Powinien dopisać dwójkę
do tytułu, ponieważ w zeszłym roku z pewnością tak samo nazwałem post z
powitania ślubnej małżonki, na rodzinnej ziemi.
Powtórka czy
kontynuacja? Sequel jednym słowem.
W sobotę od samego rana
malowałem trawę na zielono, mrucząc pod nosem słynną piosenkę Eugeniusza
Bodo – Umówiłem się z nią na dziewiątą. Znając moje poczucie rytmu, była to
bardziej melorecytacja. Słowa jednak pamiętam
dokładnie. Bez potrzeby zaciągania od szefa akonta, sporych rozmiarów
wazon wypełniony został różami.
Siódma cztery jakaś płyta
Ósma dziewięć ktoś coś czyta
To nie ważne, najważniejsza dziś jest ona…
Mieszkanie na błysk, obiad powitalny przygotowany, a na balkonie schnie pranie. Pewnie zdążę go zdjąć ze sznurków przed wyjazdem na lotnisko.
Ósma dziewięć ktoś coś czyta
To nie ważne, najważniejsza dziś jest ona…
Mieszkanie na błysk, obiad powitalny przygotowany, a na balkonie schnie pranie. Pewnie zdążę go zdjąć ze sznurków przed wyjazdem na lotnisko.
Gorąco jest
dzisiaj okrutnie, może po to, żeby żona nie odczuła szoku klimatycznego po wylądowaniu.
Pierwsza - siódma, trzecia, piąta
Ktoś mi wszystko dziś poplątał…
Ktoś mi wszystko dziś poplątał…
Lot z przesiadką w Paryżu wymagał ponad sześciu godzin
warowania na lotnisku, został więc odrzucony. Jedynym możliwym połączeniem z południa
Francji okazała się trasa Tuluza – Londyn
– Kraków. I tylko w Londynie trzeba się było poszwendać po korytarzach
poczekalni przez jakieś dwie godziny. To całkiem niedługo, a dodatkowo zawsze
można opowiadać, że w czasie Igrzysk Olimpijskich odwiedziło się Londyn. Trzeba tylko w każdym utrudnieniu widzieć
jaśniejsze fragmenty.
Najpierw dostałem
SMS z numerem lotu, a zaraz potem z prośbą o przeliczenie funtów na
euro. O ile godzinę przylotu odszukałem natychmiast, przeliczniki wymagały
operacji na kalkulatorze. Oj chyba te
dwie godziny, szczęście moje spędza w sklepach bezcłowych.
Jak ten czas powoli leci
Pierwsza druga, w pół do trzeciej
Do tej dobrej jeszcze tyle, tyle godzin
Gdyby można zrobić czary
Ponapędzać te zegary
By właściwa była już…
Pierwsza druga, w pół do trzeciej
Do tej dobrej jeszcze tyle, tyle godzin
Gdyby można zrobić czary
Ponapędzać te zegary
By właściwa była już…
Doczekałem się.
Wspólnie z Młodym opuściłem mieszkanie. W zasadzie bez
stresu mógłbym się oddać pod ocenę perfekcyjnej pani domu. Pytanie tylko jak
wyglądałbym na lotnisku z otrzymaną
nagrodą - kryształową koroną na głowie.
Po drodze dosiadła się babcia. Teściowa nie wyobraża sobie,
aby nie powitać swojej pięćdziesięcioletniej córki w kraju.
A ja z czasem stałem się taki koncyliacyjny, Aż się sobie sam dziwię.
Samolot siadł na płytach balickiego lotniska „on time”
i za chwilę w rozsuwanych drzwiach pojawiło się moje Życiowe Szczęście. Opalona
do nieprzyzwoitości, odchudzona i mocno zadowolona.
Zapakowaliśmy się do auta i pomknęliśmy w drogę
powrotną do domu.
A tu jak małe dzieci. Obsiedliśmy czerwoną walizę dookoła, niczym Indianie ognisko.
Chrzęst otwieranego zamka wprowadził nas w świat prezentów.
Foie Gras, sery i oliwki, przywiezione wprost z wiejskiego targu. Doskonale zgrały się z tymi dobrami moje
bułeczki, które dopiero co ostygły i uzupełniały kompozycję stołu. I oczywiście
wino. Zresztą tradycyjny winny wieczór z powodu powrotu żony został
przeniesiony na sobotę.
Placek ze śliwkami autorstwa teściowej zakończył część
oficjalną wieczoru. Najpierw lekko chwiejnym krokiem opuściła nas mamusia, a
zaraz potem Młody z dziewczyną wyszli na
imprezę.
Pozostaliśmy sami i w tej atmosferze, aż prosiło się
aby otworzyć jeszcze jedną butelkę wina.
W tym momencie zakończę opis oficjalnego powitania żony
na polskiej ziemi.
Później dzięki łaskawości rodziny rozpoczęło się
powitanie nieoficjalne. Z którego, z wiadomych powodów nie będę składał relacji.
Całość udała
się wyśmienicie i bez potknięć.
I dopiero dzisiaj po śniadaniu, żona
kobiecym zwyczajem, dyskretnie zagląda w kąty mieszkania. Niech zagląda,
rządził tu ostatni miesiąc perfekcyjny pan domu.
Mogę to napisać, bo to nie moje słowa. Usłyszałem je wczoraj od teściowej.
Czy po czymś takim, mógłbym jej czegoś nie wybaczyć?
- No to Kochanie skończył nam się urlop. Wracamy do normalnego
życia.
Okazało się, że jakieś ciuchy zostały we Francji.
- Masz tu już swoją stałą szufladę - stwierdziła Claire.
A więc punkt zaczepienia do powrotu w przyszłości już
jest.
Pięknie jest mieć gdzieś w świecie swoją szufladę...
OdpowiedzUsuńNa pewno tak
UsuńJa mam w tych Gorcach nawet cała szafę.
Pozdrawiam
i nawet północ ich nie rozdzieli:)))
OdpowiedzUsuńTak było. Pozdrawiam
UsuńA szarfę odpowiedzialności chociaż dostałeś? ;)
OdpowiedzUsuńWzruszający jest fragment o tym oczekiwaniu na przybycie Twej Pani.
Szuflada jest dobrym znakiem. Choć i tak nie pamięta się, co tam zostało i bierze nowe rzeczy :D
Ale sama świadomość, że gdzieś czeka taka szuflada jest miła.
UsuńPozdrawiam
Jak Ty się umiesz pięknie witać , tylko wyjeżdżać, a potem wracać. Tęsknota i czekanie także Ci nieźle wychodzi. Pozdrawiam gorąco, Hanula
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem ten Twój komentarz żonie. Spójrz ja patrzą na mnie inni.
UsuńChociaż zwykle autopromocja nie wychodzi mi zbyt dobrze. Pozdrawiam
Nawet nam, doświadczonym Żonom, przydaje się świeże spojrzenie innej kobiety , bo człowiek to szybko przyzwyczaja się do dobrego i czasami, przez zwykłe roztargnienie, zapomina docenić i pochwalić. A może wraz z upływem lat, stajemy się bardziej wymagające i ciągle udoskonalamy to, co już jest niemal doskonałe. Pozdrawiam , Hanula
UsuńJako romantyczce spodobał mi sie zwrot "Życiowe szczęście":)
OdpowiedzUsuńZ perspektywy wspólnych lat.....
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni. Zazdroszczę Ci tych serów prosto z targu. Kiedy moja córka z zięciem pracowali we Francji jadałem od czasu do czasu te smakowitości. Tylko w samolocie musiały być hermetycznie zapakowane, aby nie drażnić powonienia profanów. Pozdrawiam i smacznego. JerryW_54
OdpowiedzUsuńNiektóre sery były rzeczywiście zapakowane hermetycznie. I chyba dobrze.
UsuńPozdrawiam
Warto wyjechać żeby być tak witaną:)
OdpowiedzUsuńIstnieje niebezpieczeństwo że jak coś jest zbyt często to może przechodzić w normę.Dobrze więc że te bilety takie drogie. Pozdrawiam
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy wielu panów tak wita żony, jak Ty Antoni. Przeważnie słyszę, że po powrocie do domu panie nie mają nawet ani jednego czystego naczynka, żeby się napić herbaty.
Pozdrawiam serdecznie.
Najważniejsze to nie dopuścić do tak zwanego pierwszego bałaganu.Potem jakoś idzie.
UsuńPozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Czyli, że oboje zadowoleni. Pozdrowienia dla szanownej małżonki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Pozdrowienia przekażę
OdpowiedzUsuńPięknie. Pan Mąż idealny.
OdpowiedzUsuńE tam idealny.
UsuńTaki tam sobie facet po pięćdziesiątce.
Pozdrawiam
...mąż idealny, żona idealna...jakież to niedzisiejsze na dzisiejsze czasy. No i tak ładnie dzielisz się swoim szczęściem...aż żal...ściska :) Pozdrawiam, tym razem was oboje-Ania
OdpowiedzUsuńDziękuję a pozdrowienia już przekazałem.
UsuńPOzdrawiamy