Kiedy wczoraj wróciłem z pracy, od
progu wyczułem już, że na obiad melony.
Tak kiedyś nazywał to danie Stefan
Friedmann.
Żona krzątała się po kuchni kończąc
zupę, a teściowa polerowała szyby w oknie.
Poprzez uchylone drzwi na taras wpadało
rześkie powietrze, wypełniając swoją świeżością salon i
korytarz. W kuchni ponad wszystko dominowały wspomniane mielone.
- Jak możesz to załatw sprawę leżącą
na fotelu – poprosiła żona.
Obok skórzanej torebki teściowej, na
kolorowej poduszce, zwinięty w kłębek, niczym nie zestresowany
... spał kot.
Rudy i delikatnie pręgowany. Nie wiem
dlaczego piszę kot a nie kotka. Tak założyłem, bez oglądania
zwierzakowi pod ogon. Widziałem już tego kota, z obróżką koło
szyi, kręcącego się wokół domu. Cudzy kot koło domu nie jest
to dla mnie żadną nowością, bo kręcą się tu jeszcze ze trzy
inne. Biało szary i czarny z białą plamką pod pyszczkiem, oba
sąsiadów z tyłu, oraz wspomniany już kiedyś czarny z bielmem na
jednym oku, nie wiadomo skąd. Ten ostatni znowu próbował zeżreć
słoninkę dla sikorek, ale po ostatnich jego ekscesach, paski
słoniny powiesiłem na końcu wiotkich gałązek. Nijak dojść a i
doskoczyć się nie da. Raz próbował złapać słoninę w locie ale
chybił. Patrzę na to i mówię wam to jest lepsze niż National
Geografic w 3D.
Wziąłem kota do ręki i korzystając
ze szpary w oknie czyszczonym przez teściową, postawiłem
rozespanego zwierzaka na tarasie, na zewnątrz domu.
Spojrzał na mnie rozespanym wzrokiem,
potem po kociemu przeciągnął się i odszedł powoli w swoim
kierunku.
- Chyba ma respekt przed facetami. Jak
ja go wystawiłam to wskoczył na jabłoń i gdy tylko schyliłam
się, przeskoczył nade mną wprost na stół w pokoju –
opowiadała teściowa.
- Ubłoconymi łapami zadeptał i całą
podłogę, skoczył na szafki w kuchni i o mało co nie zaliczył
telewizora – uzupełniła żona
- Takie są koty, wiem coś o tym bo
miłośniczki kotów to moje blogowe przyjaciółki – stwierdziłem
z pewną wyższością eksperta.
- Jak takie są, to problem się
zacznie gdy cieplejsze dni wymuszą otwieranie okna – zauważyła
teściowa.
- Najważniejsze to ich nie karmić.
Taki kot gotów porzucić swoje domowe żarcie, na rzecz stołowania
się na mieście. A wszystko to mnie w sumie cieszy - podsumowałem
– to jakiś taki czytelny znak naszego życia na wsi.
Jakby dla potwierdzenia moich słów,
dzięcioł bywalec zaczął udawać, że wali w korę szukając
robali a nie czai się na słoninę. Jednak jego - puk, puk, puk -
można było przyjąć za potwierdzenie moich słów.
-W czoraj na przykład, spod kół
uciekły mi dwa bażanty i to dwadzieścia metrów od domu –
ciągnąłem nurt wiejski, jakby na przekór narzekaniom żony na
rozmokniętą i błotnistą drogę dojazdową.
Kot nie pojawił się więcej jakby
czując tym swoim zwierzęcym przeczuciem, że ręka która go
wystawiła na taras jest zdecydowana i konsekwentna.
Konsekwentnie rozpuszczam też swoją
rodzinę.
Kiedy dzisiaj rano ruszyłem spod domu,
zauważyłem, że poboczem drogi szły dzieci sąsiadów. Obok
plątał się kot.
- Nie wiecie czyj jest ten rudy kotek
z obróżką na szyi – spytałem po przywitaniu
- To nasz – radośnie odpowiedziały
dzieci - Właśnie idzie z nami do szkoły i nie sposób go
zniechęcić.
- Wiem coś o tym. Wczoraj poznawał
moje szafki w kuchni, skakał po meblach, a na koniec zasnął w
fotelu.
- Przepraszamy – powiedziały chórem,
a ja zacząłem zastanawiać się - czy w moim pytaniu nie było
czego z wyrzutów za kocie maniery?
- Nic nie szkodzi, nie specjalnie mi to
przeszkadza – zamknąłem dyskusję na ten temat.
- Już wiem czyj jest kot -
powiedziałem w południe dzwoniąc do żony – kot jest sąsiedzki.
- Wszystkie koty są sąsiedzkie –
stwierdziła filozoficznie żona - Jak wieś długa i szeroka.
- Ale ten jest od sąsiadów zza pola.
Tych z domu z seledynową elewacją.
Wychodzi na to, że jedynie pies
potrafi ułożyć kocie ścieżki w naszym ogrodzie. Bo jeżeli przed
drzwiami wejściowymi siedzi jeden, na jabłoni wyleguje się drugi,
a najmniejszy na bezczelnego śpi w moim fotelu, to nie jest tak
zwana - „letka” przesada?
- Marzec - ktoś powie.
Owszem, ale ja nie mam w domu panny na
wydaniu. Chyba, że koty zapatrzyły się na teściową z miotłą i
czekają jeszcze na szklaną kulę. Ale to już całkiem inna
historia.
spokój macie, łagodność, ciszę, ciepło, a do tego pachnie jedzeniem to się koci ród chce zagnieździć. I czy na pewno nie dostają od czasu do czasu jakiegoś smakołyka? ;)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Przy całej sympatii dla zwierząt nie karmię bo nie chcę prowokować takich zlotów.
UsuńMyślę po prostu że jak na wiejskie warunki,jestem zbyt łagodny dla zwierzaków,ale tego akurat nie zamierzam zmieniać. Pozdrawiam
Może wystarczy polubić i już?
UsuńAle ja już lubię
UsuńPozdawiam
Wyczuły dobre dusze :-)))
OdpowiedzUsuńA może to jakaś Wasza karma przychodzi ?
W sensie filozoficznym :-)))
Takiej głębi nie szukałem, chociaż to miłe. Pozdrawiam
UsuńKiedy przyjdą napaskudzić w dom,
OdpowiedzUsuńTen, w którym mieszkasz - własny,[...]
Ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!
Może nie trzeba będzie aż tak brutalnie, ja mam taka pokojową naturę. Pozdrawiam
Usuńha ha jak Tesciowa to przeczyta to bedziesz miał przechlapane, nie bedzie melonych tylko suchy chlebek :))
OdpowiedzUsuńa bez żartów, koty to takie łazęgi, jak nie masz w domu psa który je pogoni to bedziesz miał odwiedziny....
no i niestety popatrz pod ogon bo jak ci kot zaznaczy teren to......
u nas kocury zrobiły to w ogrodzie wokół worów z drewnem... fuj!!!! .....i chociaż pies je goni , to szybko przeskakują przez płot....
a marzec ...wiadomo.....
Mnie też koło drzewa trochę śmierdzi kotem, albo thują bo te zapachy trochę są do siebie podobne. A może tylko koty uwielbiają lac pod thujami.
UsuńPozdrawiam
Z nieproszonymi gośćmi trzeba postępować stanowczo. Bo dzisiaj jakiś kotek w fotelu, a następnym razem sąsiad w pościeli może się zagnieździć. ;-))) Nie warto przyzwyczajać obcych zwierzaków, żeby czuły się u kogoś jak u siebie. Prędzej czy później to się zemści. Tych o nazwie gatunkowej homo sapiens też to dotyczy. Jak to mówią - wszyscy to wszyscy, babcia też. ;-)
OdpowiedzUsuńCo racja to racja.
OdpowiedzUsuńZaufanie tak,ale broń zawsze pogotowiu - jak mówią
Pozdrawiam
Problemu z kotami dochodzącymi nie mam, bo pies akceptuje jedynie "naszego" kotka :)
OdpowiedzUsuńAle nie wiem, co by było, gdyby psa nie było, pewnie problem...
Myślę że wystarczy być tylko konsekwentnym
UsuńPozdrawiam
O, okrutny! Rozespanego kota na śnieg? Hi,hi,hi...
OdpowiedzUsuńKocie wizyty chyba dobrze wróżą. Zwierzęta wyczuwają przyjazne miejsca. Za kotami przybędą ich właściciele, oby tylko zachowali ludzkie maniery.
To był mój fotel, a jak mówią - z cudzego konia na środku drogi.
UsuńPozdrawiam
No masz kota-niekota , nie swojego na pewno. U mnie żaden z sąsiadów nie posiada kota, ja także, a na werandzie i kuchennym parapecie ślady są, chyba że to nie kota, ale nie podejrzewam innych intruzów. Gdyby to były tylko ślady, jestem w stanie wybaczyć, ale do śladów dołącza jeden z drugim zapach, a tego już znieść nie mogę. Zatem ostra walka... A jak thuja zalatuje kotem, to jest raczej tfuja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Hanula
No to uspokoiłaś mnie przynajmniej z tymi thujami. Pozdrawiam
UsuńTu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Takie koty na przychodne to sama radość - jak seks bez zobowiazań. A z tym kotem, co to chce się dostać do słoninki to postepujesz nie fair - jak najpierw powiesiłeś ją tak, że on może się do niej dostać to jego zysk. Nie zmienia się zasad w trakcie gry. Nie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Wczoraj przycinałem jabłoń. Słoninkę powiesiłem tak że nawet ślepy kot ją zdejmie.Ogłaszam koniec zimowego dokarmiania.
UsuńPozdrawiam
U mnie tak właśnie było. Sonia przyszła i została;)
OdpowiedzUsuńCzyli kot wybrał sobie dom.
UsuńTo chyba norma.
Pozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńAntoni, słyszałam, że jak w pobliżu jest kot, to nie ma ptaków w ogrodzie.To prawda?
Pozdrawiam serdecznie.
Mam tyle drzew, że jak kot na jednym to ptaki na drugim i tak to się toczy. Pozdrawiam
UsuńI za to kocham życie na wsi, tylko u nas koty nie pchają się na salony. Tylko przydomowe są. Pies zdecydowanie ich nie odstrasza ;-)
OdpowiedzUsuńTylko jak mu wytłumaczyć, że porządny wiejski kot tak nie robi? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLubię koty, choć drzemie we mnie trochę pretensji pod ich adresem, miałam z nimi parę podnoszących adrenalinę zdarzeń. najbardziej traumatycznym przeżyciem było gdy czaiły się na konarze drzewa i spadały nagle na grzbiet mojej przerażonej Tuni jeżdżąc na niej jak na kobyle. No cóż, jak to ktos powiedział: kobiety i koty zawsze będą robiły co chciały, a mężczyźni i psy muszą się z tym pogodzić i przestać się denerwować. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo tego powiedzenia akurat nie znałem
UsuńPozdrawiam