22 marca 2013

Kot - jaki jest teraz widzę

Kiedy wczoraj wróciłem z pracy, od progu wyczułem już, że na obiad melony.
Tak kiedyś nazywał to danie Stefan Friedmann.
Żona krzątała się po kuchni kończąc zupę, a teściowa polerowała szyby w oknie.
Poprzez uchylone drzwi na taras wpadało rześkie powietrze, wypełniając swoją świeżością salon i korytarz. W kuchni ponad wszystko dominowały wspomniane mielone.
- Jak możesz to załatw sprawę leżącą na fotelu – poprosiła żona.
Obok skórzanej torebki teściowej, na kolorowej poduszce, zwinięty w kłębek, niczym nie zestresowany ... spał kot.
Rudy i delikatnie pręgowany. Nie wiem dlaczego piszę kot a nie kotka. Tak założyłem, bez oglądania zwierzakowi pod ogon. Widziałem już tego kota, z obróżką koło szyi, kręcącego się wokół domu. Cudzy kot koło domu nie jest to dla mnie żadną nowością, bo kręcą się tu jeszcze ze trzy inne. Biało szary i czarny z białą plamką pod pyszczkiem, oba sąsiadów z tyłu, oraz wspomniany już kiedyś czarny z bielmem na jednym oku, nie wiadomo skąd. Ten ostatni znowu próbował zeżreć słoninkę dla sikorek, ale po ostatnich jego ekscesach, paski słoniny powiesiłem na końcu wiotkich gałązek. Nijak dojść a i doskoczyć się nie da. Raz próbował złapać słoninę w locie ale chybił. Patrzę na to i mówię wam to jest lepsze niż National Geografic w 3D.
Wziąłem kota do ręki i korzystając ze szpary w oknie czyszczonym przez teściową, postawiłem rozespanego zwierzaka na tarasie, na zewnątrz domu.
Spojrzał na mnie rozespanym wzrokiem, potem po kociemu przeciągnął się i odszedł powoli w swoim kierunku.
- Chyba ma respekt przed facetami. Jak ja go wystawiłam to wskoczył na jabłoń i gdy tylko schyliłam się, przeskoczył nade mną wprost na stół w pokoju – opowiadała teściowa.
- Ubłoconymi łapami zadeptał i całą podłogę, skoczył na szafki w kuchni i o mało co nie zaliczył telewizora – uzupełniła żona
- Takie są koty, wiem coś o tym bo miłośniczki kotów to moje blogowe przyjaciółki – stwierdziłem z pewną wyższością eksperta.
- Jak takie są, to problem się zacznie gdy cieplejsze dni wymuszą otwieranie okna – zauważyła teściowa.
- Najważniejsze to ich nie karmić. Taki kot gotów porzucić swoje domowe żarcie, na rzecz stołowania się na mieście. A wszystko to mnie w sumie cieszy - podsumowałem – to jakiś taki czytelny znak naszego życia na wsi.
Jakby dla potwierdzenia moich słów, dzięcioł bywalec zaczął udawać, że wali w korę szukając robali a nie czai się na słoninę. Jednak jego - puk, puk, puk - można było przyjąć za potwierdzenie moich słów.
-W czoraj na przykład, spod kół uciekły mi dwa bażanty i to dwadzieścia metrów od domu – ciągnąłem nurt wiejski, jakby na przekór narzekaniom żony na rozmokniętą i błotnistą drogę dojazdową.
Kot nie pojawił się więcej jakby czując tym swoim zwierzęcym przeczuciem, że ręka która go wystawiła na taras jest zdecydowana i konsekwentna.
Konsekwentnie rozpuszczam też swoją rodzinę.
Kiedy dzisiaj rano ruszyłem spod domu, zauważyłem, że poboczem drogi szły dzieci sąsiadów. Obok plątał się kot.
- Nie wiecie czyj jest ten rudy kotek z obróżką na szyi – spytałem po przywitaniu
- To nasz – radośnie odpowiedziały dzieci - Właśnie idzie z nami do szkoły i nie sposób go zniechęcić.
- Wiem coś o tym. Wczoraj poznawał moje szafki w kuchni, skakał po meblach, a na koniec zasnął w fotelu.
- Przepraszamy – powiedziały chórem, a ja zacząłem zastanawiać się - czy w moim pytaniu nie było czego z wyrzutów za kocie maniery?
- Nic nie szkodzi, nie specjalnie mi to przeszkadza – zamknąłem dyskusję na ten temat.
- Już wiem czyj jest kot - powiedziałem w południe dzwoniąc do żony – kot jest sąsiedzki.
- Wszystkie koty są sąsiedzkie – stwierdziła filozoficznie żona - Jak wieś długa i szeroka.
- Ale ten jest od sąsiadów zza pola. Tych z domu z seledynową elewacją.
Wychodzi na to, że jedynie pies potrafi ułożyć kocie ścieżki w naszym ogrodzie. Bo jeżeli przed drzwiami wejściowymi siedzi jeden, na jabłoni wyleguje się drugi, a najmniejszy na bezczelnego śpi w moim fotelu, to nie jest tak zwana - „letka” przesada?
- Marzec - ktoś powie.
Owszem, ale ja nie mam w domu panny na wydaniu. Chyba, że koty zapatrzyły się na teściową z miotłą i czekają jeszcze na szklaną kulę. Ale to już całkiem inna historia.


28 komentarzy:

  1. spokój macie, łagodność, ciszę, ciepło, a do tego pachnie jedzeniem to się koci ród chce zagnieździć. I czy na pewno nie dostają od czasu do czasu jakiegoś smakołyka? ;)
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy całej sympatii dla zwierząt nie karmię bo nie chcę prowokować takich zlotów.
      Myślę po prostu że jak na wiejskie warunki,jestem zbyt łagodny dla zwierzaków,ale tego akurat nie zamierzam zmieniać. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Może wystarczy polubić i już?

      Usuń
    3. Ale ja już lubię
      Pozdawiam

      Usuń
  2. Wyczuły dobre dusze :-)))
    A może to jakaś Wasza karma przychodzi ?
    W sensie filozoficznym :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiej głębi nie szukałem, chociaż to miłe. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Kiedy przyjdą napaskudzić w dom,
    Ten, w którym mieszkasz - własny,[...]
    Ty, ze snu podnosząc skroń,
    stań u drzwi.
    Bagnet na broń!
    Trzeba krwi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie trzeba będzie aż tak brutalnie, ja mam taka pokojową naturę. Pozdrawiam

      Usuń
  4. ha ha jak Tesciowa to przeczyta to bedziesz miał przechlapane, nie bedzie melonych tylko suchy chlebek :))
    a bez żartów, koty to takie łazęgi, jak nie masz w domu psa który je pogoni to bedziesz miał odwiedziny....
    no i niestety popatrz pod ogon bo jak ci kot zaznaczy teren to......
    u nas kocury zrobiły to w ogrodzie wokół worów z drewnem... fuj!!!! .....i chociaż pies je goni , to szybko przeskakują przez płot....
    a marzec ...wiadomo.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też koło drzewa trochę śmierdzi kotem, albo thują bo te zapachy trochę są do siebie podobne. A może tylko koty uwielbiają lac pod thujami.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Z nieproszonymi gośćmi trzeba postępować stanowczo. Bo dzisiaj jakiś kotek w fotelu, a następnym razem sąsiad w pościeli może się zagnieździć. ;-))) Nie warto przyzwyczajać obcych zwierzaków, żeby czuły się u kogoś jak u siebie. Prędzej czy później to się zemści. Tych o nazwie gatunkowej homo sapiens też to dotyczy. Jak to mówią - wszyscy to wszyscy, babcia też. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co racja to racja.
    Zaufanie tak,ale broń zawsze pogotowiu - jak mówią
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Problemu z kotami dochodzącymi nie mam, bo pies akceptuje jedynie "naszego" kotka :)
    Ale nie wiem, co by było, gdyby psa nie było, pewnie problem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że wystarczy być tylko konsekwentnym
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. O, okrutny! Rozespanego kota na śnieg? Hi,hi,hi...
    Kocie wizyty chyba dobrze wróżą. Zwierzęta wyczuwają przyjazne miejsca. Za kotami przybędą ich właściciele, oby tylko zachowali ludzkie maniery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był mój fotel, a jak mówią - z cudzego konia na środku drogi.
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. No masz kota-niekota , nie swojego na pewno. U mnie żaden z sąsiadów nie posiada kota, ja także, a na werandzie i kuchennym parapecie ślady są, chyba że to nie kota, ale nie podejrzewam innych intruzów. Gdyby to były tylko ślady, jestem w stanie wybaczyć, ale do śladów dołącza jeden z drugim zapach, a tego już znieść nie mogę. Zatem ostra walka... A jak thuja zalatuje kotem, to jest raczej tfuja.
    Pozdrawiam, Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to uspokoiłaś mnie przynajmniej z tymi thujami. Pozdrawiam

      Usuń
  10. Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Takie koty na przychodne to sama radość - jak seks bez zobowiazań. A z tym kotem, co to chce się dostać do słoninki to postepujesz nie fair - jak najpierw powiesiłeś ją tak, że on może się do niej dostać to jego zysk. Nie zmienia się zasad w trakcie gry. Nie?
    Pozdrawiam Mirek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj przycinałem jabłoń. Słoninkę powiesiłem tak że nawet ślepy kot ją zdejmie.Ogłaszam koniec zimowego dokarmiania.
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. U mnie tak właśnie było. Sonia przyszła i została;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli kot wybrał sobie dom.
      To chyba norma.
      Pozdrawiam

      Usuń
  12. Klik dobry:)
    Antoni, słyszałam, że jak w pobliżu jest kot, to nie ma ptaków w ogrodzie.To prawda?

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tyle drzew, że jak kot na jednym to ptaki na drugim i tak to się toczy. Pozdrawiam

      Usuń
  13. I za to kocham życie na wsi, tylko u nas koty nie pchają się na salony. Tylko przydomowe są. Pies zdecydowanie ich nie odstrasza ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tylko jak mu wytłumaczyć, że porządny wiejski kot tak nie robi? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Lubię koty, choć drzemie we mnie trochę pretensji pod ich adresem, miałam z nimi parę podnoszących adrenalinę zdarzeń. najbardziej traumatycznym przeżyciem było gdy czaiły się na konarze drzewa i spadały nagle na grzbiet mojej przerażonej Tuni jeżdżąc na niej jak na kobyle. No cóż, jak to ktos powiedział: kobiety i koty zawsze będą robiły co chciały, a mężczyźni i psy muszą się z tym pogodzić i przestać się denerwować. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń