Dziewczyna
sprowadziła się do mnie w niedzielę. Akurat próbowałem nawiązać
połączenie przez Skypea z moją żoną, kiedy zadzwonił domofon.
Wpuściłem ją i powróciłem do prób łączenia. Najpierw pojawił
się głos, a później obraz. Rozmyty i niewyraźny jak dwudzieste
kopie filmów VHS, kupowanych kiedyś na giełdach. Na nic zdały się
nowoczesne technologie, ponieważ syn moich Francuzów otrzymał w
prezencie nowy laptop i korzystając z internetu, ściągnął
niezbędne oprogramowanie. Wykorzystał w ten sposób cały,
miesięczny limit transferu danych. Ja zostałem tylko bez kontaktu z
żoną, ale Eric ze swoją firmą też jest bez kontaktu.
Kids
– powiedział tylko na podsumowanie - A można było poskoczyć do
któregoś ze znajomych z WiFi i dostępem bez limitu.
Można,
ale kto by kazał myśleć w kategorii wygody innych?
Skąd
ja to znam?
Dziewczyna
rozłożyła plecak w pokoju żony, który zajęła.
Uprzedzam
pytanie i informuję, że wszystko to się dzieje za zgodą i
przyzwoleniem małżonki.
Dziewczyna
dopiero co obroniła pracę i pojawiła się jako świeżo upieczony
magister. Przez ostatni rok sumiennie i bezinteresownie
rehabilitowała moją żonę. To taki uśmiech losu który pojawił
się w naszej trudnej sytuacji. Beata została przez nas
nieformalnie adoptowana, oczywiście za zgodą jej właściwych
rodziców. Często po rehabilitacji zostawała jeszcze chwilę jedząc
obiad przy wspólnym, rodzinnym stole.
Wiele
razy wspominałem że chciałem mieć córkę. Od kilku tygodni mam
synową, a więc jakaś rekompensata jest.
Teraz
Beata przyjechała na tygodniowe szkolenie z dziedziny
rehabilitacji, a ma zapowiedziane, że na zawsze może ten dom
traktować jak swój rodzinny.
Pojawia
się wieczorami i grzebie w swoim laptopie do późna. Może jest
trochę zestresowana, bo najczęściej miała kontakt z moja żoną.
Ale i ja się staram. Wbrew temu co twierdzi mój młodszy syn, nie
zawsze jestem upierdliwy.
Przy
okazji okazało się, co było wiadomym wcześniej ale jakoś się
zapomniało, że brakuje nam jednego klucza do górnego zamka.
Zabrałem klucze teściowej, ale widząc żal w jej oczach, czym
prędzej odszukałem specjalistyczny punkt dorabiana kluczy tej marki
i ze specjalną kartą pojawiłem się tam po pracy.
Udało
się i za prawie osiem dych stałem się posiadaczem dwóch sztuk.
Mogłem więc oddać klucz teściowej i obserwować jak na jej twarzy
znowu pojawia się spokój.
Jak
to zwykłe klucze mogą wywołać tyle emocji.
Pozostając
w poczuciu wdzięczności za pobyt na wsi i transport do domu,
odbierając klucze, teściowa wyprasowała mi wszystkie koszule i
podkoszulki. Trochę tego zebrało się za okres dwóch tygodni.
Wszystkie wyprane i równo złożone, czekały na żelazko.
Nie,
że ja nie umiem prasować. Umiem ale nie lubię. Jeżeli zlecę to
treściowej, która deklaruje, że w przeciwieństwie do mnie lubi,
zyskuję podwójnie. Mam wyprasowane koszule i zadowoloną teściową.
On po prostu lubi być potrzebna.
W
ten sposób jej pomoc jest pod kontrolą.
W
innym przypadku dobroć i gotowość niesienia pomocy jest
przytłaczająca swoim ogromem.
Jak
tak teraz patrzę na powyższy tekst,uświadamiam sobie, że otaczają
nas ludzie bezinteresowni i chętni do pomocy. Przynajmniej
niektórzy. Jak do tego dołożyć Francuzów, to chyba jestem
szczęściarzem. Użyję liczby mnogiej – jesteśmy – bo to w
dużej mierze sprawa mojej żony.
Zachęcony
wcześniejszą pogodą, Młody wylądował na wsi. Niestety
temperatura postanowiła odpuścić i dla równowagi nie szczędzi
deszczu.
-
Ja tak zawsze mam – stwierdził
-
Czy ty wiesz ile osób powie to samo?
Sam
nie jestem do końca zadowolony z tych ekstremalnych doświadczeń.
Po pierwsze w upały odpuściłem rower. Taki facet po
pięćdziesiątce, łatwo może zafundować sobie zawał, wspinając
się na wały przeciwpowodziowe Wisły. Teraz kiedy nie jest gorąco,
leje co chwilę. Muszę poczekać na sprzyjająca atmosferę. A może
tylko tak sobie wymyślam problemy?
Tak
pomyślałem, kiedy wczoraj wieczorem oglądałem efekty trąb
powietrznych na północy Polski.
Że
były w całej Polsce?
Na
południe ode mnie tylko góry, a tu niepodzielnie rządzi wiatr
halny i on nie wpuści do siebie jakiejś trąby na amerykańską
modłę. A na północ ode mnie jest już cała reszta Polski.
To
się nazywa geografia względna.
Kręgosłup
znajomej od pierogów zafundował sobie kolejne strzyknięcie. Tak
więc od wczoraj znowu praktykuję za brata zastrzykowego.
Wpadła
do mnie, do pracy wczoraj, całkowicie połamana i załamana.
-
Zrób mi zastrzyk
Za
chwilę, albo w tak zwanym międzyczasie pojawili się też: żona
szefa, specjalista od alarmu, klient, a na końcu brygada
ochroniarska.
A
kiedy już był komplet, pojawiłem się ja, wychodząc ze zużytą
strzykawką do głównego pomieszczenia.
Wszyscy
spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Cóż było robić? Niespiesznie
zgiąłem igłę i wyrzuciłem strzykawkę do kosza.
-
Przepraszam bardzo, ale czułem się jakiś taki jakiś zagubiony –
powiedziałem puszczając oko.
Za
chwilę do pomieszczenia weszła znajoma
-
Już mi lepiej. Wpadnę do Ciebie wieczorem na powtórkę.
Gdybyście
widzieli te szczęki, które zwisły wszystkim obecnym.
Szefowej
i gościowi od alarmów na wysokość biurka. Ochroniarzom na
wysokość paralizatorów. I tylko klient powiedział, że chyba
pomylił firmy i znikł tak szybko jak się pojawił.
Każda
próba tłumaczenia tej sytuacji zdana była na niepowiedzenie.
Przecież każdy z nas widzi to co chce widzieć.
Nie
podjąłem więc trudu tłumaczenia, ciesząc się z sytuacji w
której nikt nie poruszył tematu strzykawki. Ponoć w domu
powieszonego nie mówi się o sznurze.
Wszystko
jest w porządku. Zastanawiam się tylko, czy z z tego zdarzenia nie
urodzi się jakiś dalszy ciąg.
A
myślałem, że ten czas bez żony, to będzie okres wielkiej nudy.
Nic
z tych rzeczy.
Wszystkie te wydarzenia wokół Ciebie wskazują jasno, że jesteś otoczeniu potrzebny. Jakież to budujące, prawda?
OdpowiedzUsuńNie patrzyłem na to w ten sposób. A więc dziękuję.
UsuńPozdrawiam
No ładnie. Dalszy ciąg to się na pewno urodzi ;) W całej okolicy ;)
OdpowiedzUsuńTo pewnie już powinienem się bać
UsuńPozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Czyli że wyszedłeś na narkomana - dziwkarza. Szacun!!!
OdpowiedzUsuńA ta Beatka to jakiś lachon czy raczej nie ma na czym oka zawiesić.
Pozdrawiam Mirek
Wobec adoptowanej córki mogę używać tylko ładnych słów.
UsuńI takich użyłem, choćby w tekście.
Pozdrawiam
Antoni! " Pod osłoną nocy, nuda Ci nie grozi, a zazdrość to wymysł cywilizacji". Powoli wszystko zaczyna się układać w logiczną całość... Ledwie żona wyjechała, a Ty strzykawka w rękę i...w miasto, ale przecież Ty w czasie godzin pracy uprawiasz lewiznę.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Hanula
PS A wracając do oficera, co to nie całował swojej żony od tak dawna, to może on tak z troski, albo oszczędności. Kiedyś czytałam , jak facet tłumaczył swoje wizyty w domu publicznym. Otóż on miał ogromne zapotrzebowanie na seks, z żoną tego nie mógł robić tak często, bo by się zmęczyła bidulka, nie chciał jej nadwyrężać.Oficer pewnie miał tak samo.:)
Witaj Hanula
UsuńZ tym oficerem, czy facetemt w domu publicznym to jeszcze nic takiego. Ostatnio czytałem gdzieś w necie o żonatym facecie, któremu kochanka robiła loda. Widząc jego zadowolenie spytała: a żona ci tego nie robi. A jakże by, przecież ona tymi ustami nasze dzieci całuje....ha..ha. Pozdrawiam JerryW_54
Troską wobec żony pewien ojciec tłumaczył swojemu synowi wizytę w burdelu.
UsuńDaj synu spokój. Dziwki takie tanie, że szkoda mamusię budzić
Można i tak
Pozdrawiam
A co jeśli taki amator lodów trafi na wielbicielkę hot pepperoni, wasabi, tabasco czy papryczek chili. Wszak to także tymi samymi ustami . Pozdrawiam, Hanula
UsuńHanula. Chcesz mnie wkręcić?
UsuńWiedza co do szczegółów sugeruje doświadczenie praktyczne.
Pozdrawiam
A jakże- praktykuję, nie lubię mówić o czymś, czego sama nie spróbowałam.Choć jeśli chodzi o papryczki i hot pepperoni, wystarczył raz, więcej nie tknę. :)))Hanula
UsuńSzczególnie, że o ostrych papryczkach chili, lub piri-piri, myśli się dwa razy. Raz jedząc a drugi raz następnego dnia rano.
UsuńA ja je lubię. Konkretny smak, konkretne działanie.
Pozdrawiam
Piri-piri- smak konkretny i konkretnie trzeba zapić czymś równie ognistym. Nic dziwnego,że pamięć o spożyciu wraca następnego dnia:)Pozdrawiam, Hanula
UsuńCześć Antoni
OdpowiedzUsuńTo brzmiało jakoś tak...baba z woza... czy cosik w tym rodzaju. Pozdrawiam,JerryW_54
Koniom lżej. W tym przypadku jednemu.
UsuńA jak kto przyzwyczajony do ciężarów?
Pozdrawiam
Przy tak rozbudowanej siatce osób chętnych do bezinteresownej pomocy jak i przy Twoich zdolnościach nuda nie występuje w przyrodzie! :))
OdpowiedzUsuńŚwietna scenka, poczułam się jakbym tam była, tyle że ja bym pewnie dopowiedziała jeszcze swoje trzy grosze! :)
Przy jednym ochotniku mógłbym kontynuować grę pozorów, ale wszystkich zatkało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nigdy nie wiadomo czym zadziwimy otoczenie;) Wszystkim się wydają, że znają Antosia jak własna kieszeń a tu nagle strzykawa! I obca baba!;)
OdpowiedzUsuńJest jeszcze parę rzeczy o których nie pisałem. Mogą zadziwić albo zdziwić, to kwestia odbioru.
UsuńA jak już kłuć to obcą. Nie?
Pozdrawiam