30 września 2014

Nie narzekam

W ostatnią sobotę odebrałem żonę ze szpitala. Szpitale wpisały się w moje życie na stałe. Ot tak, jak dla kogoś nadkwasota, chroniczne zaparcia czy poranna zgaga. Przecież ostatnio byliśmy na zabiegu jeszcze w sierpniu, a tu już kończy się wrzesień.
Tydzień postawiony na głowie, a dodatkowo w domu szczeniak obdarzony ADHD.
Nie pozostało nic innego jak tylko prosić teściową o czasowe zamieszkanie u nas.
Propozycję zamieszkania, teściowa przyjęła ze zrozumieniem (czytaj z radością). Młody i ja wychodziliśmy z domu bladym świtem a wracaliśmy późnym wieczorem. Przez ten czas teściowa w sposób nieskrępowany wprowadzała w domu swoje porządki. Do dzisiaj pytamy się nawzajem, gdzie co leży, próbując znaleźć jakieś zasady lub logikę.
Jest coś mocniejszego od próśb i tłumaczeń, nazwę to przyzwyczajeniem, żeby nie określać jako starczy upór. Bo przecież chochelka do zupy powinna leżeć w szafce z prawej, a żona jakimś cudem zaplanowała jej miejsce po lewej.
Tak to od kilku dni żyję w świecie wewnętrznej sprzeczności. Z jednej strony jestem szalenie wdzięczny za to, że nie odmówiła pomocy, z drugiej klnę szukając podstawowych rzeczy.
Skąd ta potrzeba zmian w domu ludzi po pięćdziesiątce?
Przecież i my mamy już swoje przyzwyczajenia.
Przepraszam za porównanie, ale w tym uporze teściowa i psa wydają mi się trochę podobne.
Suka z uporem maniaka podjada kocie jedzenie. Kocia miska wędruje więc z miejsca na miejsce.
Ostatnio wydawała się dość bezpieczna w połowie schodów na piętro.
Jak pokazują doświadczenia ostatnich dni, tylko nam się tak wydawało.
Nie pomagają tłumaczenia i dobre rady z książki Cezara – Jak wychować idealnego psa.
Chyba wbrew klasykowi trzeba będzie dać po dupie.
Kota zrozumiała zagrożenie bo ostatnio opróżnia michę od razu po załadowaniu i suce pozostają psie kulki, zaraz po zjedzeniu których wstępują w nią nowe pokłady energii.
Dwa dni temu teściowa posadziła czosnek i miejsce sadzenia zaznaczyła białymi, plastikowymi tabliczkami. Kiedy już siadła zmęczona nad kubkiem kawy, zauważyła, że suka zniosła w okolice domu wszystkie tabliczki. I nie wiadomo w takiej chwili, śmiać się czy płakać.
Jeden krzak winogrona schnie na potęgę Suche liście spadają jeden za drugim a owoce przestały dojrzewać. Zielone kulki spadają przy dotknięciu. Boję się, że suka podgryzła go skutecznie.
Strat jest zresztą dużo więcej.
Z drugiej jednak strony wiedziałem jakie są boksery, to psy które nigdy nie dojrzewają. Wiedziałem o tym i tego chciałem. Kiedy jednak wracam do domu a pies rzuca się z powitaniem, merdając ogonem tak, że nie potrafią tego utrzymać tylne łapy, to cała złość z człowieka ucieka. W końcu prawdziwa miłość to miłość pomimo czegoś. Dlaczego ma nie dotyczyć relacji z domowymi zwierzakami?
Od dwóch tygodni, wszystkie popołudnia, soboty i niedzielę wypełnia mi pomoc remoncie mieszkania, które Młodzi wynajęli na kancelarię. Malowanie ścian, dopasowanie i malowanie drzwi, panele na podłodze. Zamki, oświetlenia i takie tak inne nieprzewidziane. Nigdy nie narzekałem i teraz tez tego nie uczynię, ale dni zlały mi się w jeden szary stan permanentnej roboty.
Kilka dni temu nad ranem pomyliły mi się dni tygodnia. Gdzieś uciekł mi weekend.
Nie narzekam, popieram rozwój a na początku tego rozwoju pomoc jest z pewnością najbardziej potrzebna.
Miło mi było szczególnie w ostatnią sobotę, kiedy sąsiadka powiedziała do mnie
- Antoni kończ te roboty bo krajobraz bez ciebie jest strasznie pusty.
Zrobiło mi się cieplej na sercu choć byłem zaskoczony, bowiem nie posądzałem sąsiadki o takie poetyckie określenia. To jest chyba zapowiedź nadchodzącej imprezy. A niech tam. Jak skończę a żona dojdzie do siebie, chociaż ze względu na fakt używania wózka powinienem powiedzieć dojedzie do siebie, zrobimy „Pożegnanie jesieni”.
Wspominałem już kiedyś, że jak na razie na sąsiadów nie narzekamy. Odpukać, puk puk. W tę samą sobotę wieczorem pojawił się drugi sąsiad z córkami, cztery i sześć lat. Nabożnie niosły pudełko po lodach, w którym znajdowały się czerty mufinki. To prezent na powitanie żony.
Wręczyły jej pudełko, informując od razu, że najbardziej lubią te z czekoladą.
Żona otworzyła natychmiast pudełko i poczęstowała obie dziewczynki.
Kiedy pojawiłem się z sąsiadem w pokoju, zobaczył on umazane czekolada twarze dziewczynek.
- Co wy robicie? Przecież mamy ciastka w domu.
- Ale one bardzo je lubią – odpowiedziała żona, dodając zaraz - Podziwiam szczerość dzieci.
- Niestety z tego szybko się wyrasta – dodałem – A więc korzystajmy póki się da.
Wieczorem kot i pies zgodnie legły przed kominkiem w pełnym porozumieniu.
Tak to ostatnio żyje nam się pomiędzy młodszymi i starszymi od siebie.
I gdzie tu jest czas na przemijanie?
Przecież nie ma nawet czasu, żeby o tym przemijaniu pomyśleć


26 września 2014

Osiołki są wolne

Nie fucha w Orlenie dla byłego doradcy od wizerunku, nie odprawa w wysokości połowy dużej bańki (o jakiej mógłbym tylko pomarzyć ) dla nowej ministry, a osiołki właśnie stały się najważniejszym tematem przedostatnich dni.
Bezczelne zwierzaki kopulowały na terenie wybiegu dla osłów.
Najdziwniejsze jest to, że akt płciowy odbywał samiec z samicą, bez zabezpieczeń i na dodatek w swoim mieszkaniu, bo czyż ów wybieg nie jest mieszkaniem osła?
Na dodatek para jest już wielodzietna co oznacza, że seks odbywa się w tym związku z sposób klasyczny i w grę nie wchodzi żaden tam fancuzik czy analik.
Można by powiedzieć, że to taka tradycyjna chociaż zwierzęca rodzina.
Pomimo wymienionych na początku plusów, ośla rodzina stanęła na celowniku pewnej radnej z ugrupowania które głośno oświadcza, że tradycyjne wartości są dla nich najważniejsze.
A czy tradycyjnie słońce nie wschodzi codziennie na wschodzie z zachodzi na zachodzie?
Czyż tradycyjnie pszczoły nie zapylają kwiatów produkując przy okazji miód?
W ową tradycję wpisuję się też zwierzęta, które od pokoleń przedłużają w ten sam sposób gatunek? Żadne tam panie Bolku giender, żadne tam zboczenia.
Ponoć to matki skarżyły się na bezwstydne zabawy, a wiadomo, że polityk uważnie sucha głosu narodu w końcu vox populi vox Dei. U części zaś tego narodu i dobry Pan Bóg mógłby pobierać nauki. 
I albo ten głos matek był wymyślony, albo matki były głupie bo nie skorzystały z fantastycznej okazji aby pokazać dziecku, że cały świat w którego jesteśmy częścią rozmnaża się w podobny
sposób.
Dzieci garną się do wiedzy ale też ta wiedza ich szybko nudzi. Jeżeli jest podana w suchy i nieprzystępny sposób, dlatego w poznańskim ZOO, osły postanowiły się poświęcić dla dobra edukacji.
I co ? i okazało się, że stały się one męczennikami procesu edukacyjnego. Na wniosek radnej wysoki płot z siatki oddzielił osła od oślicy.
Nikt nie pomyślał przy tym, że z braku tradycyjnego partnera osły oddawać się zaczną przypadkowym kontaktom seksualnym nie wyłączając masturbacji, którą tak ganią religijni ideolodzy.
Niemożliwe?
Możliwe możliwe
Dobrze, że podniósł się wielki szum w Internecie krytykujący decyzję dyrekcji poznańskiego ZOO.
Dyrekcja pod naporem krytyki odwołała swą decyzję o rozdzieleniu pary osiołków.
- „Nigdy nie było naszą intencją aby jakiekolwiek zwierzęta czuły się niekomfortowo z racji swoich naturalnych zachowań ”- czytamy w oświadczeniu ogrodu - pisze poznańska "Gazeta Wyborcza".
„Balansując pomiędzy zachowaniem dobrostanu zwierząt a spokojem i zadowoleniem naszych zwiedzających (w tym najczęstszych Gości naszego zoo - dzieci) popełniliśmy błąd, szybko reagując na skargi, których nie chcieliśmy pozostawić bez odzewu i umieściliśmy osły na oddzielnych wybiegach.”
- Zbyt szybko reagując – dodam od siebie
„Niefortunne to zdarzenie pociągnęło za sobą skutki, których nie byliśmy w stanie nawet sobie wyobrazić.”
Tak, nie wyobrażałem sobie, że stanowisko Dyrektora w ZOO jest funkcją polityczną. Myślałem do wczoraj, że piastują je fachowcy zatroskani o los zwierząt, pragnący stworzyć im na ile to możliwe warunki zbliżone do naturalnych. Naturalnych jak naturalne rozmnażanie.
Spóźnione wydają się słowa, że :
„Sytuacja rozdzielenia osłów miała być od początku i z założenia sytuacją przejściową (mająca na celu również obserwację w celu stwierdzenia ewentualnych agresywnych zachowań samca) - dodają władze Starego ZOO. ”
Do kogoś w końcu dotarło, że było to działanie polityczne? Co by nie mówić tego nie da się obronić.
ZOO to pierwszy krok. Już oczami wyobraźni widzę siatkę rozciągniętą w poprzek mojego domu z powodu tego, że kończę już okres w którym myśli się o prokreacji. Tu menopauza tak andropauza kręcą się wokół domu, więc aby uniknąć zgorszenia, zboczenia i zbezczeszczenia. usłużni współpracownicy rządzących i księdza proboszcza, zakotwili na linii korytarza zielone słupki rozciągając pomiędzy nimi siatkę o małych oczkach.
Z tego podziału wyszło tak, że kuchnia jest z mojej strony. Żonie to nie przeszkadza, ona zawsze dbała o linię.
Małym problemem staje się to, że toaleta znalazła się w gestii żony. Mnie pozostaje mały zlew w pomieszczeniu gospodarczym. I wybieg oczywiście.
Ile jednak mogę udawać, że mieszkam w akademiku?
Paranoja. Paranoja jest goła jak śpiewała Kora

Jestem taka, jestem taka zmęczona
Bolą mnie ręce, boli mnie cała głowa
Tyle dzisiaj, tyle się dzisiaj stało
Boli mnie serce, boli mnie całe ciało

Paranoja jest goła

Dzień się skończył
Na księżyc patrzę jak pies
Stopień po stopniu, na metalową wieżę wspinam się
Rosa pokrywa, rosa pokrywa ciało
Tyle się dzisiaj, tyle się dzisiaj stało

Paranoja jest goła

A propos psa wymienionego w piosence. Te to dopiero używają sobie na oczach zgromadzonych.
Nie przejmują się zupełnie jacy ludzie na nich patrzą i jakie wartości sobą reprezentują.
Mają gdzieś dostojników, duchownych, matki i dzieci. Dogadzają sobie solo, w parach. Dogadzają sobie w grupach. Nie jest im obcy wspomniany na wstępie seks w stylu francuskim i o zgrozo homoseksualny.
Tu Pani radna ma pole do popisu. Złote góry temu, kto nałoży kaganiec na psią chuć. Do tej pory rodzice próbowali zamydlić dziecięce oczy lekceważąca gadką w stylu :
- Bo widzisz syneczku, ten jeden piesek jest chory a ten drugi pacha go na pogotowie.
Wszystko to dobre do czasu gdy malec zamyślił się i powiedział:
- To dobrze tatusiu, że się mamusia trzymała klamki bo pan listonosz zapchałby ją na pocztę.
Paranoja jakaś
Paranoja jest goła
Goła ? A fe. 

25 września 2014

Równośc wolność i nowomowa

 Uwaga! Tekst ze słowami
Ponoć największa patologią PRL-u był zwrot „Członek z ramienia”. Dla urodzonych w lepszym politycznie okresie informacja, że chodziło o przedstawiciela partii delegowanego do jakiejś struktury. Partię mieliśmy wtedy tylko jedną plus dwa stronnictwa. Wszystko zaś połączone w jeden Front Jedności Narodu.
Wśród ludu krążył wierszyk popularyzujący ideę pracy w FJN
„Zamiast trącać prącie w kącie, pracuj w Narodowym Froncie”
No i jedność narodu była widoczna wynikam głosowania 95,5%.
Nie do uwierzenia, dlatego mało kto w to wierzył. Wiara wiarą a współczesne partie za taki wynik gotowe by były podpisać pakt z diabłem. Mają po 5, 10 w porywach 25 % poparcia i uważają, że diabeł siedzi u konkurencji.
Skąd te rozważania?
Jan Maria Nieistotny nie jest przedstawicielem rodzaju męskiego który płeć zalicza do kategorii kwalifikacji. Od lat uważa, że w małżeństwie jeżeli nie może być ono partnerskie, rządzić powinna osoba mądrzejsza. Posiadanie penisa czy jak kto woli członka nie decyduje o niczym.
To jest przeciwnie niż w polityce gdzie członek jest ważny. Najważniejsza zaś jest ich liczba mnoga czyli członkowie (członki rzecz by można)
Jak już wiadomo Nieistotny uważa polityką za coś brudnego, stąd i słowo członek kojarzy mu się jednoznacznie.
Prawda jest jednak taka, że Jan Maria Nieistotny często ma takie skojarzenia i jakby to powiedział pewien sierżant – Nieistotnemu wszystko się kojarzy z dupą. We wszystkim potrafi znaleźć śmieszność, a najczęściej odnajduje jedno i drugie.
Teraz właśnie z rozbawieniem przyjmuje te feministyczne odmiany słów. Ministra
Marszałkini może nawet Prezesa.
Ostatnio w programie radiowym pani redaktor powitała jakąś działaczkę słowami:
- Oto członkini zespołu do spraw...
- Dziękuje Pani za tę odmianę – zaczęła zaproszona działaczka.
Co zyskujemy dzięki tym karkołomnym rodzajom żeńskim – zastanawia się Pan Nieistotny - przecież sprawiają one trudność nawet rodakom. O cudzoziemcach nie wspominając.
- Idzie o równość i sprawiedliwość – odpowiadają feministki
W porządku. Jak ma być po równo, to niech będzie po równo.
- Mam taki fajny rym do równo tylko trochę brzydki - pomyślał w swoim zwyczaju Jan Maria.
Skoro słowo członek zawiera w sobie przynajmniej dwa znaczenia, uczestnik jakiejś organizacji lub męski organ, to wprowadzenie równości wyglądać będzie następująco:
Od dziś używajmy wymiennie wagina lub członkini.
Członkini będzie miała również dwa znaczenia, damskie uczestnictwo w jakieś organizacji lub damski organ.  
W ten to sposób członkini będzie kojarzyła się tak samo niejednoznacznie jak członek.
Równość ponad wszystko.
Nie tylko wtedy gdy jest dobrze, ale i wtedy gdy jest powiedzmy to szczerze chu.owo.
O przepraszam w ramach równości panie mówią - waginalnie.
Ktoś powie, że to co proponuje Jan Maria jest idiotyczne. A ta na siłę lansowana nowomowa nie jest równie idiotyczna?




23 września 2014

Co nas kręci, co nas podnieca ?

Nie lubię wypełniać ankiet, szczególnie tych w Internecie. Jednak dzisiaj zauważyłem, że
Klarka na swoim blogu, w pośredni sposób zachęca do wypełnienia ankiety o preferencjach seksualnych.
Jak mnie znacie to poderwało mnie to bo lubię trudne wyzwania. Siadłem już nad klawiaturą bo przecież od grafomaństwa do erotomaństwa tylko jeden krok. Już latały mi przed oczami cyfry którym zwykło się oznaczać układy damsko – męskie. 69, 66, 33, 99. i 100.
Moje preferencje, no proszę bardzo to są te, te... i nagle zauważyłem, że one ewoluowały wraz z wiekiem. Wszystko dzieje się tak, jak popularnym dowcipie.
Po katastrofie statku, na malutkiej wysepce, w jakimś archipelagu bezludnych wysp, los połączył czwórkę rozbitków płci męskiej, 20 latka, 30 latka, 40 latka i 50 latka. Nudzili się mocno całymi dniami, bo cóż tu robić skoro najbliższy piwny bar znajdował się jakieś pięć tysięcy kilometrów na zachód.
Któregoś dnia, sokole wzrok najmłodszego z nich dojrzał dym unoszący się nad sąsiednią wysepką. Uzbroiwszy oko w lornetkę która jakimś trafem ocalała z katastrofy i całkiem nie nadawała się ani do zjedzenia ani do przytulenia, krzyknął do pozostałych.
- Panowie na tej wyspie jest kobitka. Płyniemy – tu rzucił się wymownie na fale, ale 30 latek powstrzymał go słowami
- Zaraz tam płyniemy, w morzu pełnym rekinów. To trzeba by najpierw zbudować łódź. Wyposażyć ją w jakiś żagiel, ster i dopiero popłynąć.
- Co tam będziemy budować łódź - powiedział 40 latek – Machnijmy, niech ona do nas przypłynie.
Na to wszystko podszedł najstarszy z nich. 50 latek podniósł z piasku lornetkę spojrzał przez nią na sąsiednią wyspę i rzekł.
- Zupełnie was nie rozumiem panowie. Przecież stąd jest równie dobry widok.
Pewnie już kiedyś cytowałem tę historyjkę, ale jest świetna dla potwierdzenia zasady że panta rhei, łącznie z podejściem do spraw seksu.
No to już preferencje mam załatwione, a czego nie lubię?
Zawsze mówiłem, że nie lubię góralskiej kapeli i ludzkiej głupoty. Jednak przez lata kontaktów z Gorcami, polubiłem góralską muzykę. Ludzkiej głupoty tyle wokół, że albo się do niej przyzwyczaiłem albo się na nią uodporniłem. To straszne bo to mnie więcej oznacza, że zobojętniałem
A żeby trzymać się tematu to już wiem. Kiedyś przekomarzaliśmy się z żoną, tak na żarty, jak to się w małżeństwie czasem robi.
- Jak mnie już nie będzie to ty sobie pewnie znajdziesz zaraz inna kobietę – prowokowała żona.
- Teoretycznie to męską cechą jest zdobywać. Tylko kiedy sobie sobie uzmysłowię, że trzeba biegać na te romantyczne spotkania. Do kina, knajpy, parku, a potem wymyślać i opowiadać te wszystkie dyrdymały, które kiedyś bez problemu przechodziły mi przez gardło, to powiem Ci szczerze, że pewnie by mi się nie chciało. Szczególnie, że nagroda jest przewidywalna i dobrze mi znana. A ja sobie siądę w kąciku z lornetką bo stąd jest równie dobry widok.
To przyspieszone bicie serca też jest w moim wieku niezdrowe. Kilka dni temu, przy drugim secie z Niemcami, o mało nie miałem zawału.
Przyzwyczaiłem się już do regularnego niechodzenia z Tobą do kina czy knajpy.
- A jak wtedy już mnie nie będzie? - żona drążyła temat.
- To wtedy …. Zaraz, zaraz, zaraz … a kto powiedział, że tak będzie, że w tej kolejności?. U wróżki byłaś czy czytałaś horoskop w Tele tygodniu? Jak to mówią, nie wiadomo komu z brzegu.
Dalszą rozmowę przerwał telefon. Szanowna teściowa postanowiła obgadać coś z żoną.
No właśnie i to przyzwyczajanie się do nowej innej teściowej. Koszmar.

18 września 2014

Bez paniki Panowie



 Nie nie popadam w panikę, patrząc na niebieski płomień dającego ciepło gazu ziemnego.
Życie nauczyło mnie nie denerwować się tym co będzie za tydzień. Dzisiaj denerwuję się sprawami dnia dzisiejszego i jutra, w znaczeniu wyłącznie dnia następującego po dniu dzisiejszym.
O tym co będzie pojutrze będę się martwił jutro. To zdrowe podejście do życia pozwoliło mi jak na razie uniknąć zawału, chociaż parę już razy myślałem, że to się nie uda.
Polityka włazi z butami do naszego życia i bez względu na nasz sprzeciw, odciska na nim piętno.
Tegoroczne przygotowania do zimy wiążą się z pewną nerwowością. Bo to za chwilę może się okazać, że ktoś nam zakręcił kurek i nie mamy dostępu do gazu ziemnego.
Czytałem na ten temat teksty u Szanownego Vulpiana i  nie mniej Szanownego Leszka z rozważań 60 latka. Ten ostatni dopiero co założył nowy piec gazowy i nie może doczekać się sezonu grzewczego. Ten pierwszy rozgląda się za profilaktycznie za kuchenką elektryczną.
A jeżeli są jakieś wątpliwości to znajdą się zaraz tacy którzy udowodnią nam, że mają na wszystko receptę. Żeby tylko receptę, oni proponują gotowy produkt.
Nie dalej niż wczoraj, na mojej skrzynce znalazł się e-mail o następującym tytuł



„Nie masz dostępu do gazu ziemnego?”
No ja na razie jeszcze mam, ale ciekawie zerknąłem na tekst

No tak. Działanie marketingowe wzorowane żywcem ma Marii Antoninie, która znalazła remedium dla głodujących francuskich chłopów
„Jeśli nie mają chleba, to niech jedzą ciastka!”
W rzeczywistości, królowa, której powiedziano o głodujących wieśniakach, miała jakoby odpowiedzieć „To niech jedzą (bułki) brioche”
A już tak całkiem serio to ponoć tego wcale nie powiedziała.
Wracając zaś do chleba czyli do gazu, przypominam, że gazoport ruszy dopiero za rok.
Za rok może dwa, stanie sobie … jak Bóg da.
Bo my Polacy już tacy jesteśmy, że nie tylko lubimy Biedronkę ale w czasach trudnych zawsze uwielbiamy liczyć na Bożą pomoc.
Tak czy siak odniosłem wrażenie, że mail jest trochę przedwczesny.
A może jestem zbyt podejrzliwy i połączyłem pewne fakty i zdarzenia w sposób dla siebie typowy czyli bez sensu?
Był taki czas kiedy wszystko kojarzyło mi się z seksem, teraz chociaż się bronię jestem przed drzwiami z napisem – seks jest przereklamowany. Sorry takie mamy życie.
Więc nie mówicie mi że tu chodzi tylko o tych którym rura biegnie zbyt daleko od domu
Może i tak może i nie
Mogą Indianie zbierać chrust? mogę i ja
Zaczynam w weekend, czyli po jutrze.

15 września 2014

Dojrzeć z nudów

W czasach zamierzchłej niestety przeszłości, mieliśmy z kumplem pewną manierę. W chwili gdy któryś z naszych interlokutorów kończył jakiś silnie naukowy wywód i kończył ostatnie wypowiadane zdanie na przykład słowem „grupa”, odpowiadaliśmy mu całkiem niemerytorycznie
- Mam dobry chociaż brzydki rym do słowa „grupa”.
Mieszaliśmy szyki nawiedzonym dyskutantom i leczniczo powodowaliśmy, że spuszczali trochę powietrza z nadętego do granic możliwości ego.
A jeżeli to nie nastąpiło i zdenerwowany człowiek zarzucał któremuś z nas - Głupi jest dowcip twój, wtedy odpowiadaliśmy zgodnie z wzorcem - Do „twój” ma równie dobry co brzydki rym.
Z perspektywy czasu myślę, że może rzeczywiście to było trochę głupie. Myśleliśmy jednak, że jest czas na picie wina i słuchanie płyt jak i czas na dyskusje o Ludwigu Feuerbachu. Nie powinno się w żadnym razie mylić a tym bardziej mieszać tych dwóch okazji.
Pisałem kiedyś o tym, że niektórzy naoglądali się w młodości niewłaściwych filmów o studentach.
Dlaczego przypomniałem sobie o tej naszej manierze właśnie teraz?
Bo zauważyłem, że słowo „starzeje” rymuje mi się z „dziadzieje”. Rym może i dobry ale czuję, że trochę brzydki.
W ramach tego rymu do „starzeje” zredukowałem jakby ilość wypijanego alkoholu. Moja cukrzyca była zresztą świetnym pretekstem do tego.
Wiem już że nie w każdej imprezie trzeba uczestniczy, tak jaki i nie każda kolejka jest do obowiązkowego wypicia.
No bo niby co zrobią jak nie wypiję? Cholera coraz bardziej mam to w dupie.
Najczęściej pijamy sobie z żoną w piątkowe lub sobotnie wieczory, a w chwilach większej fantazji w piątki i soboty. Butelka na dwie osoby do meczu co trwa trzy godziny, to chyba żaden wyczyn.
To straszne ale coraz rzadziej sięgam po drugą butelkę, tego samego wieczora.
Coraz mniej mi wystarcza.
No chyba, że to jakaś między rodzinna impreza wtedy się mobilizuję.
Nie chcę tutaj chwalić się jakąś podjętą decyzjąś w intencji, bo wszystko jest względne. Zaraz też ktoś napisze, że z tą ilością to za kołnierz nie wylewam. Mało i dużo to są wielkości względne.
Po tym jednak co przeczytałem w artykule Agnieszki Komosy ( Na temat pl ), poczułem się się źle a nawet gorzej. Gorzej niż przysłowiowy Mały Pikuś.
Otóż znany i lubiany kiedyś aktor francuski ( to znaczy i kiedyś lubiany i kiedyś francuski) Gerard
Depardieu sam przyznał że dziennie wypija do czternastu butelek wina. Nie stroni też od innego alkoholu.
– Pić zaczynam już przed dziesiątą. Zwykle sięgam wtedy po czerwone wino lub szampana. Następnie nalewam sobie pastis, anyżowy francuski likier – wymienia aktor. Przy każdym posiłku towarzyszą mu nieodłącznie przynajmniej dwie butelki wina. Popołudniami lubi rozsmakować się w szampanie, piwie, ponownie pastis oraz produktach własnej winiarni. Dzień kończy z przytupem – wódką lub whisky.
Aktor na końcu dodaje, że picie jest jego sposobem na nudę.
Boże – pomyślałem jak on się musi haniebnie nudzić.
Niestety ze względu na moją cztery razy mniejszą masę niż Depardieu nie mogę sobie pozwolić na taka nudę.
Odezwała się moja wątroba. Zrozumiałem, że westchnęła tylko -  Może i na szczęście.

12 września 2014

Z dostawą do domu

- Cześć Misiu – powiedziała kiedy Nieistotny uchylił drzwi.
Stała na na zewnątrz, dzierżąc w ręce niewielką torbę turystyczną.
Niebrzydka – pomyślał, trochę wyzywająca ale niebrzydka. Faceci lubią takie kobiety. Nie nie jako kandydatki na żony, ale stanowią one istotny element ich sennych marzeń.
- Dzień dobry Pani – pytająco odpowiedział, przyzwyczajony do stosowania norm grzecznościowych.
- Sorki za spóźnienie ale tam przy pętli dłubią w ziemi. Zrobili zwężenie, a korek taki, że nawet moja Tigra by nie przeskoczyła.
- Opel Tigra? – spytał nie wiadomo dlaczego
- Opel, Opel – odpowiedziała a wykorzystując jego zaskoczenie weszła do środka.
- Długo chyba nie czekałeś ?
- Wcale nie czekałem – odpowiedział zgodnie z prawdą
- No widzisz jak wyobraźnia działa to czas staje. Przy mnie kochany nie tylko czas ci stanie. To gdzie ja się mogę przebrać?
- Przebrać? Do czego?
- Do dojenia – zażartowała - Zamówiłeś usługę i jeszcze nie zdążyłeś się zastanowić jaką?
Rozejrzała się po mieszkaniu i pochwaliła – Ładne i czyste mieszkanie. Sam mieszkasz?
- Z żoną
- Twoja żona?
- Moja. Jestem taki raczej tradycyjny.
- Tradycyjny, tradycyjny – zaczęła żartować – ale w pomysłach na spędzanie czasu to chyba nowoczesny, nie? Niby z żoną a dzwoni bo samotny
- Zaraz, zaraz az kim ja mam w ogóle przyjemność?
- Przyjemność to będzie Misiu za chwilę, jak się tylko ogarnę. A widzisz, zapomniałam się przedstawić. Na imię mam Amanda, ale jak ci się nie podoba to możesz mówić do mnie jak chcesz.
Co zaś do zasad. Żadne tam trójkąty z żona nie wchodzą w grę. Nie pracuję również bez zabezpieczenia ale o tym pewnie powiedzieli ci przez telefon?
- Mnie?
Baczny obserwator mógłby dojść do wniosku, że Jan Maria Nieistotny cierpi na jakąś formę starczej demencji, ponieważ wszystkie znaki na niebie i ziemi świadczą o tym, że właśnie rozmawia właśnie z dziwką, bądź jak chcą teoretycy teorii wyzwolenia z kobietą pracującą. Pytaniem zaś na które szybko powinno się znaleźć odpowiedź jest, kto ową panienkę zamówił do domu Nieistotnego i w jakim celu? Stan niepewności nie mógł w końcu trwać wiecznie jak i wiecznie nie będzie trwało robienie trwałej na głowie ślubnej małżonki.
Co zaś się tyczy Jana Marii, to korzystając z okazji oglądał właśnie jakiś czaro-biały film Akiro Kurosawy na kanale kultura TV i zasnął w atmosferze kwitnących wiśni i wojennych okrzyków samurajów. Wybudzony brutalnie nagłym atakiem na dzwonek, nie doszedł jeszcze do siebie. Stąd też początek rozmowy wyglądał tak jak wyglądał.
- My tu gadu gady a licznik bije - powiedziała Amanda - Za godzinkę wpadnie po mnie Olo i będę się musiała ewakuować. Szybkim ruchem zrzuciła modną jak wydawało się Nieistnemu kurtkę.
Krótka bluzeczką sugerowała brak biustonosza oraz pępek. Była jeszcze krótsza spódnica, która nic już nie ukrywała. Ani koronkowego zakończenia czarnych pończoch ani tym bardziej zapięć do paska. Zwieńczeniem albo jak kto woli ze względu na logikę, podstawą były Wysokie a nawet jakby można było rzec niebotyczne szpilki.
Kiedy stała przed Nieistotnym jej biust znajdował się mniej więcej na wysokości jego oczu, co być może było dodatkowym powodem dla którego Jan Maria Nieistotny dalej stał tak w przedpokoju, będąc nadal mocno rozkojarzony.
Nie zrażona brakiem konwersacji Amanda weszła do salonu który wydawał jej się odpowiednim miejscem, przynajmniej dla początkowej fazy spotkania.
Ileż to razy faceci tracili w kontakcie z nią cały rezon. Każdy z nich taki kogut, ale tylko do czasu, gdy spotkana kobieta powie mu dosadnie - No misiu jedziesz!
Przecież to kwestia faceta.
- I najważniejsze Misiu. Musisz mi zapłacić przed, bo Olo się bardzo denerwuje jak biorę po fakcie. Tyle z tym kłopotów. Biorę dwie stówy za godzinę i pięćdziesiąt za dojazd. Razem dwieście pięćdziesiąt.
- Dwieście pięćdziesiąt? To chyba jakaś pomyłka
Wysoka kwota stała się powodem jego nagłego przebudzenia.
- Pomyłka, pomyłka. Olo zna te numery. Mnie zaś jest wszystko jedno. Bzykasz czy nie bzykasz dwie i pół stówki kładziesz na stole.
- Zaraz, zaraz ja niczego, ani nikogo nie zamawiałem. Poza tym ja nie jestem żadem Misiu tylko Jan Maria
- Maria ? A cóż to za imię dla faceta – Amanda zaczęła kpić.
- To w tej chwili nieistotne – uniósł się tak jak od dziecka unosił się przy tego typu uwagach.
Poza tym cały jej czar którym nie ukrywa zaskoczyła go na wejściu gdzieś prysł. Jakaś taka prosta jest, prostacka nawet
- A nazwisko nasz też Misiu szlacheckie? - kontynuowała.
- Nieistotny
-Jak już mówisz ładnie to mów gramatycznie Misiu. Mówi się nazwisko nieistotne, w mojej profesji ja to rozumiem. Niektórzy lubią pozostać anonimowi
- Nie nie Nieistotny to moje nazwisko. Jan Maria Nieistotny.
- Czekaj, czekaj To Ty nie nazywasz się Pietruski
- Nie nie nazywam się Pietruski, bo nazywam się Nieistotny.
- Czekaj czekaj – powtórzyła i wybrała jakiś numer z listy kontaktów w swoim smartfonie.
- Olo ! Jest tu jakiś mały problem.
Jedyne co Jan Maria usłyszał to był głośny bluzg dobiegający z głośnika.
- Nie nie denerwuj się i na razie twoja obecność nie jest konieczna.
- Powiedz mi tylko, jaki ma numer blok przed którym zaparkowaliśmy?
- 45? i osiedle Jana Chryzostoma.
- No proszę osiedle się zgadza numer bloku też
- A numer mieszkania – spytał Jan Maria, odzyskując zwykłą jasność myślenia
- Osiem... osiemnaście
- No właśnie a tu jest osiem. Swoją drogą to tego Pietruskiego to ja znam. To w sąsiedniej klatce Pani Amando.
- Sorki – powiedziała po raz któryś z kolei dziewczyna. Po czym szybko założyła sportową, modną jak to się już wydawało Nieistotnemu kurtkę, obciągając jednocześnie nieistniejącą spódnicę ku dołowi.
- Lecę bo sąsiad się wścieknie, Ty nie wiesz do czego zdolni są napaleni faceci. Zwykle złościsz się, że pizza się spóźnia, a tu idzie o ciało i o ducha, co się rucha zażartowała wulgarnie dodając wyznanie którego Jan Maria Nieistotny zupełnie nie oczekiwał - A twój sąsiad ducha ma ogromnego. Wierz mi już ja się znam na tych sprawach.
- Gówno mnie to obchodzi - chciał krzyknąć, ale dobre wychowanie stłumiło agresję.
Amanda wrzuciła do torby to co już zdążyła z niej wyciągnąć, w postaci kolorowych zabawek rodem z sex shopu. W tym momencie, dopiero kiedy je zauważył wtedy tak naprawdę uświadomił sobie prawdziwy powód jej wizyty.
- Swoją droga Misiu, jakbyś kiedyś się zdecydował, to dzwoń i od razu proś o Amandę. Tu masz moją wizytówkę. Za dzisiejsza pomyłkę dostaniesz ode mnie coś specjalnego, pod warunkiem oczywiście, że nie pochwalisz się do Ola.
- Ale ja go wcale nie znam
- I to jest dla ciebie bardzo dobra sytuacja. Pa Misiu – powiedziała i zamknęła drzwi za sobą.
Chwilę jeszcze obracał wizytówkę w dłoniach zanim odczytał jej treść:
Jestem atrakcyjną, zadbaną, kobietą o aksamitnym ciałku, ładnym naturalnym biuście. Mam bardzo duże poczucie humoru. Jeśli i Ty je posiadasz będzie Nam bardzo sympatycznie. Zawsze uśmiechnięta i bezpośrednia – lubię spędzać czas z inteligentnym mężczyzną, który wie jak traktować kobietę. Możemy spotkać się w moim prywatnym mieszkaniu w centrum lub w Twoim
Zadzwoń
... tu był podany numer telefonu którego postanowił nie zapamiętywać.
Z drugiej strony znajdował się wykaz wykonywanych usług.
Zmiął ją i wrzucił do kuchennego kosza na śmieci. Za chwile jednak wrócił i grzebiąc dwoma palcami wyciągnął z powrotem. Podarł na kawałki i wrzucił do muszli klozetowej.
Będąc całkowicie niewinnym postanowił i tak nie pozostawić nic przypadkowi. Spuścił wodę a potem jeszcze raz spojrzał w dół. Z wyjątkiem jednego kawałka papieru wszystkie inne spłynęły w czeluść kanalizacji. Spojrzał dokładniej, na różowym fragmencie kartonu jak wyrzut sumienia widniała resztka napisu - „anal” Jak na przykład analizy czy analityka
- Banał – pomyślał Jan Maria Nieistotny i zatopił niebezpieczeństwo przy pomocy szczotki do kibla.
- Jestem już bezpieczny - pomyślał, gdy usłyszał chrzęst przekręcanego w drzwiach klucza.
- Kochanie już jestem – usłyszał z przedpokoju. Wstał aby pocałować na przywitanie małżonkę, chwaląc jednocześnie nowa fryzurę. Lata praktyki zrobiły w końcu swoje.
Kiedy tak zbliżał się do niej, ona niespodziewanie zapytała
- Był ktoś u nas?
No właśnie, był czy nie był? Tego pytania Nieistotny nie spodziewał się. Szybko rozważył wszystkie za i przeciw.
Pójdę w zaparte – postanowił – szczerość nie zawsze się opłaca, szczególnie gdy człowiek całkiem niewinny.
- Nie, nie było nikogo – odpowiedział w staranie wyreżyserowany, spokojny sposób.
- A Iza mówiła, że jakaś młoda dziewczyna z torbą turystyczną. Zaraz sobie pomyślałam, że to może Anka przyjechała.
Iza to była sąsiadka z półpiętra. Niestety zawsze dobrze poinformowana. Anka zaś to siostrzenica żony. Młoda i szalona studentka pedagogiki.
- A o to pytasz - Jan Maria przedłużał odpowiedź, dodając wtręt o sąsiedzkiej ciekawości.
- Była dziewczyna z organizacji ekologicznej Free Animals czy coś takiego. W torbie miała ulotki.
- I była u ciebie a nie była u Izy ? – zaczęła drążyć temat jego szanowna i ukochana.
- Bo jak ją zapytałem, skąd ma nasz adres to okazało się, że to jest bratanica Piertuskiego spod osiemnastki. Sąsiadujemy garażami, pamiętasz? Z pewnością podrzucił jej nasze namiary bo Ty. zawsze z taką miłością kochanie mówisz o psach i kotach - zakończył wyraźnie zadowolony z siebie. Podszedł pocałował ją mocno
- Już mnie całowałeś na powitanie – zauważyła
- To już nie mogę sobie pocałować własnej żony, kiedy mam na to ochotę? - spytał z wyrzutami -
A nawet jakbym miał ochotę zrobić to jeszcze raz
Zaskakujesz mnie czasami – powiedziała z widocznym jednak zadowoleniem.
Sam, siebie zaskakuję – powiedział ni to niej ni to do siebie.
Siadł przed telewizorem ale nie mógł skoncentrować się na przekazywanych właśnie wieczornych wiadomościach.
Poszedł w prymitywne kłamstwo, czego nie miał w zwyczaju. Z drugiej jednak strony, jak jej miał to powiedzieć
- Kochanie była u nas dziwka. Pomyliła drzwi.
I ona niby w to uwierzy bez mrugnięcia okiem. Może i uwierzy na początku, ale potem sobie przemyśli i zacznie robić wyrzuty. Już on zna te słowa pełne wyrzutu i te nietrafiające do jej przekonania tłumaczenia. Mówią, że tylko winny się tłumaczy. Spróbujcie jednak użyć tego argumentu w rozmowie z Nieistotną.
Zresztą już w pierwszym słowie zapyta
- A ty skąd wiesz że to była dziwka? Znasz ją?
Następnego dnia, wczesnym rankiem Nieistotny jak zwykle udał się po samochód do osiedlowego garażu. Niespiesznie podnosił drzwi uchylne, rozglądając się na boki. Bardzo liczył na pojawienie się sąsiada.
Szczęście mu sprzyjało, bo za chwilę zza zakrętu wyłonił się Pietruski.
- Czołem sąsiedzie – powiedział z daleka
Nieistotny wyczekał, aż zbliży się wystarczająco blisko i odpowiedział
- W porządku. A jak pańscy wczorajsi goście?
- Jacy goście ? – wyrzucił lekko zmieszany sąsiad.
- Pańska bratanica – ułatwił mu Nieistotny.
- Wie pan, pańska bratanica pomyliła wczoraj numery i ze swoim warsztatem wpadła do mnie. Mało brakowało a Olo spuściłby mi wpierdol za niechęć do uiszczenia. Na szczęście się wytłumaczyłem .
- No ja się nie dziwię Olo to kupa mięcha, ale dlaczego bratanica ?
Bo całe zajście widziała sąsiadka i powiedziała żonie, o czym ta trochę później już mnie wypytywała. Zaczęła jednak tak podstępnie, że musiałem kombinować zaraz po tym jak zaprzeczyłem, że ktoś u mnie był. Przyszedł mi do głowy Pan, bratanica a w torbie ulotki z organizacji Free Animals. I niech tak pozostanie jakby żona spytała o bratanicę.
- W porządku - odpowiedział Pietruski a buraczany kolor twarzy znikał powoli, ukazując tylko lekkie nerwowe zaczerwienienie policzków.
- Swoją drogą to masz pan literacki talent Panie Nieistotny. Może byś pan co fajnego napisał. Ja w rewanżu za dyskrecję opowiem panu jak z Amanda było.
- Może to i pomysł. Na razie niech pan zaspokoi moją męską ciekawość. Warta była tych dwóch stów?
- Oczywiście. Każdej zapłaconej złotówki, plus koszty dojazdu.
To mi trochę osładza gorycz niewinnego ale w końcu kłamstwa.
- Oj Misiu Misiu – powiedział do siebie przekręcając kluczyk w stacyjce.



10 września 2014

Ja kibicuję, mnie kibicują...

Poczułem w sobie zwiększone zainteresowanie sportem i z zapartym tchem śledzę poczynania naszych siatkarzy. Powiem więcej, nie tylko naszych bo jako abonent tej telewizji satelitarnej co to zakodowała transmisję z Mistrzostw Świata, korzystam z czterech kanałów poświęconych piłce siatkowej plus jeden w technologi HD.
Dech zaparło nawet mojej ślubnej małżonce, która nie zauważała dotychczas we mnie tak dużego zainteresowania sportem.
- To miłe że po trzydziestu trzech latach wspólnego pożycia możemy jeszcze zobaczyć w partnerze coś nowego – stwierdziłem dodając – Prawda kochanie?
- Prawda, tylko dalej zastanawiam się nad tym fenomenem.
- Myślę, że chodzi o to iż jakiś wyliniały lekko samiec po pięćdziesiątce, siada na kanapie przed telewizorem, patrzy jak młodzi, wysportowani faceci uwijają się po parkiecie wzbudzając entuzjazm publiczności i myśli sobie : No właśnie taki mógłbym być jak oni, ale zwyciężyło we mnie poczucie odpowiedzialności za rodzinę i moje życie. Ojciec mówił mi, że taki sportowiec pociągnie do trzydziestki i jak to mówią żegnaj Gienia. Nie przewidział niestety, że teraz sport to świetny biznes. Mówił, że towarzyszy mu stres i alkohol, zwłaszcza w ostatnim okresie kariery.
A ja co ? Nie mam powyżej uszu stresów? A i ostatnio lekarka powiedziała, że moja wątroba jest zdecydowanie starsza ode mnie. I co ? I to bez uprawiania sportu.
Ech spieprzyłem to... Ale Ty Wlazły nie musisz psuć serwisu. Wyżej nad siatką, a potem ostro w dół , byle przed linią. Bo siedząc ze szklanką piwa przed telewizorem jak zwykle wie się najlepiej.
- Co za wywód na temat własnego życia. Zaraz rzucimy ci się doi stóp i podziękujemy za poświecenie. Młody!! młody schodź na dół !!!
- Mnie nie interesuje siatkówka – doszło do nas z góry, gdzie młody pogrążony był w kolejnej rozgrywce FIFA 2014 na PS 3.
A tak naprawdę, to lubię siatkówkę dlatego, że po pierwsze zawodnicy nie mogą się ślizgać na plecach kolegów, jak to w piłce nożnej bywa, a po drugie to ta widoczna różnica w kulturze kibicowania. Jakoś tak bez maczet, kastetów i hektolitrów przekleństw wylewających się na stadion. Śmiało można rodzinnie wybrać się na taki mecz. Widziałem zresztą siedzące na widowni niemowlęta z ochraniaczami słuchu, bo doping rzeczywiście jest szalony.
Na meczu piłki nożnej można zostać oplutym i zwymyślanym nawet w tak zwanym sektorze rodzinnym.
No i ten System Challenge, czyli gra w otwarte karty.
Przeszkadza mi tam również także to, że przeciętny kibic piłkarski nie może być zwyczajnie za swoim klubem, on musi być obowiązkowo przeciw innemu klubowi, najlepiej z tego samego miasta jak Cracovia z Wisłą. Co robić na stadionie gdy kierujący dopingiem krzyczy – kto nie skacze ten za Wisłą (lub odwrotnie) - Macie odwagę nie skakać?
Podobnie jest chyba pomiędzy Legią a Gwardią. Resztę nie podam z powodu świadomie kontrolowanego ograniczenia zainteresowania.
A co ja uprawiam?
Aktualnie to chyba tylko dynię i winogrona. O reszcie powoli zapominam, no i sałaty jest do bólu. W tym roku teściowa zasadziła ją w równych rządkach. Lubię ją tak posadzoną, bo ja też jestem trochę Pan Symetryczny (Dom) i taka jest moja estetyka.
W ostatni piątek postanowiłem dla odmiany ułożyć chodnik, który byłby równocześnie zjazdem dla żony.
Wybrałem ziemię, wypoziomowałem obrzeża które obsadziłem na betonie. Tutaj dzielnie pomagała mi Kota, która musiała przejść grzbietem każdego ułożonego i jeszcze nie wzmocnionego fragmentu. I kto powiedział że koty nie są towarzyskie? Zabrałem się po pracy więc kończyłem pierwszy etap już przy sztucznym świetle. Może dlatego, że mam taki stojący na trójnogu, solidny reflektor. Kiedy włączyłem go do prądu i dało się zobaczyć zakres prac, do pomocy przystąpiły komary. Pod wpływem ich działania ruchy moje stały się zdecydowane i energiczne. Mogły by se już dać spokój – zakląłem zbierając narzędzia.
- A teraz będę pił wino - powiedziałem budząc z lekkiego letargu szanowną małżonkę.
Pomimo późnej pory postanowiła mi towarzyszyć, bo w końcu jesteśmy ze sobą na dobre i złe. Nie? Nie pytałem już czy dla niej to teraz to dobre czy złe. Wino nadawało się do picia.
Następnego dnia wrzuciłem do uformowanej przez obrzeża ramki gruz, drobniejsze kamienie i piasek z odrobiną cementu na koniec. Wypoziomowałem podsypkę za pomocą poziomicy i gdy
wygładziłem i wypieściłem wszystko, odwróciłem się po płytkę chodnikową a wtedy suka przystąpiła do pomocy. Za pomocą własnych łap badała twardość przygotowanej mieszanki.
I tak za każdą nową warstwą. Do tego doszły jeszcze próby organoleptyczne. Ciekaw jestem czy na smak można stwierdzić czy cement to 350 czy tylko 250- tka?
Dobrym psim pomysłem była również piecza nad drobnymi narzędziami, takimi jak miarka, kątownik czy ołówek budowlany. Zawsze były w pysku psa gdy akurat je potrzebowałem.
Jeszcze kilka prac a zwierzęta uczynią mnie świętym. Cały czas bowiem ćwiczę cierpliwość
Pod warunkiem oczywiście, że pohamuję swój język, bo póki co klnę szpetnie.
Było dobrze po trzynastej gdy wysypałem warstwę piachu która uszczelniała płytki od góry. Potem, żona dokonała pierwszego zjazdu i wyjazdu. To było jak przecięcie wstęgi.
Zachęcałem ją do tego pokrzykując – zjeżdżaj, zjeżdżaj!
- Daj spokój zaprotestowała żona. Co sąsiedzi sobie pomyślą? 


Zjazd się udał, wyjazd również.
Poskładałem narzędzia i siadłem do wytęsknionej kawy. Pies z kotem w wielkiej zgodzie legły pomiędzy rozchodnikami. One w końcu też napracowały się przy chodniku. 



Wszyscy zmęczeni ale zadowoleni.
Sceptycyzmem popisał się tylko mój starszy syn, który fachowo tupnął w betonowa płytkę a następnie powiedział
- Zobaczymy po trzecim deszczu
Na własne dzieci zawsze można liczyć

05 września 2014

Przy okazji

- W zasadzie to dzwonię do męża – powiedział głos w słuchawce - ale myślę, że mogę podzielić się z panią tą informacją
- Witam doktora – powiedziała zaskoczona żona – w zasadzie to mój numer telefonu, ale mąż też mój. Co się stało?
- Przyszły wyniki badania wycinka, który pobraliśmy w trakcie zabiegu męża. Wyszło, że to nic złośliwego. Mąż będzie dalej żył i mam nadzieję, że to dobra wiadomość również i dla Pani.
- Dziękuje bardzo i z pewnością przekaże mężowi tę dla nas dobrą nowinę.
Małżonka odłożyła telefon
- Mam dla ciebie dobrą nowinę
- Bóg mnie kocha? - spytałem
- Dlaczego?
- Dlaczego nie?
- Dlaczego tak pytasz? - żona powtórzyła pytanie.
- Bo z tym kojarzy mi się to staromodne określenie o dobrej nowinie.
- Nie tym razem. Chociaż ja wiem?. Może właśnie tak. W każdym bądź razie, dzwonił doktor i mówił, że będziesz żył. Przy okazji nazwał te Twoje kłopoty – Tu padła nazwa.
- To dobrze, że nazwa taka poważna, od razu poczułem się lepiej. Lepiej że wtedy miałem się znacznie gorzej niż myślałem. W końcu to od czasu do czasu człowiek chciałby się poczuć gorzej. Wtedy wszyscy znajomi interesują się tobą.
- A tak się nie interesują?
- Nie, bowiem interesują się Tobą. Ileż to razy wpadam do doktora po swoje leki, a doktor wita mnie słowami - co tam u żony słychać?
- Wygląda na to jakbyś mi zazdrościł wózka – powiedziała zaskoczona żona.
- Zazdroszczę ci troszkę zainteresowania, ale ja wiem, na to trzeba sobie zasłużyć. U nas jest tak, że pies wzbudza zainteresowanie, kot wzbudza zainteresowanie o Tobie już wspomniałem. Interesujemy się naszymi dziećmi w związku małżeńskim i tym singlem co właśnie studia skończył.
Tylko ja czuję, że zainteresowanie mną jest takie trochę przy okazji.
Przy okazji Pana zbadam, przy okazji wypisze receptę. Zrobię zabieg przy okazji.
- Z tobą się coś dzieje?- spytała żona, udając zaniepokojenie? A może to nie było udawane zaniepokojenie. Chcę wierzyć w to drugie. - A może tylko idzie jesień.
- Myślisz, że wzięła mnie w ramiona jesienna depresja?. Nic z tego, nie mam na to czasu. Tak naprawdę to na wiele rzeczy nie mam czasu. Któregoś dnia tylko zmiecie mnie bez ostrzeżenia, bo nie mam też czasu na zauważanie ostrzeżeń.
- Trzeba zwolnić, dawno ci już o tym mówiłam.
- Jak mam zwolnić gdy życie przyspiesza? Rzekłbym, że gna niczym suka wokół świerków
A propos suki, co robi ten pokruszony styropian wokół domu?
Niestety dalsze nasze rozstrzyganie kto ma depresję a kto nie ma na nic czasu przerwał nerwowy dzwonek do drzwi.
Rzeczywiście już 20.15, a my jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami dekodera satelitarnego tej platformy która zakodowała transmisję z mistrzostw świata.
- Wchodźcie, wchodźcie - powiedziałem do sąsiadów, którzy w komplecie stawili się do kibicowania.
- Zostawcie mi tylko jakiś fotel, żebym w godnych warunkach obejrzał transmisję.
-Rzeczywiście coś się z tobą dzieje - szepnęła mi do ucha żona - Kiedyś broniłeś jak lew swojego fotela, a teraz wystarczy ci wszystko jedno jaki.
- Pewnie z wiekiem spadł mi testosteron
- To zażywaj w tabletkach.
- I na co mi to? Łagodność to dar bogów. Dzień wcześniej udało mi się z tego bożego daru czerpać pełnymi garściami.
Byłem w mieszkaniu które nasi Młodzi wynajęli pod kątem urządzania tam biura.
Słuchałem spokojnie jakie planują remonty, meble i kolory ścian.
Sam zadeklarowałem że pomogę w ramach swoich umiejętności. Na sam koniec w czasie wizyty gościa od drzwi który roztaczał bajkowe wizje, powiedziałem tylko.
- Wiecie kochani, podziwiam się, że jako teść i ojciec, tak spokojnie przyjmuję tę rozmowę. Nie doradzam, nie namawiam. Słucham tylko w ciszy.
- Bo pewnie pan jest fundatorem i już postawił pan już swoje warunki – próbował zgadywać facet od drzwi.
- Nie, młodzi płacą za siebie sami, ja tu jestem tylko przy okazji.
Cholera jasna sam przyznałem, że znowu „przy okazji”