Grappę
otrzymaną jakiś czas temu prosto z Italii,
wypiłem. Wszystko wspólnie z małżonką, która tylko na początku
wzdragała się mówiąc, że to pamiątka. Kiedy już alkohol
znalazł się w kieliszkach, wzięła się do wyszukiwania
winogronowych nut zapachowych. Dominujące jednak były maliny, o czy
zresztą informowała załączona etykietka. Tak więc pozostały mi
tylko wspomnienia miłego spotkania z ofiarodawczynią i mała
buteleczka z drewnianym korkiem, której moja żona już znalazła
zastosowanie w kuchni.
W
końcu jestem nowoczesnym mieszkańcem nowoczesnej Europy i nie muszę
posiadać relikwii do wiary i wspomnień. Dyskusja na ten temat
pojawiła się jakiś czas temu w naszej prasie.
Pomimo
więc braku zawartości owej buteleczki, wierzę w przyjazne
spotkania blogowych przyjaciół w realu i jak już pisałem, że
grappa jest fantastica.
W
końcu powód wzniesienia owego toastu nie był taki sobie
przyziemny. Marzenia i plany uskrzydliły nas, a ta odrobina
procentów była paliwem do podróży w czasie.
I
tyle w tym temacie, przynajmniej na razie.
Kilka
dni temu, musiałem złożyć wizytę w Urzędzie Skarbowym. Dla
człowieka który konformistycznie szanuje obowiązujące prawo,
wszystkie wizyty w takich instytucjach jak Policja, Sąd, czy
wspomniany Urząd Skarbowy wywołują dyskomfort. Podobnie i
konfesjonale. Chociaż minęły już te czasy, gdy moje wyznania
rozbudzały wyobraźnie wielebnego, jakby bardziej się denerwuję.
Mój
znajomy, który z omijania przepisów zrobił sobie sposób na życie,
z uśmiechem i pobłażliwością podchodzi do mojego stresu.
-
Raz się uda, raz się nie uda. Na tym polega życie – mówi
Uważa
też, że szczerość w zeznaniach jest czystym frajerstwem.
Wiem
już, a przynajmniej potrafię to sobie wytłumaczyć, skąd u mnie
brak sukcesów w prywatnej przedsiębiorczości. Z szacunku dla
prawa.
Z
drugiej jednak strony, zastanawiam się dlaczego za cichym
przyzwoleniem stanowiących prawo aktualne jest dalej hasło -
śmierć frajerom.
Kiedyś
twierdziłem, że satysfakcja jest pojęciem wymyślonym na użytek
biednych, teraz do tego mogę dorzucić uczciwość.
Bezsenna
noc i stawienie się u bram urzędu w chwili otwarcia instytucji,
kosztowało mnie wiele psychicznego wysiłku. Spojrzałem na siebie
w połyskujących drzwiach obrotowych, w chwili gdy próbowałem
przełknąć ślinę w zaschniętym gardle.
-
Spójrz na siebie. Takich jak ty najłatwiej się goli - pomyślałem.
A
kiedy wszedłem do wskazanego pokoju, odruchowo przyjąłem postawę
godną carskiego urzędnika niższego stopnia.
„Podwładny
powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i
durnowaty, tak by swoim pojmowaniem sprawy nie peszyć przełożonego”
– stanowiło zarządzenie cara Rosji Piotra I.
Tutaj
jednak spotkała mnie nie lada niespodzianka. Nie dość, że
wyszedłem bez ran, to jeszcze z darmową poradą prawną.
Może
i tu idzie nowe?
Po
takim stresie na rozpoczęciu dnia, wszystko inne co zdarzyło się
potem, było już tylko błahostką i przysłowiową betką.
A
trochę się dzieje. Rozwiązały się stare drobne sprawy co dobrze
rokuje na przyszłość. I tylko dmucham na zimne, by los nie
poprzestał na drobiazgach.
Dynia
opisana wcześniej, spokojnie zasnęła na półkach w piwnicy i
tylko nasza francuska przyjaciółka ma podejrzenie, że wielkość
sugeruje pochodzenie spod pewnej felernej elektrowni jądrowej na
Ukrainie.
Dla
własnej informacji doczytałem się, że w Polsce uprawiane są
trzy gatunki – piżmowa, olbrzymia i zwyczajna. Może to jest ta
olbrzymia, chociaż takie twierdzenie z pewnością rozśmieszy
każdego Amerykanina.
Zapowiadany
olej z pestek dyni nie dotarł do mnie w dalszym ciągu. A z końcem
tygodnia przyjdzie z pewnością uznać sprawę za zamkniętą.
Do
soboty jeszcze trzy dni.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńWidziałam jeszcze większe dynie na ogrodach działkowych w mojej okolicy. To niedaleko od owej elektrowni, więc może... coś jest na rzeczy? Przypuszczam, że znikną, gdy i nasze dynie obejmą normy unijne.
Pozdrawiam serdecznie.
Banany tez przyjęły normy unijne a jakie były krzywe takie dalej są.
UsuńPozdrawiam
Witaj Antonio :)
OdpowiedzUsuń"okoliczności przyrody" sprawiły, że nie udało nam się zobaczyć podczas mego ostatniego pobytu, a .... grappa, tym razem bez dodatków, czekała na spotkanie z Tobą ;) Cóż, biedulka, schowana w ciemnym kąciku mojego krakowskiego mieszkanka, musi uzbroić się w cierpliwość. Ale obiecałam jej, że niedługo przyjadę, a wtedy dodam jej do towarzystwa koleżankę - ciemnozieloną butelczynę, wypełnioną aromatycznym - no zgadnij, zgadnij !!! - taak - olejem z pestek dyni ( używamy, a jakże !! ) I obie, przy mojej pomocy, potuptają sobie do Ciebie :):)
ps. jakbyś jeszcze poprawił to \ wzdrygała się \ na /wzdragała się /
pozdrawiam
mmzd
Fakt jeśli chodzi o dobry alkohol to moja żona wzdraga się nie wzdryga. Poprawiłem
UsuńPozdrawiam
Grappa wypita, strach przed Fisjusem, to przecież normalka. Byel nie dać się ponieść stachowi.
OdpowiedzUsuńPonoszą mnie emocje ale w innych sytuacjach. Pozdrawiam
UsuńCześć Antoni. Olej ten olej, a najlepiej zastąp grappą lub czymś swojskim a równie smacznym (smacnym).Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńPo prostu chciałem być testerem. Olej to przypadek
UsuńDzisiaj testuję francuskie, ale tylko kieliszek dla zdrowia.
Dobrze że mam te kieliszki 350 cl
Pozdrawiam
Potwierdzam, że urzędy zachowują się po ludzku. I to się rozprzestrzenia.
OdpowiedzUsuńNie zrozumiałam, dlaczego sobota jest dniem krytycznym w stosunku do dyniowego oleju? Posłuchaj mojej rady i odwiedź Carrefour'a - tam znajdziesz cudowny olej nawet w niedzielę.
Zawsze trzeba wyznaczać sobie cele i wytyczać granice.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja raczej liczę dni do piatku, bo mam babską imprezę i zamiaruję się dobrze bawić. Z Garappą. Bez oleju;)
OdpowiedzUsuńCzego oczywiście życzę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jestem frajerem :-/ Eh, tak mnie po frajersku wychowali :p
OdpowiedzUsuńO urzędach się nie wypowiem, bo sama urzedas jestem ;-)
Nie ma się czym publicznie chwalić, ale nie jest to powód do wstydu, gdy bez stresu patrzymy w lustro. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUważam się za człowieka uczciwego, co nie oznacza, że mam pozwalać się okradać fiskusowi i innym łasym na mój grosz w kraju o jednej z wyższych stóp podatkowych. W dodatku ze świadomością, że lwia część tego, co oddam, pójdzie na zmarnowanie...:( Zatem dopóki mogę w miarę legalnie manewrować kosztami czy datami faktur, to nic w tem zdrożnego nie widzę, osobliwie, że po drugiej stronie nie widzę nic poza pazernością i imaginacyi brakiem, że lepsza owca długo z wełny strzyżona, niźli raz nad ogniem upieczona... A pomnę jako nastał na premiera Mazowiecki, jakem sobie na fali powszechnego patriotyzmu uniesień obiecywał, czego to ja dla ojczyzny lubej nie poświęcę... Już popiwek mnie z tej naiwności dość szybko wyleczył, bom mało przez niego nie został dzisiejszym bywalcem śmietników...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Małą łyżeczką - tak mówiła mi matka.
OdpowiedzUsuńGdzieś uciekają potem te mądrości. A fiskus rzeczywiście jest pazerny.
Może teraz wymierza z uśmiechem
Pozdrawiam
Moje życiowe doświadczenie, choć raczej krótkie, mówi mi, że to była metoda kija i marchewki. Część marchewkowa. Teraz pozostaje tylko drżeć i i wyczekiwać razów wymierzonych kijem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę żeby zbytnio nie bolało.
cAnalia