Przygotowujemy się do Narodowego Święta, próbując
zmienić nasze nastawienie do sposobu jego obchodzenia. Jak by nie było to są kolejne swoiste urodziny naszej ojczyzny.
Dziś już nikt dzięki bogu nie każe za tę ojczyznę umierać, a dzisiejszy
patriotyzm bliższy jest mi do tego o czym śpiewa Maria Peszek. W końcu
uczciwość wobec własnego kraju to także bardzo pożądana cecha. Poza tym mam
mało zaufania do tych co krzyczą najgłośniej i to bez względu na polityczną
stronę. Z zazdrością patrzę na przyjaciół Francuzów i ich festyny, ale o tym już
chyba pisałem. Świąt radosnych, świąt oczekiwanych tak jak oczekuje się urodzin
przyjaciela. Świąt bez zadęcia, patetycznego łopotu sztandarów i
równie poważnego marszu, jakby z
manifestacji trzeba było od razu obstawiać barykady. Leszek Wójtowicz śpiewał kiedyś w innych
warunkach
Nie pragnę wcale byś
była wielka
Zbrojna po zęby od morza do morza
I nie chcę także by cię uważano
Za perłę świata i wybrankę Boga
Chcę tylko domu w twoich granicach ….
A więc bawmy się, radujmy świętem. Lansowany jest
dzień jedzenia polskiej gęsi. Tylko skąd
pewność, że złożona w worku foliowym gęś nie jest tanią chińską podróbką, a
naprawdę pochodzi Polski? Był taki dowcip o sprawdzaniu pochodzenia drobiu,
skąd jednak wziąć fachowca? Żeby święto się udało, gęś powinna być biało -
czerwona. Pomimo upływu lat i zmiany klimatu, daleko nam jeszcze do gęsi
zielonej. A może napisać to inaczej, pomimo upływu lat i zmiany klimatu nie
wyrośliśmy jeszcze z gęsi zielonej. Tutaj informacja dla rozkojarzonych. Nie
idzie mi o stan świeżości drobiu ale o jego odmianę, o tak zwaną gęś
kabaretową.
Ponieważ mam wprost genetyczną skłonność do zachowań
paralelnych, dopisuję poniżej ciąg dalszy ryzykując odsądzenia od czci wiary i
patriotyzmu.
Kiedy my tak śledzimy najbardziej topowe przepisy na smalec
z gęsiego kupra, jakoś uciekło nam to, że na świecie obchodziło się właśnie
dzień, jak się okazuje równie mocna związany z jedzeniem. 9 listopada – „Światowy dzień gry wstępnej” Można, a nawet wypada zaraz zapytać, co ma piernik do wiatraka?
Po lekturze takiej Konopielki wiemy, że gra wstępna
ograniczała się do działań polegających na zrobieniu sobie miejsca pod pierzyną, gdy w chałupie wszyscy spali na
kupę w jednym łóżku.
„Nogami rozgrzebawszy dzieciska zacząłem to swoje mężowskie w te i nazad”
Są i inne wspomnienia znaczone cytatami.
Pieszczota słowna w stylu -
No Mamuśka zaczynamy
W grę wchodzi również striptiz - ściągnięcie skarpetek, lub
w przypadku Atrakcyjnego Kazimierza -
beretu.
No i do tej pory wystarczyło.
Teraz czytam na „jego
stronie” że najważniejsze jest jedzenie. Ponoć jedzenie jest największym
afrodyzjakiem.
Żarcie w łóżku? Przecież okruszki na prześcieradle tak
drapią dupsko, że trudno skoncentrować się na czymś innym.
Co prawda były światłe przykłady jak w filmie 9 i 1/2
tygodnia. Te sceny z miodem, kto nie pamięta?
Ponoć po wejściu tego
filmu do kin, sklepy spożywcze odnotowały zwiększony popyt na ten pszczeli
produkt. Każdy kto ma swoje lata
pamięta jednak, że w PRL-u nie było łatwo, nawet z miodem. Nasi rodacy używali więc miodu sztucznego
czyli udawanego . Czy w zamian mieli prawo liczyć na coś więcej niż tylko
udawany orgazm?
Miód to taniocha w dobie wspomnianych wyżej tanich chińskich podróbek.
Czekolada, szampan, kawior... Istnieją dziesiątki
afrodyzjaków, którymi możesz zaskoczyć swoją partnerkę. Dodatkowo: kozie mleko, owoce morza, morele zmiksowane z
mleczkiem pszczelim, miód...
I zasmażka - wypadałoby dodać za kabaretem OTTO ( kto jeszcze pamięta?)
Tu aż prosi się jeszcze jeden cytat tym razem z filmu
Kingsajz. Szyszkownik Kilkujadek miał zwyczaj mówić - Popowiększali się i w dupach się
poprzewracało. Za dobry byłem!
Sztuczny miód i wyroby czekoladopodobne, pamiętam z dzieciństwa, no i teraz trudno sie dziwić,że wszystko udawane jest...A życie , to jedna wielka chińska podróbka , na dodatek. Jak zerkniemy do kalendarza, nie ma dnie bez świętowanie, codziennie jakieś święto przypada, i fajnie, bo życie bez świętowanie, to nudne by było i monotonne./ Wyobraźmy sobie codziennie Dzień Kobiet/ A tak, jednego dnie dzień bez papierosa, kolejny dzień bez wylgaryzmów, dzień gry wstępnej, przed, po itd. Fajnie jest i ciekawie, Bylebyśmy tylko zdrowi byli . Pozdrawiam świątecznie, Hanula
OdpowiedzUsuńJeżeli jest dzień bez wulgaryzmów i dzień bez papierosa to konsekwentnie powinie być dzień bez gry wstępnej. Tak na logikę Nie?
UsuńPozdrawiam.
O ile bez wulgaryzmów i popierosa mogę się obejść, to bez wstępu już nie, bo po nim jest szansa na rozwinięcie i zakończenie, ot! taka tam poprawna kompozycja:) a i jeszcze należy pamiętać o zachowaniu proporcji, nie za krótki wstęp, rozbudowane rozwinięcie i konieczne zakończenie, może być zaskakujące i z polotem. Hanula
UsuńI rurociag z kremem, a na to wszystko zasmazka :) oj pamietam...
OdpowiedzUsuńA potem jeden odszedł i sypnęło się.
UsuńPozdrawiam
Taaa, problem rozległy i wcale nie taki jednoznaczny. W ubiegłym roku dałam upust uczuciom 'patriotycznym' na blogu oświadczajac, ze najbardziej cieszą mnie zadymy 11 listopada. Czemu? Bo cos sie dzieje dynamicznego, bo ludnosć pokazuje, że o coś jej chodzi, bo halas, rwetes, niezgoda oraz zgoda, ale uczuciowość duża, grzmi i bulgocze. Natomiast klejenie kotylionów, cudowne uśmiechy prezydentostwa, propaganda telewizyjna, słodycz przesłodzona przypomina mi 'radosne' zwyczaje PRL. Dziś tak naprawde te bójki uliczne mają jakieś znaczenie, reszta 'patriotycznych' zachowań to nudy, bo nie da się byc radosnym na rozkaz ;))
OdpowiedzUsuńNie same marsze, ale uczestnicy i głoszone hasła wywołują u mnie niepokój.
UsuńA kotyliony to się lepiło i pod zaborami.
Oczywiście wiem to z opowiadań
Pozdrawiam
No w tem sęk, że na rozkaz się nie da, co tylko dowodzi, że tego nie mamy w sercu, czyli nie było i w głowie... A szkoda, bo naprawdę nie mamy poczucia wyjątkowości chwili w dziejach naszych zgoła niezwykłej, że od paru dziesiątków lat nie musimy o Najjaśniejszą stawać zbrojno... Drugiego tak długiego okresu nibyż formalnie możnaby za Sasów znaleźć, ale cóż to był za pokój i jakaż to niepodległość? Prawdę prawią ci, co mówią, że jak co za łatwo przychodzi (nam, nie pradziadom naszym!) to się tego waży lekce...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Sama mądrość spod pióra Twojego płynie. Nie cenimy tego co nam dane.
UsuńPozdrawiam
Święta racja, tylko czemu nie mamy tego w sercu? Ano nie pielęgnowaliśmy w pamięci i nie tłumaczylismy dziatkom. Teraz dziecię trzydziestoletnie zapytane o sens świętowania powie: bo teraz możemy robić, co chcemy, myślec, co chcemy i jeździć, gdzie chcemy...
UsuńDobre! - fajnie się czyta.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam
UsuńJa dziś będę radować si e niepodległością pacyfistycznie, i uchowaj mnie Boże przed włączeniem telewizora! Narobiłes mi apetytu tymi gęsiami, idę zjeść śniadanie:)
OdpowiedzUsuńJa też unikam jak ognia programów informacyjnych. A że marsze przeniesiono do Krakowa również spacerów po centrum
UsuńA poza tym niech się święci...
Pozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNie lubię żadnych świąt, które przedłużają weekend. Za dużo się wtedy wali... i trudno o radość. A i często emerytury nie ma na czas, np. na początku maja czy listopada.
Pozdrawiam serdecznie.
Tak nie pomyślałem, bo mam jeszcze kilka lat czasu do emerytury.Ale to też ważne, a może i bardzo ważne.
UsuńPozdrawiam
A tu pospolitość skrzeczy....
OdpowiedzUsuńI trudno radować się Niepodległością gdy jest tak jak jest....
Jako mieszkanka stolicy nosa bałam się wczoraj z domu wychylić.
Serdecznie pozdrawiam.
Jak tak oglądałem wczorajsze relacje to serdecznie współczułem mieszkańcom Warszawy
UsuńPozdrawiam