Widziałem się wczoraj ze starą znajomą. Wpadła tylko na chwilę w celu załatwienia najpilniejszych spraw, spóźniona jak zwykle. Jak zwykle, czyli od czasu kiedy choroba matki rozwinęła się na dobre. Od pewnego czasu jej matka żyje w zamkniętym świecie choroby Alzeheimera.
Nie
muszę opisywać objawów, znane są choćby z dowcipów krążących
na ten temat. Z opowiadań znajomej wychodzi, że zdarzenia codzienne
przebijają żarty. Nie będę opisywał konkretnych przypadków,
ponieważ nie chodzi mi o wywołanie taniej sensacji.
Postępujące
otępienie powoduje, że człowiek najpierw zapomina o podstawowych
funkcjach społecznych, a następnie o życiowych. Na koniec już
nie rozpoznaje nawet najbliższych.
To
dopiero egzamin z miłości rodzinnej i lekcja pokory wobec życia.
Dla wszystkich.
Matka,
albo Babka jak się o niej popularnie mówi, potrafi zadziwić i
zaskoczyć. Dotychczasowe funkcje przedmiotów tracą swej podstawowe
funkcje i nabierają nowych, których nikt z nas nie byłby w stanie
sobie wyobrazić.
Dzień
mierzy się budzeniem i zasypianiem Babki. Kiedy zasypia, wszyscy są
tak zmęczeni, że nie ma czasu ani ochoty by cieszyć się życiem.
-
Jeszcze panuję nad sobą, jeszcze to wszystko sobie tłumaczę. Ale
jak długo? Dzisiaj miałam ochotę na nią krzyczeć. Wykrzyczeć
wszystkie żale wobec życia, do niej choć wiem że mi nie odpowie.
Wyhamowałam się i do wieczora byłam zła na siebie, bo cóż babka
jest winna?
A
z drugiej strony, cóż my jesteśmy winni, że trafiło na nas?
Babka
jest zadbana i nakarmiona. Otoczona czułością i miłością
rodziny. Kiedy odwiedzałem ich jakiś czas temu, usiadła na
kanapie obok nas, cichutka jak zazwyczaj. Śmiała się jednak na
opowiadane przeze mnie historie i potwierdzała słuszność
wygłaszanych teorii krótkim - tak, tak.
I
gdybym był przypadkowym gościem w ich domu, powątpiewałbym w te
opowiadania o chorobie.
Ale
bywam często i te pozory mnie nie zmylą.
Proponowana
opieka nad chorą, liczona jest za godzinę. Przekracza godzinową
stawkę znajomej.
Najlepiej
bowiem ciągnie się od rodziny chorego, lub zmarłego. W tym
biznesie jedni przekazują sobie namiary drugim. W tym akurat mam
pierwszorzędne i bezpośrednie doświadczenia.
-
Fizycznie babka czuje się doskonale i niechaj zdrowie jej służy -
ocena znajoma - Do specjalisty jestem zapisana za trzy miesiące, do
innego za pół roku. A do zakładu opiekuńczego potrzebna jest
pełna dokumentacja. Wszyscy mają czas, albo pełne ręce roboty.
O
zgodzie samej zainteresowanej nie ma co mówić. Więc pewnie dojdzie
do tego również ubezwłasnowolnienie własnej matki.
Choroba
to bardzo demokratyczna rzecz. Uderza w swoją ofiarę bez względu
na status społeczny.
Wobec
jej objawów bezbronni są wszyscy. Steve Jobs pomimo głębokiego
konta przegrał z nią swoje szachy, przedłużając tylko dzięki
kasie swoje życie. Śmierć zaś była szeroko dyskutowana.
Biedni
chorują odchodzą w ciszy. Z tą chorobą w ciszy to przesada, bo
towarzyszy im gwar szpitalnego korytarza, na którym wyznaczono
miejsce dla ich łóżka.
Zamożni
chorują w jedynkach w towarzystwie rodziny, albo profesjonalnej
opieki psychologicznej.
Dlaczego
piszę o tym co ujęto w przysłowie - choroba nie wybiera?
Wczoraj
dostałem aktualne zdjęcie, żony jednego na największych polskich
rzeźbiarzy.
Wiekowa
pani pośród wierzb. Dowiedziałem się, że nie ma już
świadomości, bycia żoną twórcy.
Pamiętam
ją, gdy dwadzieścia lat temu odwiedziliśmy jej dom. Z wypiekami
na twarzy oglądałem pracownię zamienioną w muzeum, gdzie
narzędzia pracy leżące obok niedokończonej rzeźby sprawiały
wrażenie jakby odłożono je na chwilę, na czas picia
pokrzepiającego espresso. Ona cierpliwie pokazywała nam wszystko,
tłumacząc co trzeba. Miałem okazję pochylić głowę nad mogiłą
twórcy, ulokowaną w dużym zielonym, ogrodzie. Wieńczyła ją
ostatnia rzeźba jego autorstwa - Zmartwychwstanie. Ja ująłem ją
historią rodzinnego herbu męża.
Dzisiaj
z pewnością nie ma już pamięci tego wydarzenia ani świadomości
otaczającej jej artystycznej atmosfery.
Aż
chce się zakrzyczeć za Okudżawą - A przecież mi żal.
Choroba
nie wybiera. Pozostawia tylko rodzinę w poczuciu winy, spowodowanej
niemocą.
ta straszna świadomość, że nie będzie już lepiej a jednocześnie niepokój, czy się zrobiło wszystko, a przecież nikt nie ma takiej pełnej zadowolenia pewności, chyba tylko nadęty głupek tak powie. Starość jest trudna, ale choroby starości są straszne bo obejmują całą rodzinę. Antoni, weekend jest, mimo tego smutnego komentarza - miłego wypoczynku:). Gołąbki robię na zapas, żeby już nie stać przy garach. Takie zwyczajne, codzienne zajęcia pozwalają głębiej oddychać - mamy 4 rodziców - wiek - 84,78, 80,77
OdpowiedzUsuńGołąbki? Jak moja teściowa. Dzisiaj dzięki bogu skończę ostatnie dwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Moja babcia umarła z alzeheimerem. Nastąpiła zamiana ról i stała się dzieckiem własnego syna. Oprócz przytoczonych tu objawów, występowały też wytwórcze. Miała zmyślonych przyjaciół, jak małe dzieci, zapraszała ich na herbatkę itd. Mam nadzieję, że chociaż oni pozbawiali ją osamotnienia w tej niełatwej wędrówce Benjamina Buttona.
OdpowiedzUsuńI ona rozmawiała z telewizorem i z wyobraźni, teraz sprawy przyspieszyły.
UsuńNajgorsze to to że nie pomoże żadna profilaktyka, jeżeli na ciebie wypadnie.
Pozdrawiam
Są rzeczy których się boję. Jedną z nich jest starość. Nie w sensie zmarszczek czy siwych włosów, ale tego, żeby nie być dla nikogo ciężarem...
OdpowiedzUsuńTo chyba popularne zmartwienie. Mnie też nie pozwala zasnąć. Po co o tym myślę w nocy?
UsuńPozdrawiam
W DPS - ie nie jest tak źle - jak zdążyłeś sie przekonać. Na naszym piętrze była też taka dementyczka, która leżała jak kłoda, nawet nie pomagała, przy podnoszeniu jej na fotelu i przeżyła u nas sporo lat. Jej to zresztą było wszysko jedno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Nie miała świadomości wiekowego sukcesu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń