24 lipca 2012

O blasku słońca i bieganiu pomiędzy kroplami deszczu


W takie dni jak ten, nawet w prozaicznych,  codziennych czynnościach można odnaleźć odrobinę poezji. Słońce nie świeci tylko muska swymi promieniami, rzeka wije się aż po horyzont, a wiatr szumi swoją odwieczną opowieść. Uśmiechnąłem się zaraz do siebie na wspomnienie „Awansu” Edwarda Redlińskiego. I mnie również  nawiedzona polonistka, nauczyła patrzeć na świat w inny sposób.
Jestem jej za to wdzięczny, bowiem kolejne nie miały już tej charyzmy. Było to powodem ciągłych dyskusji na temat moich wypracowań, jako odległych od schematów. Bo któż miałby odwagę na przykład podważać romantyczny patriotyzm Konrada Wallenroda.
A propos Konrada Wallenroda, dawno nie byłem na piwie. Z kalendarza wychodzi mi, że do powrotu żony zostały cztery dni. Skłamałbym mówiąc, że sprawdzałem to w kalendarzu. Ja to znam na pamięć. A przecież nie wypada przywieść żonę z lotniska i powiedzieć - no to cześć idę na piwo. Zdecydowanie nie.
Pstryknąłem na ikonę kontaktów w moim telefonie. Krótka ta lista. Cholera trzeba mówić inaczej. Kiedyś jeden polityk powiedział, że ktoś tam jest na krótkiej liście i zaraz musiał składać zeznania w prokuraturze.
A więc ten mój niezbyt długi wykaz, zwiera nazwiska znajome prywatnie i służbowo. Ciach, selekcja. Wycinam służbowe i lista jest jeszcze krótsza. Odseparowałem tych z którymi na piwo nie chodzę i wyszło mi, że w grę wchodzić mogą cztery osoby. Tak, to dokładnie te cztery osoby z którymi zwykle chodzę na piwo.
Można było od tego zacząć, ale nie było by to zrobione tak systematycznie, naukowo i z wykorzystaniem komputerowej technologii.
Jednego ze znajomych namierzyłem pod Monachium. Zwozi właśnie jakieś auto i perspektywa piwa bardzo mu się podoba. Ale dopiero w przyszłym tygodniu.
Drugi odesłał SMS-a z bardzo południowych wakacji. Trzeci jest rezydentem w Bułgarii i oderwałem go właśnie od rakii, którą zapijał skwar Złotych Piasków. Ostatni zaś zupełnie nie odezwał się do mnie, z czego wnoszę, że też urlopuje się. Z ta różnicą, że w tej jego głuszy nie ma zasięgu. To kto cholera pracuje poza mną w tym kraju?
Ja i ojczyzna to jedno,
Nazywam się Milion - bo za miliony
Kocham i cierpię katusze.
No tak rozpoetyzowałem się za bardzo i to z powodu niemożności wybrania się na koleżeńskie piwo. Wspominam polonistki, a przecież żadna z nich nie była w typie urody Natalii Siwiec.
Może więc w życiu nie idzie tylko o kształtne cycki?
A wracając do biedy. Ponoć w naszym kraju jest już ponad dziesięć tysięcy milionerów. Dokładnie to trzynaście tysięcy, na których spadł deszcz fortuny. Ciężko z reguły pracowali na to by się znaleźć w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze, obowiązkowo bez parasola.
Ja opanowałem umiejętność biegania pomiędzy kroplami, gdy pada deszcz fortuny. Tracę tę umiejętność przy zwykłej burzy. Za to z wielką pasją mogę ją opisać.
Spokojnie. Na piwo mnie jeszcze stać. Sam jednak nie pójdę do knajpy. Kupię zgrzewkę w markecie.
Znaczy, że skorzystam z promocyjnej okazji. Włażę pomiędzy puszki, śledząc informacje. Siedem plus jedno gratis, drugi czteropak za połowę ceny. Wszystko to wygląda blado, jeżeli zadać sobie odrobinę trudu i wyliczyć cenę   jednej puszki. Postoję pokombinuje i tak kupię to co zwykle.
Jeszcze tylko dobrze schłodzić. To znaczy że piwo będzie na jutro.
To nawet dobry pomysł.
Zadzwonił Starszy i dopytywał się - kiedy mogą przyjść w odwiedziny. Czasem tak dzwoni do mnie, dzieląc się swoimi problemami. Próbuję znaleźć rozwiązania, ale on już nie do końca ich słucha. Wygląda na to jakby rozwiązanie przychodziło do niego zaraz po tym, jak głośno wyartykułuje problem. Jeżeli jestem w ten sposób pomocny, to niech dzwoni. Teraz też powiedziałem mu, że to jego dom rodzinny i zawsze czekają na niego otwarte drzwi.
Może trochę patetycznie, ale młodzi potrzebują od czasu do czasu posłuchać truizmów. Może brakuje im tego po wyjściu z domu?
Po naszej rozmowie jedna rzecz tylko nie zmieniała się, nie wiem kiedy to będzie. Lodówka zaś jest prowadzona po kawalersku i taka pozostanie, najpewniej do soboty. Z nowym tygodniem z pewnością nasza kochana żona i matka wybije nam niektóre żywieniowe nawyki z głowy. Ale to już po wypłacie.


21 komentarzy:

  1. Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Co ja słyszę twój syn dopiero co po ślubie, a już chce sie wyprowadzac do taty? No, no teraz młodzi mają zabójcze tempo.
    Pozdrawiam Mirek

    OdpowiedzUsuń
  2. Mirku napisałem w liczbie mnogie czyli oni razem i tylko w odwiedziny. W końcu jego matka wraca po miesiącu.
    A dom rodzinny dla dzieci jest zawsze otwarty. To chyba norma. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Antoni, nie jesteś sam, też pracuję! Ale piwa nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja żona też kiedyś mówiła, że nie lubi. Po prostu nie masz motywacji
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Cóż ,w swojej edukacyjnej karierze mogłeś także trafić na niejaką Konopielkę:) Pozdrawiam, Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jak co ale pasję edukacyjną miała.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Najważniejsze,żeby robić coś z przekonaniem, zwłaszcza edukować, wtedy wiedza staje się nie tylko łatwa, ale i przyjemna. Mam nadzieję,że chociaż w części przejąłeś tę pasję. Pozdrawiam,Hanula

      Usuń
    3. To już nie mnie to oceniać.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Antoni nie jestem na bieżąco ale widzę, że dużo się u Ciebie zmieniło:) Gratulacje świeżo upieczonemu Teściowi (przez duże T - bo Ci się należy!) Po cichu przyznam się, że Ci zazdroszczę:))) Pozdrawiam cieplutko - magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję
      Ale to nie moja zasługa. Bycie teściem to konsekwencja działań mojego starszego syna.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Świeżo co z Pragi powróciwszy żem się w zapasik zaopatrzył był niejaki, aczkolwiek zdegustowany panującą tam mono, czy raczej bi-kulturą budweiserowsko-pilsnerowską... Tandem, choc persony własnej Waszmości narzucać nie śmiem, nieśmiało suponuję iże na Kobierzyńskiej ulicy jest kupiec jeden alkoholowy, co ma gatunków piw z górą pięćset, w tem i moc takich, co to ich jeszcze warzą, a nie tylko produkują...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się więc wybrać na kobierzyńską choćby by zaspokoić ciekawość własną.
      Co do reszty, to każdy pomysł wart jest przedyskutowania. Pozdrawiam

      Usuń
  7. a ja sobie wczoraj pozwoliłam na winko z czytelniczką, kto by to pomyślał,ktoś chciał mnie poznać żywą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem na takiej samej kawie, zresztą to opisałem. Zaskoczony ale i radosny. gratuluję pozdrawiam.

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    Piwa nie lubię, więc szukam towarzystwa na kawę. Też nie znajduję. Za to w poetykę i romantyzm udaje mi się popadać. Na przykład... po deszczu... brylantowy gorczański park... Sama poezja. Polonista by się ucieszył.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. W tym parku każdy jest milionerem, o!

      Usuń
    2. Co do gorczańskiego parku, zgadzam się z tym opisem po deszczu. Kawę też lubię. Pozdrawiam

      Usuń
  9. Kiedy wreszcie nastaje czas wolny na piwo czy na posiedzenie w ogródku, najczęściej właśnie tak bywa, że większość znajomych jest "wyjechana" :)
    Zauważyłam, że w tytule użyłeś tych samych słów, co u mnie w komentarzu:)
    Bieganie pomiędzy kroplami deszczu jest bardzo przyjemne, kiedy nie ma się akurat żadnych trosk i wszystko jako tako się trzyma, nie powiem czego, bo zaburzę poetykę.
    Dorosłe dzieci szukają u rodziców w zasadzie tylko wysłuchania, nie rad.
    Przez większość życia powtarzam to Mamie, czasem usłyszy :)
    A dzieci czasem chcą poczuć wsparcie w głosie rodzica, szczególnie na początku swojej drogi.
    I dobrze, że to wsparcie dajesz :)
    A może zamiast piwa z przyjacielem, wino z żoną?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wino z żoną będzie ale dopiero w sobotę wieczorem, jak wyląduje jej samolot.
    Jeżeli zapożyczyłem słowa od Ciebie, mam nadzieję że mi wybaczysz. Nieświadomie, ale zauroczyły mnie.
    Z tym dziećmi masz rację. Może chodzi rzeczywiście tylko o słuchanie.
    Uczę się tej nowej sytuacji i przyznam się że się bardzo staram.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć Antoni. Deszcz pieniędzy to już na nas nie spadnie, ale żeby tak chociaż jakiś kapuśniaczek. Pozdrawiam, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
  12. Tylko niech dobrze mierzy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń