27 sierpnia 2012

Twoja na dobre i złe, czyli o realizacji ślubnych projektów

Marzenia które się spełniają, nie są marzeniami tylko planami.
Plany które się nie spełniają, nie są zaś per analogiam marzeniami. Mówi się wtedy, że ponoszą fiasko i powodują nerwice i frustracje.
Syn znajomych od dłuższego czasu planował wspólnie z narzeczoną swój ślub.
W przerwach między remontem wspólnego gniazdka i załatwianiem formalności rozmawiali o tym jak to wszystko będzie wyglądać.
Garnitur i suknia były już odhaczone, lokal na wesele z pomocą mamy zarezerwowany, a menu ustalone.
- A czym pojedziemy do ślubu? – spytała przyszła żona.
- A może na przekór wszystkim maluchem? - zaproponował przyszły mąż.
Ponieważ jak w każdym związku, na początku wspólnej drogi idzie się sobie wzajemnie na rękę, jak wymyślono, tak zaplanowano.
Znalazł się odpowiedni samochód. Już dwa miesiące wcześniej, zaprzyjaźniony mechanik wziął go na warsztat.
- Zrobiłem co się dało – powiedział fachowiec oddając kluczyki do wozu - Nie powinno być żadnych niespodzianek.
Pstryk, pstryk - po bajerancku zadziałał centralny zamek, rzadkość w samochodach tego typu.
Potem nastąpił czas oswajania wnętrza, Przyszły Pan Młody ze ścierą, gąbką i płynami do nabłyszczania, walczył z plastikami, kanapami i dywanikami.
Pewne obawy zasiała moja żona, ale ona z pewnością nie była jedynym siewcą wątpliwości. Spytała bowiem - czy w planowanej sukni Panna Młoda zmieści się do ciasnego wnętrza.
- Najważniejsze żeby zmieściło się koło – padła zdecydowana odpowiedź.
Nie zapasowe oczywiście, bo to sprawdzone dwa razy, sennie leżało na swoim miejscu w bagażniku. Chodzi o koło na którym buduje się dół ślubnej sukni. Jestem taki mądry ponieważ całkiem niedawno woziłem moją żonę na seanse mierzenia sukni naszej Synowej.
Czego ja się wtedy nie naoglądałem. Po trzecim modelu kiecki, zapominałem jednak wygląd pierwszej. W tym zagubieniu, z reguły po kwadransie, salwowałem się ucieczką z lokalu. Wolałem w spokoju oglądać wystawy przypadkowo spotkanych sklepów.
Wracając zaś do tego pasjonującego koła.
- Jeżeli się nie zmieści, wyciągniemy przednie siedzenie.
Życzyliśmy im powodzenia, szanując prawo młodych do realizacji własnych projektów.
Na wspieraniu pomysłów naszych młodych nie wyszliśmy przecież źle.
W ostatnią sobotę, od rana trwały gorączkowe prace wokół bloku. Klatka schodowa została udekorowana świerkowymi gałązkami, a koło południa pojawił się wspomniany maluch. Błyszczący i odświętny. Przednia i tylna rejestracja zasłonięta okolicznościowym napisem a na antenie biała kokarda. Przednie siedzenie pasażera zdemontowane, najpewniej z powodu owego koła.
Młody zrobił dwie, kontrolne rundki koło bloku i zatrzymał się centralnie naprzeciw wejścia.
Kamerzysta sprawdził światło i poziom naładowania baterii, na koniec kiwnął ręką.
- Akcja.
Z klatki wyszedł Pan Młody, prowadzony przez dwie urodzie dziewczyny. Zasiadł za kierownicą i symulował, zgodnie ze scenariuszem, problemy z uruchomieniem wozu.
Dziewczyny zaczęły pchać wóz na niby, a on jakby od tego pchania ożył i odjechał w kierunku nowej, świetlanej przyszłości. Napis – ostatni dzień wolności- na tylnej klapie malał w oczach.
Mijał właśnie róg sąsiedniego budynku gdy nagle zakasłał. Potem zrobił to jeszcze raz, a potem zamilkł. I ta cisza była bardzo niepokojąca.
- Pan Młody próbował zakręcić rozrusznikiem. Raz drugi i trzeci. Za każdą kolejną próbą, kręcenie stawało się coraz bardziej leniwe.
- Zdechł zawyrokował Ojciec Pana Młodego. A on zawsze wie co mówi, w końcu jest osoba związaną z branżą samochodową.
Nie pomogło też pchanie, tym razem prawdziwe a nie symulowane. Ani raz nie odezwał się, nawet na chwilę
Na to pchanie ostatniej szansy, wpadł kamerzysta. Niezwykle zadowolony z pierwszego ujęcia z daleka już krzyczał
- Wyszło doskonale, nie robimy żadnych dubli.
Przywitało go tylko lodowate spojrzenie Pana Młodego. Nikt nic nie tłumaczył.
Wezwana na pomoc Matka Pana Młodego odpaliła swój samochód, błogosławiąc decyzję o wczorajszym myciu i dokładnym sprzątaniu całego auta. Było jak znalazł, chociaż w natłoku innych pilnych spraw prawie nie było na to czasu.
Kiedy podjeżdżali pod kościół, kierowała nimi już jednak tylko normalna trema przed ceremonią. Bez nienawiści do malucha , bowiem aby wszystko było jak należy, trzeba wszystkim wybaczyć.
Bo grona „wszystkich” Młodzi zaliczyli i padniętego fiata 126p.
A potem już tylko sakramentalne „Tak”, muzyka na wyjściu, sypanie ryżu na szczęście i życzenia.
Tradycyjne.
Tradycyjnie też spod kościoła, Młodzi udali się na wesele wielkim amerykańskim cadillakiem, dostosowanym do wożenia zaślubionych właśnie par.
Tradycyjnie, elegancko i jak kpią młodzi - w drobnomieszczańskim stylu.
Nie udała się ta manifestacja niezależności. I to był drugi pech, bo pierwszy to nagła zmiana kościoła.
Ot po prostu, wymarzony kościół, otrzymał europejską dotację na remont głównego ołtarza. Robotnicy radośnie rozwiesili siatkę ochroną na zabytkowych figurach.
Sceneria niczym z harcówki nie przypadła jednak do gustu młodym i zaczęli szukać alternatywy.
Dzięki Bogu udanej.
To również zauważyłem w rozmowie z rodzicami Pana Młodego.
- Słuchajcie limit pecha już wykorzystali. Kłopoty chodzą parami. Kościół i samochód wyczerpują ten limit, a więc przed nimi tylko radosna uroczystość i pogodna przyszłość.
Bardzo chcieli uwierzyć w moje słowa.
Na odchodnym Ojciec Pana Młodego wcisnął mi w rękę kluczyki od pechowego auta.
Podjedź proszę po uroczystości i zerwij z rejestracji te ozdoby. Niech nie przypominają mi, że ostatnie chwile wolności zaparkowały przy osiedlowym chodniku.
Zrobiłem jak prosił.
Oskubany z ozdób, stał jak setki jemu podobnych steranych życiem pojazdów.
On już jest elementem historii i chyba nie zależało mu specjalnie by ją na nowo tworzyć.
Ktoś inny powie tylko – złośliwość martwych przedmiotów,
A tylko Młodzi uzgodnili, że to tylko plan nie wypalił.
Ale marzenia o wspólnym życiu, zrealizowały się ostatnią sobotę.
Na przekór powiedzeniu.

18 komentarzy:

  1. Oby na przekór temu pechowi z przedmiotami martwymi i instytucjami byli szczęśliwi! :))
    Sto lat Młodej Parze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pech na starcie wcale nie wróży dlaszego pecha w życiu. Młodej parze życzę dużo szczęścia,a maluch "zabytek" zostanie jedynie niemiłą pamiątka.

      Usuń
    2. Tak też im życzyłem w tamtą sobotę
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Chyba wszystkie pechy odpracowali przed ślubem :-)))
    A dalej tylko dobrze będzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy liczy że jemu właśnie się uda.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Święte słowa. Szkoda jedynie, że nie zawsze się udaje :-)

      Usuń
  3. Koła od sukni mieszczą się w maluchu bez wyciągania siedzenia. Ba oprócz kół Panny Młodej zmieści się jeszcze Pan Młody, oraz kierowca wraz ze swoją narzeczoną.Sprawdzone i to przy tzw. lotniczych siedzeniach :-) Tez uważam, ze limit pecha wyczerpany, teraz już tylko sielsko ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego nie sprawdzałem , ale skoro tak mówisz, wierzę
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Nikt nie lubi, jak się z niego waryjota robi - tak i mały fiat zastrajkował, że się go używa do jakichś komedii a nie do przemieszczania się - do czego służył od kikudziesięciu lat. Nieprawdaż?
    Pozdrawiam Mirek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W maluchu od początku przemieszczanie było komedią
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Tego "pecha" zafundowali sobie na własne życzenie Państwo Młodzi. Nie szczędząc też stresu swoim rodzicom, jak sądzę.
    Jeśli ze ślubu robi się "hecę" to jaki to prognostyk na przyszłość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oceniasz zbyt surowo Młodych w końcu ludzi.
      Mnie do dzisiaj trzymają się całkiem niepoważne pomysły
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Nie przywiązywałam wagi do tego jaki miał byś ślub, gdzie , w jakiej sukni. Za to Pan Młody był wymarzony. Piękny, przystojny i bogaty... A co teraz. po latach...zostało tylko "i". Myślę sobie,że wszystkie te wymarzone okoliczności są ważne , chociażby po to, aby było do czego wracać, kiedy będzie źle.Pozdrawiam, Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej tam. Myślę że do opisu męża można użyć jeszcze kilku liter z alfabetu.
      A wspomnienia są na starość lepsze niż witaminy.
      Ponoć.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Pewne - to będzie udane małżeństwo a wiem to po sobie. Ja tez miałem troche pecha bo w czasie uroczystości weselnej pekły mi gacie. Do czasu zaszycia tzn. sprowadzenia nici posłużono się zszywaczem ale zabroniono tańcować.
    BĘDĄ SZCZĘŚLIWI !!!!!!!
    Z "Moją" jestem 44 rok po slubie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie pęknięte spodnie to z pewnością dobra wróżba
      A jak się to wspomina po latach
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Jest jak widać mądrość głęboka w tem przesądzie, że Pan Młody Panny w sukni ślubnej widzieć przed ślubem nie powinien...:) Iluż mu się w ten sposób oszczędza frustracyj...:))
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  9. No tak, wtedy transport jest jej problemem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń