16 lipca 2012

Zazdrość to cywilizacyjny wymysł

Ponoć małżeństwo zabarwione odrobiną zazdrości jest trwałe. Oczywiście chodzi tutaj o zazdrość pozytywną. Bo jak twierdzą obeznani w temacie, czyli portal przystojniak.pl, mamy dwa rodzaje zazdrości: pozytywną, która pomaga i negatywną, która przeszkadza.
Pozytywne uczucie zazdrości niejednokrotnie motywuje nas do zmiany zachowań. Wartości same w sobie nie działają na nas tak samo silnie jak spostrzeżenie, że inni doświadczają ich na co dzień. Wyobrażenie a rzeczywistość to dwie różne sprawy Marzenia na takim konkretnym przypadku stają się wyraźne i konkretne I tu dochodzi do głosu ta pozytywna zazdrość, wyrażona jako pożądanie i tęsknota za określonym dobrami. To popycha nas do działania. Skoro innym się udaje, to i mnie musi się udać. Zazdroszczę im a więc staram się więc osiągnąć to samo.
Ta definicja z motywującą rolą zazdrości jest dla mnie odrobinę naciągania. Może to nie chodzi o rozbudzanie zazdrość, a o budowanie wzorca do działania.
Jeżeli na przykład ktoś ma elegancki samochód. Ja jestem wolny od destrukcyjnej zazdrości i nie przekłułem mu opon w samochodzie lecz postanowiłem mieć taki sam, to nie zazdrość. To efekt słabej wyobraźni. Ja mogę czytać o tym, że nowy model jest jak to się teraz mówi zajebisty, ale dopiero kiedy dotknę karoserii, przyłożę twarz do bocznej szyby i kopnę w koło mogę powiedzieć – o! właśnie taki.
Buduję biznes plan, który punkt po punkcie obalają mi pracownicy banków, do których zgłaszam się po kredyt. I wtedy dopiero budzi się we mnie zazdrość, ta negatywna.
Zazdrość, która szkodzi jak twierdzi przystojniak.pl jest szkodliwą, wręcz niszczącą odmianą zazdrości. To lęk, który wynika z niskiego poczucia własnej wartości i z braku wiary we własne siły. Lęk ten z czasem rosnący powoduje, że pojawia się potrzeba kontrolowania otoczenia. Kontrola zamiast zaufania. Objawy chorobliwej zazdrości kierowane są głównie przeciwko partnerom.
Z tej definicji wynika, że przekłucie opon w tym przykładowym samochodzie sąsiada wynikało z potrzeby kontrolowania go. Rzeczywiście łatwiej mieć sąsiada na oku, gdy jak ja siedzi w tramwaju zadymiając do swojej roboty.
Wynika z tego, że każde nasze działanie motywowane jest przez zazdrość, taką lub inną i nie ma innej możliwości.
Przypomina mi się fragment ze sztuki Moliera - Mieszczanin szlachcicem.
Bo wszystko drogi panie co nie jest poezją, jest prozą”
Niedzielna prasówka i pewien przeczytany artykuł rzucił snop światła na powyższy problem. To „Seks (nie)małżeński” Tomasz Borejza zamieszczony na Onet.pl.
Sprawa dotyczy 40-tysięcznego ludu Mosuo żyjącego w Chinach, tuż przy granicy z Tybetem.
Oprócz opis panującego tam matriarchatu, autor dużo miejsca poświęcił relacjom damsko-męskim.
Opierają się one na swobodnym wyborze partnerów i - co ważne - niewielkiej liczbie ograniczeń.
Wygląda to tak, że chłopak zakochuje się w dziewczynie albo odwrotnie i zaczyna adorować potencjalną partnerkę. W zamian może liczyć przy odrobinie szczęścia na zaproszenie do domu. Tam zostanie przyjęty w prywatnej sypialni, którą otrzymują wszystkie dorastające dziewczęta. Najpierw po kryjomu, później oficjalnie, po kolacji. Związki tego rodzaju trwają latami i dostarczają satysfakcji obojgu zaangażowanym w nie ludziom.
Ciekawe jest i to, że kobiety Mosuo nie są ograniczone do jednego partnera. Starsze wspominają coś o 40-50 partnerów seksualnych.
Nazywa się to ładnie przychodnim małżeństwem. Obecnie jednak praktykują tzw. seryjną monogamię. Raczej zmieniają partnerów, niż utrzymując wiele seksualnych relacji jednocześnie.
Wychodzi na to, że takim seryjnym monogamistą u nas jest na przykład Michał Wiśniewski.
Z powyższego opisu wynika, że co prawda łatwiej tam o znalezienie się w łóżku niż przy stole oblubienicy, ale gdyby facet miał kiedyś dokonać wyboru albo, albo, z pewnością wybrałby łóżko.
Czyżby więc naukowcom udało się odnaleźć miejsce które można uznać za raj?
Eden istnieje.
W języku Mosuo nie ma słowa oznaczającego "zazdrość". Mężczyźni nie pilnują swoich partnerek, pojęcie zdrady pozostaje czymś nie do końca zrozumiałym.
A więc szalej dusza piekła nie ma? I jak sobie dają z tym radę przywódcy duchowi owego ludu?
Jak to jest możliwe, że pośród tego Tybetańskiego ludu nikt nie zawraca sobie głowy pojęciem słowa zdrada?
Na samym końcu autor wyjaśnia to w kilku słowach.
Jest to możliwe, ponieważ dzieci pozostają z ich matkami, a ojcowie uczestniczą w ich wychowaniu jedynie w ograniczonym stopniu.
Psychologowie ewolucyjni uważają, że oczekiwanie monogamii - zwłaszcza w odniesieniu do kobiet - jest związane z męską obawą przed ponoszeniem kosztów wychowania nieswojego potomstwa.
Przy granicy z Tybetem powstał system, który pozwala zapomnieć o zazdrości, ponieważ takie ryzyko nie istnieje. Koszty wychowania dzieci ponosi rodzina matki.
I znowu my faceci, wyszliśmy w badaniach naukowych na sknery bez serca,które robią co mogą, a nawet wymyślają specjalne uczucia by tylko nie ruszyć portfelem.
Jak bowiem wydawać na serki Danio, czy nowego laptopa dla osobnika nie będącego owocem własnych lędźwi?




8 komentarzy:

  1. Cześć Antoni
    Ale co z tzw. honorem męskim. Tu przypomina mi się anegdota o polskim, a jakże przedwojennym, oficerze który zastrzelił najlepszego przyjaciela za to, że ten pocałował jego żonę, którą on nie pocałował od siedmiu lat. Niby głupie ale coś o nas facetach mówi. A tak naprawdę to najsymatyczniejsze w tym są szympansy Bonobo i szkoda że to nie od nich pochodzimy tylko od jakiegoś wspólnego przodka ha ha. Pozdrawiam, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może w takim raju to i honor nie potrzebny, bo wszyscy faceci będąc szwagrami szanują się nawzajem. Jak to w rodzinie.
      Nie wiem, nie wiem
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Najgorszy ,to taki typ psa ogrodnika: sam nie weźmie i drugiemu nie da, taki nobonie, w domu najgorszy. Pozdrawiam,Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie zgadzam się z tym psem ogrodnika. A w szczegółach nie wiem dlaczego oficer nie całował żony przez siedem lat.Może to jakiś przesąd oficerski albo co.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Bo człowiek, jak to zwierze, nie jest z natury monogamistą. To rozwój cywilizacji i kultura nakazują nam postrzegać "zdradę" jako coś niewłaściwego. Ewolucyjnie mężczyzna ma za zadanie zapłodnić jak najwięcej kobiet, żeby rozsiać swoje nasienie. Kobieta ma przypisane mniejsze możliwości, ze względu na konieczność chodzenia w ciąży i wychowywania dzieci, dąży więc do zyskania stałego partnera, który zapewni rodzinie dobrobyt. To z kolei zmienia się z postępem medycyny w zakresie antykoncepcji, oraz ze zmianami społecznymi dotyczącymi feministycznej emancypacji. Tak więc "zdrada" jest pojęciem kulturowym, a zazdrość w stosunku do partnera, przez pokolenia nauczyliśmy się czuć. Mam znajomego, który posiada 22-oje rodzeństwa (dzięki tatusiowi rzecz jasna), w naszej kulturze byłoby niemożliwe, żeby rodzeństwo z innych matek mieszkało wraz z nimi pod jednym dachem.
    Zazdrość w związku może rozpalać tlący się płomień, negatywna za to jest zaborczość, której osobiście niejednokrotnie doświadczam. Zazdrościmy, kiedy ktoś ma coś, czego byśmy chcieli i dopóki nie przemienia się to w zawiść, może być uczuciem pełnym życzliwości (zazdroszczę kumpeli, ale cieszę się jej szczęściem, nie życzę żeby powinęła jej się noga i żeby miała gorzej niż ja). To takie polskie być zawistnym, cóż...
    Zapraszam do mnie: http://bylojuzwszystko-zawszebedziewiecej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdrość i zawiść dwa słowa na z a między nimi cienka czerwona linia. Pozdrawiam

      Usuń
  4. Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). W Nepalu istnieje legalna poliandria - tzn. jako, że jest tam mało ziemi - to żeby nie dzielić pól dziedziczą je wszyscy bracia, a klamrą spinającą ten stan jest zwiazek z jedną kobietą. Przy czym nie jest to głupio pomyślana zasada, bo małżonka rodzi najpierw dziecko starszemu z braci, następnie młodszemu. Te ludy które praktykują polianadrię są o wiele bardziej moralne niż my.
    Pozdrawiam Mirek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moralność to też wymysł cywilizacyjny
      Pozdrawiam

      Usuń