Miło mi zakomunikować, że w dniu
wczorajszym czyli w wigilię naszej pierwszej rocznicy zamieszkania
na wsi, rozłożyłem ostatni karton. Dwa pudła po bananach drzemały
sobie spokojnie w rogu pokoju gościnnego. Wczoraj przed południem,
fachowiec który wcześniej robił mi meble do kuchni, zamontował
regał z drewnianymi bokami i szklanymi półkami.
Od góry wykorzystałem istniejące
podświetlenie w postaci reflektorka halogenowego. Światło
przechodzi łatwo przez szklane półki i oświetla nawet tę
najniżej położoną. Znalazły na niej miejsce płyty DVD płyty
CD oraz albumy ze zdjęciami.
Ponieważ półki nie są równej
szerokości ponieważ zostały docięte po skosie, wolne miejsce
zajęły bibeloty które ocieplają wygląd tego z pozoru
bibliotecznego regału.
Póki co, wrzuciłem na te półki jak
leci byle pasowało wielkością, przyjdzie czas na kategorie.
Następnie rozłożyłem kosmetyki w
szafkach łazienkowych, które dotarły niejako przy okazji.
W ten sposób zakończyłem wszystkie
zaplanowane wcześniej prace adaptacyjne. Teraz pozostaje mi tylko
bieżąca fantazja.
Kiedy skończyłem była już 21.00 i
razem z Koleżanką Małżonką pozostało nam tylko wypić po małej
lampce Metaxy na podsumowanie dnia. I oczywiście po to żeby meble
się nie rozeschły.
Na dzisiaj zapowiedzieli się znajomi,
na jutro kolejni. Być może więc nie jesteśmy tak całkiem odcięci
od świata na tej podkrakowskiej wsi.
Dzisiaj w ramach pracy spotkałem
klienta, który okazał się mieszkańcem mojej byłej gorczańskiej
wsi. Szybko zgadaliśmy się co? Gdzie? Kto? Komu? i jak?. Jak te
baby na targu obgadaliśmy wszystko i wszystkich. Siedzi ta wieś
jeszcze we mnie. Mocno siedzi.
Trzynasty grudnia mój prywatny
jubileusz, nie jeden zresztą.
Nie jestem przesądny i nie narzekam na
pecha związanego z tym dniem czy cyfrą.
Informacja o tym, że jest wojna . mnie
w bardzo prywatnej a rzekłbym nawet intymnej sytuacji. Chwilę
trwało nim ona do mnie dotarła. Byłem przecież siedem dni przed
ślubem cywilnym i czternaście przed kościelnym. Działo się, ale
o temu poświęciłem nawet specjalny post gdzieś na początku
prowadzenia bloga.
W pierwszą rocznicę wprowadzenia,
bezpośrednio po obchodach imienin Łucji w pracy ( bo kiedyś to się
świętowało) kupiłem swój pierwszy kolorowy telewizor w komisie.
Pomimo imieninowego zmęczenia, wszystko udało się medal a
odbiornik radzieckiej produkcji służył mi jeszcze wiele lat.
Paradoksem było to, że miał ponoć
amerykański kineskop.
Nie piszę tego wszystkiego by
umniejszać rangę pamięci i wspomnień.
Chce tylko zauważyć, że życie toczy
się bez względu na czyjeś zakazy i nakazy, Bariery i policyjne
godziny. Wobec tego prawa natury jesteśmy śmiesznie malutcy ze
swoimi wizjami świata.
Mroczne noce stanu wojennego stały się
początkiem życia wielu dzisiejszych trzydziestolatków,
bo jak wspomniałem życie ma głęboko
w dupie politykę.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Choć polityka jest nieodłącznym elementem życia, to jednak ono toczy się własnymi drogami. Nawet w czasie wojen światowych ludzie kochają się, biorą śluby, bawią i rodzą dzieci.
Ja zapamiętałam 13 grudnia, jako dzień, w którym odetchnęliśmy z ulgą, ponieważ już byliśmy zmęczeni sytuacją w kraju. Może to złe słiowo "ulga", bo to był taki spoecyficzny rodzaj ulgi, zupełnie niepojęty dla tych, którzy nie cierpieli różnych dolegliwości związanych z kompletnym paraliżem życia.
Gratuluję pomyślnego zakończenia w zagospodarowywaniu zawartości kartonów alurat narocznicę przeprowadzki.
Pozdrawiam serdecznie.
Gratuluję pomyślnego zakończenia zagospodarowywania zawartości kartonów akurat na rocznicę przeprowadzki.
UsuńBardzo dziękuję
UsuńPozdrawiam
Ach...Metaxa...Ilu gwiazdkowa?
OdpowiedzUsuńPięć gwiazdek
UsuńJestem pod wrażeniem! Istnieje (oprócz mnie) jeszcze ktoś, kto na takim luzie traktuje rozpakowywanie kartonów:-)). Życzę wielu miłych komitywek z Koleżanką Małżonką. To mi się podoba.
OdpowiedzUsuńTo już taka nasza świecka tradycja.
UsuńPozdrawiam
Ja byłem w trakcie miesiąca miodowego. A że nie wpadłem na to, żeby od razu po ślubie zmieniać adres zameldowania (miałem na to cały miesiąc), więc w chwili wezwania studentów do powrotu do rodzinnych miejscowości musiałem wsiąść w pociąg i jechać do rodziców. Tam okazało się, że pozwolenie na powrót do żony może mi wystawić tylko Wojenny Komendant Miasta (może się oficjalnie jakoś inaczej nazywał). Zgłosiłem się do miejscowego sztabu / jednostki, a tam jedna wielka panika! Wszyscy pod bronią, nerwowi i w całym tym bałaganie (pewnie sami byli w strachu) trzymali mnie dość długo na korytarzu, zanim dostąpiłem audiencji. To było przykre kilka godzin, bo nie wiedziałem przecież, czy dostanę zezwolenie na powrót do Gdańska (że też tam akurat musiałem studiować i się zakochać), czy, skoro się już sam zgłosiłem i jestem na miejscu, to dostanę umundurowanie i skierują mnie do jednostki, czy innego uwojskowionego lasu.
OdpowiedzUsuńPan Komendant okazał się być zupełnie przyzwoitym człowiekiem, wysłuchał mnie, pokiwał głową i oznajmił, że dostanę oficjalne pozwolenie na przejazd i zameldowanie się u żony. Pamiętam doskonale, że nawet nie zadawał mi żadnych głupich pytań (typu: a jaki jest was stosunek do naszej rzeczywistości?). Pół godziny później wyszedłem z budynku szczęśliwy.
Pozdrawiam
"...życie ma głęboko w dupie politykę." i o to właśnie chodzi :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że jako pracownicy służby zdrowia mieliśmy przepustki i absolutnie nie zgodziliśmy sie na dłuższe godziny dyżurów, by uniknąć kontroli. Mój kolega z pracy mieszkający w Rynku wychodził o doprawdy dziwnych porach nocnych z psem na spacerek tylko po to, by w razie czego pomachac triumfalnie przepustką przed nosem wroga wolności. i co? I nic! Stało w tym miejscu pełno wojska, policji, zomo i nikt nie chciał wylegitymowac faceta wałęsającego sie po nocy. Znaczy to oczywiście o niekompetencji służb he he.
OdpowiedzUsuńszybko się uporałes.... bo my jeszcze w lesie:(
OdpowiedzUsuńhttp://leptir-visanna6.blogspot.com/
Ja w 2010 napisałem na swoim blogu :
OdpowiedzUsuń"Pracowałem wtedy w Urzędzie Gminy. Dla administracji wyznaczono obowiązek wdrażania reguł godziny milicyjnej. Pełniliśmy dyżury, wydawaliśmy przepustki dla ludzi, którzy z jakichkolwiek względów musieli wyjeżdżać poza miejsce zamieszkania. Dzisiaj młodzi uśmiechają się na wiadomość o tym, że na zorganizowanie wesela w karnawale należało uzyskiwać zgodę. Zgłoszenie zamiaru zawarcia związku małżeńskiego w USC upoważniało jednocześnie do zakupu obrączek ślubnych i alkoholu na weselne przyjęcie. Każda gmina miała komisarzy wojskowych, którzy nadzorowali działanie wszystkich służb i byli ostatnią wyrocznią władzy. Nawet organizatorzy studniówek w szkołach musieli uzyskiwać zgodę na organizację imprezy, a te były nadzorowane przez patrole żołnierskie. Wiele opowieści o tamtym czasie mogą snuć ludzie, którzy go przeżyli. Różne to będą opowieści, bo ich treść była zależna od miejsca jakie dany człowiek zajmował w strukturze społecznej. Ci ludzie jeszcze żyją i mogą świadczyć o tym, co przeżyli – już bez obawy o to, że za dużo powiedzieli. Czy dajemy im okazję do snucia ich opowieści? Czy młodzi pytają rodziców i dziadków o te sprawy? Czy mógłby się powtórzyć odwieczny u nas model przekazu międzypokoleniowego treści ważnych dla polskości, patriotyzmu i innych wartości, których jako naród nie zatraciliśmy mimo rusyfikacji czy germanizacji w czasie 123-letniej niewoli. Szkoła, jak widać nie zasypie przepaści w zakresie wiedzy o najnowszej historii w jaką wpada młode pokolenie. Może powinny ten obowiązek wziąć na siebie rodziny? Świąteczny czas sprzyja rozmowom. Dlaczego nie pogadać o tych sprawach? Nie tylko wiedza na tym zyska, ale wzmocnią się przy okazji kontakty międzypokoleniowe, które już pora odświeżyć."
Tak, ale nie jednemu ta właśnie data sporo namieszała w życiorysie, byłam wtedy na pierwszym roku studiów, coś o tym wiem, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że i Ty i Poeta macie rację: "niech na całym świecie wojna byle nasza wieś spokojna..." Cytat może nie kompletny ale cytuje z pamięci to czego nauczyłam się jeszcze w szkole a więc wiele rocznic temu:))))
OdpowiedzUsuńSpokojności i ciepła życzę nieustannie.