Nie używam słowa niemożliwe
Niemożliwe?
Możliwe, jak najbardziej.
Wczoraj to jest dwudziestego ósmego grudnia, w sobotę, stałem chwilę na przed domem i wobec pięknych okoliczności przyrody i przyjaznej temperatury zabrałem się za prace w ogródku. Jesienne mrozy przerwały mi działania przy takim klombie, na który przesadziłem rośliny z rozrzedzeń. Włóknina która nie została przysypana korą, smętnie powiewała w intensywnych jeszcze niedawno podmuchach wiatru. Kładłem ją zresztą po nocy i to co przy świetle reflektora wydało mi się płaskie w konfrontacji z dniem okazało się wybrzuszone. Zerwałem więc włókninę a chwilę potem ciepłą koszulę i pozostałem w samym T-shircie. Było ponad dwanaście stopni na plusie, a w słońcu pewnie więcej.
- Nie wygłupiaj się- powiedziała ślubna, ale za chwilę i jej od samego patrzenia na prace w ogródku zrobiło się ciepło.
Pogoniłem Młodego po piasek i podsypałem kilka opadniętych płyt chodnikowych, tworzących opaskę wokół domu. Potem zebrałem łopatą górki ziemi, wrzucając to do taczki. W tak zwanym międzyczasie okazało się, że Młody nigdy nie jechał taczką.
- To świetna okazja by na koniec roku zrobić cos pierwszy raz – zaproponowałem.
Młody poturlał się z ziemią na kupkę a ja pomyślałem sobie – ileż to jeszcze rzeczy przyjdzie Młodemu robić po raz pierwszy, z powodu troski rodziców. Zdecydowanie nadmiernej troski.
Nie używam słów „ja w twoim wieku”, ponieważ pamiętam jeszcze jak one mnie jeżyły, gdy swoje kazanie od tych słów zaczynał ojciec. A swoją drogą to właśnie w jego wieku będąc, brałem ślub trzydzieści dwa lata temu. o tym już pisałem na tych łamach i za życzenia jeszcze raz dziękuję. To właśnie w piątek dwudziestego siódmego z tego tytułu strzeliliśmy z szampanem.
Dwudziesty siódmy, to data związana mocno z moją rodziną, a więc:
- Ojciec urodził się dwudziestego siódmego
- Matka i ja też dwudziestego siódmego, dodatkowo w tym samym miesiącu.
- Rodzice brali ślub dwudziestego siódmego, tak jak i my
- A nasi francuscy znajomi w ten właśnie piątek, dwudziestego siódmego grudnia obchodzili swoją trzydziestą rocznicę ślubu. Stuknęliśmy się kieliszkami przez Skypea.
Wracając do ogródka. Gdzie ja nauczyłem się powozić taczką?
Na czynach społecznych.
Ileż to razy jeszcze w podstawówce, grabiliśmy liście w miejskim parku w majowym czynie socjalistycznej ojczyźnie. Może szkoda tych czynów, w końcu gdyby odrzucić politykę, to była praca dla nas samych. Po sprzątaniu parku nigdy już nie naśmieciłem na tych alejkach.
Ziemia wyrównana, włóknina położona i przyszpilona do ziemi takimi pomysłowymi plastikowymi kołkami po dwadzieścia groszy sztuka. Co teraz tyle kosztuje?
Potem zamocowałem cienką ale już belkę drewnianą, która oddzieliła od siebie żwir w okolicach podjazdu dla żony, od kory po stronie klombu.
Kora wysypała się z rozprutego worka i wokół dało się wyczuć zapach lasu zamknięty do tej pory w folii.
Z przyjemnością rozgrabiłem ją na całej powierzchni. Jeszcze poukładałem kamienie i odtrąbiłem koniec prac.
- Niesamowite - powiedziałem do żony- spójrz w kalendarz.
- Też bym sobie tak pograbiła - stwierdziła żona kierując podświadomie kierując rozmowę na inne tory.
- Ale zamiast tego możesz postawić wodę na zieloną herbatę – zaproponowałem przezornie.
Bo przy zielonej herbacie i resztce makowca ze świąt, ta pogoda smakuje jeszcze bardziej.
I właśnie gdy zasiedliśmy przy kuchennym stole, włączyły się lampki choinkowe przed domem. Była szesnasta trzydzieści i automat przypomniał nam o tym, że jest czas świąt Bożego narodzenia i zima.
Zaraz też pojawili się kolędnicy. To druga oczekiwana grupa. Tym razem młodzież szkolna , w towarzystwie nauczycieli stanęli pod domem z repertuarem kolęd i młodzieńczą werwą. Be względu na co zbierają warto wesprzeć taką inicjatywę. Podziwiam też nauczycieli, przecież wygodniej siedzieć na kanapie przed TV, zamiast walczyć z materią bram i warczeniem podwórzowych psów.
W piątek zaś, grupa mężczyzn w sile wieku śpiewała kolędy pod naszym domem. Ależ mają głosy! Przygotowani odpowiednio dali show z gwiazdą i turoniem. Warto było sypnąć groszem.
Widziałem też światła gwałtownie gasnące w sąsiedzkich oknach na widok kolędników. A przecież chodzenie po kolędzie to tradycja. Tradycją jest też przyjmowanie kolędników. A za tradycję jesteśmy wszyscy odpowiedzialni. Jak tu spojrzeć w oczy dzieciom mówiąc, że czegoś nie udało nam się uchronić?
Co oni z tym zrobią dalej?
Nie wiem, ale jestem dobrej nadziei
Wszystko jest bowiem możliwe
za to obyczaje i tradycję lubię mieszkać na wsi, u nas nie śmiałby żaden obszczymurek tak jak to bywa w blokach przyjść z szopką zrobioną z pudełka po butach bo dostałby po ryju;))) a nie datek
OdpowiedzUsuńma być porządna grupa kolędnicza, z instrumentami, z diabłem i śmiercią z kosą.
Ciekawa jestem gdzie się okoci ta Wasza- niewasza kotka. Myślę, że u Was.
Jest wysterylizowana, a wyleguje się przed kominkiem albo na kolanach żony
UsuńPozdrawiam
Zazdroszczę Ci tego kolędowania - fana tradycja -przypomniały mi się czasy, gdy sama chodziłam:))
OdpowiedzUsuńSerdeczności z okazji rocznicy ślubu!!!
A zima mogłaby troszkę chociaż przymrozić -już widzę ile komarów i innych paskudztw będzie latać;/
Ja również jestem zwolennikiem białych świąt
UsuńPozdrawiam
Miło się czyta tak opisywaną rzeczywistość :)
OdpowiedzUsuńI mnie zrobiło się miło.
UsuńPozdrawiam
1. Globalne ocieplenie zobowiązuje. Ja sam oczekuję chwili, gdy z balkonu będę podziwiał żyrafy, a na pobliskich drzewach będą siedzieć małpy. Mam nadzieję, że to już niedługo.
OdpowiedzUsuń2. Wydaje się zupełnie niemożliwe, żeby nie używać słowa "niemożliwe".
Pozdrawiam
Tak dobrze, albo źle to chyba nie będzie.
UsuńToż to niemożliwe. Ups
Pozdrawiam
No widzisz, tego wszystkiego nie miałbyś w mieście.
OdpowiedzUsuńZa to też kocham wiec
UsuńPozdrawiam
Zazdroszczę kolędników bo tradycja zanika. U nas dzieciaki sąsiadów trochę się zmobilizowały ale to jeszcze smętne początki...
OdpowiedzUsuńCo do prac ogrodowych, to tez mnie korciło ale poświąteczne lenistwo wzięło górę :) Pozdrawiam i życzę Wspaniałego Nowego Roku!
Będzie spokojny, mam nadzieję.
UsuńCo do roli, ja tez walczyłem z lenistwem, ale chyba potrafię się zmotywować.
Pozdrawiam
U nas już byli i pięknie zaśpiewali. Lubię , bo to piękne:) W naszej rodzinie taka powtarzającą się data jest 12.
OdpowiedzUsuńFajne to jest, prawda?
UsuńTaki związek z jedna liczbą.
Pozdrawiam
Piekna rocznica! Gratuluje i zycze koljenych! Zazdroszcze kolednikow, oj zazdroszcze :)
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a zdawać by się mogło niemożliwym pracować w grudniu na klombie, w dodatku w samym T-shircie.
Pozdrawiam serdecznie. Do Siego Roku!
No właśnie.
UsuńDziękuje za życzenia
A nas jakoś w tym roku ominęła wizyta kolędników. Nie byli tak przygotowani jak tu z Klarką przedstawiacie, ale zawsze jakieś wrażenie na maluczkich to wywierało. Teraz mam w domu wnusię, to tym bardziej czekamy. Za to kolęda, czyli wizyta duszpasterska już się zaczęła.
OdpowiedzUsuńOby jak najdłużej takiej zimy, co?
Dużo szczęścia w Nowym Roku życzę gospodarzom bloga i jego gościom
Wychodzi na to że mieszkamy w jakimś fajnym rejonie. Tak zresztą zawsze uważałem. Zgaga tez pisała że tradycje kolędnicze umierają. Może to za sprawa tych gasnących w pośpiechu sąsiedzkich okien?
UsuńSzkoda.
Co do księdza, jak to na wsi ma zwyczaj wpaść do domu jeszcze przed 9 rano, więc nawet ni mijamy się w drzwiach. Zona wszystko mi opowiada.
Dziękując za życzenia również życzę powodzenia. w Nowym Roku
och jak mi nieraz trudno powstrzymać się od tych słów:"„ja w twoim wieku”..... :) widziałam wczoraj bratki na trawniku.. piekny sylwester...przesyłam najlepsze zyczenia Antoni tobie i twojej rodzinie:)
OdpowiedzUsuńBratków nie zaobserwowałem, ale dzisiaj od rana białawo z powodu przymrozków. I znów rodzi się jakaś nadzieja na mały kawałeczek zimy.
UsuńPozdrawiam życząc wszystkiego najlepszego
"wszystkiego co warto mieć, lub być" - najbardziej trafne i treściwe życzenia jakie słyszałam! Tego samego w Nowym Roku, który juz czai się za drzwiami!
OdpowiedzUsuńBawmy się więc dobrze na Sylwestra
Usuń