia uwolniłem z klatki ptaki symulując upadek klatki. Po powrocie do domu zauważono brak ptaków . Biegały po balkonach  i jeden z sąsiadów złapał je i zaniósł do domu . Oczywiście nie przyznał się do tego .Szkoda poniósł dodatkowe koszty  musiał kupić klatkę .Ode mnie w prezencie  otrzymałby klatkę z całym wyposażeniem  i półrocznym zapasem karmy. Był jeszcze żółw wielkości małego kurczaka  ale nie będę opowiadał że jak wracałem do domu po pracy witał mnie wychylając łebek ze skorupki i biegł w moim kierunku w na  powitanie  bo  po pierwsze to nie prawda a po drugie uznacie mnie za schizofrenika.  Potrzebne  zwierzę z którym  nawiążemy kontakt powiedziała żona  i tak jakoś pokierowała  ślepym losem że w prezencie od znajomych otrzymaliśmy psa. Żona zawsze chciała mieć psa ,mnie podobał się bokser . Tak to w ramach jednego prezentu spełniono marzenia dwóch osób. A ja zapomniałem o doświadczeniach ojca z przeszłości.  Bokser  był bardzo kontaktowy . W ciągu dwóch lat beztroskich kontaktów z nami i naszym otoczeniem zżarł  wszystkie kwiatki (jukę dokładnie okorował ) choinkę , lampki z tej choinki. Trzy piloty , dwóch żałuję trzeci był teściowej. Telefon komórkowy  . Około 16 metrów wykładziny dywanowej spruł  na kupę nici sięgającą 1,5 metra .  Spruł też ulubiony  sweter  i ogryzł wszystkie nogi od stołu .Wymieniliśmy klamki we wszystkich pomieszczeniach na gałki których pies nie potrafił otworzyć . Po dwóch i pół roku  pies nagle wydoroślał i nabrał manier .Jedyny problem stanowiły wieczorne  i ranne  spacery. Trudno było znaleźć  ochotnika  wśród  wyjątkowo zapracowanych i  twardo uczących  w tych chwilach dzieci . A z kolei wolnych terminów mojego potomstwa nie akceptował psi pęcherz  . Odpowiedzialność  za  żywe stworzenie  zmusiła nas do reorganizacji własnego życia. I planów towarzyskich .Nigdy nie  narażałem znajomych na  towarzystwo psa , ograniczyliśmy też wyjazdy i późne powroty.  Pies odwzajemniał  to  poświęcenie bezgraniczną miłością . Był zawsze pierwszym wśród witających mnie po tygodniu nieobecności . Zwierzak  poznawał nawet  dźwięk silnika mojego samochodu . Ostatnie lata życia to okres  psiego cierpienia  ponieważ jedna z emerytek na naszym  osiedlu  sama zapalona miłośniczka kotów postanowiła zredukować ilość psów na osiedlu . Faszerowane trutką kiełbasy zostały porozrzucane w na osiedlu. Kilka psów zdechło nasz   przeżył z dysfunkcją nerek .  Dożył do 7 lat i w pierwszy dzień wakacji  dostał ataku serca i zakończył życie na moich rękach . Postanowiłem nie mieć psa. Zmieniłem postanowienie ,będę miał psa ale dopiero na emeryturze. Już widzę siebie w wysokich butach  skórzanej kamizelce jak włóczę się  po O gdzie mam tą starą chałupę .
  
Rodzina chce wymusić na mnie wcześniejszą datę .Używając różnych  argumentów . Konsekwentnie odbijam piłeczkę . Nie ma kto wychodzić z psem mówię  . Dzieci będą wychodzić mówi żona   Doświadczyłem tego wiem jak będzie a mnie się nie chce  . Ja w niedzielę lubię sobie poleżeć w łóżku tak do 8 – 8.30 takie rozpasanie.  Zona zapewnia  to ty będziesz leżał  a ja wyjdę .  Jak wyjdziesz to po co ja mam leżeć  pytam z ze zdziwieniem .
  
Antoni Relski
2 komentarze

07 września 2008

Mam się za znajomego Pana Boga. No może to określenie na wyrost, ale muszę stwierdzić, że mam dobre relacje z Panem. Pierwszy przykład jest może trochę żartobliwy. Rzecz działa się 10 lat temu. Pracowałem poza  K a z nadwyżki budżetowej modernizowaliśmy mieszkanie. Zakupiliśmy właśnie bardzo wygodne skórzane fotele, tylko zapaść się w nim z pilotem w ręce i nic więcej do szczęścia nie potrzeba,  no może piwo. Cały tydzień poza domem, a gdy wracałem w piątek do domu i już miałem oddać się ulubionej czynności domatora, słyszałem od żony : jedźmy gdzieś cały tydzień nigdzie nie wychodziłam. Któregoś dnia,  na takie zawołanie  powiedziałem wznosząc oczy w górę : Dobry Boże żebym mógł posiedzieć  w moim fotelu do bólu. W ten  weekend pojechaliśmy na narty.  Już w sobotę skręciłem nogę w kolanie.  Najbliższe dwa tygodni spędziłem w moim ulubionym fotelu aż rozbolały mnie  krzyże. Uważaj o co prosisz żartowała żona.
Przypadek drugi  uzasadnia pierwsze zdania  posta.  Cztery lata temu miał miejsce następujący przypadek. Nawał pracy, sprawy domowe, zwykłe wygodnictwo, albo jeszcze tysiąc innych  pretekstów spowodowały, że kilka lat nie korzystałem z dobrodziejstwa  spowiedzi. Zresztą wtedy,  tak jak dzisiaj odstręczała mnie od tego sama  forma.  Po pierwsze mechanizm działania, po drugie może zbytnia anonimowość. Za kratką siedzi przypadkowy ksiądz, zadający jak mi się wydaje również przypadkowe pytania. I nie wiem dlaczego  najczęściej o antykoncepcję, oraz   inne równie sztampowe.  Nie odpowiadała mi  ten mechanizm,  jak  taśma produkcyjna w fabryce, każdy z nas chciałby być potraktowany chociaż trochę indywidualnie.  Zacząłem szukać innej formy, rozpytywałem znajomych o możliwość spowiedzi, tak twarzą w twarz. Takiej rozmowy  indywidualnej o myślach, obawach, odczuciach. Chciałem by ksiądz przeznaczył mi więcej niż standardowe  trzy minuty. Że to jest trudne  doświadczyła moja znajoma, która zbyt rozgadała się w konfesjonale i usłyszała, że to nie jest gabinet psychoterapeuty. Padały różne propozycje możliwości. Może ośrodki akademickie , może … może …  Tak to trwało, czas mijał. W tak zwanym międzyczasie zacząłem odczuwać mocne dolegliwości związane z woreczkiem żółciowym. Inni zmagają się z nim przez dziesięciolecia  nim zdecydują się na operację. Ja miałem trzy  poważne ataki i zostałem skierowany do szpitala na zabieg usunięcia.  ( Jak się potem okazało prawie w ostatnim momencie ) Leżę więc tak po pierwszej nocy w szpitalu, gdy ok. 5.30 wchodzi ksiądz  i pyta czy chcę przyjąć  Komunię.
Nie mogę -  odpowiedziałem - nie byłem u spowiedzi. 
Może chciałby się pan wyspowiadać - spytał.
Mógłbym. 
Przyjdę wieczorem - powiedział i poszedł. Leżałem samotnie w trzy osobowej sali. Przyszedł późnym wieczorem.  Był to młody ksiądz od  Bonifratrów. Od razu sprawiał wrażenie inteligentnego, co się zresztą potwierdziło. Byłem trochę zmieszany. To jak mam to zrobić ? uklęknąć ? 
 Nie trzeba  – rzekł –  Zamkniemy drzwi, niech Pan siądzie naprzeciw i mówi. Mamy dużo czasu. Rzeczywiście spędziliśmy tak około godziny. Była to forma klasycznej rozmowy. Często wychodziła poza klasyczną spowiedź. Dokładnie tak jak chciałem, dokładnie jak sobie wymyśliłem. Nie będę tu już czepiał się okoliczności i miejsca spowiedzi. Nie mogę być drobiazgowy. W końcu różnymi drogami chodzi  Wola Boża .
Tylko żona mówi  : myśl o co prosisz, już dwa razy Ci się spełniło 
       
Poniżej wiersz który napisałem   po tamtym wydarzeniu


Wątpię czasem w istnienie Boga.
Podważam dogmaty
Żeby za chwilę wystraszyć się swych myśli
I skrywać  za filarem kościelnej nawy
Ze wstydu przed Nim


  
 Zdjęcie wykonałem na cmentarzu w Białce Tatrzańskiej

Antoni Relski
komentarz

06 września 2008

W dniu dzisiejszym  licznik wybił 100 odwiedziny . Miło mi że nie trafiam w próżnię  i jest trochę osób którzy czytając  posty  podtrzymują moją motywację   .  Wiem że to co napisałem do tej pory nie jest lekkie ,łatwe i przyjemne   może nawet  jest niepopularne .Ale takie jest właśnie życie 50 latka . 
Dziękuję
  
Antoni Relski
Skomentuj mnie

05 września 2008

 Od rana RMF drąży temat euro sierot czyli  polskich dzieci których rodzice wyjechali do pracy poza granice  .Generalne przesłanie tej dyskusji jest takie że zamiast spodziewanej poprawy sytuacji  materialnej rodziny rozpada się ona a więc więcej zła niż dobra .  Dorzucę do tej dyskusji swój mały potwierdzający tą tezę kamyczek  ponieważ  pracy poza domem doświadczałem  przez 11lat . W moim przypadku byłą to jednak  lajtowa  forma emigracji zarobkowej ponieważ na weekendy przyjeżdżałem do domu . Z perspektywy 11 lat będę się starał odradzić to  każdemu . Poniedziałkowe poranki wyjeżdżałem kiedy dzieci jeszcze spały Nieobecność do piątku wieczorem albo soboty  w południe. W początkowym etapie mojej nieobecności  nawet telefony komórkowe nie były rozpowszechnione ( królowały  pierwsze Centertele  wielkości i wagi cegły dlatego też tak nazywane ) Brak komunikacji rodzinnej brak rozmów  na codzienne tematy zaczął doskwierać mi już po pierwszych trzech miesiącach i pozostał do końca wyjazdów. Późniejsze rozpowszechnienie GSM-ów  trochę zmniejszyło te braki ale ich nie zlikwidowało .Przez cały tydzień siedziałem więc w służbowym  mieszkaniu i myślałem o rodzinie . Często idealizowałem ten obraz i budowałem scenariusze weekendowe .  Dzieci z czasem przyzwyczaiły się  do tej sytuacji i zaczęły traktować  ją jako normę. Co więcej po pewnym czasie z wyraźnym zdziwieniem  nawet przyjmowały sytuację kiedy załatwiając służbowe sprawy w K byłem  w domu  dodatkowo z poniedziałku na wtorek. Wracając do weekendów  . Scenariusz wypracował się sam, taki skoncentrowany tydzień w pigułce  a więc przywitanie w piątek   ,męska rozmowa w sobotę ponieważ brak ojca często prowokował do nadużywania miłości matki   a w niedzielę znów  trzeba było ukochać dzieci aby na tydzień następny nie zostawić wizerunku  gderającego  zgreda . Bolały mnie te nieobecności szczególnie w trakcie ważniejszych wydarzeń , egzaminu , koncertu , czy zwykłej choroby kiedy tak ważne jest położyć  dłoń na  rozpalonym czole  dziecka  . Żona przeżyła beze mnie kilka operacji  a ja z czasem zaczynałem  odczuwać  taki syndrom wyautowania . Podejmowali decyzje beze mnie ponieważ często sytuacja wymagała podjęcia szybkiej decyzji  .  I tak do podejmowania   drobnych i życiowych decyzji bez ojca  powoli zaczęli się wszyscy przyzwyczajać . Przekupywanie  dzieci , fundowanie im wymyślnych gadżetów nie  naprawi  tej sytuacji a rzekłbym nawet że ją pogorszy.  Nikt z domowników nie  zrozumie   tego że ponad sto kilometrów od domu zakręty życiowe rodziny przeżywa się znacznie gorzej . Im czułem się bardziej z boku tym bardziej starałem  się walczyć i tym większe  wzbudzałem zdziwienie . Po 11 latach podjąłem decyzję  To ostatnia chwila na ratowanie więzi rodzinnych to ostatnia chwila by być ojcem . Za  moment dzieci nie będą mnie już potrzebować . Wróciłem więc do K  zmieniłem pracę i zacząłem  walkę Wiele razy upadałem na duchu i miałem ochotę poddać się . Czasem żona mówiła że zobojętniałem wobec dzieci  .Kochanka  Depresia  szeroko rozkładała ramiona   Wyidealizowana  w trakcie samotnych wieczorów rodzinka  toczy się własnymi koleinami drogi życia a Ty nie możesz tak nagle do tego wozu na nierównościach .Co gorsze  zauważasz u siebie kolejny  syndrom .  Sydnrom  powracającego na emeryturę marynarza  .To taka sytuacja gdy wszyscy niby kochają cię ale w zasadzie nie za bardzo jest dla ciebie miejsce  w działającym systemie  Ty jako kółko zębate zostałeś zastąpiony w mechanizmie na szybko  jakimś skrótem przekładnią czy paskiem klinowym  .Całość może bardziej drga i system jest mniej stabilny ale działa i nie wszystkim chce się już robić gruntowny remont . Mnie się chce dalej , chce cały czas chce . Chociaż  czasem  twój system  operacyjny gotów się zawiesić gdy na pytanie kiedy wrócisz ?  słyszy : A dlaczego cię to interesuje ,10 lat nie interesowało cię to co robię  a teraz nagle kiedy wrócę . I chciałbyś wykrzyczeć  że to nie prawda ,że to inaczej , że osiwiłeś od myślenia o nim .Zamiast tego   powiesz :  Ciebie Synu trzeba bardzo kochać żeby Cię kochać i ja tak Cię kocham . 
Antoni Relski
komentarz

04 września 2008

                   Jeszcze krew ciepła w żyłach nie skrzepła i stać na własne cie błędy … śpiewał  Wojciech Młynarski    w Dzieciach Kolumbów . No i dokładnie tak podrywa mnie do zakupu motocykla .To było zawsze moje marzenie ,ewoluował tylko typ  i model oczywiście z upływem lat .Pierwsze marzenie pomógł zrealizować mi ojciec  załatwiając  w ósmej klasie podstawówki motorower Komar . To kultowe dzieło myśli inżynierskiej w drugiej  wersji wykonania z siedzeniem jak przy rowerze tylko znacznie większym i z pedałami .Motorower był stary  i często psuł się wracałem więc do domu korzystając  z dobrodziejstwa pedałów .Pod domem  z sercem i płucami na plecach. Ponieważ stan mojej kasy był nijaki drutowałem sklejałem  a generalnie woziłem kupę kluczy . Taki głupi klin do magneta kosztował raptem 0,50 zł,-  ale wymiana trwała do godziny . Klin zrywał się dwa razy w tygodniu, tak jak linka do gazu  Przejażdżka więc była aktem odwagi graniczącym z bohaterstwem. Jako paliwa używałem    oprócz podstępnie spuszczonej benzyny z samochodu ojca również  rozcieńczalnik do farb , benzynę ekstrakcyjną , nawet denaturat. Po zatankowaniu takim wynalazkami  w motorku  nawet  tzw  wolne obroty  były bardzo szybkie.  Było minęło .Wniosek nie kupuj starych  rzeczy.  A  Amerykanie mówią   :  „nigdy nie oczekuj od towaru więcej niż za niego zapłaciłeś „
Doskonale o tym pamiętałem do momentu  kiedy widokiem swoim urzekła mnie Honda  TLR 250 motocykl typu trial. Nie wygórowana cena   ,znana marka przyćmiły mi mądrość  wynikającą  z traumatycznych  doświadczeń z przeszłości i to własnej . Nie zniechęciło  mnie nawet to że właściciel komisu miał problem z jego odpaleniem i jak na  4 suwowy silnik po rozpaleniu  mocno kopcił . To się zrobi , to nie problem powtarzałem sobie jak mantrę . Otrzeźwienie przyszło szybko .Okazało się że jestem chyba jedynym posiadaczem tego typu motocykla w Polsce .Brak części , brak dokumentacji ,brak odnośnika w Polskich stronach WWW. Nie wierzycie  wpiszcie  „honda 250 trl „ I co i kicha . Zacząłem remont znajomy mechanik wymieniał co rusz to ciekawsze nazwy części zamiennych. I tak zawory -  potrzebne dwa .Serwis jeden sprowadził z Austrii drugi zawór z Japonii . Oprócz cen czas ciągnął się w nieskończoność . Po dwóch latach walki o iskrę poddałem się . Za mniej niż połowę ceny zakupu wystawiłem motocykl na  aukcję  i o dziwo w ciągu kilku godzin znalazł swojego amatora . Kupił go Człowiek który  kolekcjonuje motocykle . Powiedział mi że  od dawna poszukiwał tego modelu. A naprawa to dla niego nie problem. Była to ta chwila kiedy uszczęśliwionych było dwie osoby  ja bo sprzedałem  i Gość który znalazł czego szukał.
Minęły już ze dwa lata od tamtego wydarzenia a pamięć jest tak łaskawa że  pozostawia tylko miłe wspomnienia .I znów zatęskniłem  za motocyklem .Myślę że ta tęsknota dopieka mi jak nigdy przedtem . Zmiana następuje w typie, teraz moim marzeniem jest cruiser   na początek myślę że wystarczy Yamaha Virago 535 . Smukła  jak   młoda kobieta ,bez przesady ozdobiona chromami  . Mam nadzieję że dokonując  zakupu ( wierzę że tak będzie ) wykorzystam doświadczenia  z  przeszłości. A potem  jak to mówił mój znajomy  : Konia i w step  !!   tylko czemu ta benzyna taka droga   



Antoni Relski
2 komentarze

03 września 2008

Bohater filmu Andrzeja Kondratiuka  „Gwiezdny pył „ konstruował  różne wynalazki które były  już kiedyś wymyślone  wszystko po to by zaimponować  swojej Starej. Stary miał piękny  pomysł który zrealizował : Maszynę do przekazywania myśli na odległość . Pierwsza wykorzystać pomysł miała jego Stara .I cóż miała do przekazania ludzkości prosta wiejska kobiecina ? .W tej podniosłej chwili  uważała że musi to być najważniejsza rzecz  dla ludzi. Zaczęła   cytować Dziesięcioro  przykazań . Wtedy  (1982) przekazywanie myśli  wydawało się  jakąś fantastyczną niemożliwością . Wkrótce życie udowodniło że niemożliwe jest proste do realizacji . Powstał Internet   a następnie wspomniane narzędzie do przekazywania myśli na odległość – BLOG. W chwili obecnej w samej Polsce funkcjonuje ponad  dwa miliony blogów a jak czytałem ostatnio co sekundę Na świecie powstają kolejne  cztery. Boże jaka dostępność  jakie możliwości . Ty piszesz a w jednej chwili czytać może mieszkaniec Chin .Ameryki czy Kirgistanu .Spójrzmy więc  jakież to ważne rzeczy mamy dziś do przekazania ludzkości Jakimi doświadczeniami dzielimy się .  No więc tak :  „nie miałam orgazmu od 3 lat „lub „ miałam orgazm dzisiaj rano „ albo ” schudłam”, „nie mogę schudnąć” ,” lubię Michała „  „Marian mnie wkurza” ,”Bożę jaki jestem szczęśliwy” częściej „ Boże jaki jestem nieszczęśliwy”  albo całkiem prosto    „zrobiłem wiśniówkę „ Katalog spraw zasługujących na opisanie i ” puszczenie w świat” jest niezwykle szeroki. a w ostatnim czasie zmieniły nam się priorytety
Dlaczego piszemy  -  piszę  Wiem po sobie że w pewnej chwili ilość negatywnych odczuć była we mnie tak dużą a ciśnienie tak wysokie że  założenie bloga wydawało mi się czynnością  higieniczną rzekłbym nawet zdrowotną a w perspektywie ratującą życie. Pierwszy post ulżył mi trochę następny poprawił samopoczucie .Po kolejnych czuje się świetnie.  Dlaczego czytamy cudze blogi  ? bo nie musimy podglądać przez dziurkę od klucza w sytuacji gdy właściciel otwiera drzwi na oścież .Poza tym jest coś egoistycznego w czytaniu postów zawsze czujemy się lepiej na tle cudzego  smutku  i nie ma  to  nic wspólnego z brakiem  empatii .Nie  to brzmi raczej tak  „ o co ja się kurde martwię  , moje problemy w porównaniu z tym gościem są takie  malutkie. I z miejsca robi nam się lepiej  .Sam to wypróbowałem  przy okazji przeglądania tematycznych blogów.  ”50”  w wyszukiwarkę  i jest  tytuł blogu    „50 lat i coraz  trudniej”  .Jego autor  brak-miko napisał dwa posty  5 i 27 lipca  .Muszę przyznać że wpadł do dużej emocjonalnej dziury. Koleżanka deprecha objęła go czule .Wrzuciłem komentarz   , napisałem do niego ale bez odpowiedzi .Mam nadzieję że tylko porzucił tą formę wyrażenia emocji.  Jeżeli ktoś  z Was zajrzy na jego bloga  wrzućcie proszę jakiś pokrzepiający komentarz   albo mail. Ja od siebie dziękuję Ci  braku-miko
Antoni Relski
2 komentarze

02 września 2008

 No i leci ten czas a z upływem lat własnych coraz bardziej. Już po wakacjach .Pozostają tylko wspomnienia czasem lepsze czasem gorsze i bilans rzeczy które udało nam się zrealizować i te co zostały na rok przyszły.  Trochę zrealizowałem .Mam  sukcesy  w odchudzaniu . Schudłem prawie 7 kg potem przybyłem 4 ale i tak suma sumarum 3 jestem do przodu .Żeby chociaż to utrzymać po okresie wzmożonego grillowania . i wiejskiego smalczyku do  swojskiego chlebka .  W połowie sierpnia  wróciłem z takiego krótkiego  urlopu na swojej wsi. Miałem tysiące planów przed tym urlopem czegóż  to nie zdziałam na tym wolnym  .( to chyba nie jestem jeszcze taki stary jak mam kupę planów i marzeń ) ale wszystko wzięło w łeb  bo trzy dni przed urlopem  kierując się chrześcijańską miłością bliźniego chciałem przewieść znajomym niedużą paczkę ze złożoną szafką . Zamiast wziąć samodzielnie  zdałem się na grzeczność  magazyniera który stojąc wyżej powiedział to ja panu podam .I podał a ja źle obliczyłem ciężar  usłyszałem takie chrup w kręgosłupie i miałem poukładane .  Zrobiłem zdjęcie rtg nic szczególnie złego nie wykazało ale ból trwał i tak prawdę powiedziawszy jeszcze trwa. Z planów na urlop nie zostało wiele tak prawdę powiedziawszy to szczęście od Boga że żona pojechała ze mną w tym samym czasie bo  pomagała mi w codziennym życiu. Chociaż ja strasznie nie lubię być obsługiwany , .Przyznam  że czuję się wtedy tak niezręcznie. I jeszcze te prośby : Synu wykoś trawę , synu  zrób coś . Nie lubię się prosić  ( albo to takie moje  ambicje ) Oby jak najszybciej mieć to za sobą  i najważniejsze nie myśleć  jak wygląda starość bo to jest deprymujące. Tak naprawdę to nie przeszkadzało mi to jednym w imprezowaniu .   ( szklanka pełna piwa to raptem jakieś 0,7 kg – taki wysiłek mogłem podejmować ). Z miłych rzeczy odwiedziła mnie grupa współpracowników z okresu mojej pracy w N . To miłe że po 9 miesiącach chciało im się przyjechać te 30 km po pracy żeby wspólnie wypić kilka piw. Może więc nie klasyfikuję się  do  tych najgorszych . Tak jak powiedziałem przeżyłem  tydzień statycznie w kontakcie z medycyną ludową ponieważ przychodziła do mnie taka starsza babka  taka trochę znachorka  która masowała mi plecy . Można powiedzieć że miałem albo kontakt ze znachorkami innym zaś że  z naturalną ludową medycyną . To chyba daje lepszy efekt .  Wróciłem do pracy .Przeszło – minęło.

 
Antoni Relski
Skomentuj mnie

01 września 2008

Górale znają tylko dwa gatunki wódki : „smacną” i  „badzo smacną"          Ja w temacie tej   „ badzo smacnej”     Z żalem ale właśnie  kończymy  degustować zeszłoroczną produkcję wiśniówki  i ratafii  bo w tych dwóch gatunkach zacząłem się specjalizować .To znaczy wiśniówkę robię już czwarty raz z rzędu a ratafię drugi. Receptura banalna jedyne co trzeba mieć to dużo cierpliwości ponieważ nalewki o których mówię nastawione latem smakują naprawdę dopiero na Święta Wielkanocne następnego roku . Wcześniejsze picie to profanacja. Tak więc przygotowuję  wiśniówkę  wsypując wydrylowane wiśnie do połowy  dymiona zasypując  niewielką ilością cukru  dorzucam trochę goździków i do pełna zalewam alkoholem   . W grudniu dosładzam  - ja preferuję bardziej wytrawną dzięki czemu pasuje nawet do mięs i wędlin .  Druga nalewka to Ratafia staropolska wódka owocowa  z tradycjami  . Spożywana  w Szlacheckiej  Polsce dla upamiętnienia zawartych właśnie  umów i transakcji . Z czasów  PRL – u z kolei   jej wspomnienie  jeszcze dziś  wywołuje we mnie  wewnętrzne dreszcze  .Odrzucając socjalistyczne uprzedzenia  Ratafia  to jednak wspaniała nalewka . Wymaga  ona innej bardziej pracochłonnej działalności.   Zasada  też jest prosta : pól kilo owoców ( Ja do nalewki używam około 8  do 9 rodzajów owoców  a dobór  wynika wyłącznie z preferencji i gustów  tworzącego) następnie  łyżka cukru ,pól litra alkoholu na każdy typ owoców  . Alkohol powinien być mocniejszy minimum  45 % .  Zrobiłem eksperyment i zalewam  napojem produkcji mojego znajomego o mocy około 60 – 65 %. To daje większą moc. Pomimo niewinnego smaku  i łagodności w odbiorze nieostrożnego konesera potrafi skopać .W okolicach lutego zlewam osobno owoce osobno płyn. Dolewam butelkę rumu na  dymion  (ok. 15 l ) i po kłopocie .Trzeba jeszcze uważać na klarowność  płynu przy zlewaniu do szkła .Wyleżakowana  odpowiednią ilość czasu ratafia wspaniale smakuje  zresztą trzymając ją chwilę w ustach zauważasz że w różne części języka przynoszą całkiem różne doznania smakowe . Wyczuwa się poszczególne owoce w bukiecie różnych smaków . Próbowałem ją w styczniu była średnia  w kwietniu dobra teraz jest wspaniała .Wracając do przepisu : owoce z ratafii wyrzucam  ,wiśnie z wiśniówki zalewam syropem cukrowym  z dodatkiem wiśniówki ,  są wspaniałe do lodów a nawet  bez lodów. Wiśnie posiadają taką wspaniałą właściwość  że niwelują tak nieprzyjemny zapach drożdży  z alkoholu .Dzięki  temu nikt nie zgadnie jakiego alkoholu używaliśmy do nalewek. Zresztą doświadczenia i staż sąsiada powoduje że tzw bimber  jest najwyższego sortu i produkowany  tylko dla własnych potrzeb . Dlaczego piszę o tym akurat dzisiaj . Bo wczoraj byłem na strychu  wstrząsnąć  dymionami   i to wprawiło mnie w takie rozmarzenie .
Jak to śpiewał Leszek Długosz : Próbujemy nalewki z dzikiej róży z porzeczki żeby sprawdzić czy zimą to  wypić się da .  ( Dzień w kolorze śliwkowym )

   


Antoni Relski
komentarz