Znajoma pojawiła się z dwukolorowym
likierem, zamkniętym w jednej butelce (drogi) i dwójką dzieci w
wieku szkolnym.
Bardzo miłe spotkanie sprawiło nam
mnóstwo radości, ponieważ jest to koleżanka dziecięcych jeszcze
zabaw mojej żony. Za każdym razem, gdy wyjeżdżała na letnisko w
podhalańskie strony, oddawała swoją lalkę Marysi, a ona w
zamian pozwalała jej prowadzić olbrzymią, bordową krowę z
pastwiska.
Długi łańcuch na którego jednym
końcu funkcjonowała poczciwa Malina, posiadał ze swego drugiego
końca, zadowoloną z siebie miastową przewodniczkę. I na dobrą
sprawę, nie wiadomo kto kogo prowadził po tej wiejskiej drodze
wśród pól. Jeżeli bowiem Malina postanowiła zjeść kwiatki z
ogródka innej gaździny, to pomimo szarpania i prób perswazji i tak
zjadała.
Panie wspominały wycieczki nad rzekę,
zbieranie grzybów, a i całkiem nowe historie, czyli kto i w jaki
sposób dostał się do owej wspaniałej Ameryki i co tam porabia.
Opowiadania okraszone zdjęciami z
polaroida przelatywały mi bokiem, ponieważ ja nie jeździłem jako
dziecko w to miejsce i wymieniane nazwiska nic mi nie mówiły.
Puszczając mimo uszu damskie
opowieści i pociągając likier (zbyt słodki jak dla mnie), mogłem
spokojnie obserwować zamerykanizowane dzieci.
Mały góral i jeszcze młodsza
góraleczka, ze względu na urodę i wrodzony talent biorą udział
w uroczystościach amerykańskiej Polonii. Biegają z kwiatami i
wierszykami, ubrane w regionalne góralskie stroje. Stroje nabył
dziadek i ze łzami wzruszenia w oczach wysłał do Ameryki. W zamian
za co wnuczka przesłała mu całuski.
Strój przydał się i przy wielu
polonijnych uroczystościach można było pokazać, że choć w
Ameryce, Górale kochają Polskę i żyją jej problemami.
Słuchając wierszyków, przyśpiewek
którymi dzieci raczyły nas chętnie, zastanawiałem się nad
obliczami współczesnego patriotyzmu. I dopiero atmosfera
gorczańskiego tarasu wraz z drugim kieliszkiem likieru wygnała mi
te poważne myśli z głowy.
A dzieci jak to dzieci, sprawnie
posługują się językiem polskim, wtrącając od czasu do czasu
słowa z języka którym posługują się w szkole.
Sześcioletnia dziewczynka kreśliła
coś na kartce opowiadając równocześnie historię ze szkoły. Oto
jej piękny obrazek rozdarł się, ale ona go skutecznie wytejpowała.
Za chwilę dopiero dotarło do mnie, że chodzi o zlepienie rozdarć
taśmą samoprzylepną .
Resztę opowiadań przyjąłem jak to
się mówi, z dobrodziejstwem inwentarza.
Dlaczego teraz akurat przypomniałem
sobie historię sprzed czterech bez mała lat?
Ponieważ wczoraj nawiedził mnie
klient, któremu zza ucha wystawał kawałek czarnej taśmy.
Pasek szerokości dwóch centymetrów
schodził po szyi w dół i ginął za kołnierzykiem koszuli.
Klient jest stały, a więc wypadało
zainteresować się jego stanem zdrowia.
- Widzę, że chodzi Pan zalepiony. Coś
się naderwało? - spytałem z troską
- A zdarzyło się – odpowiedział
klient. - To taka nowa metoda, ma nawet swoją fachową nazwę.
- Zatejpowali Pana? - podpowiedziałem
- O właśnie tak to się nazywa -
przyznał z radością, że gdzieś tam zapamiętał jednak nazwę.
- Jak piłkarze, tylko że Ci
najczęściej zalepieni są na mięśniach nóg – dowartościowałem
klienta.
Moda na używanie obcobrzmiących
określeń, potęguje się z dnia na dzień. Przecież można
spokojnie użyć polskiego określenia tej czynności.
Kiedy pierwszy raz widziałem swoją
żonę z zalepionym łokciem i barkiem, zaniepokoiłem się nie na
żarty.
- Beata mnie zatejpowała –
stwierdziła żona
- Gdzieś się rozdarłaś – spytałem
tłumacząc sobie słowo.
- Ponoć to lepsze niż blokada przy
pomocy zastrzyków- nie zauważyła złośliwości żona -Tam mamy
działania uboczne, tutaj wystarczy umiejętnie ustawić mięśnie
czy ścięgna i lepić.
- Pozostaje sprawa estetyki własnego
wyglądu, ale skoro piłkarze lepią i taki Beckham może, to czemu
ja nie?
Pryszcz z estetyką, ważne żeby
pomagało.
Poza tym, celebryci wszelkiej maści
tejpują mniejsze plastry na okoliczność:
Niepalenia, odchudzania, czy swobodnego
bzykania czyli antykoncepcji.
Mam nadzieję, że na tych plastrach
napisane jest czego dotyczą, aby ewentualny cel wiedział jaki
sygnał takim plastrem się wysyła.
Co czuje polonista gdy dowiaduje się,
że
- Pana nadwyrężony mięsień zatejpuje
się i będzie gut.
witaj Antoni, dawno się tak nie uśmiałam.Muszę zapamiętać słowo zatejpować. Ale ja jeszcze inne zjawisko obserwuję. Do mojej sąsiadki przyjeźdźa co jakiś czas wnuczka z Kanady. Rodzice Polacy, w domu mówią po polsku a ona tu w stolicy jakby zupełnie zapomniała ojczystego języka. Rozumiem, że łatwiej jej rozmawiać po angielsku ale czy napewno? a może to chęć zaimponowania tym, których noga za granicą nigdy nie stanie. Ale nie mnie oceniać to zachowanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoże ona ma obawy że zostanie źle zrozumiana, albo co.
UsuńPozdrawiam
Sheridans jest dobry do polania lodów;) samego, jak zauważyłeś, pić nie sposób, zwłaszcza jak się jest na etapie winnym.
OdpowiedzUsuńNo wiesz chciałem też przez chwilę być taki amerykański. Wolę być sobą
UsuńPozdrawiam
Fajne słowo. Zanotowałam w mózgowej szufladce ale nie wiem czy sie tam przyjmie. Sprawdzę za kilka dni. Likier???? Fuj..
OdpowiedzUsuńWszystko ma swój czas i miejsce, nawet likier
UsuńPozdrawiam
Nie przemawia do mnie to słowo, może dlatego, że za mało osłuchana jestem :)
OdpowiedzUsuńZ obcojęzycznych to niewykorzenialnie zakodowało mi się chyba tylko "fajnie"...
Dlatego i ja go nie propaguję.
OdpowiedzUsuńale słowa weekend używam
Pozdrawiam
A ja dłuuugo nie używałam.
UsuńP.S. Oczywiście wiesz po co się pije likier? I dlaczego wskazany jest na deser po sutym obiedzie? ;)
P.P.S. Gdzieś wcieło najnowszą notkę?
Niewiele wiem o likierach.
UsuńNie wiem o jaką notkę pytasz
Pod tytułem Tester. Powiedzenie nieco rubaszne - Polacy likier piją na deser, żeby g... glanc miało...
UsuńTo jest dobre, czuję w tym Polskę przedwojenną.
UsuńJeszcze potestujemy sobie, spoko
Pozdrowienia
Dla mnie też dwukolowrowy za słodki. A zwrotów chyba nie unikniemy. Nawet poloniści muszą do nich przywyknąć. Można co prawda uparcie poprawiać ale czy to coś da? Szczerze wątpię. Zachłystujemy się obcobrzmiącymi nazwami, a przecie my nie gęsi! Nikt na mózgów nie "zatejpował" :D
OdpowiedzUsuńKlarka pisze, że on się nadaje bardziej do lodów. Coś w tym jest Amerykanie jedzą te swoje lody z takich wielkich opakowań, więc może polewają żeby ich nie zemdliło
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę słowo "wytejpowani". Nie będę starała się zapamiętać.
Pozdrawiam serdecznie.
Słusznie
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni. Myślę że dobrze jest czasem zaadoptować jakieś obce słowo jeżeli dobrze brzmi. Czym byśmy zastąpili np. od niedawna niezbędne, precyzyjne słowo ruter(niektórzy mówia tak jak sie pisze-router; ciekawe która wersja się przyjmie): drogowiec rozdrożnik. Bo rozdzielacz i rozdzielnik już jest i kojarzą się raczej z inymi dziedzinami życia. A jak brzmiałoby np. słowo patrzydło, gdybyśmy wzorem Czechów, których skądinąd bardzo lubię, starali się zastąpić obcego pochodzenia słowo teatr. Pozdrawiam i za chwilę kliknę myszką wysyłając komentarz. A kiedyś jakiś purysta (purysta -też obce)chciał zastapić słowo klik słowem mlask i dwumlask jako podwójny windowsowy klik. JerryW_54
OdpowiedzUsuńPS. Ale jesteśmy także oryginalni: mamy słowo księżyc, a w sporej ilości języków jest to pochodna słowa luna łuna itp.
Przeczytałem ten wywód. Nie da się uciec od zapożyczania słów . Jak nie walniemy sobie jakieś atomowej katastrofy to języki zleją się w jedno tworząc tylko takie regionalne dialekty.
OdpowiedzUsuńMlask mlask
A ja nawet się cieszę że jakiś język zdominował świat i coraz więcej ludzi nim się posługuje. Nie każdy jest poliglotą i nie każdy nauczy się pięciu języków obcych. Ale jednego to każdy może się nauczyć jeżeli będzie musiał lub chciał (z naciskiem na słowo musiał). Szkoda że nie wypaliła próba z esperanto ponieważ jako język sztuczny pozbawiony był nielogiczności i idiomatyczności w jakie obfitują języki żywe. Jeszcze takie spostrzeżenie; pasjonujemy się brzmieniem anglojęzycznych nazwisk, a one w wielu przypadkach oznaczają coś bardzo zwyczajnego i brzmią bardzo zwyczajnie często jak polskie Pipsztycki Pyrtek lub temu podobne. Pozdro, JerryW_54
UsuńPS. Co to oznacza że piąty dzień nic mi się nie chce robić. To znaczy że jest piątek ha ha, a dyrektory na urlopie
Przeżyliśmy makaronizmy, walczyliśmy z rusyfikacją i nie daliśmy się zgermanić, ale amerykanizacją się zachłystujemy...szkoda. Polonista czuje się bezradny, ale z uporem cytuje : " iż Polacy nie gęsi...a jednak gęgają"
OdpowiedzUsuńOjej, tak się przejęłam,że zapomniałam się przedstawić. To byłam ja- Hanula . Pozdrawiam
UsuńJak widać i za Reja był to już problem. Potem tylko narastał.
UsuńPozdrawiam
Dla wielu ludzi to naturalny sposób mówienia i to jest niebezpieczne! :)
OdpowiedzUsuńStaram się unikać tego typu obcych wstawek, ale czasem w potocznym języku aż się prosi o obcy wtręt.
Mnie jeszcze nikt nie wytejpował, więc tego bym nie znała.
pozdrowienia :)
I oby nie nalepiał tych plastów
UsuńZdrowia życzę
Pozdrawiam
Cytowałem ongi u siebie przedwojennego słownika Imci Niedźwiedzkiego sub titulo "Słowa w polszczyźnie zbyteczne", który się bodaj od abjuracji poczynał. W przedmowie, układzie i w niemal każdem tłomaczeniu danego słowa znać było irytacji piszącego najwyższej. Trzech pokoleń starczyło, by dziewięć na dziesięć ze słów tamtych nikomu już niemal dziś nic nie mówiło... Tandem: o przyszłość i amerykańskich chwastów żem jest spokojnym:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
A ja się jednak boję, że będziemy posługiwać się takim zlepkiem obcych. Już teraz dla nowych wynalazków i gadżetów nie szuka się nawet polskich nazw.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam