Przykładów wykorzystywania testerów
jest znacznie więcej.
Na przykład u mnie w domu, bo po co
daleko szukać.
Do tej pory, to z reguły moi synowie
testowali mnie pod kątem wytrzymałości nerwowej organizmu. Od
czasu do czasu dorzucała do tego swoje trzy grosze żona, jakby
chciała sobie przypomnieć gdzie są te granice. W czasach Schengen
mowa oczywiście o granicach wytrzymałości.
W powyższych przypadkach, to ja byłem
obiektem testów. Miałem jednak większe ambicje, to ja chciałem
testować.
Nie udało się jednak testować nowych
sportowych bryk, a najwyżej sałatkę sprzed trzech dni, pod kątem
jej przydatności do spożycia. Nie było z tego żadnych korzyści
materialnych, a i straty moralne niezbyt duże, poza przydarzającą
się od czasu do czasu sraczką.
Kiedy jednak, jak to się mówi -
doszedłem do lat, świat zobaczył we mnie idealnego testera.
Stoję kiedyś przy aptecznej ladzie i
realizuję kolejne recepty. Zysk jaki przysparzam regularnie tej
aptece, upoważnia mnie do pewnej swobody. Ale ja nie, ja grzecznie i
taktownie.
Kierownik apteki spojrzał na mnie i
powiedział:
- Mam coś dla pana. Jak każdy facet,
powinien pan to wypróbować.
Krew podniosła delikatnie swoje
ciśnienie, a przez myśl przebiegło pytanie – czy będę testował
antykoncepcję? Czy może najpierw motywację?
Magister rzucił na ladę pudełeczko.
Ponieważ litery były w tym ułożeniu pudełka do góry nogami,
chwilę trwało nim złożyłem do kupy nazwę specyfiku.
Podniosłem oczy w kierunku faceta z
drugiej strony lady.
- Co prawda mój wiekowy samochód ma
zużyte amortyzatory, uszkodzoną stacyjkę i okresowe trudności z
zapalaniem, w żadnej mierze nie potrzebuje jednak jeszcze
prostownika – sparafrazowałem reklamę innego leku o podobnym
działaniu.
- To, tutaj puknął palcem wskazującym
w opakowanie, śmiało można zaczynać po czterdziestce, a więc dla
Pana czternaście lat temu – popisał się znajomością matematyki
na poziomie podstawowym mój magister farmacji.
Cwaniak ma moją datę urodzenia na
recepcie – pomyślałem.
Wrzuciłem jednak pudełko z tym
dobrotliwym dla mężczyzn w pewnym wieku suplementem diety. Tak
zwykło się nazywać lekarstwa, które puszcza się na rynek bez
potrzeby uzyskiwania aż tak dużej ilości papierów, jak w
przypadku leków.
Specyfik przeciwko nocnemu wstawaniu,
czyli wspomaganie prostaty. Ponoć... nie nie ponoć, to udowodniony
fakt, że w okresie kiedy już nie musimy tak często udowadniać
naszej męskości, gruczoł prostaty zaczyna się lenić i
degenerować. Wszystko z powodu lenistwa się degeneruje, a więc ten
argument mnie przekonuje.
Medycyna ludowa w jej męskiej odmianie
sugeruje, aby nie obniżać poprzeczki. A jeżeli własna ślubna
żona, w łóżku odwraca się do nas tyłem, mrucząc:
- Spij już nie musisz mi nic
udowadniać.
Znajdź sobie odpowiedniego testera
swej męskości. Znaczy się testerkę.
Z tego to założenia wyszedł pewien
mój znajomy, który regularnie cudzołożył z dwiema, jak to kiedyś
określił: młodymi góralkami, do tego religijnymi i zamężnymi.
Oczywiście robił to z nimi na zmianę i za pieniądze.
- W trosce o swoją prostatę to robię
– przekonywał mnie, usprawiedliwiając się jednocześnie.
- Znam tańsze sposoby - pomyślałem
wtedy.
Teraz, zapakowałem próbkę leku do
torby, a po powrocie do domu położyłem na stole, przed sobą.
Znów ktoś wytknął mi mój wiek.
Wyciągnąłem ulotkę i poczytałem sobie o składzie i działaniu.
Nie czytam o efektach ubocznych, bo robi to doskonale moja teściowa.
Czyta, a potem znajduje u siebie wszystkie działania niepożądane.
Taka autosugestia.
Doczytałem się, o czym zaraz
poinformowałem żonę, że podstawą owego specyfiku na „się
niestarzenie” prostaty jest olej z pestek dyni.
- Od dzisiaj do pieczonego przeze mnie
chleba dorzucam więcej dyni zamiast słonecznika, uzyskam w ten
sposób połączenie doskonałego smaku, z dobrotliwym działaniem
ziaren. Taki chleb co leczy.
- To musiałbyś chyba odwrócić
proporcje mąki i dyni – sprowadziła mnie na ziemię żona.
One się chyba uczą tego w szkole, na
zajęciach z wychowania technicznego - jak ściągnąć swojego
faceta za nogi na samą ziemię.
- Ale oleju z dyni solo nie widziałem.
I tu okazało się, że tak naprawdę
to ja w życiu niewiele widziałem.
W jakiś czas później, kiedy
odebrałem pocztę mailową, przeczytałem informację od osoby,
która określa siebie i swoich znajomych jako prawdziwych pasjonatów
oleju z pestek dyni.
A więc jest!
Olej o wyjątkowym smaku i działaniach
- tak przekonywali mnie autorzy tekstu.
I jak działa. Poprawia, albo wpływa
korzystnie (nie wiem czy to duża różnica) układ krwionośny,
pracę: naczyń głowy; wzrok i słuch; serce i naczynia wieńcowe.
Co w tym wydało mi się najważniejsze, albo zapamiętanie z tamtej
ulotki - prostatę.
Co w moim wyglądzie, albo pisanych
tekstach jest takiego, że aż się chce zaproponować mi specyfik
na prostatę?
I czy w ogóle, powinienem się z tym
czuć dobrze?
Gdyby tak tamten magister rzucił na
ladę stupak nowej linii gumek i powiedział - niech pan testuje -
sam z pewnością postawiłbym mu piwo, a nawet dwa. A jaka duma
rozpierała by całe moje ciało.
A tak muszę mówić – wie Pan, nie
jest jeszcze tak źle.
A może nie powinienem wszędzie
wietrzyć podstępu. Może to tylko profilaktyka, a ja jestem tylko
edukowany?
Może to z powodu wspaniałego ponoć
smaku, dostałem tę propozycję?
Ja przecież lubię porządzić sobie w
kuchni.
- Spróbujemy, przekonamy się –
pomyślałem, a za chwilę po staremu – dlaczego nie mogę testować
na przykład nowych SUV- ów, jakiejś znanej firmy motoryzacyjnej?
- Ty się Antoni zdecyduj czego chcesz
– usłyszałem głos mojego Anioła Stróża – Chciałeś być testerem? Jesteś
testerem. Zawracasz głowę Szefa ględzeniem o testowaniu, a jak już
coś ci znalazł i dostałeś szansę, to marudzisz. Szef ma pod
kontrolą parę miliardów ludzi i każdy sobie o czymś marzy i coś
chciały testować. A to auto, a to jacht, a to cudzą żonę.
Chcesz? mogę Ci załatwić testowanie
sąsiadki.
- Nie! Nie! Nie! - zakrzyczałem. Po
stokroć wolę olej z pestek dyni.
- Co tak krzyczysz - żona szarpnęła
mnie za ramię.
- Śniły mi się jakieś totalne
koszmary - Mój anioł stróż chciał mi załatwić coś niezgodnego
z Dekalogiem.
- A więc to rzeczywiście musi być
sen.
- Ja tam wiem? Ostatnio czytałem coś
o aniołach zemsty. Chociaż swoją drogą anioł stróż Zemsty, to
głupio brzmi. Ale już mściwy anioł stróż jest dobrym tematem na
horror.
Następnego dnia postanowiłem
wypróbować olej z pestek dyni, póki jeszcze mam jakąś alternatywę.
Skrobnąłem stosowanego maila, zaraz
też otrzymałem informacje o wysyłce.
Czekam na przesyłkę, czytając na
Onecie artykuł o zapaści Polskiej Poczty.W piątek od wysyłki minął
właśnie tydzień.
Na domiar złego, jakby
potęgując mój niepokój spowodowany
brakiem przesyłki, wieczorem wpadł nasz
Starszy z żoną. Syn z zapałem turlał przed sobą dynię o wadze około piętnastu kilo.
- Na zupę, na dżem, na ciasto z dyni - powiedział parkując masywną kulę na balkonie.
- I na prostatę - dodałem bezwiednie, widocznie pod wpływem wspomnianego oczekiwania na przesyłkę – swoją drogą dlaczego mówi się ciasto ze śliwkami, ale już tu jest ciasto z dyni. Czyżby dynia robiła za mąkę?.
Nie wiem, przetestujemy jutro – powiedziała żona. Mnie pozostało domknięcie drzwi na balkon.
W sobotę, czyli dzisiaj, zaraz po śniadaniu rzuciłem się z nożem na dynię. Rzeźnickie ostrze wbiło się aż po rękojeść i prawie słyszałem jak owoc wydał ostatni jęk. Ja sam sapałem i jęczałem, próbując podzielić dynię na dwie połowy, nie obcinając sobie przy okazji dłoni. Udało się. Chciałem dobrać się do pestek, ale po wejrzeniu w farsz wypełniający wnętrze okazało się, że jest to chyba odmiana bezpestkowa. Na palcach jednej dłoni policzyć można nasiona. Na dobrą sprawę, nie wycisnę z tego nawet małej łyżeczki oleju. Ale jak w kimś drzemie moc i silne postanowienie, nie cofnie się przed niczym. Wspólnie i w porozumieniu z żoną, zamknęliśmy w słoiki moc drzemiącą w dyni. Zajęło nam to kilka godzin, a same słoiki wypełniły prawie połowę kuchni. Będzie też zupa i ciasto.
Na mój rozum z dynią.
- Na zupę, na dżem, na ciasto z dyni - powiedział parkując masywną kulę na balkonie.
- I na prostatę - dodałem bezwiednie, widocznie pod wpływem wspomnianego oczekiwania na przesyłkę – swoją drogą dlaczego mówi się ciasto ze śliwkami, ale już tu jest ciasto z dyni. Czyżby dynia robiła za mąkę?.
Nie wiem, przetestujemy jutro – powiedziała żona. Mnie pozostało domknięcie drzwi na balkon.
W sobotę, czyli dzisiaj, zaraz po śniadaniu rzuciłem się z nożem na dynię. Rzeźnickie ostrze wbiło się aż po rękojeść i prawie słyszałem jak owoc wydał ostatni jęk. Ja sam sapałem i jęczałem, próbując podzielić dynię na dwie połowy, nie obcinając sobie przy okazji dłoni. Udało się. Chciałem dobrać się do pestek, ale po wejrzeniu w farsz wypełniający wnętrze okazało się, że jest to chyba odmiana bezpestkowa. Na palcach jednej dłoni policzyć można nasiona. Na dobrą sprawę, nie wycisnę z tego nawet małej łyżeczki oleju. Ale jak w kimś drzemie moc i silne postanowienie, nie cofnie się przed niczym. Wspólnie i w porozumieniu z żoną, zamknęliśmy w słoiki moc drzemiącą w dyni. Zajęło nam to kilka godzin, a same słoiki wypełniły prawie połowę kuchni. Będzie też zupa i ciasto.
Na mój rozum z dynią.
ładnie się skryłeś Antoni za tą dynią. Ale wracając do tematu nigdy nie testowałam na sobie niczego, natomiast uczestniczyłam w tzw. próbach lekowych jeszcze za czasów pracy. Z przykrością powiem, że ludzie chorzy nie biorą pod uwagę tzw. objawów niepożadanych. No cóż koncerny farmaceutyczne jakoś muszą istnieć prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fajnie testować placebo
UsuńPozdrawiam
Interesująco wyglądasz za tą dynią Antoni :)
OdpowiedzUsuńTestowanie czegokolwiek to zawsze jakieś zagrożenie, a przecież ten preparat, zanim został dopuszczony do aptek, musiał przejść już szereg badań. Może czasem zwyczajnie warto zaufać?
U mnie też niby nie jest aż tak źle, ale suplement na poprawę stanu kolan sobie kupiłam i łykam.
Nie wiem, na ile poprawa ich stanu zależy od niego, ale moja wiara za to pewnie działa bardzo dobrze :)
pozdrowienia!
Moja znajoma jadła kolorowe żelki Haribo, ponoć miały odbudowywać chrząstkę w kolanach i biodrach. Taka plotka krążyła.
UsuńPozdrawiam
bardzo dobry pomysł z przykryciem folią stołu.
OdpowiedzUsuńO testowaniu przemilczę, bo co u Ciebie przeczytam to mam ochotę próbować na mężu rodzonym , to się dobrze nie skończy.
Tak czy siak o pewne rzeczy, w pewnym wieku facet musi dbać.
UsuńPozdrawiam
A ja myślałam ,że faceci niczego nie testują
OdpowiedzUsuńi że to domena kobiet :-)))
Testują,testują. Męskie zabawki.
UsuńPozdrawiam
Antoni, olej z pestek dyni jest dostępny w supermarketach. Drogi, niestety. Ten ojej jest drogi ale jak podnosi wartość mężczyzny:)))
OdpowiedzUsuńSuper notka! Zdjęcie z dynią - bezcenne!
Wszystko przez to że robię zakupy z kartki i na nic więcej nie zwracam uwagi.
UsuńDrogi mówisz ten olej?
To to może w końcu przetestuję coś drogiego.
Pozdrawiam
Proponuję zmienić awatarek :)
OdpowiedzUsuńSezon sprzyja testom środków naturalnych, na sztuczne przyjdzie czas ;)
Przecież ten łysy facet, całkiem dynię przypomina.
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńAntoni, trochę niżej tę dynię...
Pozdrawiam serdecznie.
Już pocięta ta dynia, więc nie mogę spełnić twojej prośby.
UsuńPozdrawiam
My dziś testujemy swoją cierpliwość Syn urządził urodziny... Zaczęło się po południu. Teraz trawa piżamowe party. Jak dożyje jutra? Czy dożyję?;)
OdpowiedzUsuńTrzeba było wzorem naszych starych iść do kina
UsuńNa marginesie,przez piżamowe party Michael Jackson miał kłopoty
Pozdrawiam
...po czym poznajecie, że to Antoni trzyma dynię? a słoiczki pomarańczowe chętnie bym przetestowała :) smacznego popołudnia - Ania
OdpowiedzUsuńAniu jak będziesz w Krakowie, to czemu nie?
UsuńA ja potwierdzam - ten z dynią to ja.
Pozdrawiam
A nawet do twarzy Ci z tą dynią. Mnie się dynia nie najlepiej kojarzy, taka trauma z dzieciństwa-zupa z dyni na mleku- fuj. I choćby teraz była najładniejsza, i choćby ktoś ją przyrządzał na sto sposobów i zamykał kolory, zapachy i smaki na potem...fuj, fuj, fuj. Ale to tylko moje zdanie. Dyniożercom nie mówię nie. Pozdrawiam, Hanula
Usuń...a może i będę:) moja córuś ma praktyki na Wawelu więc prawdopodobnie wpadnę:) do zobaczenia :) Ania
UsuńA ja miałem dzisiaj krem z dyni na ostro, był dobry
UsuńI też na trochę mam dość dyni po przerobieniu na dżem tych piętnastu kilo
Pozdrawiam
No proszę jakiś świat jest mały
UsuńNie będę powtarzał banałów, że do twarzy z tą dynią... osobliwie temu Negrowi na koszulce...:) O wieleż mię memoryja nie zwodzi, to wszelkie "prostowniki" są w absolutnej niezgodzie z lekami na nadciśnienie, o czem naturaliter wiem jeno ze słyszenia:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Też gdzieś o tym czytałem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam