20 czerwca 2014

Nie jest najgorzej Być może jest nawet dobrze

- No i jak było?- spytałem kobietę swojego życia.
- No hiper – odpowiedziała zdawkowo.
- To już nie super a hiper ?
- No hiper... hiperbarycznie. Jeszcze mi teraz w uszach strzela od tej zmiany ciśnienia.
Od poniedziałku, szanowna moja małżonka korzysta z dobrodziejstwa techniki zaprzęgniętej w służbę medyczną i odbywa sesje terapeutyczne w komorze hiperbarycznej.
Oglądałem to cudo na zdjęciach i powiem, że sprawa wrażenie. Wygląda to jak podwodne laboratorium. Taki dziesięcioosobowy batyskaf.
Chyba nie tylko mnie dopadło takie skojarzenie, ponieważ na jednej ze ścian przykleił ktoś fototapetę z rafą koralową. Przy odrobinie dobrej woli, pod wpływem zmieniającego się ciśnienia można patrząc przez iluminator odnieść wrażenie zanurzania się w ciepłych morzach.
Co prawda nie o wrażenia idzie a o coś innego. A to wszystko za pieniądze NFZ. Narzekałem że nic się w temacie zdrowia nie zmienia, a tu nowa technika wspomaga. Fakt, że na miejsce czekaliśmy tradycyjnie długo, ale w końcu się znalazło. Teraz tylko spełnić wymagania co do odzieży (bawełna) i już. Do środka można zabrać butelkę wody niegazowanej i kolorowy magazyn. Co ciekawe codzienne gazety nie są dopuszczone. Może chodzi o to, żeby czytając codzienne informacje nie zejść na serce, przy zmiennym ciśnieniu w komorze.
Widok Szyca siedzącego na kiblu i myjącego zęby w trakcie wypróżnienia wzbudzi nasz uśmiech, często litościwy, nie przyspieszając jednak ciśnienia. Chociaż kto tam wie? Różnych ma Pan Bóg lokatorów.
Codzienne przejazdy do szpitala są ciągiem dalszym wędrówek starymi szlakami.
W sobotę wybraliśmy się bowiem w Gorce.
Całkiem wypadało, bo córka znajomych z narzeczonym, pofatygowali się specjalnie na naszą wieś ze ślubnym zaproszeniem.
Wprost nie wypadało nie być.
Młody z dziewczyną wybrał full service czyli wesele z ocepinami i poprawinami, my zdecydowaliśmy się tylko na ślub.
Powrót w Gorce. Boże jak to brzmi.
Przygotowania trwały, a ostatni tydzień odliczaliśmy już jak idący do rezerwy żołnierz.
Niestety. Sobota powitała nas pogodą zmienną ze skłonnością do deszczu. I tak lało, po to by za chwilę tylko padać, a następnie kapać. Za oknem migały nam krajobrazy, dobrze znane z tego dwudziestoletniego podróżowania w te i wewte. Deszcz zdecydowanie dusił w nas przyjemność ale emocje po staremu chwytały za gardło.
Dojechaliśmy na styk i zameldowaliśmy się w kościele tuż przed Młodymi.
Powitaliśmy rodziców Panny Młodej i zasiedliśmy w drewnianych ławach.


Kościół w Krościenku to betonowy obelisk, zbudowany w czasach PRL. Nie urzeka, a szpeci swoją bryłą, pewnie dlatego nie zdecydowaliśmy się nigdy na jego oglądanie. Teraz spotkało mnie miłe zaskoczenie. Zdobień i główny ołtarz ujęły mnie prostotą. Zaraz jednak za serce złapała uroczystość zaślubin kobiety, która od dziecka rosła i dojrzewała na naszych oczach, przez dwadzieścia dwa lata. Ileż wspomnień dobrych, lepszych, śmiesznych i tych z pozoru nieistotnych? Wszystko to przelatywało mi przed oczami w trakcie nabożeństwa. Mogłem sobie na to pozwolić bo to w końcu nie mój ślub. A potem grosz rozsypany na szczęście, kolejka do składania życzeń i wino, które zamiast kwiatów mieliśmy wręczać młodym (takie życzenie). 

Stał się cud i na niebie rozbłysło słońce. Stan taki trwał już do wieczora.
Oczywiście moja małżonka niczym matka chrzestna wielkiego statku rozbiła butelkę z winem na placu przykościelnym. Chyba trochę ryzykuję pisząc w poprzednim zdaniu "oczywiście". Pomińmy je więc.
- Płyńcie po morzach i oceanach wspólnego życia, omijając wszelkie rafy i płycizny - powiedziała w komentarzu aby jakoś rozładować stres.
Brawo za refleks.
Do młodych wybraliśmy się z pustymi rękami, ale i z sercem na dłoni.
Trudno, odrobimy to w przyszłości.
Tutaj spotkało nas kolejne wzruszenie i w dodatku większe od poprzedniego.
Wszyscy mieszkańcy osiedla w którym spędziliśmy ostanie dwie dekady ustawiła się w kolejce do nas by się serdecznie przywitać i wycałować.
Nie podejrzewaliśmy, że spotka nas takie powitanie. Czy można chcieć czegoś więcej?
Tak prawdę powiedziawszy to tylko nowi właściciele naszego kiedyś domu kiwnęli tylko głowami z oddali.
Może nie chcieli robić tłumu, może.... może...
Jedno wiem, że nie musieli rzucać nam się w ramiona. Nie mieli żadnego obowiązku. Nasze drogi skrzyżowały się w konkretnym celu i kiedy ten cel został zrealizowany nie musimy się znać.
Chociaż tak szczerze powiedziawszy to gdzieś tam trochę mnie piknęło. Utrzymuję dobre relację z kobietą od której kupiliśmy obecny dom, ale ja nie jestem chyba dobrym przykładem. Jestem zbyt sentymentalny.
Poprosiłem Syna by przywiózł mi kilka kamieni z z rejonu wspomnień.
Przywiózł cztery kamerdole. Teraz ułożyłem je na skalniaku i tak mam kawałek Gorców na wyciągnięcie ręki.
Młodzi i zaproszenie goście pojechali na wesele a my odwiedziliśmy znajomych w Szczawnicy.
Nie za długo nie za krótko, ot tyle na ile pozwala przyzwoitość. Cieszy, że wciąż mamy o czy ze sobą rozmawiać.
Jak to śpiewali Skaldowie ? – Nie domykajmy drzwi, zostawmy uchylone.
Jakby na zakończenie tego czarownego popołudnia, ten właśnie kawałek leciał w jakiejś miejscowej stacji. Mijaliśmy właśnie wzniesienia w Lubomierzu.


- Wiesz Kochanie –  tu zwróciłem się do swojej małżonki – Mam taki pomysł. W lipcu pojedziemy na wieś w gościnne progi rodziców naszej dzisiejszej panny młodej i zorganizujemy grilla dla tych wszystkich którzy tak mi nas dzisiaj powitali. Co prawda nie mamy tam jest żadnych rzeczy materialnych ale serce jednak dalej w kapeluszu z piórkiem.
Kiedy późnym wieczorem podjechaliśmy pod dom powitała nas kota która niespiesznie wyszła z krzaku berberysu jakby mówiąc: powłóczyliście się, pogościli, a co z moja michą?
Żona w lot odczytała tę aluzję.

28 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt20 czerwca, 2014 14:57

    Skoro ludzie pamiętają, to nie jest już źle. A kiedy jeszcze okazuje się, że pamiętają dobrze, to właściwie już komplet. Niczego więcej nie należy chcieć.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tamtą sobotę rzeczywiście miałem wszystko
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Najważniejsze żeby było wszystko dobrze.Pozdrawiam życzę miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak, nigdy nie domykać drzwi! Trzeba o tym pamiętać. Ale co z tymi co preferują drzwi antywłamaniowe zbrojone stalą...? Takie też można "nie domknąć?"

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie, którzy na nasz widok uśmiechają się, pragną się serdecznie przywitać i zamienić kilka zdań - dla takich chwil warto żyć.

    OdpowiedzUsuń
  5. a mówią, że teraz to tylko na pieniądzach ludziom zależy, a tu proszę - i miłość i wzajemny szacunek, i przyjaźń, pięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może to dobrze że czasami wieś polska konserwatywna jest
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Mnie też to urzeka. Może to już starość puka do mojej wyobraźni

      Usuń
  6. No proszę, tom się dowiedział po półwieczu, że Krościenko to Gorce...:)) A głupiemu by się może zdało, że Pieniny:) Ale powrotu i to udanego do tej samej wody po raz drugi winszuję:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrządzeniem losu tylko ślub był w Krościenku a i Szczawnica tylko przy okazji.
      A ileż to do Gorców ? Jak copkom rzucić
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Przez 20 lat można się bardzo przywiązać do miejsca i ludzi, wyobrażam sobie jak ciężko było opuszczać Gorce.

    OdpowiedzUsuń
  8. ...z sentymentem pozdrawiam...póki co :) Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...niestety nie wiem czemu wyświetlam się "Anonimowy"...ach te komputery.

      Usuń
  9. to najlepszy wskaxnik sympatii... jak nas postrzegaja dawni nasi znajomi. ich reakcja bardzo dobrze o was swiadczy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy sesje pomagają? Mam klaustrofobie ale ciekawa to bardzo metoda: Podstawą tlenoterapii hiperbarycznej jest działanie czystego tlenu pod zwiększonym ciśnieniem. wspomaga leczenie zakażeń i stanów zapalnych, sprzyja neowaskularyzacji oraz zwiększa liczbę multipotencjalnych komórek macierzystych, które przemieszczają się do uszkodzonych komórek i tkanek i powodują ich regenerację.
    Bardzo ciekawe.
    Przyjaźń powstaje powoli nie nachalnie i bywa że trwa wzruszając. Wam się to pięknie przytrafiło a żonie brawa za refleks.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy działa zobaczymy za jakiś czas.
      Przyjaźń, choć to może zbyt duże słowo dla tego przypadku, rzeczywiście wzrusza
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Zastanawiam sie czy i mnie kiedys czekaja takie powitania i takie przyjaznie...mysle, ze wraz z pociecha z wlasnych dzieci, takie przyjaznie sa miernikiem naszego zycia. Pozdrawiam i trzymam kciuki za powodzenie 'hiper' doswiadczen.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dla takich milych chwil warto zyc, jest to bardzo mile i wzruszajace, a co najwazniejsze nie przeliczalne na zadne pieniadze.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. No wzruszyłam się :-) Fantastycznie i bardzo miło, że ludzie tak pamiętają i, mimo wyprowadzki, darzą sympatią.
    Oby Małżonce, nowa metoda, sprzyjała :-)
    Dla Młodych dużo szczęścia.
    Sentyment rozumiem, bo sama taka jestem :-)

    OdpowiedzUsuń