Piątek wprowadził w
moje życie lekkie zamieszanie. Klientela jakby na komendę przypomniała sobie, że właśnie idzie weekend. Chyba ostatni ciepły przed zmianą czasu. Stawili się tedy tłumnie
ze swoimi problemami właśnie w ten, ostatni dzień pracowitego tygodnia. W
środek całego zamieszania wkomponował się boss, który zawitał z tradycyjną
wizytą. Kiedyś była to regularna, a
obecnie jest to okresowa wizyta. Niby to
samo, ale okresy stają cię oraz rzadsze. Nie do uwierzenia, ale trochę nawet ponarzekałem się z nim z tego
powodu, w jednej z ostatnich rozmów telefonicznych.
- Imponuje mi to, że tak sobie tutaj sam rządzę –
stwierdziłem - Zaspokaja to moją ambicję i poczucie próżności. Chciałbym jednak
wiedzieć czy prawdą jest to co mi się wydaje, że sprawy idą w dobrym kierunku.
- Lubisz igrać z lwem – stwierdziła żona, gdy po południu
streściłem jej moją rozmowę.
Szef jednak poważnie podszedł do tematu i zaplanował na ten
cel ostatni piątek.
A kiedy już zbierał się do odjazdu, pojawił się Młodszy na swoim szalejącym ścigaczu.
Dzień wcześniej otrzymał przesyłkę z nowym tytanowym
wydechem do motoru i jeszcze tego samego wieczora pognał na parking, aby to
ustrojstwo przymierzyć.
- Jest taki sam jak Ty – oceniła żona – Dla niego wszystko
musi być natychmiast założone .
Tłumik nie do końca
chciał pasować, a więc następnego dnia zrobiono mu tak zwaną redukcję z kawałka
rurki rozszerzonego z jednej strony.
Zapłacił za ową fuchę dwie dychy, a skuteczność tego patentu
była taka, że lepiej mu było owe dwie
dychy wyrzucić bezpośrednio do kosza na
śmieci. Było by szybciej.
Zaangażowałem się w proces dopasowania, a jak to w takich
przypadkach bywa, proces czasochłonny.
Mijał kwadrans za kwadransem, a my nie posuwaliśmy się
zdecydowanie do przodu. W międzyczasie pojawili się znajomi Młodego, doradzając i wymieniając fachowe uwagi.
Stanęło na tym że wydech został zamocowany prowizorycznie,
do poprawki w poniedziałek. Ja miałem jeszcze zakupy w planie, a Młody
terminową wizytę u lekarza. Kiedy wracałem do domu z siatami pełnymi
niezbędnych produktów, kończyły się wieczorne wiadomości.
Nadszedł czas wina pomyślałem, gdy tylko umyłem ręce po
zakupach - Zostawiam sprawy tego tygodnia za sobą i umywam ręce.
Tokaj Furmint smakował
wybornie. W głowie telepał się jednak
plan prac na sobotę.
Starszy z moich synów przemeblowywał mieszkanie. Trzeba więc
było wynieść stare i wnieść nowe meble. Niby proste, ale na drodze od – do stanęła nam wąska klatka przedwojennej willi.
Dobrze, że z pomocą przyszli mi dwaj sprawni faceci, których
jak to się kiedyś mówiło, zgodziłem za przyzwoite pieniądze.
Koło południa meble stały na swoich miejscach. Pozostawiłem
młodych z układaniem rzeczy na półkach i
wróciłem do domu.
Tu czekała mnie
informacja, a w zasadzie dwie. Pierwsza, że Młody pojechał do Rybnika, a druga
to ta, że postanowił zrobić to na swoim motocyklu.
W piątek ostrzegałem że jazda z taką prowizorką, skutkować może odpadnięciem
tłumika.
Z wiekiem zastanawiam się - skąd u mnie taka zdolność do przewidywania zdarzeń?
Trzecia informacja dotycząca Młodego brzmiała następująco:
Dwa kilometry za bramkami na autostradzie, tłumik nabrał
pierwszej prędkości kosmicznej i odskoczył
z hukiem do tyłu.
Leżał daleko, bo chyba z pięćset metrów na pasie awaryjnym.
Dobrze że spadł tam ponieważ w innym przypadku już pierwsza ciężarówka
sprasowałaby go na płask.
Nie wiem co myślał
Młody kiedy maszerował po urwany tłumik, wiem co ja myślałem o moim ojcu w
takich sytuacjach.
Potem jeszcze próba naprawy bez użycia narzędzi , pod
nadzorem policji, która z niedowierzaniem kręciła głową słysząc historię Młodszego. Oczywiście o moim
ostrzeżeniu nie zająknął się ani słowem.
Nie podkręciłem się jednak tymi sukcesami w przewidywaniu. Nie
będę pisał proroctw dla świata, czy kraju. Trudno bowiem być prorokiem we
własnym kraju, a najtrudniej gdy ten
mikro kraj ogranicza się do rodziny.
Resztę dnia wykorzystałem na przejażdżkę wzdłuż Wisły, oczywiście w towarzystwie żony. Wybraliśmy rejon mniej uporządkowany, poza tamą podnoszącą poziom lustra wody. Tutaj
ta królowa polskich rzek traci trochę ze swego dostojeństwa, wystarczy tylko
odrzeć ją z korony tam i strojów kamiennych nabrzeży. Piszę o tym dlatego, że
gdy wyszedłem na wał pierwsze co pomyślałem
to, że królowa jest naga.
A dzisiaj leniwa niedziela, której nie zakłóciła informacja
o braku kawy do ekspresu. Puszka wydała mi się bardzo lekka, ale coś tam
jeszcze udało się wyskrobać. Tak bardzo
nie chce mi się iść do sklepu, że po obiedzie pewnie zgrzeszę z kawą rozpuszczalną.
A na mojej wsi pojawiły się ponoć spóźnione grzyby. W
przyrodzie wszystko musi się zgadzać. Być i odbyć.
Ostatni to dzwonek, bo po zmianie czasu już tylko Dzień Wszystkich Świętych i święta. Wtedy
to już tylko śnieg i roczna inwentaryzacja.
a może na spacer do Ojcowa? Byliście w tym roku? Ach ach jak tam teraz pięknie!
OdpowiedzUsuńOjców to jak moje rodzinne strony.
UsuńPozdrawiam
Przewidywanie zdarzeń to raczej doświadczenie życiowe. Młodzi idą na żywioł, my potrafimy na to spojrzeć z perspektywy minionych lat. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo znaczy że młodzi mają jeszcze czas.
UsuńPozdrawiam
Powinno paść jeszcze tradycyjne "a nie mówiłem?" :))
OdpowiedzUsuńSam nie lubię tego zdania.
UsuńPozdrawiam
Bo mimo codziennych drobnych i milych lub nie wydarzen, jestesmy na etapie ze nasze zycie ulozone, toczy sie wg pewnwgo szablonu - to juz nie czasy mlodosci, spontanicznosci, waskiego kregu odpowiedzialnosci.
OdpowiedzUsuńSerpentyna
A dusza by jeszcze chciała tej słodkiej nieodpowiedzialności.
UsuńPozdrawiam
Widzę, że odmierzasz czas zgodnie z planem handlowców: Wszystkich Świętych i Święta,wiadomo jakie. Jak tu nie wierzyć w siłę reklamy?
OdpowiedzUsuńAle również czasem zbierania grzybów.
UsuńPozdrawiam
O! Sybill z Ciebie aż się patrzy. Zwłaszcza, gdy wieszczenie dotyczy świąt. U mnie inwentaryzacja następuje w październiku, zbiega się z moimi urodzinami, bo jedynie dzień za dniem mogę inwentaryzować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Hanula
też kiedyś robiłem inwenturę na koniec października
Usuńteraz niestety na koniec roku
Pozdrawiam
Kawy u mnie zawsze dostatek, a Tokaj wyżej wspomniany od lipca stoi i czeka na otwarcie....:)
OdpowiedzUsuńCzy to jest zaproszenie na św Marcina do Poznania, jak co roku?. Z góry dziękuję i ufam, że przyjdzie jeszcze taki czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cześć Antoni. Dobrze że skończyło sie na kawie rozpuszczalnej, bo mógłbyś z fusów coś nawróżyć :))Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńCoś tam wyskrobałem do ekspresu, a wtedy fusy nie nadają się do wróżenia.
UsuńPozdrawiam