Wczorajszy Teatr Telewizji to jakby
spełnienie mikołajowym marzeń. Chciałem więcej i więcej
dostałem.
Gajos - Seniuk – Press. W porównaniu
z nimi, obsada zreanimowanej ostatnio Kobry wypadła aktorsko
bardzo blado. Nie pomogły nogi Kamili Baar, chociaż te ostatnie
wryły mi się w pamięć.
Po pierwsze nikt nie zapomniał tekstu,
a jeżeli nawet to się zdarzyło, zauważył to jedynie reżyser
(Jan Englert). Po drugie czułem się jak w prawdziwym teatrze, a nie
jak oglądając telenowelę.
Zresztą to ostanie uczucie jest mi
trochę obce bo sam nie oglądam tasiemcowych seriali.
Nie pogadasz ze mną ani na Wspólnej
ani w Leśnej Górze.
Wczorajsza sztuka to historia dwojga
ludzi którzy przeżyli ze sobą całe życie.
Znają się na pamięć i są tak
przewidywalni, że nienawidzą się za każde wypowiedziane słowo.
W zasadzie nie potrafią już rozmawiać nie obrażając się. Nie
potrafią jednak odejść od siebie, bojąc się tego świata który
czyha za drzwiami. Być może bardziej samotności w tym świecie.
Niech mówią, że to nie jest
miłość...
A jeżeli jest? To boję się tej
starości, która wyciera już nogi w moją wycieraczkę. Za chwilę
zaś usłyszę pukanie do drzwi. A może tego pierwszego stukania w
drzwi po prostu nie usłyszałem?
Czy ja potrafię już przewidzieć
zachowania mojej żony?
W większości przypadków tak i rodzi
to niebezpieczeństwo manipulowania związkiem.
Taka pokusa czasami się pojawia, bo
zawsze można tak poprowadzić „ ścieżkę dialogową „ by
zadowolić partnera lub doprowadzić go do furii.
Niestety, ta potężna broń znajduje
się czasem w nieodpowiedzialnych rękach.
Cały czas mam nadzieję, że w naszym
przypadku nie ma alarmu. Nie ma nawet stanu podwyższonej gotowości.
Jeśli to obiektywna ocena to dzięki
Bogu.
Może to zasługa dyplomacji, panowania
nad emocjami? A może miłość?
Mówią jednak, że miłość jako taka
wygasa po kilku latach latach. To w takim razie, jak nazywa się to
co nas łączy?
W grudniu mija trzydziesta druga
rocznica naszego ślubu.
Mnóstwo czasu, żeby się sobą
znudzić, zadręczyć, porzucić i co tam jeszcze można wymyślić.
Wiele czasu do pracy nad sobą i jeżeli
to trwanie nie sobą a nie obok siebie się udaje, to chyba można
śmiało otwierać szampana w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Tylko żeby przypadkiem na siąść na
laurach. Po pierwsze gniotą w tyłek, a po drugie można pognieść
liście i źle będą wyglądały na skroniach.
Nie wyobrażałem sobie siebie po tylu
latach, a teraz mogę powiedzieć, że życie (tu użyję czasu
teraźniejszego) cały czas przechodzi moją wyobraźnię.
Grudzień to w ogóle jakiś czas
jubileuszy. Trzynastego grudnia mija rok od czasu gdy porzuciłem
miejską wegetację na rzecz wieśniaczego życia.
To już rok. Pełny cykl wegetacji. Tak
jak przejąłem zamarznięty ogród tak ten ogród podobnie jest
zamarznięty. Przynajmniej rano.
Do nowej siedziby przyzwyczaiła się
już nawet żona, która z jakimś trudem przyjmowała te wszystkie
zmiany. Teraz z pewnością czuje, że dom stał się jej przyjazny i
dopasowany na jej miarę.
Nie byłaby jednak kobietą gdyby od
razu chciała podzielać ten szczenięcy entuzjazm faceta.
Dobre jednak i zadowolenie.
A propos zadowolenia. W niedzielę po
obiedzie dobrałem się do swojej ratafii. Pierwsza próba pokazała,
że jest zbyt wytrawna. To zgodnie z oczekiwaniami. Wole dwa razy
dosłodzić niż raz przesłodzić. W dużym szklanym dymionie z
szeroką szyjka, wylądowało pół kilograma cukru.
Nalewka wróciła do swojego powolnego
dojrzewania i z pewnością pojawi się na stole w Święta
Wielkanocne.
Nalewki robią ludzie z pewnym bagażem
lat. Trzeba dystansu do życia, trzeba dystansu do alkoholu. Trzy,
sześć, dziewięć miesięcy, cóż to za różnica?
Kiedyś nalewka mogła wytrzymać trzy,
no maksymalnie sześć... dni.
Do wszystkiego trzeba dojrzeć, to
klamra która chyba najlepiej spina obie części tych rozważań.
a jaki wiek jest optymalnym dla mężczyzny? Tu zaczynają się schody bo pięćdziesięcioletniego męża lubię ale gdybym tak miała układać sobie życie na nowo to nie bardzo by mi odpowiadał taki nieoswojony pięćdziesięciolatek.
OdpowiedzUsuńAle zadałeś temat na dziś:D
W każdym wieku facet jest erotomanem
UsuńNa początku teoretykiem,potem praktykiem a na końcu erotomanem gawędziarzem.
Pozdrawiam
Tak, to piękny temat. I od razu skłania do postawienia się na Twoim miejscu, albo do podsumowania własnego życia. Zastanowiłem się nad pytaniem , które postawiłeś: A może miłość?
OdpowiedzUsuńMówią jednak, że miłość jako taka wygasa po kilku latach latach. To w takim razie, jak nazywa się to co nas łączy?
Chyba nie ma takiego słowa, które określałaby relacje pomiędzy ludźmi z 30 - 40 letnim stażem małżeńskim, a łączyło w sobie miłość, przyjaźń, przywiązanie, przyzwyczajenie i co tam jeszcze chcecie dodać. Może to dobra okazja abyśmy tu wspólnie, przy okazji składania Antoniemu i Jego Żonie życzeń z okazji Jubileuszu małżeństwa, zastanowili się jak nazwać ten trwały stan ducha?
Zapraszam do rozmowy
Proponuje refleksje nad własnym życiem, a ten tekst będzie okazja lub tylko pretekstem.
UsuńPozdrawiam dziękując za życzenia
Usiadłem przed telewizorem z dużymi oczekiwaniami, a przecież w chwili, kiedy pan Gajos zaczął udawać, że rzyga na samą myśl o swoim związku jakoś przestało mi się podobać. Może dlatego, że mam nieco odmienne odczucia wspólnego starzenia się. Mam już za sobą trzydziestą drugą rocznicę ślubu, a poważne bycie razem jest o trzy lata dłuższe. Jasne, że istota związku jest teraz inna, niż była na początku, gdy bardziej się człowiek oglądał, jak i gdzie by tu na jakieś wyro opaść. Najważniejsze wydaje mi się to, że mamy z małżonką wciąż podobne poglądy na sprawy zasadnicze i w nich się całkowicie zgadzamy, zaś świeżość wprowadzają sprawy żeby chociaż czwartorzędne, przy których potrafimy się ożywczo kłócić. Jak w każdym, z pewnością, małżeństwie były dni lepsze i gorsze, ale nigdy żadna ze stron nie ogłosiła, że jest drugą znudzona. I to wydaje mi się najważniejsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mamy bardzo podobny staż łącznie z tym tak zwanym chodzeniem.
UsuńPozdrawiam
A ja butelkę porto / z tego Porto/ leżakuję już od 2007 roku. Ciekawa jestem bardzo, czy mu to nie zaszkodziło, ale weź i sprawdź. Nie wiem, czy ciężkie słodkie wina także mogą leżakować latami i nabierać wartości, bo jakby co, mam odłożony jakiś tam kapitał. Przecież wiemy ile potrafi kosztować butelka wina. Hanula
OdpowiedzUsuńGeneralnie popularne wina które kupujemy w sklepach mają okres do spożycia określany na 6 m-cy.
UsuńTeoretycznie po tym okresie nie powinno im się nic stać. W czerwonych po latach siada osad na dnie.
Wina słodkie trzymają się lepiej bo zawarty w nich cukier umożliwia proces fermentacji czyli zamianę cukru w alkohol.
Czyli jak w życiu zanim gruby schudnie chudego dwa razy szlag trafi.
Z drugiej strony trzymałem czerwone wytrawne osiemnaście lat ( wypite na 18 starszego syna)
i tyleż samo miał biały tokaj Aszu wypity z okazji 8 młodszego.
Na 30 rocznice ślubu piłem 40 letnie wino gazowane. Co prawda po gazie pozostało tylko wspomnienie, ale wino było dobre.
Coś tam mi lezy ale jestem zdecydowanym przeciwnikiem męczenia butelek. A jak Zagłoba nie lubie pustych naczyń.
Pozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńDo przechowywania nalewek, win i wszelkiego innego alkoholu, ja świetnie się nadaję. Z jednego wina, to galaretka się zrobiła, tyle lat stało.
Pozdrawiam serdecznie.
Strażnik nalewek, ciekawa fucha.
UsuńZgaga pisze że robi i rozdaje, może to jest metoda na nalewki
Pozdrawiam
Antoni, bardzo popieram Twoja recenzję w sprawie teatru TV wczoraj. Bardzo, bardzo.
OdpowiedzUsuńNa nalewkach się nie znam więc zamilczę ale rocznicę pobytu w nowej siedzibie trzeba świętować - przecież to nowy rozdział Waszego życia! Z Twoich opowieści wnioskuję, że udany. Pomyślności nadal życzę.
Będzie świętowane, zapewniam
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni. Kurcze, nie wyobrażam sobie żeby coś, co ma w sobie alkohol mogło u mnie stać dłużej niż kilka dni. A jeżeli chodzi o długoletnie związki to ich charakter oddaje najlepiej kawał, w którym po trzeciej godzinie uprawiania nudnego seksu żona odzywa się do męża: >ty też nie możesz sobie kogoś fajnego wyobrazić?< Pozdrawiam. Zgryźliwy JerryW_54
OdpowiedzUsuńA tu cierpliwość potrzebna a nawet niezbędna
UsuńPozdrawiam
Miłość da radę, oto moja odpowiedź. Pewne rzeczy sie zmieniają, ale te nieistotne, a miłości zdefiniować sie nie da. Do dzis, półtora roku po śmierci mego ukochanego męża wspominam go z czułoscia, ale też kłócę się z nim zawziecie wypominając stare grzechy. Bo myśmy sie czasem strasznie kłócili, ale nigdy byśmy sie dobrowolnie nie rozstali. Porównanie z nalewkami jak najbardziej pasuje ;)). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPo kłótni zawsze można się pogodzić a to jest jak świt po nocy.
UsuńPozdrawiam
Kopiować z Łozińskiego sobie pozwolę, bo tyle pisać nadto dla mnie wielgą byłoby turbacyją...:) Zda mi się, że to co Waść się nazwać lękasz w związku jest po prostu przyjaźnią, która wcale miłości wykluczać nie musi: "" Gdyby jedyną i rozstrzygającą cechą obyczajowej kultury było stanowisko kobiety, to szlacheckiej Polsce należałby się może z tego tytułu prym między narodami. Stanowisko żony i matki było w całym znaczeniu tego słowa dostojne; wpływ kobiety wielki, często nawet przemożny. Żona "klejnot drogi", żona "miły i wdzięczny, a tobie równy towarzysz", żona "ozdoba mężowi", żona "głowy korona" - wszystkie te nazwy, spotykane ustawicznie u naszych starych poetów i pisarzy począwszy od Reja i Kochanowskiego, a skończywszy na najpóźniejszych, to nie były czcze tylko słowa, jak tyle innych w naszej nie zawsze szczerej literaturze, to była cała prawda; stwierdzają to wszystkie inne, najmniej podejrzane źródła obyczajowe przeszłości: akta sądowe, intercyzy, testamenty, listy poufne, nie mówiąc już o pamiętnikach. Jest to rys naprawdę charakterystyczny, że żonie dawano zazwyczaj nazwę "przyjaciela". Nie tylko szlachta, ale i wielcy panowie, którzy łatwiej i wcześniej odbiegali od staropolskiego słownika i obyczaju, przyjacielem mianują żonę.
OdpowiedzUsuńJanusz Radziwiłł (tenże znany z "Potopu" jako zdrajca - przyp.Wachm.), prosząc króla Władysława IV o pomoc do ręki panny Potockiej, zaklina go, aby nie odmówił, bo tu "nie o urząd, nie o wakancję idzie, ale o wiecznego przyjaciela"; Jerzy Ossoliński, starając się o Daniłłowiczównę, według słów własnych "szuka przyjaciela jako najdroższy skarb i największe po łasce Boga błogosławieństwo"; Franciszek Sapieha, koniuszy wielki litewski, w testamencie swoim z roku 1683 żegna "najmilszego po Panu Bogu przyjaciela, małżonkę Annę z Lubomirskich"; ks. Albrecht Radziwiłł, zrzekając się mimo woli ręki wojewodzianki sandomierskiej na rzecz swego synowca, powiada, że odstępuje mu "od Boga naznaczonego przyjaciela"; wojewoda miński Krzysztof Zawisza mówi w swoim pamiętniku, że "cokolwiek ma reputacji u świata i błogosławieństwo od Pana Boga, ma to z osobliwej łaski Opatrzności, że mu dał przyjaciela" Teresę Tyszkiewiczównę."
Kłaniam nisko:)
Podziwiam kompletna i kompetentną odpowiedź na pytanie. Kończyć w przyjaźni to chyba dobrze.
UsuńPozdrawiam
Przyjaźń winna miłości w małżeństwie towarzyszyć, niczym bliźniacza siostra.
OdpowiedzUsuńMówią że miłość na przyjaźń się zamienia, ale może nie przeszkadza żeby były razem
UsuńPozdrawiam
Miłość, a przede wszystkim szacunek dla tej drugiej połowy i przyzwoitość. Mnie jest trudno mówić o tym, co pozwala trwać związkowi przez długie lata. Mój najdłuższy związek trwał 12 lat i raptownie został przerwany. Potem pustka i samotność, a teraz... teraz wiem, że to jest to:):) Przeleciało sześć lat a ja się czuję, jak na początku:):)
OdpowiedzUsuńWasze podejście do mieszkania w domu na wsi jest chyba nietypowe. To raczej kobieta dąży do tego, żeby mieć domek z ogrodem. Życzę dalszego udanego mieszkania z dala od miasta:):) A nalewka musi się dobrze "przeżreć". Zwłaszcza ratafia.
Dlatego planuję ją zaprosić do stołu dopiero na Wielkanoc.
UsuńPozdrawiam życząc wszystkiego najlepszego w związku
Miłość zmienia się w przyjaźń nie gubiąc pierwszych uniesień. A u nas latek już pond 40 :) fajnie być razem dziecię dorosłe kocię małe rozrabia po domu, budząc inne niż kiedyś wrażenia które zmieniamy na uczucia. A to mi przypomina że uprosiłam męża by umieścił u mnie na blogu swój artykuł i jestem ciekawa Twojego zdania:
OdpowiedzUsuńco myślisz o takim spojrzeniu na świat?
Pozdrawiam ciepło
Elka
Już zaglądam
UsuńPozdrawiam