Lubię pojawić
się w pracy przed czasem. Tak mniej więcej pól godziny przed. Spokojnie
wprowadzam kod alarmu i już otworem stoi dla mnie czajnik elektryczny i
słoik rozpuszczalnej kawy. Ponieważ to mój prywatny czas, regularnie przeglądam
wiadomości z sieci i nim człowiek obejrzy się, mija ósma. Czasem jakiś
niecierpliwy klient szturmuje drzwi, bo jak uchylone znaczy to, że zapraszają.
Minutę przed
punktem zero pojawia się reszta i już
można spokojnie wciągać falę na maszt.
Raczej nie
spóźniają się, a i tak dla kilku minut jestem tolerancyjny.
Czasem
trzeba zostać trochę po pracy i wtedy oczekuję, że ta tolerancja zadziała w drugą stronę. Działa.
Kiedyś, w
czasie tak zwanej planowej gospodarki socjalistycznej najważniejsza była lista
obecności. Druk o sygnaturze Pu-Os 225,
gdzie PU znaczyło powszechny użytek, Os – druki osobowe, 225 –kolejny
numer w rejestrze.
Podstawą
wypłaty były nie zaangażowanie w proces produkcyjny, a właśnie podpis na
liście. Złożony przed godziną
rozpoczęcia - niebieski, a po godzinie - czerwony.
Pracownicy
działu kadr, z dziką sadystyczną przyjemnością podtykali czerwony pisak pod nos
spóźnionego pracownika. Za trzy
spóźnienia potrącano należną premię, bądź też nie wypłacano tak zwanej premii
motywacyjnej. A trzeba się było
motywować, by codziennie iść do pracy, a
za zarobione tam pieniądze niewiele kupić.
Próbując uniknąć
podpisu na czerwono, wymyślano historie z tej i nie z tej ziemi. Serce kadrowca
pozostawało niewzruszone, bo przecież jak to powiedział Lenin – Kadry decydują
o wszystkim.
Fakt, że wódz
rewolucji nie miał na myśli działu kadr, nie psuł im zupełnie samopoczucia.
- Gdyby tu
był kapitalizm. To wtedy dopiero zobaczylibyście – Kadrowcy zwykle kończyli dyskusję pochwałą
gospodarki socjalistycznej.
No i co? I
mamy gospodarkę wolnorynkową już od dwudziestu paru lat. I pomimo tej zmiany, w
dalszym ciągu do pracy spóźnia się prawie jedna
piąta Polaków.
Wg
portalu Jego strona pl 14 proc. raz w tygodniu, 2 proc. nawet trzy razy w tygodniu,
a 1 proc. pracowników spóźnia się codziennie.
Wśród
wszystkich badanych, 2 proc. nie potrafiło ocenić, czy... się spóźniają, czy
też nie.
Z
pewnością to prezesi i dyrektorzy, którzy przychodzą do pracy i wychodzą z niej
kiedy chcą, sami zaś twierdzą, że pracują zawsze. Nawet seks z sekretarką jest
po prostu testowaniem personelu.
Na
pewno w jakiś sposób trzeba to spóźnienie przeciętnego pracownika usprawiedliwić
Czy
wymówki są te same co w PRL-u?
Wśród
uzasadnień króluje szkolne „zaspałem”. To całe 59% ankietowanych.
14%
spóźnia się przez zawodną komunikację miejską,
Usprawiedliwienia
żywcem wyjęte z czasów socjalizmu.
Tylko
13% przyznaje, że długo stali w korkach. To novum, bo poprzednio ilość samochodów na mieszkańca,
nie uzasadniała tłoku na ulicach.
Nowy
model życia i brak socjalistycznej moralności, pozwala na to, że kilka procent
zwala winę na nocne imprezowanie. Imprezowało
się i w PRL-u. Ja sam, kilka razy dosłownie wstałem od biesiadnego stołu i udałem się do pracy.
Dotarłem tam jednak przed czasem i dopiero po podpisaniu listy, wysypiałem się
na kufajkach w magazynku administracyjnym. Ech! Było, minęło.
- Lubię
poranny seks - odważnie przyznaje
przełożonym jakieś 4 % respondentów.
I to
wydaje się jak najbardziej usprawiedliwione.
Jak to
spóźnienie dziwnie powiązane jest z seksem.
Za
młodu trzeba było uważać, żeby nie spóźnić się w trakcie seksu, a kiedy już
mamy go ile dusza zapragnie, trzeba było uważać by z kolei przez niego się nie
spóźnić, do roboty.
Najgorsza
zaś jest zmiana czasu.
Poczucie
obowiązku terminowego pojawiania się w pracy, wiązać się może z wymiernymi stratami małżonki.
Słyszałem
jak w towarzystwie jeden ze znajomych żalił się, że od dnia zmiany czasu na
letni, poranny wzwód pojawia mu się w
trakcie jazdy autobusem do pracy.
Nawet
jeżeli to co mówił znajomy było tylko dowcipem, wpływa na moją pobłażliwość dla
spóźnień kochających się rano.
W
życiu nie podsunął bym komuś takiemu czerwonego
pisaka.
No
chyba, że przejął zwyczaje godowe królików.
Z zasady się nie spóźniam, ale o dziwo jestem pobłażliwa dla spóźniających się pracowników.Jest mi wstyd, jak mam udzielić reprymendy dorosłej osobie, która się spóźnia do pracy. A niektórzy mają to we krwi. Nie słucham wtedy wymówek,co to za różnica dlaczego ktoś się notorycznie spóźnia. Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńPS A co do porannego seksu...można wcześniej zacząć. Ale nie w myśl zasady; " jak wcześniej zaczniesz,to i wcześniej skończysz". To by było niezdrowe:)
Odrzućmy matematykę, przecież najważniejsze uczucie, albo przyzwyczajenie.
UsuńPozdrawiam
A ta uwaga dot. przyzwyczajenia, to względem seksu czy spóźniania się? Hanula
UsuńMówi się że miłość może przechodzić w przyjaźń, a pożądanie nie zamieni się w przyjaźń, najwyżej w przyzwyczajenie
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńUważam, że godzina przyjścia do pracy powinna być elastyczna, np. od 7 do 9:30. Oczywiście nie jest to możliwe we wszystkich zawodach i zakładach pracy, ale tam gdzie można... to czemu nie?
Pozdrawiam serdecznie.
A gdyby mi tak przyszło czekać w jakiejś instytucji na takiego elastycznego, to pewnie zszedłbym na wylew. Ja bardzo nie lubię czekać. Dlatego też sam jestem punktualny.
UsuńPozdrawiam
Własnego od lat wiodąc przedsięwzięcia, w którem trzech rękodajnych zatrudniając oraz wrzód na rzyci w osobie księgowej, od lat już niemal dwudziestu świętej toczę z wrzodem wojny o listę obecności, której owa domaga się niczem drzewiej włościanie ziemi własnej, a której ja przez experiencyję własną naznaczony, osobliwie z Waszmości wspominkami zbieżną, żem miał za zło świata całego... Rękodajni znają, że jako roboty nie masz, starczy co tam ogarnąć najpilniejszego i do dom niech spieszą, bo przecie każdy ma co u siebie do roboty pilnego, zasię jako jest pora trudu nawet piętnastogodzinnego, jako teraz letnią porą właśnie, znam, że liczyć na nich mogę. I lista w tem jest rzecz zgoła idiotyczna, aliści ponoć dla ZUS-ów i inszych czartowskich wymysłów konieczną. Stanął z latami kompromis między nami, że owi, jako jest chwila na to, hurtem czasem i za miesiąc cały podpiszą, co czasem i turbacyje z pośpiechu przynosi, jako który przepomni, że wolne brał luboż chorzał, aliści zda mi się to mniejszem złem, niźli ludzi durnotą straszyć...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
I to cię nazywa uczłowieczenie dokumentu, wprowadzonego z pewnością jeszcze za Bieruta.
OdpowiedzUsuńJa też podpisuje listę dwa razy w miesiącu piętnastego i ostatniego ciurkiem dwa tygodnie do tyłu.
I dziurkacz i ad acta.
Pozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Ja jak się spóźniałem to wystarczało pieć minut a już byłem na celowniku dyrektora. Więc gdy brałem w desperacji taksówke i w połowie drogi okazywało się, że się i tak spóźnię to kazałem się z mety wieźć do mojej przychodni na Ułanów i tam od razu brałem L4 na zatucie pokarmowe. I to od razu na dwa dni, bo i tak miałem utratę 20 % wynagodzenia - za choćby jeden dzień absencji. Tak to jest w szkołach.
OdpowiedzUsuńA ja za trzydzieści lat pracy, nie wypełniłem nawet połowy strony mojej książeczki zdrowia wpisami ze zwolnieniami lekarskimi.
UsuńPozdrawiam
Raczej się nie spóźniam. Jeśli już to jest to bardzo dobrze uzasadnione;)
OdpowiedzUsuńŻycia nie da się zaplanować dokładnie i precyzyjnie. Spóźnienia zdarzają się, gorzej gdy stają się zaplanowaną normą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam