W
takie dni jak ten, nawet w prozaicznych, codziennych czynnościach
można odnaleźć odrobinę poezji. Słońce nie świeci tylko muska
swymi promieniami, rzeka wije się aż po horyzont, a wiatr szumi
swoją odwieczną opowieść. Uśmiechnąłem się zaraz do siebie na
wspomnienie „Awansu” Edwarda Redlińskiego. I mnie również
nawiedzona polonistka, nauczyła patrzeć na świat w inny sposób.
Jestem
jej za to wdzięczny, bowiem kolejne nie miały już tej charyzmy.
Było to powodem ciągłych dyskusji na temat moich wypracowań,
jako odległych od schematów. Bo któż miałby odwagę na przykład
podważać romantyczny patriotyzm Konrada Wallenroda.
A
propos Konrada Wallenroda, dawno nie byłem na piwie. Z kalendarza
wychodzi mi, że do powrotu żony zostały cztery dni. Skłamałbym
mówiąc, że sprawdzałem to w kalendarzu. Ja to znam na pamięć. A przecież nie wypada przywieść żonę z lotniska i powiedzieć
- no to cześć idę na piwo. Zdecydowanie nie.
Pstryknąłem
na ikonę kontaktów w moim telefonie. Krótka ta lista. Cholera
trzeba mówić inaczej. Kiedyś jeden polityk powiedział, że ktoś
tam jest na krótkiej liście i zaraz musiał składać zeznania w
prokuraturze.
A
więc ten mój niezbyt długi wykaz, zwiera nazwiska znajome
prywatnie i służbowo. Ciach, selekcja. Wycinam służbowe i lista
jest jeszcze krótsza. Odseparowałem tych z którymi na piwo nie
chodzę i wyszło mi, że w grę wchodzić mogą cztery osoby. Tak,
to dokładnie te cztery osoby z którymi zwykle chodzę na piwo.
Można
było od tego zacząć, ale nie było by to zrobione tak
systematycznie, naukowo i z wykorzystaniem komputerowej technologii.
Jednego
ze znajomych namierzyłem pod Monachium. Zwozi właśnie jakieś auto
i perspektywa piwa bardzo mu się podoba. Ale dopiero w przyszłym
tygodniu.
Drugi
odesłał SMS-a z bardzo południowych wakacji. Trzeci jest
rezydentem w Bułgarii i oderwałem go właśnie od rakii, którą
zapijał skwar Złotych Piasków. Ostatni zaś zupełnie nie odezwał
się do mnie, z czego wnoszę, że też urlopuje się. Z ta różnicą,
że w tej jego głuszy nie ma zasięgu. To kto cholera pracuje poza
mną w tym kraju?
Ja
i ojczyzna to jedno,
Nazywam się Milion - bo za miliony
Kocham i cierpię katusze.
Nazywam się Milion - bo za miliony
Kocham i cierpię katusze.
No
tak rozpoetyzowałem się za bardzo i to z powodu niemożności
wybrania się na koleżeńskie piwo. Wspominam polonistki, a przecież
żadna z nich nie była w typie urody Natalii Siwiec.
Może
więc w życiu nie idzie tylko o kształtne cycki?
A
wracając do biedy. Ponoć w naszym kraju jest już ponad dziesięć
tysięcy milionerów. Dokładnie to trzynaście tysięcy, na których
spadł deszcz fortuny. Ciężko z reguły pracowali na to by się
znaleźć w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze, obowiązkowo
bez parasola.
Ja
opanowałem umiejętność biegania pomiędzy kroplami, gdy pada
deszcz fortuny. Tracę tę umiejętność przy zwykłej burzy. Za to
z wielką pasją mogę ją opisać.
Spokojnie.
Na piwo mnie jeszcze stać. Sam jednak nie pójdę do knajpy. Kupię
zgrzewkę w markecie.
Znaczy,
że skorzystam z promocyjnej okazji. Włażę pomiędzy puszki,
śledząc informacje. Siedem plus jedno gratis, drugi czteropak za
połowę ceny. Wszystko to wygląda blado, jeżeli zadać sobie
odrobinę trudu i wyliczyć cenę jednej puszki. Postoję
pokombinuje i tak kupię to co zwykle.
Jeszcze
tylko dobrze schłodzić. To znaczy że piwo będzie na jutro.
To
nawet dobry pomysł.
Zadzwonił
Starszy i dopytywał się - kiedy mogą przyjść w odwiedziny.
Czasem tak dzwoni do mnie, dzieląc się swoimi problemami. Próbuję
znaleźć rozwiązania, ale on już nie do końca ich słucha.
Wygląda na to jakby rozwiązanie przychodziło do niego zaraz po
tym, jak głośno wyartykułuje problem. Jeżeli jestem w ten sposób
pomocny, to niech dzwoni. Teraz też powiedziałem mu, że to jego dom
rodzinny i zawsze czekają na niego otwarte drzwi.
Może
trochę patetycznie, ale młodzi potrzebują od czasu do czasu
posłuchać truizmów. Może brakuje im tego po wyjściu z domu?
Po naszej rozmowie jedna
rzecz tylko nie zmieniała się, nie wiem kiedy to
będzie. Lodówka zaś jest prowadzona po kawalersku i taka
pozostanie, najpewniej do soboty. Z nowym tygodniem z pewnością
nasza kochana żona i matka wybije nam niektóre żywieniowe nawyki z
głowy. Ale to już po wypłacie.
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Co ja słyszę twój syn dopiero co po ślubie, a już chce sie wyprowadzac do taty? No, no teraz młodzi mają zabójcze tempo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Mirku napisałem w liczbie mnogie czyli oni razem i tylko w odwiedziny. W końcu jego matka wraca po miesiącu.
OdpowiedzUsuńA dom rodzinny dla dzieci jest zawsze otwarty. To chyba norma. Pozdrawiam
Antoni, nie jesteś sam, też pracuję! Ale piwa nie lubię.
OdpowiedzUsuńMoja żona też kiedyś mówiła, że nie lubi. Po prostu nie masz motywacji
UsuńPozdrawiam
Cóż ,w swojej edukacyjnej karierze mogłeś także trafić na niejaką Konopielkę:) Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńCo jak co ale pasję edukacyjną miała.
UsuńPozdrawiam
Najważniejsze,żeby robić coś z przekonaniem, zwłaszcza edukować, wtedy wiedza staje się nie tylko łatwa, ale i przyjemna. Mam nadzieję,że chociaż w części przejąłeś tę pasję. Pozdrawiam,Hanula
UsuńTo już nie mnie to oceniać.
UsuńPozdrawiam
Antoni nie jestem na bieżąco ale widzę, że dużo się u Ciebie zmieniło:) Gratulacje świeżo upieczonemu Teściowi (przez duże T - bo Ci się należy!) Po cichu przyznam się, że Ci zazdroszczę:))) Pozdrawiam cieplutko - magda
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńAle to nie moja zasługa. Bycie teściem to konsekwencja działań mojego starszego syna.
Pozdrawiam
Świeżo co z Pragi powróciwszy żem się w zapasik zaopatrzył był niejaki, aczkolwiek zdegustowany panującą tam mono, czy raczej bi-kulturą budweiserowsko-pilsnerowską... Tandem, choc persony własnej Waszmości narzucać nie śmiem, nieśmiało suponuję iże na Kobierzyńskiej ulicy jest kupiec jeden alkoholowy, co ma gatunków piw z górą pięćset, w tem i moc takich, co to ich jeszcze warzą, a nie tylko produkują...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Muszę się więc wybrać na kobierzyńską choćby by zaspokoić ciekawość własną.
UsuńCo do reszty, to każdy pomysł wart jest przedyskutowania. Pozdrawiam
a ja sobie wczoraj pozwoliłam na winko z czytelniczką, kto by to pomyślał,ktoś chciał mnie poznać żywą:)
OdpowiedzUsuńByłem na takiej samej kawie, zresztą to opisałem. Zaskoczony ale i radosny. gratuluję pozdrawiam.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńPiwa nie lubię, więc szukam towarzystwa na kawę. Też nie znajduję. Za to w poetykę i romantyzm udaje mi się popadać. Na przykład... po deszczu... brylantowy gorczański park... Sama poezja. Polonista by się ucieszył.
Pozdrawiam serdecznie.
PS. W tym parku każdy jest milionerem, o!
UsuńCo do gorczańskiego parku, zgadzam się z tym opisem po deszczu. Kawę też lubię. Pozdrawiam
UsuńKiedy wreszcie nastaje czas wolny na piwo czy na posiedzenie w ogródku, najczęściej właśnie tak bywa, że większość znajomych jest "wyjechana" :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że w tytule użyłeś tych samych słów, co u mnie w komentarzu:)
Bieganie pomiędzy kroplami deszczu jest bardzo przyjemne, kiedy nie ma się akurat żadnych trosk i wszystko jako tako się trzyma, nie powiem czego, bo zaburzę poetykę.
Dorosłe dzieci szukają u rodziców w zasadzie tylko wysłuchania, nie rad.
Przez większość życia powtarzam to Mamie, czasem usłyszy :)
A dzieci czasem chcą poczuć wsparcie w głosie rodzica, szczególnie na początku swojej drogi.
I dobrze, że to wsparcie dajesz :)
A może zamiast piwa z przyjacielem, wino z żoną?
Wino z żoną będzie ale dopiero w sobotę wieczorem, jak wyląduje jej samolot.
OdpowiedzUsuńJeżeli zapożyczyłem słowa od Ciebie, mam nadzieję że mi wybaczysz. Nieświadomie, ale zauroczyły mnie.
Z tym dziećmi masz rację. Może chodzi rzeczywiście tylko o słuchanie.
Uczę się tej nowej sytuacji i przyznam się że się bardzo staram.
Pozdrawiam
Cześć Antoni. Deszcz pieniędzy to już na nas nie spadnie, ale żeby tak chociaż jakiś kapuśniaczek. Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńTylko niech dobrze mierzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam