Podniósł powieki i spojrzał na
zegarek, była tradycyjnie czwarta trzydzieści.
Oczy piekły go niesamowicie i dałby
sobie rękę obciąć za to, że nie zasypiał wcale tej nocy.
Podobnie zresztą jak poprzedniej nocy i jeszcze poprzedniej. Oprócz
oczu bolało go prawie wszystko. Paliło gardło, piekła skóra,
bolały mięśnie. Wszystko w nim nawalało oprócz sumienia,
które ostatnio stawało się jakby
jaśniejsze. Bał się jednak, że i to może się wkrótce zmienić.
Na samą myśl zacisnął pięści tak mocno aż zbielały mu kostki,
z powodu nagłego odpłynięcia z nich krwi. Zaczął rzucać nogami
a potem już cały przerzucał się z pozycji do pozycji. Na plecy,
na brzuch poprzez jeden lub drugi bok. W końcu cały zwinął się w
pozycji embrionalnej i przykrył głowę poduszką.
Docisnął brzegi tak, że najpierw
zrobiło się całkiem ciemno. Trwał tak uspokojony pozornie, ale
już za chwilę zaczęło mu brakować powietrza. Nie zwalniał
jednak nacisku rąk na poduszkę pomimo tego, że zaczął się dusić
próbując łapać resztki powietrza. Jak ryba wyrzucona na brzeg
łapał nerwowo powietrze. Tylko mądrość organizmu spowodowała,
że w ostatniej chwili zerwał z siebie kolorową powłoczkę z
pierzastą zawartością i usiadł na łóżku. Był cały spocony i
rozedrgany. Odrzucił kołdrę i nie bacząc na to, że śpi
całkowicie bez piżamy, nagi ruszył w stronę salonu. Podszedł do
barku i otworzył z klucza małe drzwiczki, kryjące tę intrygującą
zawartość.
Wgłąb szafki wdarł się promień
światła, odbijając się od stojących na sztorc szklanych szyjek.
Pomimo pory nocnej, niczym w wojsku
stały tak w szeregu i w pełnej gotowości. Z metalowymi nakrętkami
założonymi na szyjkach, niczym oddział zbrojnych w stalowych
hełmach na głowach. Szybkim ruchem wyciągnął jedną z nich i
położył na ławie. Obok postawił kieliszek całkiem nie dbając o
to czy odpowiada swoim kształtem bukietowi aromatów. Nie liczyła
się też temperatura, ważne było tylko pragnienie. Pragnienie
wynikające z pewnego zgubnego przyzwyczajenia, pielęgnowanego przez
lata.
Odkręcił zakrętkę i już miał
napełnić kieliszek, gdy pozbawiona osłony butelka wydała się
jakby jaśniejsza ukazując bursztynowe wnętrze.
Pochylił twarz na wysokość blatu i
spojrzał na flaszkę z tym grającym w niej świetle. Później
spojrzał poprzez kolorowy płyn dalej i głębiej niż by się mogło
wydawać, patrząc na tę scenę.
Zobaczył tam zdeformowane kształty
mebli, sprzętu RTV, a na koniec rodzinne zdjęcie. W orzechowych
ramkach tkwiła fotografia zrobiona kilka lat temu, w czasie
południowoeuropejskich wakacji. Na nim żona wraz z dwójką dzieci,
wszyscy przyjaźnie uśmiechający się do aparatu.
Do niego znaczy się bo to on naciskał
spust migawki.
Butelka wódki zdeformowała
rzeczywistość i poprzez załamania i rozmycia uciekł gdzieś ten
naturalny i radosny rodzinny. Z tej perspektywy postacie wyglądały
bardziej jak nocne majaki, które miały zwyczaj nachodzić go we
śnie. Zdecydowanym ruchem odstawił butelkę.
W końcu tyle myślał o kosztach
swojego hobby. Rodzina, tak bardzo nie chciał jej stracić.
Wrócił do pokoju, wyszukując części
porzuconej w nieładzie garderoby. Potem założył buty, jakąś
kurtkę i najciszej jak mógł, tak by nie budzić domowników
wyszedł z domu.
Wszystko to obserwowała żona. Spod
półprzymkniętych powiek, po to by z jednej strony zareagować w
razie potrzeby a z drugiej dać mu poczucie pewnej intymności
działania trzymała dyskretnie rękę na pulsie. Ileż to już razy
zdarzał mu się taki odlot.
Kiedy drzwi zamknęły się delikatnie
skrzypiąc, a po chwili dał się słyszeć chrzęst klucza w zamku,
otwarła oczy całkiem szeroko. Po chwili usiadła na łóżku.
Dochodziła piąta.
Wybiegł prawie z klatki schodowej, ale
już na ulicy zwolnił. Trwała jeszcze tak zwana pora nocna, ale w
pojedynczych oknach świeciło się już światło. Gdzieniegdzie
jakiś samochód sunął ulicą.
Ponieważ nie był to pierwszy z takich
nocnych spacerów, bez zbędnego zastanowienia skierował w stronę
pobliskiego parku.
Park to może spore nadużycie. Był
taki kawałek zadbanej zieleni, pośród której ktoś zainstalował
dwie ławki. Na jednej z nich zwykł był siadać i obserwować
księżyc, który chował się za chmurami by za chwilę rozbłysnąć
swoim pięknym, srebrzystym chociaż odbitym światłem.
Imponował mu bo chociaż stawał się
mroczny powracał jednak ciągle z tym swoim blaskiem.
Może to jest jakaś wskazówka i dla
niego? Ze jeszcze będzie radośnie? Normalnie?
Ileż tych znaków zapytania?
Z daleka widział już, co mu się
wcale nie spodobało, że na jego ławce ktoś siedzi. W zasadzie
alternatywą była druga, co to jednak znaczy przyzwyczajenie. W
końcu to tutaj porządkował myśli i zbierał siły. To tutaj
obiecywał sobie, że inaczej podejdzie do życia. Po staremu na
nowo.
Już stawał się człowiekiem
kompromisu, ze sobą po to by znów uchlać się bezkompromisowo.
Zdał sobie sprawę, że siadając na
tej ławce, zawsze zajmował jej prawą stronę. Ta pomimo
siedzącego osobnika pozostawała nadal wolna. Nieznajomy siedział
na lewej stronie.
Podszedł bliżej.
- Przepraszam
Cisza. Nieznajomy w zamyśleniu patrzył
gdzieś tam daleko, z doświadczenia swojego wiedział już, że dużo
dalej niż linia graniczna parku.
- Bardzo przepraszam, czy to miejsce
jest wolne - powiedział wskazując na „swoją” część ławki?
A zaraz potem nie pytany dodał – Wie Pan, kiedy tu przychodzę
nocami, zawsze siadam w tym miejscu. Przyzwyczaiłem się i boję
się, że nie dam rady myśleć się gdzie indziej.
Nieznajomy spojrzał na niego
nieprzytomnym spojrzeniem, a następnie powiedział
- Bardzo proszę.
Szybko przesunął się na sam kraj.
- Nie, nie proszę siedzieć,
zdecydowanie wystarczy tu dla mnie miejsca.
Siadł na początek trochę
asekuracyjnie, ale po kwadransie rozsiadł się już całkiem
wygodnie. Tak jak to miał w zwyczaju.
Nieznajomy nie odezwał się przez ten
czas ani słowem, a po obserwacji nieba, przeszedł do pisania czegoś
na asfalcie alejki. Ponieważ czynił to przy pomocy kawałka
gałęzi która trzymał w dłoni, tekst pozostawał zagadką.
Chociaż w towarzystwie Nieznajomego
nie był w stanie skupić się na swoich myślach, a po tym okresie
milczenia nabrał ochoty na rozmowę.
- Przepraszam raz jeszcze. Oczywiście
nie musi Pan odpowiadać na moje pytanie, ale co Pana gna do tego
parku po nocy?
Sam niepytany odpowiedział - Ja
zbieram tu myśli, nabieram sił dla swoich postanowień. Wie Pan
Jakiś czas temu zacząłem nadużywać. Nie, nie chlać jeszcze na
umór, ale tak po prostu nadużywać. Drink, kieliszek wina czy
kielonek nalewki, stały się codziennymi elementami mojego życia. Z
czasem nie dało się obejrzeć filmu bez tego towarzystwa. I wie
Pan co? To zaczęło mi się podobać. A potem zaczął rwać mi się
film pod koniec imprez. Stałem się nieprzewidywalny i tego bałem
się najbardziej. Następnego dnia z niepokojem wyczekiwałem tego
pełnego potępienia wzroku żony. Gdy był, następowało to nerwowe
dopytywanie co się stało.
- Ogłosiłeś koniec imprezy.
- Powiedziałeś że pieprzysz wszystko
- Wywaliłeś flaszki za okno. To tylko
te drobniejsze.
A potem po okresie wstydu znów
zdarzało się coś innego. Nie nie zamierzam usprawiedliwiać się,
że działałem poza świadomością, bo do tego braku świadomości
sam się doprowadzałem.
Mówiąc bez ogródek, poczułem się
jak pijak. A może już stałem się pijakiem? Jak Pan myśli?
- Nie mnie oceniać – odpowiedział
Nieznajomy - Pewnie jest Pan tym za kogo się Pan uważa. Nie mam
zamiaru pocieszać, że w trakcie imprez tak się dzieje. Dzieje się
ale nie powinno. W pewnym sensie to trochę jesteśmy do siebie
podobni. Też mam się za uzależnionego.
- Wódka? Fajki?.......Prochy? - spytał
Nieznajomego, próbując zgadnąć od razu.
Nie, nie, nic z tych rzeczy. Prochów
nie używałem nigdy. Pan wie, że ja nawet skręta nie pociągnąłem?
Co ciekawe nie mam takiej potrzeby. Nie palę też już prawie od
trzydziestu lat. Ponoć to tak jakbym nigdy nie palił. A co do
alkoholu, to owszem używam, może nawet tak trochę po polsku.
Najbardziej lubię wino, uzależnił mnie jednak Internet.
- Coś o tym słyszałem, Grasz Pan,
czy oglądasz porno?
- Zająłem się pisaniem. Moja
polonistka byłaby ze mnie dumna. Zacząłem
zabawy z blogiem. I wie Pan, wyszło. Bawiłem się słowem jak
dziecko, a z czasem pisanie stało się radością i potrzebą. Na
koniec czułem się źle jeżeli nie napisałem codziennie
przynajmniej jednej strony tekstu.
Później ta radość pisania lekko osłabła i pozostało przyzwyczajenie do pisania. Jak ten dojrzały małżeński seks. Wszyscy fachowcy piszą, że jest bardzo ważny, tylko ty nie potrafisz doszukać się w nim głębszego sensu, poza samym przyzwyczajeniem.
Później ta radość pisania lekko osłabła i pozostało przyzwyczajenie do pisania. Jak ten dojrzały małżeński seks. Wszyscy fachowcy piszą, że jest bardzo ważny, tylko ty nie potrafisz doszukać się w nim głębszego sensu, poza samym przyzwyczajeniem.
Kiedy
przyzwyczajenie zaczęło być decydujące a ja poczułem się
wyprany ze wspomnień rzuciłem to w diabły napisałem pożegnalny
tekst a na końcu wkleiłem charakterystyczne słowo KONIEC
-
Ile Pan prowadziłeś tego bloga?
-
Pięć lat, bez miesiąca. Świadomie bez miesiąca.
-
To szmat czasu.
-
Rzeczywiście kupa czasu, bo wkrótce okazało się, że ja nie
potrafię już inaczej. Codziennie odbierałem pocztę, codziennie
śledziłem komentarze. Codziennie też walczyłem by nie napisać
kolejnego posta. To się proszę Pana nazywa uzależnienie, to nałóg
z którym powinno się walczyć. Bo według mnie nic nie powinno tak
w życiu dominować.
-
I dałeś Pan sobie z tym radę.?
-
A widzisz mnie Pan tu dzisiaj, o tej porze? Zrobiłem tak jak pijak
który nie trzyma flaszki, ale już nie w barku tylko chowa przed
sobą w kiblu. Niestety na samym początku doskonale wie gdzie one
leżą
-
To znaczy?
-
To znaczy, że zacząłem pisać w samotności. Założyłem innego
bloga i wrzucam słowa w sieć. Tylko teraz nie nadaję temu
rozgłosu. Nie kusi mnie licznik odwiedzin i nie zniechęca ich brak.
-
Może to właśnie jest dobre?
-
To jest dobre, bo takie niszowe. A niszowe to niby takie ekskluzywne.
Z drugiej jednak strony na moim poprzednim blogu, żeby nie
powiedzieć starym, pomimo pożegnania, kręci się licznik
odwiedzin. I to na całkiem przyzwoitym poziomie. Z jednej strony to
cieszy mnie, że z powodu braku nowych wpisów, ktoś tam przejrzy
dokładnie stary. Wszystko pisałem zawsze z jakąś myślą, a
pośpiech życia nie pozwalał na jej odszukanie. Nie, nie nie było
w tym żadnej misji, spokojnie.
Jest
i trzecia strona w związku z tymi odwiedzinami. Może jednak kogoś
ta decyzją zawiodłem?
Nie
chce być tak zarozumiały, ale najgorsze jest to, że ja nie
potrafię wejść do internetu bez zaglądania na swój blog. Potem
przeglądam te zaprzyjaźnione i tak codziennie. Piszę komentarz i
kasuję go przed wysłaniem. Czy to nie jest uzależnienie?
-
Ale chyba takie co nie szkodzi rodzinie, nie?
-
Chyba nie
-
To po coś Pan tu jest?
Bo
chyba już nie dam razy udawać, że mnie to nie obchodzi. Bo mnie to
cholernie obchodzi.
Siedzę
tu i myślę, Boże żeby tylko umieć zachować dystans.
-
Wie Pan, to nie jest seks małżeński żeby utrzymywać dystans. A
propos seksu …
-
Chyba nie tym razem - Nieznajomy spojrzał na zegarek – robota
czeka.
-
No to do zobaczenia przy tych walkach ze sobą. W sumie dobrze nam
się rozmawiało chociaż nie znam nawet Pańskiego imienia. Jakby co
ja to jestem Michał
Wyciągnął
dłoń do jak do powitania, ten drugi odwzajemnił gest.
-
Antoni. Antoni Relski
-
Obiecuję że poszukam tego bloga
-
Kto szuka nie błądzi, ale ja tam piszę i o piciu. Wiadomo
przecież, że w domu przepraszam, powieszonego...
-
Tak źle jeszcze ze mną nie jest.
-
Ja nie byłbym taki odważny w ocenie siebie.
Antoni
wstał i odszedł wolnym krokiem. Za chwilę zniknął za ozdobnym
żywopłotem.
Michał
spojrzał na zegarek, dochodziła siódma. W drodze powrotnej kupi
jeszcze bułki i powie co bądź na swoje usprawiedliwienie. Chociaż,
ta otwarta i nie upita flaszka mówi za niego więcej niż tysiąc
słów.
Swoją
drogą bywają na tym świecie uzależnienia – pomyślał
przekręcając na powrót klucz w zamku
-
Wróciłem
Witam Antoni z powrotem ....
OdpowiedzUsuńBrawo, brawo i witaj Antoni. Cnilo nam sie bardzo za Antonim :D
OdpowiedzUsuńpoczytam później
OdpowiedzUsuńteraz tylko przywitam
uf,,, wszystko wraca do normy :)
OOOOO moj Boze! a ja juz stare wpisy od poczatku czytam :) ale ten wpis przeczytam dopiero wieczorem - podczas drogi do domu :) bo przerwa mi sie juz z pracy skonczyla.
OdpowiedzUsuńNo i dobrze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
doczekałam się:)))
OdpowiedzUsuńJa też jestem już uzależniony.
OdpowiedzUsuńCieszę się z Twojego powrotu
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńZ uzależnienia trudno wyjść. I całe szczęście /dotyczy oczywiście tylko niektórych uzależnień/ !
Pozdrawiam serdecznie na blogowym łonie.
Witamy, witamy z radością! Aż pojaśniało w blogosferze.
OdpowiedzUsuńliczyłam na to i ogromnie się cieszę że wróciłeś.....
OdpowiedzUsuńjak dzis zobaczyłam w zakładkach że jest twój nowy post to uśmiechnęłam się od ucha do ucha.....
takich blogowiczów jak ty brakuje więc tym bardziej serdecznie witam z dalekiej podróży...
leptir
Jade metrem a ludzie patrza na mnie z lekkim politowaniem w oczach,mysle sobie 'pewnie wygladam tak jak sie czuje', a ze czuje sie zle to wiadomo jak wygladam. Po czym uswiadamiam sobie ze mam na twarzy usmiech od ucha do ucha i polykam Twoj tekst. Bardzo sie ciesze ze napisales. Bardzo.
OdpowiedzUsuńcierpliwość jednak popłaca. pozwolę sobie powiedzieć że ostatnio się tak cieszyłam jak spotkałam przyjaciółkę której nie widziałam 10 lat. Witaj Antonii!
OdpowiedzUsuńVivat! Hoch! Eljen! Niebo jest znowu niebieskie! :))) Och, nawet nie wiesz, jak było nam brak Twego uzależnienia:)))
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Nie bylo mnie tu sto piecdziesiat lat! ale jestem i od razu wpadam w temat... bo wlasnie uswiadomilam sobie, ze jestem uzalezniona od bloga. dzis postanowilam sobie - dzien odwyku bez blogowania. I co? i guzik! najpierw oszukiwalam sie, ze tylko na sekundke zajrze do znajomych blogow, tak na momencik, a pozniej... jak zawsze! i juz dziesiata godzina, zaraz jedenasta... i ... poplynelam! dobranoc Antoni!
OdpowiedzUsuńPopatrz Antoni ilu ludzi wprowadziłeś w stan uzależnienia tym pisaniem swoim . Mam nadzieję, że też się cieszysz z powrotu, co?
OdpowiedzUsuńJak dobrze Cię czytać, Antoni ! witaj z powrotem !!
OdpowiedzUsuńCóż, z nałogu można wyjść, ale nie można się uwolnić od uzależnienia, prędzej czy później WRACAMY. Wiem co mówię, stary terapeuta jestem. Spociłam się strasznie, podążając Twoim śladem, ku światłu ...Nic lepszego nie mogło mnie dzisiaj spotkać, w ten mglisto-dżdżysto-pesymistyczny piątek. Pozdrawiam,Hanula
OdpowiedzUsuńOd Klarki się dowiedziałam! WITAM:)))))
OdpowiedzUsuńno to może za to wspaniałę WEJSCIE SMOKA Antoni postawi butelke wina bułgarskiego ?
OdpowiedzUsuńbo z takiej okazji tylko się cieszyc:)
http://leptir-visanna6.blogspot.com/
No żesz kurka wódka, wiedziałam! I tak sie tym wszystkim nie przejmuj, chłopcze, pisz bloga przede wszystkim dla siebie, a jak kto stuknie, to fest. Pozdrawiam czule Ceśka
OdpowiedzUsuńJak tu nie mieć dobrego weekendu po takich wpisach?
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim za powitanie marnotrawnego syna
Pozdrawiam
Fajnie opisałes ten swój powrót .Ja eż się cieszę że znowi można cię poczytać
OdpowiedzUsuńJak się cieszę że wróciłeś :)))) świetnie pisane teksty, bardzo się cieszę że mogę ponownie czytać
OdpowiedzUsuńJabłoń
Bardzo się cieszę, że wróciłeś. I to we wspaniałej formie!
OdpowiedzUsuńJa też byłam tą, która do Ciebie zaglądała.
I to codziennie.
Wszystkiego dobrego!
Ogromna radość ,że wróciłeś :))) . Tyle osób oczekiwało Twojego powrotu i jesteś ! Pozdrawiam - Eliza F.
OdpowiedzUsuńOstatnio mam ciężki czas i zastanawiałam się, czy nie zamknąć bloga.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twój komentarz i przyszłam sprawdzić, czy zatęskniłeś;))
Dobrze, że jesteś;)