Co dają nam przekleństwa i dlaczego tak chętnie je używamy?
Według dziennika pl z 2.10.2012, powody są następujące
1. Uważamy, że użycie wulgaryzmu wzmacnia wypowiedź
Jak twierdzi dziennik pl to tylko złudzenie, ale wielu ludzi mu ulega. Jeżeli działa to nie jest w żadnej mierze złudzenie.
Zaraz potem następuje punkt drugi, który jest jakby powtórzeniem pierwszego twierdzenia, bo nie potrzebujemy przecież wzmacniać wypowiedzi wypranej z emocji.
2. Wydaje się nam, że wulgaryzm najlepiej wyraża emocje, które chcemy przekazać
To oczywiście wyraz naszej słabości, ale w chwilach wzburzenia często nie znajdujemy innego sposobu na powiedzenie tego, co chcemy.
Jakiś czas temu jeszcze w PRL-u reklamowałem odkurzacz znanej firmy Zelmer. Trzecia naprawa i zgodnie z przepisami gwarancji należała mi się wymiana na nowy egzemplarz. Pojawiłem się tedy w punkcie, gdzie odziany w drelichowy fartuch kierownik, popukał palcem na miejsce po drugiej stronie formularza i powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Tutaj podpisać!
- A co tu jest napisane? - spytałem grzecznie.
- Tu nie ma Pan nic do czytania – rzucił poirytowany kierownik.
Wie Pan, jestem tak nauczony, że nim coś podpiszę mam zwyczaj to dokładnie przeczytać. Poza tym uważam – tutaj użyłem wzmocnienia wypowiedzi - że nikt pana już dawno nie opier...ił.
- Proszę oczywiście niech Pan czyta – zmiękł natychmiast Pan Kierownik uwalniając nacisk palca na formularz.
Pomogło? Pomogło.
3. Jesteśmy przekonani, że w niektórych sytuacjach używanie przekleństw czyni z nas "swojaków" i luzaków
Ponoć jak czytam - O tym, jak ważną rolę socjalizacyjną ogrywają wulgaryzmy, może świadczyć powstanie na Facebooku fanpage'u o nazwie "Nie ufam ludziom, którzy nie przeklinają"...
Jest w tym coś na rzeczy.
Mój szwagier w dawnych czasach tak jak i ja zresztą, miał epizod z pracą w Pogotowiu Ratunkowym. Oprócz realizacji szczytnej idei ratowania życia, woziło się również pijaków którzy zasnęli na ławce lub na trawie skwerku. Poirytowani faktem jazdy na sygnale do śpiącego pijaka, używaliśmy głośnych komend w stylu
- Józeczku! Ruszaj dupę i zapier..laj do karetki.
Wzmocnienie tej wypowiedzi przekleństwem, zawsze odnosiło pożądany skutek. Mózg pijaka otwiera swoje boczne furtki, gdy tylko usłyszy przekleństwo.
Mój szwagier miał w takich chwilach zwyczaj mówić:
- Zapraszamy Pana do karetki. Czy mógłby Pan zając miejsce z tyłu?
Stało się to powodem wielu zabawnych opowiadań w szatni. Bo udziału w interwencjach miał mój szwagier jeszcze parę. Oczywiście nie nabijam się z kultury osobistej szwagra, ale podpieram przykładem teorię o swoich i nie swoich facetach.
Zaręczam osobiście, że gdy zacząłem wzmacniać swoje wypowiedzi łacińskim określeniem zakrętu, lub krzywej, stałem się częściej zapraszany na wódkę przez moich wiejskich sąsiadów.
- Skoro chłop z miasta, a potrafi powiedzieć – ku..a – to nie może być taki całkiem obcy stwierdził kiedyś Franek po trzecim już chyba z kolei drinku.
Potrafię tez powiedzieć – krucafuks – zacytowałem popularne góralskie przekleństwo.Poczułem się bardziej swój.
4. Młodsze osoby uważają, że używanie wulgaryzmów czyni ich bardziej dorosłymi.
Ponoć małe dzieci często nawet nie zdają sobie sprawy ze znaczenia niecenzuralnych słów, których używają, ale intuicyjnie czują, że są to wyrazy "zakazane"
Potwierdzam. Nie używałem i dalej staram się nie używać wulgaryzmów w domu. Moje dzieci nie miały w tym względzie domowego wzorca, a jednak trzyletni wtedy mój pierwszy syn, widząc ropuchę pod lasem krzyknął na cały głos
- Zobacz tatusiu jak ku..a żaba
Zatkało mnie, ale patrząc na pokryte wypryskami zielonoszare cielsko, musiałem mu w duchu przyznać rację.
Córka szwagra, tego od pięknych i grzecznych wypowiedzi, będąc w podobnym wieku rozpakowała wielkie pudło z mikołajowym prezentem. W środku znajdował się miś pluszowy wielkości około jednego metra.
Kiedy worek został rozerwany i otworu wysunęła się duża głowa krzyknęła z zachwytu
- O ku..a ale misiek.
No i co ? Użycie intuicyjne ale doskonale wkomponowane w czas i miejsce.
Opowiadaliśmy o tym znajomym, ale oczywiście tylko wtedy, gdy mieliśmy pewność że bohaterowie śpią i nie przyjmą usłyszanych słów jako komplement.
Teraz w rozmowie z dziećmi zdarza się że sobie coś wzmocnię. W końcu realacje z dorosłymi dziećmi to jednak wielka emocja.
5. Niektórzy sądzą, że wulgaryzmy to "przecinki" w wypowiedzi pozwalające upłynnić przekaz
Czyli tak zwana marynarska mowa. Nie wiem skąd się wzięło określenie bo bliżej mi do gór niż do morza. Krążył jednak taki dowcip o tym, jak marynarz opowiada swoje przeżycia.
Ze względu na obecność dam, zamiast wulgaryzmów, szczególnie tych na k.., miał używać zwrotu - tu tu
Dowcip brzmiał mniej więcej tak - tu tu tu, tu tu tu, tu tu tu, kobieta lekkich obyczajów.
Tego akurat nie lubię. Źle się słucha wypowiedzi w których każda fraza musi być wzmocniona.
Niestety ten kto jeździ publiczną komunikacją, potwierdzi, że to już stały element rozmów zwłaszcza młodych ludzi. Boleję nad tym, nawet jako człowiek który docenia rolę przekleństwa w wyjątkowych sytuacjach.
A jakie to są wyjątkowe sytuacje?
Zestawienie opublikowane w dzienniku kończy się na punkcie piątym.
Kiedyś napisałem taki post który mógłby być kolejnym punktem tego zestawienia:
6. Przekleństwa łagodzą ból
W trzech słowach chodzi o to, że wyrzucanie z siebie przekleństw, gdy się zranimy, wydaje się być rozsądną taktyką, gdyż pozwala złagodzić ból. Wykazali to nawet naukowcy brytyjscy. A ja wiedziałem o tym wcześniej.
Prawie dziesięć lat temu, leżałem w szpitalu w związku z pewnym zabiegiem. Na sąsiednim łóżku położono emerytowanego pracownika jednej z krakowskich wyższych uczelni. Mieliśmy dużo czasu aby się poznać. Weszliśmy na francuskie salony. Omówiliśmy rodzaje wina i sposoby ich podawania. Dodatkowo podzieliliśmy się spostrzeżeniami na temat wyższości krabów, nad kalmarami i zaletach sosu do muli. Potem przeszliśmy na rodzime tematy, góry, szlaki i schroniska. Unosiliśmy się ponad poziomy elektrokardiogramu, i kolonoskopii. Byłem dumny, że nie odstaję od poziomu. Rano zabrali go na zabieg. Znieczulony po zabiegu, nie nadawał się do dyskusji o wyższości wina czerwonego nad białym Gdzieś tak nad ranem u mojego pracownika naukowego przestały działać leki przeciwbólowe. Gość radził sobie jak mógł, ponieważ do dzwonka wzywającego pomoc było za daleko .
O ku..a o ja cie pie….ę.
O ku..a o ja cie pie….ę.
O ku..a o ja cie pie….ę - Powtarzał jak mantrę.
Rano twierdził, że mu pomogło.
7. Przekleństwa pomagają odkręcić zapieczoną śrubę i rozwiążać inne techniczne kłopoty.
Niech
powie jakiś odważny, że w chwili kiedy czuje opór materii nie
weźmie w ręce klucza i z głośnym – ku..aaaa nie naprze na
nakrętkę.
Jeżeli
nigdy nie zakląłeś odkręcając śrubę, to znaczy, że tak
naprawdę żadna z twoich śrub nie zapiekła się solidnie.
8. Przekleństwa
pomagają w kontaktach z duchami
I
tutaj znów posłużę się cytatem z siebie:
W
okresie pracy poza Krakowem korzystałem ze służbowego mieszkania.
Od czasu do czasu nachodził mnie tam jakiś byt, który z
upodobaniem rzucał się na mnie, powodując problemy w poruszaniu a
nawet oddychaniu. Ileż to razy przeżegnałem się na cały głos,
bez skutku. W jedną z takich nocy, chyba rok od pierwszego
wydarzenia, leżałem jak zwykle już w łóżku.
Tradycyjnie o 1.20 usłyszałem szmery. Skok i poczułem znany
mi ucisk, Nie trafił zbyt dokładnie! Bez problemu ruszając
nogami zepchnąłem to z siebie i zdesperowany krzyknąłem: -
No nie! Znowu ku…a.!
Była
to ostatnia niezapowiedziana wizyta tego typu w moim
mieszkaniu. Nigdy więcej to się nie powtórzyło. Do dzisiaj nie
wiem, czy zawdzięczam to temu, że pokonałem strach przed Tym? A
może Ten Ktoś po prostu nie lubił wulgarnego języka.
9. Przekleństwa
pomagają w nauce języków obcych.
Znajomy
Amerykanin opowiadał mi, że jego nauczyciel w letniej szkole języka
polskiego poradził mu, że gdy całkiem zaplącze język w naszych
„szsz” i „czcz” niech dla rozluźnienia mięśni użyje
słówka określającego „kobietę sprzedająca się za
pieniądze”.
Co
jakiś czas Mike wykrzykiwał więc swoje k..wa. Za każdym razem
pomagało.
Nie
jestem apologetą przekleństw i wulgaryzmów. Są jednak chwile,
kiedy użycie ich wydaje się w pełni zasadne lub przynajmniej
usprawiedliwione. Poza tym są osoby z ust których małe
przekleństwo nie razi, są natomiast takie, które nie powinny sobie
na nie pozwalać pod żadnym pozorem. Język polski pozbawiony zaś
pieprznego wykrzyknika, wiałby sterylnym chłodem sali operacyjnej.
I
jak w takim chłodzie emocjonalnym rozcierać stłuczone kolano?
Zgadzam się w 100% się zgadzam. Przeklinam rzadko, niestety coraz jednak częściej, głównie przy wzburzeniu. I gdy osoba postronna, aczkolwiek mnie znająca, usłyszy siarczyste "k...a", wie, ze żartów nie ma.
OdpowiedzUsuńPrócz śrub działa też gdy samochód nie chce odpalić :p
Przy wzburzeniu to ma moc, jak redbull. Inaczej może razić.
UsuńPozdrawiam
Przy okazji przypomniała mi się kultowa już scena z "Seksmisji"
OdpowiedzUsuńNo tak hasło. U nas typowe zaraz za hasłami- wódka i piwo
UsuńRacja, racja..
OdpowiedzUsuńChoc ku...wa dziala tez jak "abrakadabra" - po siarczystej "pani lekkich obyczajow" zwykly sie odnajdywac wszelkie zagubione przedmioty, naprywiac narzedzia, praca nagle szla lepiej... ;)
Ze strachu wychodzą z ukrycia, te rzeczy.
UsuńPozdrawiam
Przekleństwa są konieczne. Naprawdę łagodzą ból i koją udręczoną duszę. Stosuję z powodzeniem ale...bezgłośnie. Czy to jest w porządku, nie zalatuje fałszem?
OdpowiedzUsuńNie, to cenna umiejętność kląć w duchu. A jak to często powtarzamy i panuje tu nasza pełna zgoda - umiar najważniejszy.
UsuńPozdrawia
mnie się zdarza choć rzadko. Powinnam pewnie częściej jako że jestem córką szewca a ci zawsze mają przekleństwa na końcu języka. Ale już na serio. Przeraża mnie jak słyszę a autobusie, tramwaju czy nawet w sklepie bąble mające po 10 czy 11 lat o starszych nie wspomnę rzucają mięsem tak, że zapełniliby wszystkie haki w mięsnym.
OdpowiedzUsuńZnałem jednego szewca, nie klął.
UsuńPozdrawiam
Tak jakoś się ustaliło u nas, że lepiej przeklinać w obcym języku, bo w swoim to nie wypada. Tak więc zdarza się wtrącić jakiegoś "faka" między wiersze, ale te angielskie przekleństwa są takie... miękkie. Nie ma to jak "k... mać!" w chwili największego wzburzenia. Ale jak mi córka co chwilę wyjeżdża z "o ja pier...ę", to już stanowczo przesada. Choć jest dorosła i niby jej wolno.
OdpowiedzUsuńKompromisem jest ta mieszania
Usuń"kruca-fuck" Ale tio chyba polonusi z Jackowa używają
Pozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). I nie należy zapominać, że język polski jest cesarstwem przekleństw, bo na jednego angielskiego faka off przypada tyle określeń jak: odpieprzyć odpierniczyć ,odwalić się,odpierd..ić,a jakież bogactwo bo ile przedrostków tyle odmiennych znaczeń np.: odpier..lić, zapier..lić, wpier..lić, upierd..lić, napierd..lić, dopierd..lić, a to samo dotyczy słów jeb.ć, i walić. Np. przywalić, odwalić. Tak że nawet język rosyjski który chcarakteryzuje bogactwo wulgarnych opisów np.:"A idi ty na huj miełkim szagom", nie dorównuje polszczyźnie. W ogóle język polski jako jezyk fleskyjny ze swoja rozbudowaną deklinacją i koniugacją jest chyba najtrudniejszym językiem świata.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Wywód godny profesora Miodka. Zgadzam się mamy ciekawy i barwny język
UsuńPozdrawiam
Właśnie, na tyle ciekawy i barwny, że można wybrać wiele wyrazów zastępujących z powodzeniem przeciwbólową i magiczną funkcję wulgaryzmów, chociaż nimi nie są. Mnie się np. bardzo spodobała "kurza stopa", a jeszcze bardziej "kurza nóżka", która w przypadku zapieczonej śruby (głośno wypowiedziana) nie tylko pomaga mi ją odkręcić, ale także rozbraja moje wzburzenie (czyt. pozwala wykonać unik gdy trafia mnie szlag)...
UsuńA tak serio, czy wie Pan, że chodzi o spółgłoski twarde? To głównie "r" tak działa. Jak warczący pies, który odstrasza intruzów...
Rosyjskie są fajne, bo brzmią niewinnie - tak miękko - w naszych uszach, dla tego wolę "bladź", "mierzawca", "swołocz"...
Pozdrawiam
Ponoć liczy się intencja, a więc to zmiękczanie tez jest naganne. Tak słyszałem.
UsuńDo rosyjskiej mowy czuję sentyment, lata nauki tego języka nie potrafiły zdusić sympatii do rosyjskich romansów, nuconych w blasku świec.
A tam gdzieś w tle przewijają się i takie słowa.
Na blogu proszę po postu - Antoni
Pozdrawiam
Pip..pip..pip...pip.. Pozdrawiam. Hanula
OdpowiedzUsuńHanula przy Tobie z pewnością żadne pip by mi się n ie wyrwało.
UsuńChociaż kto to wie? Idealizujemy ludzi. Przynajmniej ja to robię
Pozdrawiam
Nie wątpię,żeby Ci się jakieś pip , miało wyrwać w mojej obecności, zresztą nie masz ku temu żadnych powodów. Ani Cię nie zatnę przy goleniu, ani nie uderzę w kolano, ani niczym nie przytrzasnę. Prawda jaka jestem idealna i to tak po prostu z urodzenia, a nie idealizowania. Hanula
UsuńPS Ale za to mnie dopada coraz częściej chęć pipania / dla niewtajemniczonych -pipanie od pipania/ pip..pip..pip/ a nie od pipy.
Ccałe szczęście, że dodałaś P.S...
UsuńPozdr.
O tak , dzieci bardzo intuicyjnie uzywaja wulgaryzmów, też wiem coś o tym - i sa świetnymi obserwatorami zachowań społecznych! Swietnie ująłeś ten temat!
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńCo do dzieci to tak jest, z czasem dziecko mądrzeje i wyrasta, ale traci ten swój naturalny dar.
Pozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńJest taka anegdota o Janie Kiepurze. Kiepura był poliglotą i znał kilka jezyków. Pewnego razu przyczepiła sie do niego dziennikarka i odpytywała go kiedy i w jakich okolicznościach używa tych języków. Kiepura odparł że francuskiego kiedy rozmawia z kobietą, angielskiego w biznesie itd. A kiedy używa pan polskiego, zapytała dziennikarka. Kiedy się zatnę przy goleniu odpowiedział mistrz.
Pozdrawiam. JerryW_54
Pyszna historia
UsuńPozdrawiam
Czasami owszem, ale po cichu. Bo jakoś mi wstyd;)
OdpowiedzUsuńJa niby też cicho ale z wiekiem słuch się pogarsza.
UsuńPozdrawiam
:)
Usuń