30 listopada 2008

Listopad 2008

30 listopada 2008
Chociaż żem Antoni dla potrzeb tego  bloga absolutnie też  nie mam na imię Andrzej. Z imieniem tym wiąże się jednak kawałek mojego życia  W  latach siedemdziesiątych coś takiego jak obecne kluby i puby  nie funkcjonowały tak popularnie jak dzisiaj . Jedyny przykład z okolicy krakowskie Jaszczury były klubem studenckim elitarnym , trochę dla snobów trochę dla pasjonatów  i trudno było myśleć o weekendowych wieczorach w klubie  w luźnej przyjacielskiej atmosferze dla normalnego konsumenta win marki Cotnari (  długa cienka butelka ze sznureczkiem wzdłuż szyjki półwytrawne lub bardziej półsłodkie nie pamiętam )  . Znaczenia w tej sytuacji nabierały prywatki zwane już za moich czasów balangami lub ubawami. Zwykle do tego celu potrzebny był jakiś pretekst a tego  dostarczał najczęściej sam kalendarz. Tak to więc listopad oprócz artystycznych raczej Zaduszek jazzowych (pluliśmy wtedy na  kapitalistyczne hallowen , ja pluję nadal ) raczył nas Katarzynkami imprezą taką bardziej harcerską i kobiecą  oraz ogólno imprezowe Andrzejki. Aby poszumieć trochę  w domu znajomych  najlepiej było posiadać znajomego o tym wdzięcznym imieniu . Niestety w naszej klasie  liceum ogólnokształcącego  takowego Andrzeja nie było. Od czego jednak fantazja . Zaraz  na początku   mojej ogólnokształcącej edukacji  wylądowałem w szpitalu na oddziale zakaźnym ze zdiagnozowaną żółtaczką dzięki Bogu w  najprymitywniejszej  jej formie . Szpital, poszpitalne wolne  i kiedy przestałem  przypominać wyglądem kubek herbaty Lipton  powróciłem do szkoły celem kontynuowania edukacji. A tam wszyscy jak jeden mąż zwracali się do mnie per Andrzej . Przez dwa dni żyłem jak w jakimś złym śnie .Jak  Kafkowski Jan K próbowałem wyjaśnić nieporozumienia. Dopiero po kilku dniach koledzy wygadali się że z powodu braku oryginalnego Andrzeja  w wyniku  głosowania  zostałem   obdarzony tym zaszczytem . Od tej pory wszyscy przez następne cztery lata łącznie z nauczycielami zwracali się do mnie tym imieniem .Doszło nawet do tego że maturalne świadectwo wystawiono mi  na Andrzej dobrze że zauważyłem bo  trzeba było  zrobić korektę. Obchodziłem teraz imieniny dwa razy w roku chociaż te Andrzejkowe prezenty były z kategorii śmiesznych ciekawych , nietypowych albo przeznaczonych na tzw  przelew (alkohole).Dzięki kontaktom jednego ze znajomych korzystaliśmy z podziemi siedziby PTTK które mieściło się w jednej ze średniowiecznych kamienic .Siłami własnymi posprzątali i zaadoptowali  kilka pomieszczeń.   W  majestacie wszelkich  uprawnień  laliśmy wosk do wody , wino do szklanek  do tego świece i dobra muzyka. Atmosfera fantastyczna . Fajnie było być Andrzejem. Żona którą zapomniałem  wciągnąć w te opowieści jeszcze kilka lad po ślubie  dziwiła się że ktoś ciągle szuka jakiegoś Andrzeja.  Mikołajki były zaś kolejną okazją do sprokurowania imprezy. Dzisiaj kiedy młodzież namiętnie spędza wieczory w klubach i knajpach ranga  opisanych przeze mnie okazji drastycznie spada. Lansowany  wzorzec spędzania wolnego czasu w pubie zabija atmosferę wyczekiwania  na imprezę . Dzisiaj spotyka się w określonej knajpie bo grają twoją muzę lub piwo jest tańsze niż gdzie indziej. Osiemnastki też robi się w knajpach gdzie zbiera się dwoje lub troje solenizantów  aby koszty były mniejsze i zaprasza znajomych. Stawiasz szampana  i chipsy , piwo każdy kupuje za swoje. Co zostało z atmosfery  imprezy w starym stylu gdy kręcisz się pomiędzy setką ludzi których widzisz pierwszy raz w swoim życiu. Możesz za to  łatwo  zaliczyć w pysk od nieznajomego o czym przekonał się właśnie syn znajomego uczestnik jednej z typowych imprez urodzinowych . Że przedtem nie bili się ? Ależ bili się ,  dawali sobie po pysku ,tłukli się  czasem o teorie zawsze o dziewczyny., Ale ten łomot odbywał się jakby w rodzinie .  Następnego dnia nikt nikomu nie pamiętał  czasem tylko krwawy wylew pod okiem przypominał o incydencie chociaż zacierały się pryncypia.  Byłeś człowieku pewien że twój przeciwnik nie wyciągnie zza pazuch noża , bejzbola  czy w skrajnym przypadku pistoletu. Były czasy , nawet bicie po pysku miało inny koloryt.
 Trzeba kończyć bo w euforii napiszę jeszcze że kiedyś to i kac był mniejszy .
 Pamięć  przez  fakt zapominania drastycznych chwil i pozastawiana w mózgu częściej aksamitnych wspomnień jest cudowna.

Antoni Relski
14 komentarzy
28 listopada 2008
W jednym z odcinków kultowej  Stawki większej niż życie pewien  kolejarz zwraca się do dowódcy partyzantki o zwolnienie zatrzymanego  szmuglownika. Komendant  pyta to wasza rodzina ? Zaraz tam rodzina , szwagier –odpowiada kolejarz A więc jak to z nimi jest czy szwagier to także złośliwy dodatek do żony jak teściowa i otrzymuje się go w pakiecie , czy może relacje z nim można ułożyć w sposób prawidłowy ,normalny i rodzinny.
 Na początku wczuj się w sytuacje szwagra. Ty jesteś w końcu facetem który co noc śpi z jego siostrą . To może być powód jego nerwic i depresji.
Jestem zdania że na  bycie rodziną  trzeba sobie zasłużyć nic nie działa z automatu  ale nie widzę też powodu dla którego nie mielibyśmy polubić i zaakceptować tego faceta który widywał w młodości twoją żonę bez ubrania. W przeciwnym wypadku pozostaje nam tylko ukute  przeze mnie stwierdzenie : szwagier szwagrowi szwagrem .
Mój szwagier Leszek  towarzysz  nie jednej wspólnej imprezy , współ słuchacz  Cohena  miłośnik wina i fajek które namiętnie paliliśmy zaraz po ślubie  stał się w pewnym  momencie naszego rodzinnego życia ofiarą  testu na  luz wewnętrzny i poczucie humoru . Pracowałem wtedy w firmie rozprowadzającej akcydensy. Pod tą dziwaczną nazwą kryją się wszelkiego rodzaju druki  do wykorzystywania w administracji państwowej i działalności gospodarczej. Delegacje , kartoteki magazynowe czy na przykład  upomnienia z biblioteki. Właśnie to ostatnie  nasunęło mi pewien pomysł związany z moim szwagrem. Namiętny czytelnik dobrej literatury  któregoś pięknego dnia otrzymał pocztą wezwanie do zwrotu do biblioteki  całej serii książek oczywiście wszystkich o zabarwieniu erotycznym .Te wymyślone  tytuły wraz z autentycznymi opracowaniami wypożyczono w nieistniejącej bibliotece. Niedzielny obiad u teściowej  z początku spokojny zakończył się żalami szwagra że oto jakiś erotoman na jego konto wypożyczył kupę książek o seksie i ich nie zwraca .Ulica na jakimś zadupiu K wymagała dojazdu trzema autobusami miejskimi. Szwagier był zdruzgotany. Nic nie sprawia większej przyjemności niż zrobić dowcip komuś kto się przejmuje. Kiedy stwierdziłem że haczyk złapał  i szwagier odpowiednio się przejmuje  powiedziałem :  stawiasz wino a ja powiem Ci co zrobić . Po degustacji winka potargałem wezwanie i przyznałem się  do dowcipu. Szwagra puściło. Szwagier stał się czujny  początkowo nie wierzył nawet w kwity z elektrowni .Dla mnie oznaczało to tylko większe wyzwanie
Minęło dwa lata od tamtej sytuacji. Zbliżały się trzydzieste urodziny mojego szwagra. Postanowiłem że  uczcimy te urodziny z rozmachem. Przygotowałem więc wezwanie do odbycia  dwutygodniowego szkolenia wojskowego . Druk miałem pod ręką. Ale żeby nie powielać bezmyślnie starej sytuacji podobne wezwanie wysłałem również  do siebie dla równowagi. Tu muszę dodać że jesteśmy z tego samego roku. Jubileuszowa impreza  nadeszła . Udałem się z prezentem. Przysłowiowe pół litra i szaliczek życzenia cmok cmok z dubeltówki i do stołu. Szwagier  stanął jednak  na drodze do biesiadnego stołu , uśmiechnięty że oto złapał mnie na żarcie i grożąc palcem powiedział oj szwagier , szwagier nie dam się nabrać… Wtedy ja wyciągnąłem z kieszeni swoje wezwanie , podstawiłem mu pod nos i spytałem czy o takie żarty ci chodzi?. Leszek  zaniemówił. Osunął się z lekka po futrynie i stracił humor. Drinkowaliśmy więc i narzekaliśmy na niedogodności służby wojskowej. I tak do dziesiątej . Wstałem wtedy i powiedziałem Leszku  szwagrze mój mam dla ciebie wspaniały rocznicowy prezent kieruję cię do cywila . I tym razem przyznałem się do dowcipu. Ulga jaką poczuł w tamtej  chwili była bezcenna. Nieraz ją zresztą wspominał w towarzystwie tak zwanych osób trzecich . Tak to żartując sobie od czasu do czasu wychowywaliśmy dzieci odwiedzali się czasem u siebie  imprezując trochę rzadziej niż kiedyś.  Aż nadszedł ten dzień . Jesienny ciepły Późnym popołudniem rodzinnie wybraliśmy się do szwagrówki jak nazywałem mieszkanie Leszka  na jakąś herbatę z pogaduszkami. Domofon brrrr czekamy słychać już ujadającego psa na czwartym piętrze i pytanie z głośnika kto tam ? . Ja w sprawie kradzieży samochodu – odpaliłem trochę automatycznie  na tzw żywioł  ale szwagier tak na mnie rozrywkowo działał . Usłyszałem dźwięk zamka elektrycznego i nim zdążyłem cokolwiek  wytłumaczyć szwagier z czwartego piętra był już na parterze. Kiedy mnie zobaczył przeklął tylko z lekka i zaczął wracać po schodach  do góry. Weszliśmy do domu   ale emocje były tak wielkie że  Lechu  aby rozładować emocje zdjął sweter i rzucił przez cały pokój, Sweter zatoczył łuk i spadł na kwiatka. Dorodna dracena w jednej chwili straciła pióropusz i stała taka  z gołą łodygą w dużej donicy na takim taboreciku. Patrząc na efekty tego odstresowania Lechu podbiegł do gołego pnia i skopał go z podwyższenia . Ziemia rozsypała się wokół ale doniczka nie pękła. Szwagier jak w jakimś amoku skoczył dwa razy na donicę ( a jest  człowiekiem dużej wagi im miary )  aż cała rozpadła się na kawałki. Nie czekałem na ciąg dalszy salwowałem się ucieczką albo inaczej wycofałem się na z góry upatrzone pozycje . Po około pół godziny wróciłem do domu szwagrów i przepraszając za zaistniały incydent zapewniłem że nie będę robił sobie z niego dowcipów. Słowa dotrzymałem ale nasze kontakty stały się wyprane z emocji , sztampowe i sztuczne. Z czasem prawie zanikły . W ostatnim dowcipie nie uwzględniłem wielkiego przywiązania szwagra do własnych rzeczy .Teraz spotykamy się tak rzadko że spokojnie mogę powiedzieć :  Wszyscy swoi tylko szwagier  obcy

A może to tylko dlatego że wyjechał do Dublina ?

                                                    
Antoni Relski
13 komentarzy
26 listopada 2008
Niech  żyje telewizja cyfrowa .Dzięki niej  codziennie wieczorem  oglądając TV  kiedy przebywam na mojej wsi mogę dowiedzieć się czy w dalszym ciągu żyję w tym samym kraju w którym się obudziłem. Dystrybutorzy platform cyfrowych prześcigają się w pomysłach jak zachęcić klientów do wyboru  ich produktu.Do najmniejszego podstawowego pakietu  otrzymałem  możliwość oglądania wszystkich kanałów z oferty pełnej przez około 3 miesiące. Z radością skorzystałem z tej możliwości a że akurat zima była kiepska  i wyciągi niezbyt czynne z radością rzuciłem się szczególnie do oglądania tych kanałów których nie mam w kablówce. Trafiłem więc na Kino Polska.To kanał dzięki któremu drugie życie otrzymały filmy wyprodukowane jeszcze w technice czarno białej w okresie poprzedniego systemu a nawet w okresie błędów  i wypaczeń  tego okresu. Tak więc reportaże i produkcyjniaki  z tamtego okresu   gościły na łamach Kina Polska . Już pierwszego południa  zobaczyliśmy film kręcony  na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Film opisywał problemy lekarza wiejskiego który niósł kaganek wiedzy i profilaktyki medycznej w ciemny wiejski lud który najpierw wołał wiejska znachorkę   , potem księdza a w ostatniej kolejności lekarza . Zwykle kiedy było już za późno jak głosił ideologiczny komentarz   narratora. Zaskoczeni odkryliśmy że rzecz całą dzieje się  w realiach naszej miejscowości padały nazwy i pokazywano widoki z naszych stron. Rewelacja. Narrator snuł swoją opowieść o chorobach z których miejscowi  uznawali tylko dwie  zawiał i przelęk. Nasyciwszy oczy i uszy  udaliśmy się do sąsiada na umówioną wcześniej góralską herbatę ( ze śliwowicą ) . Gadka szmatka , od słowa do słowa żona moja opowiadać zaczęła o obejrzanym właśnie filmie i z ironiczną miną szydząc trochę z zawiału i przelęku. Ty się nie śmiej dziołcho  powiedziała sąsiadka . Ty wiesz jaki zawiał jest niebezpieczny . I to z byle czego.  A na przelęk to w lesie mamy takie specjalne ziele. Czas stanął nam w miejscu a przez te 60 lat skurczył się do cieniutkiej  przepuszczalnej ścianki.  Wtedy  to dopiero uzmysłowiłem sobie że w trakcie rozmów z sąsiadami często słyszałem że coś kogoś zawiało. Bolą mnie zęby – zawiało mnie mówił Staszek. .Wysmaruj mi plecy Maryś bo mnie cosik zawiało  krzyczał na swoją żonę Jasiek. Rzeczywiście  cały czas obowiązują tu te same dolegliwośći. Co prawda  służba zdrowia funkcjonuje tu sprawnie .Jest apteka, pogotowie , wszyscy wiedzą co to EKG , USG  ale tradycja rzecz  święta. Sąsiad opowiadał mi jak kiedyś w przeszłości pasąc krowy poczuł nagły ból zęba .Nie zrażając się zbytnio bólem ponieważ odczuwał go od dłuższego czasu postanowił z tym skończyć . Poszedł  do  najbliższych zabudowań gdzie wypożyczył kombinerki .Rozwarł szeroko usta i głęboko wsadził sobie kombinerki . Wyszukał nimi bolącego zęba na zasadzie postukiwania złapał go z obu stron i już miał go wyciągnąć ale niestety scisnął zbyt mocno i ząb rozsypał się na kwałki. Poszedł potem usunąć resztki ale nie zaraz ,zrobił to dopiero za pięć lat .Wybrał złe narzędzie. Znajoma właścicielka tartaku opowiadała mi jak kiedyś jeden z pracowników przyszedł z zapuchniętą gębą do pracy ,. Co się stało Jasiu spytała szefowa? Kierownikczko bolał mnie ząb więc my postanowili ze szwagrem że go wykarcymy ( usuniemy – pol ) . Wypilimy  pół litra  i szwagier wziął łyżeczkę taką od herbaty i zaczął karcyć ( wyrywać – pol ) O Boże i nic się nie stało ? spytała przestraszona kobieta . Nie ino się trochę łyżeczka wyszczerbiła. Twardy lud .  Bazowali na tym różni znachorzy a jeden z nich konkurując z gabinetem dentystycznym i doprowadzając niemal do jego  zamknięcia  pojawiał się we wsi w niedzielę po sumie i przy pomocy narzędzi które nosił w podręcznej torbie wyrywał zęby na poczekaniu  i świeżym powietrzu biorąc w rozliczeniu jajka ser lub co łaska . I rzecz się działa się  w drugiej połowie XX wieku . Medycyna ludowa wszechstronna i taka inna od naukowej. W czasie ostatniego pobytu moich francuzów  Eric dostał zapalenia barku. Niedobrze  - powiedział - w takim przypadku lekarz aplikował mi bardzo mocne leki przeciw bólowe z pogranicza narkotyków a tu na wsi ? . A tu na wsi stwierdzono, że najlepsza będzie słonina trzyletnia zmielona razem z żywokostem. Tą to mieszanką należy obłożyć bolące miejsce. Słoninę którą  minimum trzy lata  trzyma się gdzieś na strychu posiadali znajomi z końca osiedla  żywokost  nakopał inny i tak przygotowaną papką zaczęliśmy obkładać  bark Erica. Aby to przyjął to  z godnością uraczyłem Francuza kilkoma kieliszkami krakowskiej starki  i kiedy było mu już wszystko jedno zaczęliśmy bandażować obłożony bark. Smiechu było co niemiara. A rano ? Rano Eric obudził się bez bólu. Sam wychodził z siebie próbując  zrozumieć fenomen medycyny ludowej . Ze względów estetycznych nie opowiem tu o innych bardziej radykalnych metodach walczenia z obrzękami potłuczeniami trudno gojącymi się ranami .Medycyna ludowa  dziwna śmieszna , straszna . Pomagająca szkodząca uspokajająca  ale nie można  przejść koło niej obojętne. Zadziwiała mnie i ze względu na częste wizyty na mojej wsi nieraz pewnie  jeszcze mnie zaskoczy byle tylko z pożytkiem dla zdrowia . Patrzę tak na to, czasem w tym uczestniczę  a zawsze czuję się jakbym brał udział w wyprawach National Gegraphic . 

                            
Antoni Relski
7 komentarzy
24 listopada 2008
W dzisiejszym Onecie znalazłem news o szokującej treści :
Tajemnicze pianino... w środku lasu   
 Władze w Harwich w stanie Massachusetts wszczęły dochodzenie w sprawie tajemniczego pojawienia się pianina, w doskonałym stanie, w samym środku lasu. Pianino zauważyła pewna kobieta, która wybrała się na spacer. Pianino Baldwin Acrosonic, model numer 987, jest w nienaruszonym stanie i w dodatku... nastrojone. Co ciekawe, tuż przy tajemniczym pianinie, znajdował się stołek, postawiony w taki sposób, jakby ktoś zamierzał grać na instrumencie.

Ja też wybrałem się kiedyś  na spacer do mojego wiejskiego lasu w powiecie nowotarskim  i oto co znalazłem w trakcie tego spaceru :
- Lodówkę marki polar rok produkcji 1972  bez przednich drzwiczek i agregatu  chłodniczego
-  Opakowanie po lakierze do włosów puste bez końcówki spryskującej.
-  Puszki po piwie żubr puste częściowo zgniecione.
-  Suszarkę do włosów bez kabla zasilającego z przepaloną obudową . 
-  Akumulator samochodowy bez elektrolitu najpewniej rozładowany
Oraz
-  około setki różnych reklamowych toreb plastikowych częściowo potarganych nie nadających się do  przeniesienia czegokolwiek.

Od dłuższego czasu czytam wszędzie komentarze naszych polityków że kraj nasz znajduje się poza polem rażenia kryzysu gospodarczego   a największy kryzys  dotknął amerykanów. Nie rozumiem tego  ponieważ mówi się :  „ poznasz pana po cholewach „ a poziom rozwoju po produkowanych  śmieciach. Jeżeli w dobie kryzysu ekonomicznego w lasach pozostawia się pianina w komplecie z obrotowymi  krzesłami to nawet nie chcę myśleć co porzucało się przed  narodzinami  bessy  . W jednej chwili zrozumiałem te tysiące górali  wystających  pod konsulatami USA w oczekiwaniu na wizę .  Oni już uprzątnęli  te swoje stare lodówki wyrzucili do lasu  zużyte suszarki by zrobić miejsce na amerykańskie cuda .
Może czepiam się tych niekompletnych śmieci wszak do dzisiaj na  niemieckich czy austriackich ulicach funkcjonuje zwyczaj  pozostawianie w określone dni tygodnia  na ulicy przed domem śmieci wielko gabarytowych .Wrodzona kultura każę im (Niemcom  i Austriakom ) obcinanie wtyczki gdy dane urządzenie elektryczne nie jest sprawne. Z daleka więc  widać czy taki np. telewizor jest zepsuty czy też właściciel kupił tylko nowszy  model.  Być może czerpiąc z tych doświadczeń innych narodów moi  górscy  ziomkowie  obrywając drzwi  w lodówce  dają być może czytelny przekaż że lodówka jest zepsuta  nie nadaje się do użytku a nie znajduje się tutaj jedynie z powodu kaprysu byłego właściciele. Być może  
Antoni Relski
6 komentarzy
23 listopada 2008
        W trakcie ostatniej  jesiennej  górskiej  wędrówki w jednej z tatrzańskich wiosek  spotkałem stary góralski dom  przeznaczony do rozbiórki .Smutno gdy historia i tradycja odchodzą w takich dramatycznych okolicznościach. Zapatrzyłem się w okna   oczy duszy domu potraktowane  tu tak bezceremonialnie .

W moim  góralskim domu
Ktoś zabił okno
Z szyb go odarł 
A drutem kolczastym
związał rozchybotane skrzydła
Z desek krzyż złożył  
Do którego  przybił połowy
Jedną  obok drugiej , równo
Po dwa gwoździe na kwaterę
I umierało okno w moim domu
Pozbawione perspektywy
Skrzydła nie uchylą się już
by niczym  zdrowe płuca
Zaczerpnąć czystego powietrza
Nie pojawi się błysk lampy
w szybach których nie ma
W domu który jest stary
Najpierw umierają okna .
I tylko zza płotu staruszka jakaś
Spoglądała smutno w ich obrys
Stojąc w cieniu  drewnianego dachu
Który chylił się ku upadkowi
Za nowe czasy. 


                                       
Antoni Relski
6 komentarzy
21 listopada 2008
                                      
Pewien manager w prywatnym biznesie postanowił zatrudnić  sekretarkę. Zorganizowano więc casting .Zjawiającym się paniom zadawał następujące  pytanie : ile jest dwa plus dwa .
- cztery -  zdecydowanie  odpowiedziała pierwsza
- to zależy od okoliczności ,może być trzy , może być pięć -   rozbudowała swoją odpowiedź druga .
-a ile pan sobie życzy? -   spytała  trzecia.
Jak myślicie kogo wybrał manager ?
Na nic domysły i próby odpowiedzi , wybrał  blondynkę z dużym biustem ale to już inna historia.
Typowo męski punkt widzenia powiecie  ale czy  do końca ?.
Ostatnio znajomy postanowił wspólnie z żoną wymienić  laptop na nowszy model , ponieważ stary  jest już stary i niektóre jego funkcje są  już czysto  teoretyczne. Uzyskali  więc wiedzę o  swoich  możliwościach finansowych . Z wiedzą tą znajomy zasiadł przed komputerem i zebrał informację na temat dostępnych modeli. Z  szumu informacyjnego  wyłoniły  się po   dłuższym  czasie   dwa modele laptopów  oba o podobnych parametrach  w miarę nowoczesne z dużym twardym dyskiem liczących się producentów tego sprzętu i mieszczące się w możliwościach finansowych obojga . Znajomy wydrukował porównanie  procesorów , kart grafiki itp.  Próbował zapoznać żonę z tą wiedzą i zakończyć pytaniem :  Który według ciebie ? .Taka próba  na sucho w domu ? Skąd ja mogę wiedzieć ja się na tym nie znam .To ty dokonasz wyboru stwierdziła na koniec. Będąc przekonany do wyższości  jedynie estetyczno wizualnej jednego z modeli wraz z żoną  udali się do firmowego sklepu laptopowego . Czy  ilość zgromadzonego sprzętu  czy elegancja salonu sprawiły że z trudem udało się wysegregować wspomniane wyżej dwa modele. Który wybierasz spytał  znajomy próbując wobec sprzedawcy i oczywiście siebie  nadać swemu małżeństwu partnerskiego charakteru ?
Ten czerwony powiedziała małżonka wskazując na zdobny w czerwoną obudowę zupełnie inny   model z niższej półki cenowej , technologicznej z mniejszym monitorem oraz   wyprodukowany przez producenta który z równym powodzeniem produkuje  telefony  , laptopy  i lokomotywy. Dlaczego ten ? . Bo jest  ładny . Ładny? Myślałem że wystarczy funkcjonalny  ,nowoczesny  i na końcu  elegancki.
Dyskusja i próby przekonania żony  w obecności sprzedawcy patrzącego z wyższością na znajomego nie należała do najlepiej wspominanych . Stanęło na wyborze jednego z wcześniej wytypowanych  modeli ale skończyło się zarzutem że znajomy jest despotą .
Jak z powyższego wynika  tak w przypadku kobiet i mężczyzna podejmowanie decyzji nie zawsze warunkowane jest użyciem racjonalnych przesłanek .  A podobno do tych samych celów używamy  innych  obszarów  mózgu
Antoni Relski
8 komentarzy
19 listopada 2008
Dzień 19 listopada ustanowiony został Międzynarodowym Dniem Toalet.  Doczytałem  się tego w dzisiejszym Onecie. Nieraz jeszcze Unia zaskoczy nas ciekawymi pomysłami a tu fantazji nie powinno zabraknąć .Całkiem niedaleko może znaleźć się np. Międzynarodowy Dzień Sikających Inaczej , Czy Międzynarodowy Dzień Zaparcia lub Rozwolnienia do wyboru .Ale skoro już  jesteśmy w temacie toalet . Toalety od czasu kiedy porzuciliśmy nocnik , towarzyszą nam codziennie. Począwszy od drewnianych wiejskich sławojek nazwanych tak na cześć ich  pomysłodawcy Walerego Sławka do tych futurystycznie super eleganckich Restroomów w restauracjach.
W chwili gdy kupiliśmy chałupę na wsi  nie była ona  wyposażona w żadne z sanitarnych dobrodziejstw. Do kabinki chodziliśmy do sąsiada i z własnego doświadczenia wiem że można w niej było  wytrzymać do minus pięciu stopni Celsjusza  potem w takiej kabinie gotowi byliśmy  jak na torturach  przyznać się do wszystkiego co ktoś chciałby nam wmówić nawet do współpracy . Sławojki dalej mają się dobrze często widzę szczególnie tych ze starszego pokolenia wybierających się tam na chwilę samotności i zadumy . Zawsze można , czego doświadczyłem osobiście zostać pozdrowionym lub zagadniętym przez kogoś siedzącego za drzwiami z serduszkiem.
Szczeniakiem będąc wybierałem  się z kuzynami podkradając dziadkowi papierosy do takiego kibelka. Namiętnie kurzyliśmy tam fajki delektując się ich aromatem . Inne zapachy zupełnie nam wtedy nie przeszkadzały . Opatrzności Bożej zawdzięczać  możemy że nie sfajczyliśmy całej chałupy. A po dupie nie dostaliśmy chyba tylko dlatego że chłop nie jest skory do błyskawicznych reakcji . I penie lekceważył widok kłebów dymu wydobywających się przez wycięte serduszko .Nieopatrznie nie zamknięte na haczyk drzwi przy silniejszym powiewie wiatru  otwierały się na całą szerokość pozostawiając użytkownika z głupią miną i opuszczonymi spodniami. Z tamtego okresu  pochodzi taki dowcip:
Idzie turystka przez górską wieś i nagle zauważa sławojkę  z otwartymi drzwiami  w środku zamyślony gazda z opuszczonymi spodniami kontemplował widok górskich szczytów letnim porankiem. Zamykalibyście drzwi gazdo – powiedziała zdegustowana kobieta. Pani a po co przecie tu mi ma co ukraść odparł zdziwiony gazda.
Każde z nas ma swoje własne wspomnienia z toaletą : domową , dworcową albo jakąś inną .Jedne śmieszne inne krępujące ale zawsze zapadające głęboko w pamięć . Może więc jednak warto otworzyć w ten dzień jakąś zakamuflowaną butelczynę i wypić zdrowie naszych toalet : Niech się nam spłukuje !.   
                                         
Antoni Relski
12 komentarzy
17 listopada 2008
I doczekałem .W sierpniu na wskutek własnej głupoty  czy też nieszczęśliwego zbiegu okoliczności doznałem urazu kręgosłupa .Nic wielkiego ot po prostu dysk przesunąl mi się trochę . Ból jak cholera , zepsuty urlop wizyta u lekarza i rehabilitacja .Nasza kochana służba zdrowia na  ubezpieczalnie ( teraz mówi się na NFZ ) już za  3 miesiące od zdarzenia  zagwarantowała mi rehabilitację . Kiedy naszedł dzień zero przed pracą ryzykując kilkuminutowe spóźnienie pojawiłem się przed  gabinetem fizykoterapii . Zabiegi od ósmej ja jestem 7.40 luzik . Niestety przed gabinetem powitał mnie tłum oczekujących .Średnia wieku  siedemdziesiąt pięć lat a więc już po tzw wieku produkcyjnym . Ciężki zawód .Dopiero po chwili dzięki uprzejmej informacji jednego z pacjentów dowiedziałem się że w ramach tego tłumu obowiązuję kilka kolejek do każdego w zabiegów osobno . Zupełnie nie mogłem odnaleźć się w tym bałaganie .Na laser jest pan czwarty - stwierdził ze znawstwem. Siadłem zrezygnowany przed zamkniętymi drzwiami . Spojrzałem na twarze . Stare , starsze zmęczone życiem , od dawna na emeryturze lub rencie . Co wzywa je do zrywania się przed świtem aby ustawiać się z rana przed gabinetami . Dokąd śpieszą i co tak pilnego mają zaplanowane zaraz po zabiegach gdzie nie zdążą bez takiego rozkładu dnia . Przecież zabiegi  trwają do osiemnastej. Czy nie można dać szansy pracującym na to aby zarywając tylko  pół godzinki z pracy  załatwić sprawy swojego zdrowia . Czy to tylko jakieś atawistyczne przyzwyczajenie. Galeria siwych fryzur   i rogowych okularów kiwała się dostojnie w rytm wypowiadanych słów  o nerwach, stawach  i skutecznych terapiach. Nadeszła moja pora . Zabieg laserem trwał dwie minuty , oczekiwanie pół godziny. Wpadłem do pracy spóźniony z przepraszającym uśmiechem rzuciłem się do załatwiania zaległych już spraw służbowych. Zabieg poprawił moją kondycję albo psychikę . Jest dobrze . Ponieważ człowiek jest istota myślącą  wykombinowałem sobie scenariusz natępnego dnia . Wstać wcześniej. Rano zebrałem się w sobie i  już o 7.30 stanąłem przed drzwiami gabinetu. Jest Pan czwarty   przywitał mnie od progu znajomy już facet. Ten sam tłum te same tematy . Zabieg dwie minuty oczekiwanie pięćdziesiąt minut. Muszę wstać jeszcze wczesniej , zdecydowanie wcześniej  pomyślałem sobie i chociaż sen przed samą chwilą wstawania  się z łóżka jest  najsłodszy   zrealizowałem plany .Rajd porannymi ulicami ( nie polecam ) i już 7.15 zameldowałem się  na miejscu . Boże dejavu. Te same twarze te same fryzury  i ten sam facet który na przywitanie podsunął mi pod nos dłoń z rozcapierzonymi palcami . Nawet ich nie liczyłem Tak wiem znowu czwarty. Dałem za wygrana Godzina oczekiwania dwie minuty  zabiegu. Samopoczucie bezcenne.. Kiedy trzeba wstać , o której zameldować się pod gabinetem aby być pierwszym?. Przez chwilę podejrzewałem nawet że pierwszy klient jest ostatnim z dnia poprzedniego i śpi spokojnie na twardej ławie przychodnianego korytarza . Społeczność siwych włosów przed gabinetami lekarskimi czuje się jak ryba w wodzie . Swoją desperacją w przychodzeniu pod gabinet  i wyczekiwaniu na siedząco i stojąco zadają kłam obiegowej teorii o schorowaniu  starszych.  
Antoni ! - mówię sobie -  więcej tolerancji . Oczywiście ale czy tej mojej tolerancji  nie mogliby troszeczkę pomóc emeryci i renciści którzy przez lata ciężkiej pracy zasłużyli sobie na przywilej spokojnego snu  i możliwość przyjścia na zabieg który im nie przepadnie bo jest zaplanowany trochę później . Dlaczego nie chcą korzystać z tego prawa  i czy o wnukach , synowych i sąsiadce z góry  nie można opowiadać w gronie im podobnych koło południa  ?  Nie wiem ale za parę naście lat pewnie  sam to sprawdzę .Jeżeli mój fundusz emerytalny to wytrzyma. 


                                          
Antoni Relski
15 komentarzy
15 listopada 2008
Uczyć się szkolić doskonalić .Hasło naszych czasów .Lotne , trafiające w sedno   co  miesięcznym przelewem na konto  udowadniające swoją prawdziwość  co prawda  czasem przy spełnieniu jeszcze kliku oczywiście kryteriów   jak wygląd znajomości itp. Sam pomysł  edukacji  jest bardzo chwalebny. Podciągamy swoje kwalifikacje nabieramy nowych umiejętności ,mnożymy tytuły i dyplomy. Dzięki temu nasze Cv wygląda lepiej na tle pozostałych . I nie było by w tym nic zdrożnego  gdyby  nie sytuacje w których szkolenie  to  odbywa się kosztem osób postronnych.  Skrzywdzony bądź potraktowany jak idiota człowiek słyszy : trzeba być tolerancyjny  każdy się musi nauczyć.
Dobrze że w trakcie operacji na żywym naszym organizmie stosowana jest narkoza bo uciekłbym ze stołu słysząc pouczania starszego chirurga : Wojtuś weź od tyłu i tnij ten kawałek ,nie ten , ten drugi . I coś wyciął idioto. Na szczęście dobroczynne działanie narkozy ogranicza liczbę zwałów w trakcie operacji . każdy wszak się musi kiedyś nauczyć.
 Godziny szczytu, strategiczne skrzyżowanie  światła sygnalizacyjne dostały zadyszki i ostatnim wysiłkiem  mrugają tylko na  żółto  wywołując frustracje kierowców. Patrzę i widzę przede mną cztery  samochody nauki jazdy popularne e-L –ki. Boże ale urodzaj. Mam nieszczęście mieszkać nieopodal  trasy egzaminacyjnej na prawo jazdy.  Z uporem maniaka wszyscy instruktorzy kierują tu swoje pojazdy  powodując zamieszanie  i sporą frustrację u pozostałych  Maksymalną ilość pojazdów oznaczonych literką L  które stały przede mną  obliczyłem kiedyś na siedem. No oczywiście każdy  się musi kiedyś nauczyć ale czy koniecznie na  jednej czy dwóch ulicach i koniecznie w godzinach szczytu.
Jakiś czas temu wracałem z poznańskiej Budmy  - cztery dni poza domem. Przez cały okres pobytu prowadziłem się bardzo poprawnie  w myśl dowcipu w którym żona pakując męża na delegację przypomina mu : I pamiętaj kochanie nie wydaj pieniędzy na to co możesz mieć za darmo w domu. Zatrzymaliśmy się za stacji benzynowej  kolega tankował a ja wszedłem do sklepiku   z hasłem  Jurka O – oj będzie się działo. Wziąłem z półki  dwa opakowania Durexów i położyłem na sklepowej ladzie.
Oglądaliście filmy Woodego Allena ? Pamiętacie scenę gdy facet próbuje dyskretnie kupić kilka erotycznych magazynów?.Wierzyłem w talent scenarzystów a to  samo życie pisze takie scenariusze
Oj biedny niedźwiedziu gdybyś mógł to wiedzieć.... .Miła pani uśmiechnęła  się do mnie  a za jej plecami wyrosła druga instruktorka jak się miało za chwilę okazać.
- No to zaczynamy  ,przesuń kodem pod czytnikiem co nie wchodzi przesuń jeszcze raz. Ta nie czyta. Weź drugie pudełko i próbuj.
Niestety kod nie chciał się zczytać .
- Wprowadź ręcznie  tylko nie wiem czy to figuruje pod Durex czy pod prezerwatywy. I tu z pytaniem do koleżanki przy drugim stoisku : jak wprowadzane są prezerwatywy?
Ponieważ poszukiwanie pod prez.. prez  i  pre  nic nie dało odnaleźliśmy je pod D.
- Kierowniczko ale tu jest parę rodzajów mówi uczennica . To sczytaj z pudełka.
 Ustalono więc na głos typ moich preferowanych  prezerwatyw  i kontynuowano  sprzedaż  W tak zwanym międzyczasie za moimi plecami urósł tłumek  dopingujących mi osób .
Zachowując pełny luz  pozwoliłem sobie na żart : - Gdybym był trochę młodszy to pewnie w popłochu zbiegł bym ze stacji .
 - Każdy się musi kiedyś nauczyć -  ripostowała ostro kierowniczka.
 - Ale dlaczego koniecznie na moich  gumkach  - spytałem szczerze
I po co nerwy już po 10 minutach  byłem  właścicielem dwóch opakowań   zapowiadających  intrygujący wieczór.
Pal licho dyskrecję gorzej gdy zauważamy że na naszym mieszkaniu uczył się fliziarz  tynkarz i malarz.   Olej w samochodzie zmieniał mi chłopaczek który właśnie się uczył  w efekcie  gdy  auto nagrzeje się i czuję smród palonego oleju i  wtedy w niewybrednych słowach klnę edukację.
Uczmy się dokształcajmy  ale  nie traćmy w zamian umiejętności logicznego myślenia  .

                                    

Antoni Relski
6 komentarzy
12 listopada 2008
Twój facet radość życia czy już tylko obowiązek ? Uwaga tekst kontrowersyjny !
  Sprzątaczka w pewnym biurze została zgwałcona w trakcie  wykonywania czynności  służbowych to znaczy mycia podłogi w  w obszernym holu wejściowym. Przesłuchujący ją prokurator  pyta : A nie próbowała Pani uciekać?  Gdzie ? na umyte  - spytała zdziwiona.
Typowy przykład wyznaczenia sobie hierarchii  ważności. Czytam wszędzie dokoła z uwzględnieniem blogów  że całe to życie erotyczne u partnerów z długim stażem  szczególnie małżeństw  staje się monotonne , szare bezbarwne za sprawą  zaniku romantyzmu w facecie  , braku walki o względy , nie inwestowaniu w uczucie czy w końcu zasypianiu przed telewizorem  z manifestowaniem tego faktu poprzez głośne chrapanie. Ponieważ autorami  tego typu stwierdzeń są zarówno kobiety  co jest zrozumiałe ponieważ odzwierciedla ich odczucia ,oraz mężczyźni co jest  dla mnie troszkę dziwne  i podejrzewam  że jest to takie trochę pomieszanie kokieterii z wazeliną . Kobietom się oczywiście podoba  takie potwierdzenie tej tezy ale pytanie czy prawda nie leży zwykle po środku ? Lubię seks jak kot whiskas żeby nie używać  wytartych już porównań . Ale satysfakcję   warunkuje  spełnieniem   kilku oczekiwań.
W gronie ludzi z tzw mojego przedziału wiekowego prowadzimy czasami rozmowy na temat udanego  życia  w tym i erotycznego po jubileuszowych rocznicach .  Zdecydowanej większości  facetów bardzo zależy na  udanych zbliżeniach . Z rozmów tych wyłania się się wniosek że nie do końca prawdą jest określenie iż z biegiem czasu facetom zaczyna wisieć  to znaczy  przestaje zależeć. Oto zestaw przykładowych  działań lub zaniechań  współmałżonek  wpływających na  jakość seksu czyli  inaczej : jak w sześciu krokach   skutecznie zniechęcić do siebie faceta
Krok  pierwszy
Naprawdę udany seks wiążę się z potrzebą obu stron i jeżeli uda się tą potrzebę realizować równocześnie przez dwie osoby to super gorzej gdy jedno z nas postawiło na przeczekanie  i przetrwanie paru minut jak to się zwyczajowo określa. Trzeba być naprawdę gruboskórnym aby nie zauważyć jak partner obija się i udaje  . Zaręczam że taki kontakt  z tzw  kłodą drewna  nie należy do przyjemnych  i pozostawia uczucie niesmaku na długo. O wiele lepsze wydaje mi się stwierdzenie nie mam ochoty teraz ale wieczorem… proste  i nieskomplikowane .No chyba że ani wieczór ani poranek nie zmienią negatywnego nastawienia. Najlepsze podsumowanie tego jest zdanie jakie słyszałem całkiem niedawno doświadczona małżonka  radziła wchodzącej w arkana dziewczynie: chłopu trzeba dać najlepiej wieczorem bo ci potem nie da spać do rana. Czyli sprowadza się  to do odhaczenia punktu z planu dnia . Bez sensu.
Krok drugi
Wieczorna kolacja ze znajomymi  wyobraźnia podpowiada scenariusze  domowego zakończenia . Pędzisz więc do domu wpadasz pod prysznic  wychodzisz .Dla pewności wpadasz jeszcze raz potem sypialnia. Przytłumione światło , zagrzane łóżko oj będzie się działo jak mówił Jurek Owsiak. Ale czemu się nie dzieje. Bo w trakcie naszego pobytu na kolacji pralka właśnie skończyła prać  i trzeba rozwiesić .Nie będę przecież trzymać  do rana  bo zapleśnieje i się zemnie. No tak jak się zemnie to nieodwracalnie a seks to tylko seks tyle już go było za ostatnie dwadzieścia lat . Przecież  przełożenie tego  rozwieszania o kilka kwadransów i tak  niewiele zaszkodzi temu praniu. Zaryzykuj bo być  może  uskrzydlony facet z pewnością  zrobiłby to razem ze  swoją kobietę ,aby po powrocie    do łóżka powtórzyć parę  niedogadanych do końca kwestii. Na wskutek rozbieżności interesów   pranie rozłożone na suszarce  powiewa  na wietrze a w sypialni miarowo faluje pierś śpiącego  faceta. Jaś nie doczekał .Znany i często  praktykowany sposób wygaszenia emocji.  Rano można wzbudzić poczucie winy rzucając od niechcenia : wczoraj jak  weszłam do sypialni to ty już mocno chrapałeś i nie było to wcale romantyczne.
Krok trzeci
 Zmieniamy więc kolejność  żona do łazienki my w drugiej  turze . Wpadamy więc do łazienki korzystamy z prysznica raz i drugi dla pewności .  Fruniemy  do sypialni i właśnie w TV leci program  na TYN Style który  trzeba  koniecznie do oglądać  do końca. Albo film sprzed 10 lat . Ambicje grają ,  ciało przestaje . Można się obrazić i iść spać można zabrać pilota z ręki wyłączyć  TV ale wtedy  może nas spotkać  tzw odhaczenie punktu dnia czyli patrz krok pierwszy . Be sensu.  Koniecznie wyrzućmy TV z sypialni jeżeli to tylko możliwe .
 Krok czwarty
Małżeństwa z zazwyczaj dużym stażem posiadają  posiadają  dzieci .Dojrzewanie dzieci prowadzi  ich do wniosków że rodzice to takie istoty które od dawna nie uprawiają już seksu ( Boże jakie to bezpłciowe określenie uprawiać seks ) i w każdej chwili można wchodzić do ich pokoju z każdym bzdurnym problemem. I na pewno ojciec potrafiłby to załatwić w  po męsku ale serce matki nie pozwoli na takie ograniczenia dla nich . Seksujący dwudziestokilkulatek   to taki mały szkrab któremu zawsze trzeba przytrzeć nosek.  Zamykać drzwi od sypialni. Nie przecież któreś z dzieci może mieć nocne problemy. Oczywiście w ich wieku zdarzają im się nocne problemy ale nie takie które wymagałyby naszej interwencji .Powiem więcej nawet nasza obecność byłaby nie wskazana. Tak dzieci i serce matki to mieszanka zabójcza dla seksu.
Ograniczony w sposób naturalny  czas kiedy mamy możliwość  zbliżyć się do siebie ponieważ jedno z dzieci zasypia po północy a drugie budzi się już koło czwartej rano sprawiają  poczucie  zamieszkiwania w jakimś akademiku czy hostelu .Zmuszają nas jednocześnie do właściwego zagospodarowania wszelkich chwil wolności   które życie nam funduje .Nie dziwcie się że pienimy się jak mydło  gdy najlepszą pora na  prasowanie ,  szorowanie zlewu  czy  porządkowanie odzieży jest chwila gdy młodzi korzystają  z uroków życia na dyskotekach czy  w pubach.
Krok piąty
Moja kobieta jest dla mnie zawsze atrakcyjna .Naprawdę  tak o swoich kobietach myśli  większość  facetów ale prawda jest taka  że powtarzając błędy opisane wyżej   nie  zawsze jesteśmy  gotowi do żarliwych i pełnych emocji zachowań.   
Bielizna  piękna romantyczna może wyzywająca,  bielizna  działa na wszystkich facetów a na pewno na większość i nie koniecznie trzeba być zaraz fetyszystą . Śledzimy zatem Internet  dobieramy modele odpowiednie dla naszego poczucia piękna i zaczynamy pracę  przygotowującą  . W końcu decydujemy się na otwarcie strony intymna.pl  czy coś takiego pokazując Jej fajne  wzory. Propozycja – zamówimy ? Nie ja tak nie mogę ja muszę przymierzyć , miseczki są różne , czasem pije itp. Po co w takim układzie  wymyślili sklepy internetowe?. Kubeczek zimnej wody cyk. Ale nie poddajemy się . W czasie .W czasie którejś wizyty w galeriach handlowych   rzucam  protekcjonalnie  ,  a może taki gorsecik do tego stringi i takie pończochy z szerokim  wzorem na końcu  ? .
Ty widzisz ile to kosztuje .Nie mamy pieniędzy na takie zakupy .Zresztą ja w tym miesiącu muszę zapłacić ratę za coś tam i coś tam i jeszcze coś tam. Na zdanie że to ma być prezent i  ja płacę za te rzeczy słyszę :Lepiej dołóż mi do raty lub do szybkowaru. I bez szybkowaru  już się ugotowało a nawet przegotowało. Przecież  każdej wolnej kwocie jaka odkładałem na ten cel przyświecała jakaś fantazja. Boicie się naszych fantazji ,czy może zboczeń jak zdarza się  że określacie  takie pomysły. Przecież ubrana w delikatną koronkę kobieta wygląda jak  księżniczka . Może i jak księżniczka pełna seksu  ale czy to źle ?   Czy  po czymś takim  jest miejsce  aby zaproponować wspólne obejrzenie jakiegoś filmu klasy powiedzmy  X  lub XX a najlepiej XXX .Jak odeprzeć zarzuty o uprzedmiotowienie .
Krok szósty i podsumowanie
Do kompletu najlepszym anty afrodyzjakiem  jest zarzucić swojemu facetowi że zarabia zbyt mało na potrzeby domu. Że wszyscy jej znajomi wyjeżdżają na wczasy  nad południowe morza ,  tylko nie ona że wszyscy remontują ,zmieniają sprzęt tylko nam wystarcza do pierwszego .  A że nie musimy żyć z kredytu to już  nie jest warte .  Wierzcie mi że po takim zdołowaniu ci ciężko wznieść się z fantazją  a jeszcze gorzej  osiągnąć  szczyty  w  najodpowiedniejszym momencie. Czasem trudno w takich  chwilach odnaleźć swoją królewnę . Walczyć o co ? Chyba tylko o własną godność . Odnoszę wrażenie że  czasem  uczciwiej powiedzieć :  wyrośliśmy z seksu już mnie  nie cieszy nie katujmy się . Zostańmy przyjaciółmi. Co prawda mówią że nie ma prawdziwej przyjaźni między kobietą a mężczyzną ale zawsze można to jeszcze raz sprawdzić . Poza tym myślę że po latach spędzonych razem jest parę rzeczy które wiążą  równie mocno jak seks  .Choćby coś co się nazywa uczciwością małżeńską  .A powyższe to jej przejaw. Osobiście wolałbym usłyszeć gorzkie słowa niżbym miał żyć systematycznie  okłamywany. Udostępnienie partnerowi ciała żeby się nie  awanturował bądź aby nie zrzędził jest tak niedalekie  na nawet  tak bliskie prostytucji.
Oczywiście nie musicie wykonywać wszystkich sześciu kroków każdy z osobna jest wystarczająco  deprymujący a wszystkie jakoś dziwnie uzupełniają się z krokiem pierwszym .
Czy w całym wyżej opisanych przykładach jesteśmy bez winy. Oczywiście że nie . Czytałem mądre zdanie że po dziesięciu , piętnastu latach wspólnego życia za to jaki jest obecnie nasz partner jesteśmy w znacznym stopniu odpowiedzialni.
Tylko gdzie popełniliśmy błędy ? 
                                                                                  Jerzy Duda Gracz  Babie Lato 1979
Antoni Relski
70 komentarzy
10 listopada 2008
„Trza być w butach na weselu” – ten cytat z Wesela  zapamiętany w przeszłości złośliwym chichotem odezwał mi się w uszach w sytuacji która najmniej wesele przypominała . Ale po kolei. Kanionig  męskie wyzwania adrenalina  na najwyższym poziomie sport niszowy ekskluzywny . Daleki mi znany  bardziej  z telewizji niż własnych doświadczeń . Dlatego też z ogromną radością i takim samym strachem przyjąłem  wiadomość  o planach wzięcia udziału  w tej imprezie którą przekazał mi mój Francuz  . Jedziemy jutro do Hiszpanii z ekipą .  Ze względu na fakt zamieszkiwania na południu Eric już klika razy brał, udział w takiej eskapadzie , zawsze z takim samym entuzjazmem. Szybko  zebrałem wiedzę i  cenne rady na ten temat . Z rzeczy potrzebnych  tylko buty na zmianę ponieważ otrzymujemy kaski, piankowe kombinezony . Buty należy mieć własne jakieś takie sportowe adidasy do  kilkugodzinnego brodzenia  w zimnym górskim potoku  . Otrzymałem deklarację moich Francuzów że buty pożyczą mi ze swego zbioru  butów sportowych  . Dobre zahartowane w dwóch już wyprawach. Ok. to rozwiązuje moje wątpliwości  związane ze sprzętem.  Następnego dnia wspólnie z Erickiem oraz naszymi dziećmi wybraliśmy się na miejsce zbiórki . Tam czekał już przewodnik  i cztery inne samochody. Wyjechaliśmy  i po pokonaniu   kilkukilometrowego tunelu  zawitaliśmy w  Hiszpanii. Pireneje idę do was ! Po drodze dowiedziałem się że jest to pierwsza wyprawa w skali trudności  taki   lajt stąd  możliwa obecność dzieci . Nie będzie też ścian wspinaczkowych i nurkowania w jaskiniach.  Dojeżdżamy .Po kilku km polnymi drogami dotarliśmy  do celu. Na miejscu czekał już wspólnik przewodnika w półciężarówce pełnej kombinezonów , kasków i plastikowych pojemników na  najpotrzebniejsze rzeczy :dokumenty  klucze od samochodu karty kredytowe.  itp. Po cholerę mi karty kredytowe  w górskim potoku . Wciągnąłem na siebie mokry jeszcze i zimny kombinezon. Kask dopełnił wizerunku  buty pasowały a w plastikowej butli zawieszonej na plecach spoczywały najcenniejsze rzeczy . Marsz do rzeki trwał około  kwadransa  i spowodował że  kombinezony z lodowato zimnych stały się bardzo ciepłe  i wszyscy zaczęłiśmy przekonywać się na własnej skórze fantastycznej szczelności   kombinezonów . Rzeczywiście nie przepuszczają wody w żadną stronę . Rezka , potok podobna do Białki  w jej początkach. Idziemy z nurtem .To  dobrze wszak w Rejsie apelowano : nie walcz z prądem.  Kamienie , głazy  , kamyczki  każdy z nas wybiera sobie ścieżynkę którą podążą ,woda coraz wyższa do kolan po pasa . Pierwszy wodospad trzeba skoczyć w dół około czterech metrów . W dole niecka z wodą tak przeźroczystą że widać każdy kamien którym wyłożone jest  dno .  Patrzę w dół .No nie możliwe, połamię nogi jest za płytko. Przedowdnik pogania  ale , ale . Decyduję się zamykam oczy skaczę . Zdziwienie zamiast spodziewanego gruchotu łamanych kości miękkie lądowanie. Zanurzam się cały i nie dotykając  dna wypływam  na powierzchnię . Złudzenie optyczne z tą głębokością . Dokonaliśmy chrztu kanioningowego, adrenalina  spowodowana pierwszym skokiem działa organizm już jest przygotowany na  więcej. Lecz póki co idziemy. W pewnej chwili zauważam że idzie mi się znacznie trudniej . Jakbym miał na nogach płetwy. W ychodzę na brzeg  , podnosze  nogę do góry wiem wszystko . Gumowa podeszwa mojego buta od tylnej strony  odlepiła się do połowy kłapiąc w dość widoczny sposób . Druga puściła tylko nieznacznie ale ma dobre perspektywy .Szok . Przecież nie mogę zrezygnować w połowie drogi gdzieś pomiędzy skałami gdzie jedyną formą zakończenia jest dojście do celu . Butów innych tez nie posiadam. Nie przyda się nawet karta płatnicza spoczywająca w hermetycznym pojemniku na plecach. Kłapnie podeszew pogłębia się . W pewnym momencie Eric zauważył moje problemy i  mówi . Antoni  chyba masz problem z butami. Widząc wyraz moje twarzy milknie. Przerwa , odpoczynek , chwila wytchnienia. Niektórzy rozpinają głęboko swoje kombinezony próbują uczynić zadość nautrze jednakże ze względu na  temperaturę  wody  jest to szalenie utrudnione. Myśl ,myśl dopinguję siebie . Francuski przewodnik proponuje plasterki do zalepienia  ranki , takie malutkie pierdołki  – śmieszne  , bardzo śmieszne. Już widzę siebie dymającego boso po kamienistym dnie  Wpadam jednak na pomysł  wart  Mc Givera . Wyciągam sznurek wzmacniający siłę gumki w kąpielówkach   ,na ostrym kamieniu  dzielę go na pół. Przy pomocy kluczyków samochodowych czyli jedynego narzędzia jakie miałem pod ręką wykonuję w podeszwach dziury . Przewlekam przez nie sznurek i jak rzymianki wiążę wokół kostek. Działa. Jest wspaniale , satysfakcja i w ogóle powiew entuzjazmu. Ot po prostu buty w trakcie poprzednich wypraw rozmokły klej puścił  w najmniej odpowiednim momencie  stąd ta tragedia. Niektórzy tylko z uczestników wyprawy w ekskluzywnych sportowych specjalnych butach na nogach  patrzą na mnie z niedowierzaniem. Cholerni kapitaliści syknąłem przez zęby ale zdałem sobie sprawę  że od wielu lat też  jestem kapitalistą tylko na razie takim poradzieckim.  Nic to Baśka mówię sobie i do przodu .  Następny wodospad  , konieczny skok. Rozpędzam się i w ostatnim momencie w trakcie odbicia buty wykonały zwód ja w lewo podeszwy w prawo .Zamiast pięknego lotu zwaliłem się w dół niczym worek ziemniaków . Gdy wychyliłem głowę ponad powierzchnię wody przewodnik był już przy mnie .   W porzadu  ?  spytał wystraszony .  Ok. - odparłem . Spokojnie Antoś  spokojnie, powtarzałem sobie . Mijaliśmy wspaniałe kombinacje skał  przesuwaliśmy się pomiędzy blokami  wysokości paruset metrów w odległości od sobie półtorej metra w dole woda my w tej wodzie .Nie wiemy jaka głębokość  pianki utrzymują nas na powierzchni. My pilnujemy tylko aby prąd wody nie rzucił nas twarzami na skały . W górze z moje perspektywy wąska tasiemeczka  błękitnego nieba .  I tylko te cholerne buty. Nic nie może wiecznie trwać .  i ja poczyłem że buty czczynają się  odklejać z przodu. Tutaj poszło szybko , na wskutek marszu wzmagałem jakby działanie destrukcyjne wody. Trach , plum i po podeszwie  . Odwiązałem ją od nogi ,pod stopą czułem tylko płótno i trochę pianki która bardzo krucha odpadała za każdym stąpnięciem  na kamień. Po kwadransie marszu koniec trasy .  Wielka skała . duża niecka wody . Wypoczynek przed marszem w górę . Dzięki Bogu dotarłem .Dzieci skaczą ze skały do wody . Dość wysoko jest czas aby w trakcie lotu żałować podjętej decyzji  o skoku.  Ja w iście stoickiej postawie  odrywam  drugą podeszwę . Wyruszamy pod górę  . Przygotowany   zaczynam wędrówkę skalną ścieżką  . Górki  ,dołki , stopnie kamienne trochę , korzeni  .ja wyposażony w buty które przykrywały mi stopy tylko  od góry stwarzając wrażenie  dekoracji a nie funkcjonalności. Podeszwy to szare  płótno    i teoretycznie pianka która jednak została w małych drobinkach na  kamieniach i wykrotach .Dotarłem  do samochodu gdyby  pod stopami nie miałem już nawet płótna  i gdyby nie to  że mam dwie nogi mógłbym ściągnąć buty przez głowę . Nie patrząć na ekologię w nerwach walnąłem butami pod jakiś krzak. Ale po chwili  za sprawą cytatu z  Różewicza : widzisz żyjemy choć śmierć była blisko ,   nabrałem  dystansu do sprawy i  zabrałem buty do auta .
Zdjęcia z wyprawy wyszły  bardzo dramatycznie i dynamicznie  . Szczęśliwie na żadnym nie widać moich butów. W ramach rewanżu zaprosiłem moich bliskich sercu żabojadów na spływ Dunajcem ale na pontonach . Tym razem miałem swoje buty  Bo wiadomo trza  być w butach … 
                    
Tutaj też nie widac moich butów bo to ja robiłem zdjęcie
Antoni Relski
14 komentarzy
09 listopada 2008
W ramach tak zwanego wolnego czasu przeglądałem galerię prac Pani Małgorzaty Romaniuk  na blogu :  alella.blog.onet.pl .Szczególną moją uwagę zwrócił szkic Albanka I 2003 .Gdy tak długo przyglądałem się twarzy  a szczególnie oczom wspomnianej Albanki nie mogłem się oprzeć i napisałem na ten temat następujący wiersz :


Albanka

O butach chciałabym rozmawiać
Szpilkach ,paseczkach i koturnach
Sukienkach w grochy  i wzory bałkańskie
Torebkach i kapeluszach.
Wspomnienia mieć słodkie nawet cukierkowe
O wieczorach przy winie
Lśniącycm księżycu i gwiazdach
Które rozpalają się w mojej głowie
O zapamiętaniu i zachwycie
O młodzieńczych marzeniach.
Ale moja głowa pełna jest zdjęć
Czarno białych  i nagłówków z gazet
Ludzkie tragedie najlepiej krzyczą
Na czarno białych fotografiach.
Szukam sposobu na życie
I pytam nieznajomych
Czy kiedyś zmienię moje myśli.


Inspirowane  szkicem Małgorzaty Romaniuk – Albanka  I 2003



                                              

                                    

Antoni Relski
8 komentarzy
08 listopada 2008
Skoro zabezpieczyliśmy sobie sprawy ciała  ponieważ dwa ostatnie posty dotyczyły zup to może teraz dla odmiany coś dla ducha .Manią ostatnich dni stało się  dla mnie tworzenie limeryków .Mądre źródła podają ze : Limeryk  to gatunek żartobliwej poezji opartej na absurdalnym, groteskowym dowcipie słownym, anegdota z zaskakująca pointą.
 Nazwa (ang. limerick) pochodzi od Luimneach, miasta i hrabstwa w Irlandii.
Budowa limeryku:
  • 5 wersów o układzie rymów aabba - dwa pierwsze wersy i ostatni rymują się ze sobą i mają stałą liczbę sylab akcentowanych, środkowe wersy są krótsze o 2-3 sylaby akcentowane,
  • na końcu pierwszego wersu występuje nazwa geograficzna, która jest podstawą rymu a.
  Ja to  nazwalem sobie landszaft słowny ,   jest zabawny  i niestety zaraźliwy . Poniżej pierwsze próbki:
Jedna Pani  hrabina z Chorzowa
By wyjść za mąż nie  będąc  gotowa
Zniechęcała gości
Że są  tacy prości
Więc  pustkami  wciąż świeciła  alkowa

Jeden znany judoka z  Japonii
Pijał wywar z  owoców  aronii
Codziennie rano
Tak mu kazano
Więc był źródłem ogólnej ironii

Jeden łamacz serc damskich z  Warszawy
Wciąż  uwodził i zdradzał  dla wprawy
Z miną niewinną
Codziennie z Inną
Choć ogólnie miał umysł ciasnawy

Pewna znana solista z Ostródy
Zamieniła harfę na dudy
Napełniając miechy
Kraśniała z uciechy 
Bez szeroko pojętej obłudy

Spróbujcie będzie śmiesznie

Antoni Relski
26 komentarzy
07 listopada 2008
Gdy widzę słodycze to kwiczę śpiewał zespół braci Golców  a w poczet  tychże zaliczyli kwaśnicę na wieprzowinie .Od popularności tej właśnie piosenki rozpoczął się wielki  come  back  tej tradycyjnej polskiej a nawet góralskiej zupy. Ambicją każdej  regionalnej  knajpy stało się posiadanie w karcie dań tej właśnie zupy . Ponieważ lubię czasami gotować  zmierzyłem się i ja z tym wyzwaniem. Mówię czasami ponieważ dla mnie kuchnia  jest  jak pracownia artysty  i działania w niej przypominają tworzenie dzieła sztuki . Oczywiście pod warunkiem że źródłem inspiracji jest natchnienie a nie przymus. W pierwszej dekadzie naszego małżeństwa  korzystałem z przywileju wolnych sobót , żona pracowała co którąś. W piątek przygotowywałem menu na sobotę  cichutko w tajemnicy żeby zaskoczyć i oszołomić żonę .Ona jednak wychodząc z domu odwracała się jeszcze  i pytała: zrobisz jakiś obiad. No nie całą radość z zaplanowanego  obiadu trafiał szlag. My artyści wolne ptaki, chętnie zrobił bym coś  ciekawego niespodziewanego i najważniejsze nie narzuconego . A tu pytanie żony dławiło we mnie sztukę  i pojawiał się obowiązek . To piękne być artystą to nudne być rzemieślnikiem .Tyle razy mówiłem nie zlecaj mi będziesz zaskoczona. Jednak zmysł praktyczny z reguły brał górę nad uniesieniem .
Wracając do kwaśnicy żeberka  wieprzowe świeże i wędzone w proporcji pół na pół do wody gotuję  osobno  aby były odpowiednio miękkie  ponieważ w kapuście mięso nigdy nie uzyska właściwej miękkości. Do tego warzywa , suszone grzyby rodzinnie zbierane  przyprawy liść laurowy , ziele angielskie sól pieprz  . W osobnym garnku gotuję kiszoną  kapustę z czosnkiem i cebulą . Ponieważ kwaśnica w moim wydaniu musi powalić na kolana  staram się jej nie płukać  za bardzo ponieważ straci swą moc . Żeberka zaczęły bulgotać a znad kapusty rozszedł się już pierwszy aromat. Jeżeli to co wydobywa się z nad kiszonej  kapusty  w pierwszej fazie gotowania nazwać aromatem  to jak nazwać aromat  piernika?. Kapusta kiszona źródło witaminy C  bogatsze ponoć od cytryny. Od lat według tej samej receptury tylko sposoby przygotowywania bardzo się zmieniły . Dzisiaj kapustę w poręcznych woreczkach lub słoikach kupisz w każdym  spożywczaku  a markety powróciły nawet do tradycyjnej  sprzedaży z beczek. W miastach powoli odeszło się od domowego sposobu kiszenia i  przechowywania o  czym  świadczy  znośny do wytrzymania klimat piwnicznych korytarzy. A jak to kiedyś się robiło ? Z dzieciństwa  pozostało mi kilka obrazów  corocznego rytuału  kiszenia kapusty.
 Wytargowane i zaakceptowane główki kapusty zajechały wozem  zaprzężonym w konie  wprost pod dom mojej babci gdzie miejsca było na tyle  aby  rozłożyć cały warsztat. Od rana czekała już szatkownica  wspólna własność całej ulicy którą przekazywano sobie z rąk do rąk według specjalnego ulicznego grafika. W przypadku braku takiej  współwłasności wynajmowało się faceta z szatkownicą który za drobne pieniądze w efektowny sposób zamieniał główki kapusty na sieczkę . Najpierw wykrawało się jednak  z pełnych główek tak zwane głębie czyli najtwardszą ich część a reszta na szatkownicę . Szatkownica  to deska z otworem w środku który przykryty był trzema nożami ustawionymi pod kątem. Na górze skrzyneczka jak szuflada bez dna w którą wkładało się kapustę i przytrzymując rękami przesuwało po specjalnych prowadnicach do siebie i od siebie. Wielkiej koncentracji trzeba było by nie zsiekać sobie palców w trakcie tego siekania. Cudem wydawał mi się  brak ofiar skoro męska część  obsady popijała z buteleczki przygotowanej na tą okazję gdzieś w kącie poza wzrokiem żon i teściowych.  Wyparzona  dębowa beczka czekała na  swoje.  Czekała tez wytypowana  przez rodzinę osoba  najczęściej młoda i dobrze żeby iężka która robiła za ubijak kapusty . Wiadomo kiszonka uda się wtedy gdy będzie maksymalnie ubita bez powietrza.  Dziewucha   przebrana na tę okoliczność w jakieś białe gacie spięte nad kolanami ( estetyka i moralność ) moczy nogi w wodzie ciepłej może nawet  lekko gorącej  wiadomo higiena rzecz ważna .Wpadają już pierwsze kawałki zsiekanej kapusty do tego sól przyprawy jak np. kminek tak do wysokości jednej trzeciej beczki . Teraz kolej na  dziewczynę .Przy  pomocy męskich ramion ląduje w beczce. Beczka  sięga  jej do pasa a ona zaczyna deptać wrzuconą kapustę  systematycznie miejsce w miejsce. Na zewnątrz dwie ocynkowane balie pełne czekającej siekanki  .To niemożliwe aby to wszystko zmieściło się do beki. Dziewczyna podskakuje wśród docinków i zapewne pieprznych komentarzy  których wtedy nie rozumiałem  dlatego nie zapamiętałem . Czasem babka włączała muzyczkę  z radia z takim dużym  zielonym światełkiem  zwanym nie wiedzieć dlaczego magicznym okiem które  zmieniało intensywność swojej barwy ale już nie wiem dlaczego. Jeżeli w tej chwili leciała audycja muzyczna serii „ Z Kolbergiem po kraju”  skoczne mazurki uzupełniały wygłupy deptującej kapustę . Czasem leciał Rena Rolska Jerzy Połomski  .Czerwone Gitary debiutowały dopiero za dwa lata . Dziewczyna  w miarę dosypywania sieczki kapuścianej była coraz bardziej widoczna .Kiedy widoczne stały się kostki  dziewczyna zeskakiwała na bok. Satysfakcja z wykonanej pracy a zmęczenie jak po sylwestrowej nocy.  Po napełnieniu całej beczki przykrywało się ją specjalnie  przygotowanym denkiem które oddawało kształt góry beczki. Ciężki kamień panował nad tym żeby kapusta nie podnosiła się i nie łapała powietrza . Po pewnym czasie  rodzice podchodzili tam aby zebrać nadmiar soku coś tam przepłukać coś tam zalać. Nie  pamiętam już co. Zresztą te pielęgnacyjne zabiegi nie były takie widowiskowe jak samo deptanie więc pewnie przy nim nie uczestniczyłem. Sok z kiszonej tak kapusty bardzo nam smakował  nie tylko nam dzieciakom .Niejednokrotnie ratował kondycje uczestnika jakichś  imienin  czy rocznic . Wszak my Polacy umiemy się barwić najczęściej w jeden sposób. Kiedy wysyłano mnie po kapustę do piwnicy a potem do sklepu byłem w stanie zjeść po drodze z pół kilo  wybierając rękami po garstce a sok kapiący po palcach piekł niemiłosiernie we wszelkich skaleczeniach i zadrapaniach. Bo widział kto kiedy chłopaka bez zadrapań.
No tak my tu gady gadu a żeberka są już miękkie .  Wyciągnąłem z nich kości. Odkroiłem  chrząstki a resztę pokroiłem na drobne paseczki. Całość wrzuciłem do kapusty  przyprawiłem do smaku a potem pogotowałem całość pół godziny . Tak więc włożywszy do garnka wszystko o czy pisałem wyżej plus całe serce  własne i cztery godziny przygotowań uzyskałem zupę o konsystencji pomiędzy tradycyjnym kapuśniakiem a bigosem. Całość uzupełniam ziemiankami  i dodatkowo daję na talerzu  razowe pieczywo. Dobrze przyprawiona kwaśnica ma mocy intensywny smak ,jest kwaśna i pieprzna . Najlepiej smakuje na drugi i trzeci dzień kiedy składniki przejdą . Świetna na imprezę i na dzień po imprezie .Od czasu gdy zacząłem własnoręcznie  przygotowywać zupę nikt z moich domowników nie zamawia jej już w knajpie. Tamta nie wytrzymuje konkurencji myślę że używają za mało, serca.  Serce jest bardzo potrzebne bo w sumie nie chodzi o zupę ale o rodzinę .Smacznego!

                                                   
Antoni Relski
21 komentarzy
06 listopada 2008
Co nam zostało z tych lat.
Wracając do domu zatrzymałem się przed  osiedlowym sklepikiem  ponieważ żona wymyślił żurek staropolski a wiadomo żurek bez białego barszczu się nie liczy. Wszedłem więc do sklepu   gdzie w dziale przetworów równym rzędem prężyły się butelki z białym barszczem  obok perskie oko do mnie  puszczał barszcz czerwony. Beznamiętnie wrzuciłem do  koszyka dwie butelki i  stanąłem w kolejce do kasy. Ponieważ zgodnie z prawem Murphiego  kolejka w której stałem okazała się najdłuższa i w pewnej chwili zamarła  z nudów  zacząłem oglądać butelki leżące w koszyku. Jakiś Zakład produkcyjny napełnia tą mętną cieczą  plastikowe buteleczki z kolorową etykietką a pamiętacie jak było dawniej. Otwierając szeroko okno matka na cały głos wykrzykiwała moje imię  aby przywołać mnie do domu z podwórkowego kurzu. Mniej więcej po kwadransie takiego nawoływania który mieszał się z innymi imionami bo przecież i inne matki miały jakieś pilne potrzeby , wpadałem do domu ubabrany błotem ,kurzem albo z rozbitym kolanem . Co ? pytałem nie dbająć o konwenanse (ach  to podwórkowe wychowanie ) od progu .  Pójdziesz do pani Gieni  po barszcz mówiła matka wręczając mi pół litrowy garnuszek i złotówkę do drugiej ręki. Mieszkanie Pani  Gieni znajdowało się jakieś pięćset metrów od naszego  w takiej starej po żydowskiej jak się popularnie mówiło kamienicy. Gdzie przez ciasne i mroczne  pomieszczenie docierało się na klatkę schodową  którą po pokonaniu jednego piętra wpadało się na odrapane drzwi  na której pozostał jeszcze ślad po wizytówce poprzednich właścicieli  .  Po sforsowaniu  drzwi  najczesciej otwartych kto by je wtedy zamykał ,wchodziło się do małego pokoju jedynego pomieszczenia  w którym zamieszkiwała Panie Gienia.  Staruszka w moich oczach miała z osiemdziesiąt lat  ale wtedy za dinozaurów uważałem już pięćdziesięciolatków . Jedno co pamiętam to kącik higieniczny Miednica stojąca na trójnożnym postumencie wiadro na czystą wodę ,wiadro na wodę brudną oraz biały dzbanek z granatową rączką do nabierania  czystej wody. Nad  miednicą przybita na czterech gwoździach  bieliła się ręcznie haftowana makatka z napisem; zdrowa woda życia doda. Wtdey stare kamienice nie posiadały wody w mieszkaniach a sprawę zapewniał jeden kran na danym piętrze lub nawet na podwórku .  W kuchni zaś koło pieca  następna makatka informowała że:  dobra żona to gotuje co mężowi  smakuje  . Nie zastanawiałem się nad tym komu gotuje Pani  Gienia  bo odkąd pamiętam mieszkała samotnie . Gienia wiedziała po co przyszedłem  brała ode mnie garnuszek podchodziła do kamionkowego 10 litrowego  gara  zdejmowała  przykrywający go talerz .Dość sporą chochlą zaburzała płyn i tak przygotowany  wlewała mi do garnuszka .Wręczenie złotówki dopełniało całej transakcji. Produkcja białego barszczu była prosta  pięć łyżek  razowej mąki zalewało się dwoma litrami przegotowanej wody  dodawało się przyprawy jak czosnek , pieprz , sól .Po 7 dniach barszcz był gotowy . Dlaczego  Pani Gienia zajmowała się tym procederem nie wiem być może dorabiała sobie do wdowiego grosza który  otrzymywała z ZUS a być może w ogóle nie miała renty. Istniała  jakaś forma solidarności sąsiedzkiej   ponieważ zawsze miałem kupować tylko tam.  Garnuszek pełen,  pozostawało jedynie  donieść cenny płyn do domu. W mało wprawnych rękach dzieciaka z podstawówki było to zadanie nie lada . Szczególnie przejście wieczorem  przez klatkę schodową na której często ktoś kradł żarówkę ,  wobec powszechnie panujących opowiadań że oto straszy tam duch  poprzedniego właściciela. Rozpędzałem się więc zaraz za drzwiami z nadzieją że odpowiednia szybkość zbiegania  uchroni mnie przed ewentualnym atakiem duchów. Zawsze udało mi się uratować skórę nie zawsze barszcz. Najgorzej było więc wrócić  po dolewkę bo Pani Gienia znała dzieci  dolewała za darmo . Donosiłem więc do domu to co zostało w garnuszku i czego nie wylałem po drodze . Czasem czekałem też pod domem aż zawiesina opadnie i będę mógł wypić kilka łyków czystego barszczu który chociaż bardzo kwaśny wtedy smakował mi bardzo . Zresztą szczaw rosnący nieopodal na łąkach też był kwaśny a zjadaliśmy go całymi kupami przypłacając co najwyżej  szybko kończącą się  niedyspozycją  żołądkową . Kto by się tym wtedy przejmował. W ramach smaków Peerelu  popijaliśmy też sok spod kiszonej kapusty- ponoć doskonale tępił owsiki plagę tamtych szczenięcych lat . Z tej perspektywy czasu  okazuje się że działania te miały jakiś głębszy sens  boć  to witaminy i mikroelementy a wtedy można było za to dostać w dupę .Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy że coca cola od początku swej działalności nie dodaje do swoich napoi konserwantów. Ba Ne wiedzieliśmy nawet co to jest coca cola.
  
                               



Antoni Relski
26 komentarzy
05 listopada 2008
Po dzisiejszej wizycie w IKEI .
Ostatnie  znicze na wyprzedaży minus siedemdziesiąt procent ,maski  haloweenowe  zdjęte z półek spróbuje się je upchnąć  ostatecznie w karnawale .Widok ten  podpowiada  następne istotne wydarzenie handlowe Święta Bożego Narodzenia. Oto już zza węgła  działu zabawkarskiego spogląda Mikołaj  taki  bardziej Santa Claus niż nasz tradycyjny , a oprócz tego  bańki, łańcuchy , chińskie lampki mrugające , połyskujące  podstawowymi barwami świąt.  Kicz , szmelc , wydmuszki oraz oczywiście dobiegające nas z każdego końca sali kolędy . Kolędy atakujące nas już w listopadzie  . Pomimo swego wrodzonego piękna denerwujące nas w trakcie zakupów , papieru toaletowego , płynu do toalet i karmy dla psa. Zakupy w  takiej wszech ogarniającej  atmosferze świąt powodują  u nas zażenowanie  na początku doprowadzające  do agresji w późniejszym etapie . Im bliżej do świąt  tym bardziej stajemy się znudzeni  dźwiękami tradycyjnych melodii . Kiedyś tam w zamierzchłej   przeszłości kiedy nawet socjalistyczna władza nie miała odwagi  walczyć z  kolędami   był czas kiedy zaczynało się je grać . Najczęściej w Wigilię rano . Czułeś się wtedy  atmosferę  i bliskość  Bożego Narodzenia .  Czułeś się odświętnie i wyjątkowo . W chwili obecnej   przy pomocy kolęd nakłaniani  jesteśmy  do większych zakupów.  Czego ? To nie ważne czego. Więcej ,  drożej – słupki zysku  rosną  A marżą jak pisałem jest bezwyznaniowa .  Jesteśmy w komfortowej sytuacji ponieważ statystyczne zakupy trwają około półtorej godziny i koniec.  A  co ma powiedzieć kasjerka w markecie narażona na dzwoneczki u sań  i  skrzące gwiazdeczki   przez osiem godzin dziennie przez cały przedświąteczny okres.  Czy chcielibyście spojrzeć w oczy takiej kobiecie gdy po wigilijnej wieczerzy usłyszy od męża : kochanie posłuchamy kolęd .  Składając  taką  propozycje ryzykujesz śmiercią
Antoni Relski
10 komentarzy
04 listopada 2008
Autor tych słów Stanisław Soyka nie jednokrotnie  pomagał mi w chwilach trudnych oraz przełomowych momentach. Zaprzyjaźniony z francuskim zakonnikiem Lassalistą lub    zwanym inaczej Bratem Szkolnym o nazwisku tak pełnym ż ,ó i ł  że żaden statystyczny żabojad nie potrafił tego wymówić.  Zwany powszechnie Bratem Janem  z pochodzenia kresowianin którego życie rozdzieliło z rodziną i rzuciło w świat przy  okazji drugiej wojny światowej. Zawsze o polskim sercu chociaż francuskim paszporcie w trakcie ciemnego okresu PRL organizujący wycieczki z pomocą  dla Polski. Umiał zebrać wokół siebie zawsze grono biznesmenów  takich średniego formatu którzy odkurzywszy własne magazyny firmowe czy Pólki sklepowe  pakowali trochę z ubrań , zawsze coś z lekarstw czasem trochę spożywczych gadżetów jak kawa czy kakao  zjeżdżali do kraju gdzie składali te dary w jakimś domu dziecka. Przy okazji poznawali kraj Chopina inny trochę niż malował go socjalistyczny PR. Uczestnicy eskapady mieszkali w polskich domach  poznając na bieżąco sprawy bliskie nam z tej strony berlińskiego muru .Nasze małe problemy , małe wydatki , małą stabilizację . W trakcie tych eskapad od kilku do kilkunastu francuzów lokowało się w mieszkaniu mojej teściowej  skąd mieli bazę wypadową  na cały Kraków, Wawel, Wieliczkę , Zakopane spływ Dunajcem i obowiązkowo Nową Hutę  gdzie gremialnie fotografowali się przed pomnikiem Lenina stojąc do niego jak podkreślali swoimi czterema literami. Teściowa moja w trakcie tych  najazdów starała się wzlecieć nad poziomy organizując  obiady  i gorące kolacje według zasad staropolskiej gościnności. Otrzymaną od Brata Jana  kawę sprzedawała w pracy ryzykując oskarżenie o spekulację  a zarobione  w ten sposób pieniądze wydawała na placu kupując schab, polędwicę , trochę szynki. Szczególnie w czasie normalizacji Jaruzelskiej wymienność kawy jako waluty sprawiała że teściowa stawała  zawsze na wysokości zadania. W trakcie tych spotkań francusko polskich dochodziło do zderzenia życia z wyobraźnią a były to czasem zderzenia bolesne szczególnie dla przedstawicieli tamtej strony .Tak więc  dorobili się wielkich oczu  gdy pragnąc obejrzeć polski program telewizyjny cierpliwie znosili poszukiwania anteną na terenie całego domu i balkonu miejsca gdzie sygnał telewizyjnej dwójki najmniej śnieży bo chcieliśmy przecież pokazać  że nasza TV jest na poziomie. Wydawało nam się że dwójka była. Po jednej z kolacji   niejaka Marie Frances  poderwała się krzycząc dzisiaj ja sprzątam po kolacji! . Ok. Przyjęliśmy to jako kolejne dziwactwo  i nawet teściowa pogodziła się z losem nastawiając zmysły  na brzęk tłukącej się ślubnej zastawy. Po kwadransie do pokoju weszła Marie Frances  rozkładając szeroko ręce zdziwiona  pytała  : A gdzie macie maszynę ?. Chodziło oczywiście o maszynę do mycia naczyń. Nie mamy odparła teściowa  i wróciliśmy do polskiego mycia naczyń w zlewie. Innym razem Michael poderwał się po śniadaniu mówiąc  że dzisiaj on idzie robić zakupy. I nim zdążyliśmy mu objaśnić cały skomplikowany system zakupów na kartki wybiegł z domu. Nie było go kilka godzin i w chwili kiedy powiadamiać mieliśmy milicję o zaginięciu wszedł , bez słowa położył na stole paczkę krakersów i poszedł do pokoju , nie odezwał się do też do wieczora .Może zrozumiał że tu żyje się inaczej  . O naprawie spłuczki przez dwóch Francuzów wietnamskiego pochodzenia która spowodowała zalanie połowy mieszkania już nie wspominam. Dzięki tym ludziom  byłem około dwunastu razy w wielickiej kopalni.
Około ośmiu razy na spływie Dunajcem  , nie mówiąc że zakopiańskie Krupówki nie miały dla mnie żadnych tajemnic. Nauczyłem się  jak  po francusku jest   : lewo , prawo i prosto pracowałem więc także jako auto mapa. Kiedy wieczorem nasi Francuzi kładli się spać w kuchni spotykaliśmy się z Bratem  Janem . On niezmiennie pytał Jak Pani myśli Pani Józiu podobało im się a kiedy potwierdzaliśmy że chyba tak w oczach pojawiała mu się łza szczęścia. Rzadko spotkać można było człowieka tak zakochanego w kraju  i starającego się swoją miłość  podarować tak dużej rzeszy obcokrajowców . Wiązało się to także z pomocą humanitarną co w tamtych czasach było nie do przecenienia. Sam Brat Jan  pełniąc przez lata funkcję dyrektora szkoły katolickiej nie dorobił się majątku. Przyjeżdżał na wycieczki ze starą tekturową walizką z której oblazł już lakier. Z poczucia  estetycznego wstydu  podarowaliśmy mu nową torbę turystyczną . Niezbyt dużą  a i tak mieścił się w niej cały jego dobytek jakiego dorobił się przez lata. Jeżeli prowincjał kazał mu zmienić miejsce pobytu potrafił się spakować całym, dobytkiem w kwadrans. Za resztę kupował leki i te duperele do konwoju. W domu mojej teściowej trafił na kolejnego postrzeleńca. Z teściową stanowili zgrany duet. Z czasem brat Jan namawiał ludzi do adopcji w Polsce ale to już temat na inne wspomnienie. Póki co kończyliśmy dzień i rozchodziliśmy się w różne kąty mieszkania  aby przespać noc. W przedpokoju w wannie czy u sąsiada . Bo w końcu nie po to człowiek rodzi się by brać…
  
Antoni Relski
9 komentarzy
03 listopada 2008
W ramach przeciwdziałania deprsji  czy może tylko  depresyjki wybrałem najpopularniejszy anty depresant . Leczyłem się wczoraj  w ramach terapii grupowej cały wieczór i co i dzisiaj  - Kac . Niestety dopada każdego . Pierwszy raz we wcześniejszej lub późniejszej fazie  młodości . Potem w miarę regularnie .  Niektórym udaje się z nim walczyć poprzez misterną dietę , stosowanie odtruwaczy ,dopalaczy , soków,  tabletek czy innych wynalazków    . Pewien fragment populacji hołduje tak zwanemu klinikowi w myśl zasady : czym się strułeś tym się lecz . Ja uważam że w życiu za głupoty należy płacić dlatego też żadnych kliników  , Kac  z niemieckiego Katzenjammer  to w końcu reakcja obronna organizmu na bądź co bądź truciznę. A że czujesz się tak fatalnie  to dobrze to znaczy że organizm nie poddał się . Organizm dalej walczy.
Są też tacy którzy uważają kaca za kwit esencję  życia . Ważne zdanie w tej kwestii wypowiedziała podhalańska poeta Wanda Czubernatowa  nazywana czasami tischnerowską muzą ( tak tak dotyczy to tego ks. Józefa Tishnera.)
Kto ni mioł kaca nie wi co to smutek
kie kufa drewniano ocka ropom skute
kie koty łupoim raciami o blachy
a wróble w bebny bijom i dziurawiom dachy
suchość w cłowieku od krztonia do dusy
i bolom cię pazdury i kudły i usy
nie  postois nie  lygnies jesce gozy siedziec
a co kwila ci się beko przedwcorajsym śledziem
Może i som tacy  Co Kaca ni mieli
Ale  cóz oni w życiu culi Cóz oni widzieli ?

Zakończenie wiersza iście  w stylu  Mickiewiczowskich Dziadów  coś jak : nie zrozumie człowieka kto człowiekiem nie był ni razu 
Czy trzeba jeszcze coś do tego dodać  ?
                                                       

Antoni Relski
4 komentarze
01 listopada 2008
Przychodzą takie dni w miesiącu kiedy wykres naszego  samopoczucia  spada poniżej  osi rzędnych  i ku wielkiej  rozpaczy gna dalej w dół .Czasem dół ten pogłębia się tak jak  grrób kopany przez grabarza powoli systematycznie łopata po łopacie . Równo do kanta i kąta . Wydłubującego  problemy jak kamienie  kilofem   i równo układający je  wokół przyszłej mogiły tak aby nie zasypać sąsiednich nagrobków . Są też dni kiedy dół pojawia się jak lej po wybuchu pocisku .Ziemia pode nami  zapada się gwałtownie a my   zdziwieni  jak żołnierz który  opada  na ziemię po trafieniu obcą kulą  . A jeszcze gorzej gdy kula trafia z naszej  strony okopu . Przecież ranek tak miło zapowiadał się .  Najbardziej zdziwieni jesteśmy gdy granat detonuje ktoś z  bliskich  . Leżymy  w tym dole i nim powróci do nas świadomość miejsca i czasu podświadomie machamy  rękami i nogami w nadziei  że są  całe  i uda nam się zbiec jak najdalej. Zatykamy uszy za późno niestety . Co powiedziane zostało usłyszane .A jakże często usłyszane równa się zapamiętane .Zmagamy się więc i my  z dołami i  dziwi nas  bardzo czasem bo życie  daje  odczuć że   poruszamy  się po  polu minowym  choć nie do końca winni jesteśmy  tym eksplozjom i wybuchom zdradzającym nasze  położenie .
 Te dni w których czujesz się jak para znoszonych butów. Niby pasują jak ulał do nóg gospodarza ,nie powodują otarć nie cisną a jednak właściciel   zauważa te przetarcia na czubku i wreszcie dochodzi do wniosku ze ten kolor na dobrą sprawę zawsze go  wkurzał.. Jeszcze pamięta o marszach w tych butach  mniej o tym ile razy dzięki nim uniknął  skręcenia kostki  czy nadwerężenia stawów ale te przetarcia i ten kolor. Nie zdecydowania nie nadają się na najbliższe wycieczki . Na które on także  nie pójdzie  bo nie ma odpowiednich butów. Leżą więc w kącie kompletne para i nie rozumieją dlaczego są tak denerwujące . Tylko polna mysz która gdzieś przez nieuwagę zaplątałą się w garderobie  zachwyca się jakie są dobre.  Ale któżby liczył się zjej zdaniem wszak to złodziejka i wagabunda .Wyrzucenie na margines lub jak kto woli zmarginalizowanie  jest cholernie dołujące. Nachodzą nas wtedy  radykalne myśli  i ekstremalne rozwiązania ,czasem boimy się  tych rozwiązań . I dalej  nie znamy odpowiedzi na odwieczne , cisnące się na usta pytanie   czy wiek dojrzały w żaden sposób nie może zawrzeć kolacji z  rozkwitającą menopauzą.

Rozliczenie

Gdyby wezwał mnie teraz Pan 
Aby z życia się swego rozliczyć
Wierzcie proszę  nie wiem już sam 
                   Czy naprawdę  czym było się szczycić                 .

Jakim byłem człowiekiem na co dzień?
Czy nim tylko bywałem od święta?
Czy mądrości tkwi we mnie  choć cień?
Czy o swoich upadkach pamiętam ?

Czy dla  bliskich byłem  podporą ?
Czy to bliscy przez życie mnie wlekli?
Szcęściem byłem kogoś czy zmorą ?
I czy w złościach  swych byłem zapiekły?

Czy wybaczyć umiałem  złe słowa
I opinie  nie zawsze  radosne?
Czy wciąż chciałem  zaczynać od nowa ?
Jesień życia  już miałem czy wiosnę?


Parafrazując Ewę  Błyszczyk   -  Depresja  w granicach normy
Antoni Relski
4 komentarze