04 marca 2013

Sroka. Ta co gości zapowiada


W piątek rano wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że na  samym czubku świerka siedział ptak. Wiotki szpic  kiwał się na lewo i prawo a ptak balansował na zasadzie przeciwwagi, to w tę to w drugą stronę.
Sroka, to ta co zapowiada gości. Tak przynajmniej uważała moja babka, bo zaraz po tym jak ujrzała jakąś srokę siadającą w ogrodzie, sypała na stolnice mąkę. Ugniatała drożdżowe na pączki., albo na zwykły placek z kruszonką, Bo przecież ani chybi będą goście. Z dawien dawana zaś wiadomo, że gość w dom... Czasem trafiła, częściej jak kulą w płot. Siedziała wtedy zła jak osa, nad kupą schnących w oczach pączków z wiśniowa marmoladą.
Teraz trudno brać takie przesądy za dobrą monetę, ponieważ sroki przetrzebiły populację  wróbli i zamiast nich krążą dwójkami lub trójkami.  Ja jednak uśmiechnąłem się do tego widoku. Ma rację ten ptak kiwający się niczym na majtek bocianim gnieździe żaglowca. Dzisiaj ze szpitala  wraca moja żona.
Przez kilka dni faszerowali ją tam antybiotykami kontrolując wyniki krwi. Antybiotyki były silniejsze niż poprzednio i  kiedy poziom czegoś tam obniżył się  o 80% wypisali ją do domu.
Ponoć w domu jest bezpieczniej niż w szpitalu. Dostała jednak zalecenie, aby w przypadku nawrotów wysokiej temperatury, kierować się tutaj bezpośrednio. Może nie będzie już takiej potrzeby.
Kiedy wróciłem po pracy do domu, trwały właśnie porządki obydwu Pań. Moja teściowa, dla mojej żony matka, eskortowała ją w drodze ze szpitala.
Radość moja  nie została zmącona nawet pomysłami teściowej, a to żonę nakarmić a to napoić, albo może mnie nakarmić, albo napoić.
Wieczorem uczciliśmy wielki powrót winem, z czego żona zaliczyła trzy łyżki tego czerwonego dobra, a resztę zaliczyłem z  matką mojej żony.
Co prawda zapierała się przy każdym napełnianiu kieliszka, ale wytrwała do czasu kiedy w świetle lampy rozbłysło swoim smętnym blaskiem zielone denko butelki.
Teściowa należy jeszcze do tego pokolenia kobiet, które poprzez dobre wychowanie,  mówią nie gdy myślą tak.
Jak to jest, że tamto społeczeństwo naszych rodziców i dziadków dochowało się potomstwa?
I to przy takim mylącym systemie wysyłaniu sygnałów.
Może przez to przez to,  że nie nadużywano pojęcia molestowania.
Sam czytałem w jakichś materiałach sądowych, jak jakiś oskarżony o gwałt, twierdził, że to nie jest prawda.
- Ja tylko pokonałem siła męskiego ramienia,  przyzwoity opór kobiecy – tłumaczył.
A teraz „nie” dokładnie znaczy „Nie”i to  bez względu na odwagę dekoltu osoby odmawiającej.
Chyba mam trochę na sumieniu siwą głowę starszej pani, ponieważ zasnęła zaraz po powrocie do pokoju.
- Nawet nie zdążyłam się pomodlić – stwierdziła.
No proszę.  A  zwykle zażywa tabletki na doby sen.
W sobotę od rana zabrałem się za prace porządkowe no i w końcu przyciąłem kilka jabłoni.
Wszystkie cięcia zabezpieczyłem maścią ogrodniczą,  wspominając ten odcinek „Czterech Pancernych” gdzie biednego Tomka Czereśniaka o mało nie rozstrzelano za posiadanie takowej maści.
Pielęgnacja drzew sprawiła mi kupę radości, z naciskiem na radość.
Oznacza to, że starzeję się, ponieważ mam cierpliwość  aby poczekać i zobaczyć,  co na to drzewa.
Potem jeszcze przyziemna, ale konieczna wizyta panów od wywozu nieczystości płynnych jak mam napisane w umowie, albo po naszemu opróżnianie szamba. Po kilku dekadach mieszkania w bloku kiedy to nie martwiło mojej głowy, muszę pamiętać, aby o tym pamiętać.
Na sam koniec trafiło mi się kolejne malowanie. Dzięki bogu, pozostaje mi już tylko jedno małe pomieszczenie czyli  wiatrołap i spokój na parę lat.
Trochę już irytuje mnie sam początek procedury malarskiej. Rozkładanie warsztatu i zalepianie framug złoszczą mnie, ale już pierwsze ruchy wałka malarskiego już mnie uspokajają. Zrywanie końcowe  taśmy ochronnej, kiedy ukazuje się na czysto cały ogrom pracy lubię najbardziej.
Pokrywając śnieżną bielą kolejny już raz sufit w kuchni,  pozwoliłem sobie na rozważania.
Myślę że to malowanie powinni traktować jak jakąś formę sportu wyczynowego. Poświęcam mu każdą wolną chwilę, angażując główne partie mięśni. Na koniec zaś jestem solidnie zmęczony.  Czwarty weekend pod rząd jadę z wałkiem  po ścianach, pilnując by zbytnio nie zalać podłogi.
O nie!. Przepraszam, w poprzedni tydzień zrobiłem sobie przerwę, bo przecież ten czas spędziłem na SOR-ze.
- Może jak nas będzie więcej, to zrobią z tego dyscyplinę olimpijską? - zażartowałem - Już widzę takie zawody w malowaniu synchronicznym.
Kuchnia pomalowana i gotowa na montaż szafek. Wszystkie jak jedna będą dopasowane dla potrzeb żony. Tak więc szafki  niżej, piekarnik wyżej  i tak dalej.
Dobrze, że te używane, bo nie mogę o nich powiedzieć stare, udało się sprzedać.
Za radą stolarza wystawiliśmy je w internecie. Aż dziw ile telefonów i maili otrzymaliśmy w tej sprawie.
To dobry pomysł, bo dzięki tym symbolicznym, ale w końcu pieniądzom doposażymy wnętrze. Alternatywą było porąbanie ich do palenia. Jednak ze względów ekologicznych, płyt paździerzowych nie wolno palić.
Fakt, że gdy na górskiej wsi sąsiad dołożył do pieca takie płyty, a wiatr zawiał, oczy zaczynały łzawić.
Z resztą sąsiad do dziś uważa że ekologia to badanie krwi  trochę podobne do morfologii.
Szafek więc nie ma  i to w zgodzie z przyrodą, dzisiaj pojawia się elektryk ponieważ coś tam trzeba przepiąć, coś tam zamontować.  Przy prądzie trójfazowym nie eksperymentuję,  jest zdecydowanie bardziej śmiertelny niż jednofazowy.     
Po montażu zostanie tylko dobrać lampę. Wisi teraz smętna i goła żarówka i wygląda  jak wyrzut sumienia. Mojego sumienia, bom esteta.
Lampy jak i kolory ścian to jednak sprawa damska. Żona zaś miała trochę inne priorytety przez te  ostanie kilka tygodni.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze w kolejny weekend zamknę remont kuchni, wieszając jakąś wspólnie uzgodniona lampę. Teraz szukam w kartonowych pudłach talerzy, kubków i soli.   Wysłuchuję też  przy okazji narzekań młodszego, że wybrałem tę a nie inną kolejność prac. Ten wybór priorytetów w jakiś sposób go dyskryminuje.
Najważniejsze jest bowiem wygospodarowanie miejsca na jego motocykl w  naszej szopie na narzędzia. To już nie jest szopa a takie eleganckie trzy czwarte  blaszaka.
Przecież w tym tygodniu ma być już nawet kilkanaście stopni na plusie, a motor jest po przeglądzie.     
- Tak ciepło mówisz? -  spytałem – To muszę zająć się przycinaniem pozostałych drzew i winogronu. No chyba, że.....
- Że co?, że co? - dopytywał się Młody
- Że użyjesz jakiegoś czarodziejskiego słowa, które zmieni mój plan prac.
- Jakiego? – spytał naiwnie Młody.
To Cię mam – pomyślałem. Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem:
- Na początek wystarczy - „proszę”



15 komentarzy:

  1. sroka na pewno na gości, wszak zaczyna się sezon - grillowanie!
    u nas młodzi cierpliwie czekają na montaż kuchni i dopiero wtedy się przeprowadzą, a nam zostanie malowanie pokoju, w którym mieszkają, i urządzenie go. Nie cierpię malowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się przyzwyczaić i do malowania. Przyzwyczajenie jest wyprane z uczucia. Nie daj boże usłyszeć od męża, żony że się do nas przyzwyczaili.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Alem się uśmiał tym, że "prąd trójfazowy jest zdecydowanie bardziej śmiertelny", Sam używam powiedzenia: "To się może skończyć śmiercią, kalectwem lub czymś jeszcze gorszym". Ne mam pojęcia cóż to może być, ale coś być musi. ;-)

    Młodemu się nie dziwię, że motocykl chce po zimie przewietrzyć. Ale że słówek czarodziejskich zapomniał? Niedobrze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrócił z tego motocykla po północy, a w przedpokoju doszły jeszcze jedne buty motocyklowe.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. oj przebiegły z ciebie tatuś, przebiegły....
    a co do sroki to ponoć najinteligentniejszy ptak.... przeczytaj :)))

    http://lasmira.blogspot.com/2012/10/uskrzydlony-bandyta-sroka.html
    w sprawie prądu sie nie wypowiadam, ale mój mąż z zawodu elektryk powiada że " z prądem i h...m nie ma żartów....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mąż ma zdecydowanie rację. Dodam tylko na zasadzie skojarzeń że o antykoncepcji mój dziadek mówił mojemu ojcu tak
      Z piczką żartów ni ma.
      Tak więc jest parę fantastycznych rzeczy z którymi nie ma żartów.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Gentleman od wywozu przedstawił mi się kiedyś jako "operator szambowozu" i nie mógł pojąć mojej niczem nie skrywanej a nagłej uciechy...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze że nie nazwał swojej profesji w sposób modny w korporacjach czyli po angielsku
      jakiś "shitcar master" na przykład
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Nie popiszę się zapewne wiedzą ogrodniczą, ale już od kilku lat przycinam stare jabłonie jesienią, po opadnięciu liści. Kiedyś robiłem to tak jak Ty, na przełomie lutego o marca. Jesienią jest cieplej , Różnic nie dostrzegam.
    Pozdrowienia ślę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie bazuję na literaturze, Ty na doświadczeniu. Będę i ja miał swoje. Swoją drogą tak byłem napalony na to cięcie że ledwie powstrzymałem się przed przycinką w grudniu
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. To ty się tam nie nudzisz u siebie! jak widze , pełne ręce roboty! A sroka, hmmm słabo rozróżniam ptaszki... dlatego musze być w permanentnym pogotowiu na wypadek niespodziewanych gości. Pozdrawiam i zyczę żonie szybkiego powrotu do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sroka jest łatwa do rozpoznania duża z dłuższym ogonem czarno biała
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. A u mnie chyba jeszcze sen zimowy głęboki.Nic się nie tnie, nie rżnie, nie przycina, jedynie powoli odgrzebuje zeschłe liście, ale ja to bardziej na północy mieszkam, wszystko u mnie jakoś opóźnione.
    Pozdrawiam,Hanula

    OdpowiedzUsuń
  8. Może tę wiosny bardziej chcemy niż jest, stąd te różnice w subiektywnym odbiorze. Ale słoneczko świeci, więc jest. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń