Formatowałem tekst i przygotowywałem do publikacji na blogu, kiedy usłyszałem dzwonek przy drzwiach wejściowych. Zwlekałem trochę ponieważ zdecydowanie najpierw chciałem dokonać tej publikacji. Drugi i zaraz trzeci atak na przycisk dzwonka uświadomił mi, że to nie przelewki i dzwoniącemu z pewnością zależy na wejściu do środka. Wstałem znad klawiatury i idąc w kierunku drzwi, niejako automatycznie przypomniałem sobie kilka powiedzonek przydatnych na zniechęcenie upierdliwych przedstawicieli handlowych. Spojrzałem w wizjer, na progu nie stał jednak żaden z przedstawicieli handlowych. Wycieraczkę z napisem „home sweet home” okupował Jan Maria Nieistotny.
- Musimy pogadać - powiedział bezceremonialnie wpychając się do środka.
Jednym pociągnięciem rozsunął zamek błyskawiczny w swojej kurtce wojskowej M-65. Zdjął ją i mechanicznie odwiesił na wieszak w przedpokoju. Obciążona portfelem, telefonem i kompletem kluczy do wszystkiego kurtka prawie natychmiast zsunęła się z haczyka i hukiem spadła na ziemię.
Podniósł ja i powtórnie powiesił „zabierając” więcej materiału. Druga próba zakończyła się powodzeniem. Nie ściągając butów wszedł do salonu i usiadł w fotelu pod oknem. Zawsze wybierał ten sam fotel. Tyłem do okna dzięki czemu mógł bez względu na pogodę obserwować wszystko i wszystkich w zasięgu swojego wzroku, bez tego charakterystycznego marszczenia brwi gdy patrzy się pod światło.
- Co Cię do mnie sprowadza? - spytałem. Zaraz jednak dodałem, że bez względu na powód miło go widzieć.
- Jestem bo ludzie zaczynają gadać.
- W jakim znaczeniu gadać? - Spytałem prowokująco - O ile wiem mowa jest elementem komunikacji, a ta odbywa się ciągle i stale, w każdej najmniejszej jednostce czasu.
Ja wiem, że ty jesteś inteligentny i możesz tak do woli, ale sprawa jest poważna bo ludzie o nas gadają.
- O nas, to znaczy co? Że robimy? kasę, machloje? - próbowałem ustalić problem
- Że niby ty i ja
- Przyznam, że nie znam tego wątku - odpowiedziałem spokojnie - Że niby co? Śpimy ze sobą? Przecież to nie prawda.
To jest nieistotne co jest prawdą a co nie jest. Było mi dobrze jak było, w cieniu, w zapomnieniu. Ty moje życie uczyniłeś publicznym. I co z tego mam? Skopię grządki w ogrodzie, Ty o tym piszesz. Potargam kota za uchem Ty o tym piszesz. Spotkam sąsiadów już to masz napisane. Doszło do tego, że ja się boję siąść na kiblu, bo ty zaraz o tym napiszesz. A w sypialni to już w ogóle nie zapalam światła, żebym następnego dnia nie przeczytał jak dyndał penis Nieistotnego.
- W tym wieku to chyba jeszcze nie dynda., ale może się mylę – próbowałem rozluźnić atmosferę.
- Nie żartuj sobie, to są poważne sprawy – zgasił mnie natychmiast.
Jan Maria mówił tak i mówił a każde wypowiedziane słowo nakręcało go do sformułowania i wyrzucenia z siebie następnego.
Dawno nie był w takiej sytuacji. Podenerwowany i z tego co czuję to również pod wpływem.
A może jedno powodowało drugie?
- Ale generalnie o co Ci chodzi?
- Ty mnie pytasz o co mi chodzi? To ja jestem bohaterem Twojego bloga a więc mam prawo wiedzieć o co chodzi? Nie?
- No dobrze, jesteś bohaterem mojego bloga, a ja jestem jego autorem, więc ja również mam prawo zapytać, ale o co chodzi?
- O prywatność mi idzie, o to żebym nie musiał ciągle czytać co robiłem. O to żebym w wolnym czasie mógł się po ludzku i w ciszy napić, może uchlać i w końcu może, nie mówię że muszę, ale może wyrzygać gdzieś na uboczu. To pieprzone życie daje mi w dupę i od czasu do czasu muszę się zresetować. A czy Ty w ogóle pytałeś mnie o zgodę na opisywanie mojego życia?
- To trzeba było od razu powiedzieć, że chcesz się napić, zresztą Ty już jesteś po drinku
- To tylko dla zdrowotności i po to żebym miał odwagę powiedzieć co myślę
- No to o czym myślisz, albo o czym chcesz myśleć? - zapytałem ugodowo.
- O czym chcę myśleć? Czy chcę się napić? A co to za pytania? Nie potrzebuje twego przyzwolenia do tego wszystkiego.
- Niestety musisz?
- A to niby dlaczego muszę
- Drogi Janie Mario Nieistotny. To ja Ciebie wymyśliłem i będzie tak jak napiszę, ponieważ każdego dnia buduję Cię od nowa. Jeżeli postanowię, że się będziesz kochał to pofruniesz w przyjemności do nieba bram. Jeżeli zaś zdecyduję, że opijesz się, to jak kot będziesz rzygał pod jabłonką. Takie jest życie. To nie ja piszę o tym jak żyjesz. To ty żyjesz jak ja ci napiszę.
Niby drobna różnica a jednak zasadnicza.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem, ja zas korzystając z zaskoczenia kontynuowałem wątek
- Ja oczywiście daleki jestem od gróźb i szantażu, ale zachowaj umiar abym i ja mógł z niego skorzystać. Przecież nie jest ci ze mną chyba aż tak źle? Zaufaj mojemu poczuciu umiaru, zdaj się na nie.
Nieistotny patrzył na mnie jak na jakieś niecodzienne zjawisko. Potem jeszcze próbował coś powiedzieć, ale wyrzucił z siebie tylko – ja mam chyba jakieś rozdwojenie jaźni, wróce jak wytrzeźwiejesz.
- Ale to Ty jesteś po drinku - rzuciłem za nim.
Chyba jednak nie usłyszał tego ostatniego zdania ponieważ, wstał i wyszedł mocno trzaskając drzwiami.
To trzaskanie prawie postawiło mnie na nogi.
Otwarłem oczy. Rozejrzałem się po pokoju, było już późno. W TV jakieś dwie pary markowały akt płciowy, bardzo zresztą nieudanie. Troskliwa żona, przed udaniem się na spoczynek nakryła mnie polarowym kocem co sprawiło, że pogrążyłem się w głębokim śnie.
To tłumaczy odwiedziny Nieistotnego. Z drugiej jednak strony, jeżeli ja gadam z bohaterami moich opowiadań do doszedłem chyba do jakiegoś rozdwojenia.
Wstałem fotela i podszedłem do laptopa. W sumie dlaczego nie.
Uruchomiłem edytor tekstu.
Na ekranie pojawiły się pierwsze zdania
… Jan Maria Nieistotny zredukował bieg. Podjazd pod górę wymusił to na nim. Przyjął to bez emocji, wywodził się bowiem z terenów lekko górzystych. Wracał po latach na spotkanie absolwentów rodzinnego ogólniaka. Kierowała nim przed wszystkim ciekawość. Jak wyglądają koledzy z którym przyszło mu palić pierwsze papierosy i uczyć się otwierać tanie wina?
Dyrektorzy i prezesi, ale i nieudacznicy i degeneraci. Tylko czy ci ostatni pojawią się na spotkaniu i jakie miejsce w tej drabinie zajmuje Jan Maria?
Pewnie gdzieś pośrodku, podsumował sam siebie. Tylko do końca nie wiedział jeszcze, czy był w tej samoocenie zbyt surowy czy zbyt łaskawy dla siebie?
To się zobaczy.
Na zakończenie zaplanowano małą imprezę, wtedy i tak wszystko rozpuści się w procentach. Chwała sława i poczucie niespełnienia. Krótki relaks w gronie dawno niewidzianych znajomych z pewnością mu się przyda...
Czy ja mu za bardzo nie ulegam? Temu swojemu rozdwojeniu.
Ciekawe co by na to powiedzial Zygmunt Freud...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Bardzo trudno jest go teraz o to spytać.
UsuńMuszę radzić sobie sam
Pozdrawiam
Człowiek czasem musi porozmawiać z kimś inteligentnym czyli z sobą ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No tak to wiele tłumaczy
UsuńCzy ktoś już Ci mówił, że świetnie pocieszasz?
Pozdrawiam
Oj tam, oj tam, zaraz rozdwojenie, Ty po prostu jesteś, dla losu, kartą do gry, z tą różnicą,że na górze król na dole walet, lub też odwrotnie:) Hanula
UsuńJakoś nie zdarzyło się... moje gadulstwo najczęściej jest uciszane ;) Tak się do tego przyzwyczaiłam, że odkąd odkryłam blogowanie, wolę chyba pisać niż mówić.
UsuńPozdrawiam
Hanula
UsuńW żargonie spod budki z piwem ( kto je jeszcze pamięta) walet jet popularnie nazywany "dupkiem"
Jeżeli tak jest to los jest rzeczywiście przewrotny jak te karty
Zosia
UsuńOd zawsze wyznawałem terapeutyczne właściwości bloga
Pozdrawiam
Tym waletem, to chciałam Cię nieco odmłodzić, a tu masz żargon...król/damę, eee, raczej król na asa. O! to, to. Na górze król na dole as. Może być? :))) Hanula
UsuńCzasem potrafię być prowokujący. Żona zaś nazywa to upierdliwością
UsuńProwokacyjny także bywasz? Hanula
OdpowiedzUsuńTak, w dobrej intencji.
Usuń