Wczoraj
wieczorem, wyciągnąłem z piekarnika bagietki dla Młodszego.
Faszerowane są ziarnami siemienia lnianego, maku, sezamu i słonecznika.
Opracowałem
technologię formowania bagietki na ziarnach, dzięki czemu wspaniale
wyglądają. Są takie light. Dodatkowo przemyciłem do składu
dwadzieścia procent mąki razowej.
Dla
siebie upiekłem wielozbożowy z mąki pszennej, razowej z otrębami
i żytniej. Ten z poprzedniego poniedziałku skończyłem w ten
wtorek. W dalszym ciągu nadawał się do konsumpcji.
Gotowego
pieczywa praktycznie nie kupuję, to z marketu jest niejadalne, a
bagietki często są odświeżane.
Wiem
co jem - mówię krojąc następna kromeczkę. Z drugiej strony
trzymam reżim konsumpcyjny, ograniczając dzienne spożycie do
jednej maks dwóch kromeczek.
Czekając
aż chleb w piekarniku zmieni swój kolor na klasycznie złocisty,
kroiłem sałatkę dla Młodego. Micha zieleniny z fetą plus sos
vinegret, zabezpieczy jego potrzebę jedzenia i wymóg wagi. W końcu
od czasu do czasu pobiera profity ze swego wyglądu.
Oczywiście
jak mówił tak robi. Dopycha to od czasu do czasu chińską zupką,
ale to bardziej filozofia niż głód.
Ja
skończyłem sałatkę z kalarepy i rzodkiewki którą polecała
Zgaga. W zestawie z grzanką była jak trzeba.
Nie
ma więc strachu. Zresztą nigdy nie było.
Pomiędzy
jednym a drugim wsadem do piekarnika, zapiszczała mailowa poczta.
Mój Francuz przysłał mi drugie zdjęcie w ciągu tygodnia.
Zdjęcie żony.
Na
każdym wygląda na zadowoloną z sytuacji i otoczenia.
Fakt
ten z resztą potwierdza i sam Eric, dopisując dwa gładkie zdania,
że dbają i że nie ma strachu.
I
przy tym ogólnikowym stwierdzeniu pozostaje mi trwać.
Zona
rozbiegana między jednym a drugim spotkaniem ze znajomymi, a i
rozmowy telefoniczne z wiadomych względów lakoniczne.
Ostatnio
uczestniczyła w jakimś koncercie jazzowym, połączonym z
uroczystą kolacją.
Kto
grał i jaki był repertuar? nie udało mi się dowiedzieć.
Jak
każda typowa kobieta, zwróciła uwagę na wszystkie szczegóły,
tych pobocznych dla koncertu nie wyłączając
-
Wyobraź sobie, wokół same torebki Louisa Vuittona.
To
znaczy, że towarzystwo było eleganckie. No dobra, przyjąłem na
wiarę elegancję tego Vuittona.
Tak
więc moja żona przebywa w świecie firmowej galanterii, z
temperaturą typową dla północy Polski, w lipcu. Ponoć jest
jakieś dwadzieścia trzy stopnie.
Pozostali
w małopolskiej ziemi, obserwują rtęć próbująca wyleźć z
termometru. A niewiele jej już brakuje, 35 stopni jak na południu
Francji.
Według
najnowszych informacji rtęć wylazła już z rurki w Budapeszcie.
Tamtejsze 40 czterdzieści przyjąłem jak swoje 50, kilka lat temu.
Ze
różne jednostki? Stopnie to nie lata?
Wiem,
ale wrażenie jest podobne. Najpierw niedowierzanie.
Teściowa
wyjeżdża na wieś. Kiedyś przebojem zagwarantowała miejsce w
wiejskim pokoju dla swojej przyjaciółki. Teraz przyjaciółka
ciągnie ze sobą swoją krewną.
Zauważam
w tym jakąś odmianę łańcuszka świętego Antoniego. Antoni raz
się złamał i łańcuch rośnie ogniwo po ogniwie. Żeby mi się
tylko z tego nie zrobił jakiś sezonowy dom pogodnej jesieni.
Jak
mnie tam nie ma, to taka ilość wapna na jeden metr kwadratowy
gorczańskiej ziemi nie do końca mi przeszkadza. Nie wiem jak
Jaśkowi. Ale on w każdej chwili może pozbawić je wrażliwości,
jedna flaszką swojego produktu.
A
nie ma nic zabawniejszego, jak siwe główki i sztuczne szczęki na
rauszu.
Ale
co im pozostało? Wiedzą przecież, że nie pojawi się już żaden
królewicz na białym koniu.
Oczywiście,
pozostają jeszcze wnuki. Jeżeli znajdą chwilę między jednym a
drugim ważnym zajęciem. Prawdą jest to, że własne dzieci
również myślą o nas w kategorii minerałów, szczególnie gdy na
tarasie pijemy z teściową wino. Ech te granice przesuwają się z
wiekiem. Najpierw w jedną a później w druga stronę.
To wszystko zależy od nas jak nas traktują.
OdpowiedzUsuńA ja bym chciała ,
żeby myślano o mnie w kontekście minerału
i dali mi wreszcie spokój. :-)))
Patrząc na Twoje profilowe zdjęcia obawiam się że nie nastąpi to tak szybko.
UsuńPozostaje Ci czerpać radość z faktu, że ciągle ktoć chce czegoś od Ciebie.
Pozdrawiam
O ileż ładniej BRZMI minerał od skamieliny... ;)
OdpowiedzUsuńDwie kromeczki własnego wypieku? Jak Ty to robisz? Kuchnia na kłódkę?
To się nazywa silna wola. Czasem taką posiadam. Posiadam również konsekwencję, ale nie w tych sprawach w których zdecydowanie powinienem. Stąd jestem tu gdzie jestem z takim a nie innym bagażem doświadczeń. Może to takie patetyczne, ale słyszałem już pod moim adresem taki teskt
OdpowiedzUsuńŻebyś ty był ze wszystkim taki konsekwentny.
Pozdrawiam
Antoni, podziwiam Ciebie za te chleby i bagietki. Mnie by się nie chciało piec, tym bardziej, że jeden chleb musiałabym jeść dwa tygodnie, a lubię świeży. Wczorajszy mi nie idzie.
OdpowiedzUsuńBagietki znikają błyskawicznie i to bez mojego udziału. A chleb rzeczywiście wystarcza mi na tydzień.
UsuńAle jak w tym programie - wiem co jem. Dodatkowo ziemniaki, kefir i oliwa przedłużają świeżość chleba
Pozdrawiam
ze zdumieniem stwierdzam, że ten domowy chleb jest bardziej sycący i mnie również wystarczy jedna kromka. Piekę razowy ze słonecznikiem a tytłam foremkę w płatkach owsianych. Geriatryczny wiek nie jest taki zły, zwłaszcza gdy panie emerytki nie są jędzami
OdpowiedzUsuńRobię tak jak Ty, a jak chcę bez "śmieci" to używam papieru do pieczenia. Zawsze to jakaś odmiana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A ja nie piekę, ale mam dojście do pieczonego domowym sposobem. Kupuję i wystarcza mi na tydzień. Jestem na diecie cholesterolowej i zaleca się trzy kromki dziennie posmarowane np. benecolem, więc się stosuję i na jednej nie poprzestaję, zieleninę , a jakże spożywam , używając duuużo oliwy z oliwek. Zresztą uważam, że jak się oliwi, to się nie wapnieje. Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńWiadomo mechanizm oliwiony chodzi bez zarzutu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwitam cię Antonio w to upalne przedpołudnie:) Ach ten chlebuś się tak często przewija w twoich opowieściach...aż słyszę chrupiącą skórkę? Gorąco i chcę nad morze:( Pozdrawiam - Ania
OdpowiedzUsuńSam się przez ten własny chlebuś trochę zepsułem
UsuńPozdrawiam
Rzuć wapno na druty, odzywka mojej Córki do swojej koleżanki 25 lat temu, kiedy zleciłem jej poproszenie do telefonu ojca koleżanki, mojego rówieśnika. Czyli wiek mineralny jest zależny od wieku szacującego owe stężenie minerałów w tętnicach ocenianego ha ha. Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńSpójrz na siebie. co kiedyś, a co teraz myślisz na przykład o ryczących czterdziestkach?
UsuńPozdrawiam
Chleb, który Pani_Wachmistrzowego_Serca piec raz na czas raczy, również zjadany jest do ostatniej okruszyny, czasem i po półtora tygodnia nawet, gdzie się jeno skórka kapkę twardsza czyni, aliści miąższ jest cięgiem czas całym tejże samej niemal konsystencyi. Że jednak fakt ten ostatnio przy Wielgiej Nocy miał miejsce, odchodzę niepocieszony, oskomy jeno zbytecznej nabrawszy...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
A może by tak posunąć pomysł na taki chleb, lub ten post do przeczytania.
UsuńPozdrawiam
Zajrzałam wracając od Wachmistrza.... a tu tak jakos smakowicie i zapach chleba czuję. Ani chybi piekarzem jesteś? :-)))))
OdpowiedzUsuńA na jagodzianki zamówienie można złożyć?
Piekarzem nie jestem a raczej smakowym hedonistą. O ile chleb mam opanowany, tak jak np pizzę, to słodkich wypieków nie praktykuję. Wydaje mi się to mało męskie.
UsuńAle jagodzianki lubię co uczciwie muszę przyznać.
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny
Słusznie. Z jednym aczkolwiek zastrzeżeniem. Granice się przesuwają, wiek stoi dokładnie w tym miejscu w którym go zatrzymamy;)
OdpowiedzUsuńNo proszę a jednak mamy tę możliwość wobec czasu.
UsuńPozdrawiam