10 października 2013

Jak dym co się snuje po kartofliskach

Przy okazji organizacji ogrodu po raz kolejny wyszło jak bardzo różnią się od siebie pokolenia.
Kiedy Pan Nieistotny wniósł ostatni karton przeprowadzkowy do nowego domu, otarł dłonią pot z czoła i wyszedł do ogrodu. Stanął pomiędzy drzewkami i bezwiednie zaczął dotykać gałązki.
Niewielki śnieg pokrył trawę a drzewa pozbawione liści, ukrywały jeszcze przed Niestotnym swój gatunek. Tylko jedna zapóźniona jabłoń, dumnie utrzymywała na swoje gałęzi trzy jabłka. Małe, czerwone, zmrożone owoce, pokryte delikatnym śniegiem. Jan Maria chciał je rwać i nieść do domu z radosnym okrzykiem – oto nasze pierwsze jabłka. Nie zdążył jednak tego zrobić bo zza palców usłyszał.
- Trzeba to wszystko wyciąć. Po co ktoś nasadził tyle drzew?
To Młodszy pojawił się ze swoja koncepcją rozwoju.
- I co w zamian drzew? - spytał naiwnie Nieistotny
- Trawnik. Jedna równa i krótko przystrzyżona powierzchnia.
Taka sterylna przestrzeń? - próbował wyjść naprzeciw myślom Młodego.
- No nie, pod ogrodzeniem jakieś tuje i jałowce, ale nie dużo.
- No popatrz a ja planuję zbierać jabłka, uprawiać pomidory, ogórki i własną cebulkę do nich.
Młody zauważył zdecydowanie w głosie Nieistotnego dlatego też spuścił nieco z tonu.
- To chociaż dokonajmy radykalnego przerzedzenia.
- Umówmy się, że wszystkim drzewom damy szansę. Po roku zdecydujemy co jest dobre, a co do wycięcia.
Z perspektywy tych dziesięciu miesięcy Jan Maria już wie, że jedna jabłoń zdecydowanie jest do usunięcia, tak jak wyrosły na starym pniu orzech włoski. Gruszka znajduje się w stanie niepewności, a czarne porzeczki i kilka krzaków agrestu już zasiliło kompostownik.
O przepraszam. O jabłoni tez można już mówić w czasie przeszłym
Napalony jak Arab na kurs pilotażu (cytat z Testosteronu) Młody, chwycił za piłę spalinową i zakończył żywot rachitycznej jabłoni. Nie przekonała nikogo swoimi trzema jabłkami wielkości rajskich jabłuszek. Padła pod ostrymi cięciami łańcucha.
Być może z powodu wielkich emocji, a może tylko z powodu wieku który podpowiada, że najlepiej używać narzędzia zdecydowanie, piła odmówiła współpracy.
Jak to się mówi - siła razy gwałt. Gwałt na pile spowodował, że używana od siedmiu lat maszyna zajęczała zadymiła i odmówiła współpracy.
Pan Nieistotny spojrzał na zwłoki, leżące w trawie ze smętnie zwisającym łańcuchem.
- Miałem dla niej więcej empatii – powiedział – Dlatego tyle mi służyła.
Młody jak to Młody, zirytował się lekko ale postanowił dokończyć egzekucji drzewa za pomocą piły ręcznej. Wywlókł z garażu lekko zagięte ostrze, popularnie nazywane lisią kitą.
Dociął do końca ale wspomniane narzędzie utraciło rękojeść, która z głośnym trzaskiem rozpadła się na dwie części.
- Trzeba będzie kupić nową - skomentował kolejna wpadkę.
- A może tylko naprawić starą? - zasugerował Jan Maria.
Następnego dnia sam oprawił ostrze we fragment nogi od starego krzesła. Wyszło fantastycznie. Twarde drewno z pewnością wytrzyma nie jedną jeszcze akcję. A samo ostrze ? Ileż to gałęzi wspólnie przerżnęli i w jakich okolicznościach. Nie jest tajemnicą że Nieistotny jest sentymentalny.
Z piłą łańcuchowa nie poszło tak łatwo. Raczej nie poszło wcale.
Kwota jaką fachowiec podał za naprawę wystarczy do zakupu nowego egzemplarza.
Kazał więc tylko zaostrzyć łańcuch do przyszłego wykorzystania gdzie indziej, a następnie zabrał zwłoki do pogrzebania gdzieś w czeluści warsztatu.
Co prawda przez chwilę miał inny pomysł po przeczytaniu wiszącej na budynku serwisu kartki o treści:
Przyjmę stary sprzęt ogrodniczy.
Zaraz jednak uświadomił sobie, że idzie o darowiznę. Nie jest materialistą, ale łatwiej przełknąć tak zwaną symboliczną złotówkę.
Pozbawiony piły syn Nieistotnego darował orzechowi jeszcze kilka dni życia. Sam Nieistotny nie darował sobie wolnego popołudnia i w miejscu czarnych porzeczek wsadził dwa krzaki amerykańskiej borówki. Potem rozpalił ognisko w którym spłonęły drobne gałązki z jabłoni, suche badyle z pomidorów i łodygi słonecznika. Wszystko zaś wymieszane z zeschłymi już liśćmi.
Wyszło podobnie jak ogniska snujące się na kartofliskach. Trochę gryzło w oczy a w górę walił biały dym. I ten zapach, choć trochę duszący, ale zawsze mocno kojarzący się z jesienią.
Było już ciemno kiedy Pan Nieistotny zalał wodą tlące się resztki ogniska. Tak na wszelki wypadek.
Jan Maria taki już jest.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz