27 stycznia 2014

Jak to w zimie

Kolorowa ciecz w termometrze czyli alkohol, kurczy się niepokojąco we włosowatej szklanej rurce, zjeżdżając na coraz niższe poziomy. W sumie to nic dziwnego bo codzienne standardy też się obniżają. W przyrodzie jest to jednak cykliczne i wszystko z powrotem wróci do normy czyli wejdzie na wysoki poziom. Z naszą codziennością nie jest już tak wesoło, najpierw coś opadanie jak nigdy by już za chwile stać się normą.
Z tego co obserwuję w prognozach pogody, południe i tek jest traktowane delikatnie a samo Zakopane dopiero przez kilkoma dniami straciło miano najcieplejszego miejsca w Polsce.
Co to się porobiło?
A może to właśnie jest logicznie bo im dalej na północ tym bliżej do bieguna.
Nam na południu bliżej do równika niż południowego bieguna. Pamiętam ze szkoły, ech kiedyś to była edukacja. Nie będę już jednak narzekał bo od tego dzisiaj zacząłem.
Sobota upłynęła mi na pracach porządkowych. Wyniosłem popiół lokując go ekologicznie w kompostowniku, razem z innymi mineralnymi odpadkami. Rozpaliłem w kominku i przewietrzyłem dom, otwierając wszystkie okna. Krótko i zdecydowanie jak radzi Stanisław Tym w jednej reklamie, tylko nie pamiętam czego. Mroźne powietrze natychmiast wypełniło cały dom. Za chwilę jednak wokół kominka zaczęło roznosić się przyjemne ciepło. Temperatura podskoczyła i natychmiast wyłączył się piec CO. Poprzez zastosowanie mieszanego ogrzewania zanotowałem pewne oszczędności w rachunkach za gaz. Przy okazji mogę pogapić się na polana drzewna które powoli a skutecznie pochłaniają języki ognia. Po pierwsze przywołuje to wspomnienia mojej byłej wsi, a po drugie ten widok niesamowicie uspokaja.
Porzuciłem jednak gapienie się na kominek, na rzecz łopaty do śniegu. Ostry pomarańczowy kolor plastiku mocno kontrastował z bielą śniegu. Wziąłem się do roboty i po chwili stałem się już myślącym przedłużeniem łopaty.
Odśnieżanie zajęło mi ponad godzinę. Mocno rozgrzany wróciłem do domu który wypełniał zapach płonącego drewna i ciasta które żona właśnie wyciągała z piekarnika.
Nie zauważyłem nawet, że odśnieżanie jest męczące. Mokry t-shirt nadawał się tylko do wymiany.
Siadłem do kawy obserwując sikorki systematycznie szarpiące kawałek słoninki, wiszący na jabłoni przed oknem w kuchni.
Dodatkowo zrobiłem karmnik z butelki po coli, wycinając w nim dwa otwory i mocując poniżej patyczek. Do środka nasypałem ziarna i już za chwilę darmowy bar zaczął cieszyć się popularnością. Butelka kiwała się na lewo i prawo co w niczym nie przeszkadzało małym ptaszkom. W ręcz przeciwnie, siła z jaką lądowały na patyczku była tak duża, że butelka wykonywała pół obrotu. Czasem wydawało mi się, że to celowe i że jest to dla nich świetna zabawa.
W porywach na jabłonce siedziało koło tuzina sikorek, a pod drzewem zaczęły operować wróble.
W drugiej części ogrodu zauważyłem dwie sójki. Czekam na dzięcioła. W zeszłym roku zajadał słoninę na równi z sikorkami.
Niestety sobotnia wizyta u doktora zakłóciła mi oglądanie tej psiej uczty.
U doktora wyszło, że jest ponoć nieźle. Nie wiem tylko czy „nieźle” to dobrze? czy tylko nie bardzo źle?. Doktor, sympatyczny swoją droga młody człowiek, nie był zbyt wylewny w tej kwestii. Wypowiedział się natomiast w kwestii filozofii gender.
Kiedy dźwigałem żonę z wózka na stół zabiegowy. powiedział, że dla takiego noszenia na rękach to byłby gotów zmienić płeć.
Nie wiedziałem, że takie słowa potrafią sprawić mi przyjemność.
Sklep zakupy, oglądanie wystaw i zrobiło się całkiem późno.
Wieczorem zasiedliśmy przed telewizorem przy kieliszku czerwonego wina. Po raz kolejny z przyjemnością obejrzeliśmy historię Edith Piaf na TVP Kultura. Wszyscy zrelaksowani łącznie z moim nie moim kotem, który w taki właśnie sposób wyłożył się na moich kolanach. Zdjęcie zrobione telefonem w półmroku jest z pewnością kiepskie technicznie, ale chyba rzadko spotkać tak wyluzowanego zwierzaka.


Następnego dnia w czasie obiadu Starszy Syn powiedział, że żona zmuszała go oglądania filmu o Piaf.
- Drogi Synku – powiedziałem dzieląc się życiowa mądrością - jak trochę okrzepniesz w związku to sam będziesz wiedział czego oczekuje twoja małżonka. Wszystko jest kwestią odpowiedniego treningu.
Zanim jednak zasiadłem do rodzinnego obiadu, w niedzielny poranek czekała mnie powtórka z rozrywki, bo w nocy śnieg zniweczył moją sobotnią robotę.
Wziąłem się ostro do pracy.
Będzie gorzej – pomyślałem – kiedy zauważyłem zbliżająca się w moim kierunku babę z pustymi wiadrami.
Od dawna wiadomo, że mijająca cię baba z pustymi wiadrami to pech.
Baba czyli sąsiadka, trzymała w rękach dwie puste butle na wodę, każda o pojemności pięć litrów.
- Zepsuła nam się pompa do wody – powiedziała wskazując na puste butelki. Bez słowa napełniłem je po brzegi.
- Może by warto pomyśleć o podłączeniu się do wodociągu? - zasugerowałem.
- Musze o tym pomyśleć – powiedziała i korzystając z okazji zaczęła coś opowiadać mojej żonie.
Ponieważ znałem już tę historię, powróciłem do odśnieżania. Sąsiadka nie dała się namówić na herbatę ani kawę mówiąc, że ma obiad w proszku. Nie przeszkadzało jej to jednak w dokończeniu trwającej około pół godziny historii. Wszystko na stojąco i w przedpokoju, bo wiadomo – obiad w proszku.
A może jej pech z pompą wyzeruje ten mój z powodu widoku baby z pustymi wiadrami?
Trzeba mieć nadzieję. W sumie nic nietypowego w niedzielę się nie wydarzyło, widać pech się zniósł.
Dzieci rozeszły się do swoich zajęć. Teściowa po pokoju na górę, a ja jeszcze z godzinkę jednym okiem zerkałem na Discovery. National Geografic mam za oknem.


24 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Jak na mężczyznę w tym wieku to i owszem. Dziękuje bardzo.

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    Paskudna jest zima. Człowiek się nepracuje, a efekt zniweczony już następnego dnia. Wiosną lepiej, bo najdrobniejsza czynność "owocuje".
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja bardzo lubię odśnieżać, Ta praca jest tak od razu widoczna.
      A że zawieje, takie życie
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Vulpian de Noulancourt27 stycznia, 2014 13:56

    Jeżeli wierzyć "Konopielce" najgorzej to ulać wody z wiadra do studni. Może i wodociągi mają jakieś swoje mroczne tajemnice, czyhające na spokojnych ludzi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli idzie o mądrości ludowe z wodę i studnią, to najgorzej jest jak krowa nasra do studni, bo wtedy z takiej studni ani wody ani gnoju.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Słowa jak obraz. O tym jak napisałeś ten post właśnie tak można powiedzieć - słowami namalowany obraz.
    Naprawdę wszystko zobaczyłam, choć mnie tam nie było. Obraz Rodziny i Mężczyzny opiekującego się rodziną. Bez przypadku :) z dużej litery.
    Ciepło pozdrawiam z zimnego środka Polski. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasypało mi się komplementów, żebym to tylko wytrzymał psychicznie i nie zepsuł się.
      Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  5. Zmęczyć się przy odśnieżaniu a potem siedząc przy kawce, w zapachu świeżego ciasta, obserwować niespiesznie sikorki - jak to nie raj to co? Kopia nieba ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówi reklama to jest bezcenne za wszystko inne zapłacisz kartą kredytową.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Ja też lubię odśnieżać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest, odśniezanie jest super - przez 5 minut co 10 dni!

      Usuń
    2. I ty Bet masz racje i Cesia też ma rację. Każda nawet największa regularna i cykliczna przyjemność staje się obowiązkiem

      Usuń
  7. Kot piękny i słodziuchny i w ogóle ti ti ti. Pardon, jestem jeb... na punkcie tych cudów. Co do odśnieżania, szczerze współczuję, tak dla rozrywki proszę bardzo, kiedy jednak trza codziennie kilka razy, nazywam śnieg białym gównem, po prostu inaczej się nie da. Jeszcze w sprawie doktora, ja ich znam z niwy zawodowej oraz jako pacjent praktykujący, skoro mowi, ze jest nieźle, znaczy, że do złego jeszcze długa droga. Pozdrówka z bezśnieżnej krainy :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są jeszcze taki śniegiem nietknięte?
      Ale wobec tego co napisałaś w sprawie odśnieżania życzę utrzymania tego stanu
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Osobiście preferuję zamiast odśnieżania ugniatanie śniegu kołami... :) Do pewnego poziomu sprawdza się znakomicie:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam furtkę dwuskrzydłową i aby nie zepsuć automatu muszę utrzymywać pewien poziom. Oczywiście poziom śniegu na podjeździe
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Obiad w proszku dal mi duzo do myslenie. W pierwszej chwili pomyslalm, ze gotowe zupki itp. jednak mysle, ze chodzilo o to, ze jeszcze nie zaczela przygotowywac bo wody jej zabraklo:))) - no pech!

    Kocur nie Twoj przepieknej urody:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym proszkiem dokładnie tak jak się domyślasz, a kto rzeczywiście ładny i potrafi być miła za ciepło i trochę spokoju.
      Jak można tyle spać? to mnie bardzo interesuje.
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Czy to ów wygodny kot sąsiada?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, chociaż odnoszę dziwne wrażenie, że on jest coraz mniej sąsiedzki
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Z pierwszych kilku sesji odśnieżania to nawet ja mam radochę a mam niespełna 160 cm i ledwo 48 kg wagi. (czasami wyręczam męża) Ale jak bym to miała robić codziennie do końca zimy - choćby i kalendarzowej - to dziękuję!
    Za to patrzenie na buzujący ogień w kominku - oj, to bardzo lubię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielcie pracę. On odśnieża ty w Tym samym czasie patrzysz na ogień

      Usuń
    2. o tym nie pomyślałam! Komfortowe rozwiązanie ale sie krzyk podniesie o dyskryminacji :)

      Usuń