W tekście było jeszcze osiem razy raz
po raz. O północy ze dwa razy i nad razem jeszcze raz.
Każdy to śpiewał, ja dodatkowo
policzyłem, że daje to dziewiętnaście. Wystarczy palców u rąk i
nóg by to odliczać w trakcie realizacji. Nie chcę się jednak
zajmować dywagacjami na temat niespożytego temperamentu bohaterów
piosenek biesiadnych, a samymi piosenkami.
Kiedyś w czasach zamierzchłej
młodości kiedy na polanie płonęło ognisko a w głowie delikatnie
szumiało, ktoś wyciągał gitarę i zaczynał pieśń o
Hawiarskiejj Kolibie.
Z czasem repertuar stawał się coraz
bardziej frywolny. Było i o czarnym chlebie i czarnej kawie, o
pogrzebie pijaka któremu trzeba było spirytusem skropić łeb. I
oczywiście niezapomniana córka grabarza.
Nie czuliśmy żadnego obciachu
śpiewając te kawałki z towarzyszeniem gitary lub bez. Koledzy
umiejący parę chwytów byli na wagę złota i mieli murowane
powodzenie u koleżanek.
Pamiętam że była jeszcze taka
piosenka dziewczynie co miała w siateczce o ile dobrze pamiętam
rajdowe majteczki.
Potem przyszły inne czasy, czasy dico
polo. Majteczki okazały się być w kropeczki, a twórcy wzięli
na swój warsztat piosenki rajdowe, które nim na dobre stały się
przebojami disco polo, po drodze były piosenkami biesiadnymi.
Znów śpiewało się je na imprezach i
znów bawiono się doskonale, ale tu już trzeba było więcej
alkoholu, aby zagłuszyć w sobie pojawiające się uczucie wstydu.
Nie piszę tego by oceniać czyjeś
gusta, bo jak wiadomo gusta nie podlegają ocenie.
Chciałem tylko zauważyć, że nawet
najlepsze piosnki z czasów młodości w zetknięciu z disco polo
stały się obciachowe. Ocena ta psuje mi wspomnienia tamtych
wspaniałych rajdów i spotkań przy ognisku. Bo zżymam się teraz
na to co śpiewałem z wypiekami na twarzy czterdzieści lat temu.
Jedna rzecz to spotkać się w gronie i
pośpiewać, inna to czuć nieposkromioną potrzebę dzielenia się
muzyka z całym otoczeniem.
W filmie „Dzień świra” sąsiad z
góry atakuje naszego bohatera dźwiękami fortepianu z koncertu
chopinowskiego. Na zarzuty, że czyni to za głośno, odpowiada
- To Chopin jak można tego nie
słuchać?
Stało się to nawet naszym rodzinnym
powiedzeniem w sytuacji gdy ktoś na tak zwanego chama, narzuca swoją
muzykę.
Słucham różnej muzyki, ale echa
Mozarta, Wagnera, Coltrane., Petruccianiego czy Deep Purple nie
atakują roślin na działce sąsiada. Życzyłbym sobie również
takiej wzajemności.
Niestety, zdezolowany sprzęt audio
mojego kochanego sąsiada wyrzuca z siebie raperskie kawałki i
muzykę disco. Jest trochę techno, a dalej gubię się w gatunkach.
Właśnie w ostatnim tygodniu
gościliśmy taką ciocię z dobrego domu. Kawa na tarasie domowe
ciasto i rozmowy z kulturalnej górnej półki. Czego to nie robi się
dla rodziny. W pewnej chwili, atmosferę tego spotkania, jak nóż
kuchenny rozcięły dźwięki elektronicznej muzyki. Solista przez
cały utwór zapewniał tylko, że „będą cycki będzie pompa”
Dyskusja się zesrała, atmosfera też,
a jakieś gładkie słowa próbowały ukryć zażenowanie.
Uważam, że każdy ma prawo do
swobodnego życia, ale ta swobodna powinna kończyć się tam gdzie
gdzie narusza swobodę kogoś innego.
Bardzo trudno to zrozumieć sąsiadom,
bo przecież to „ Fajna nuta” i jak można tego nie lubić?
Normalny dzień świra.
Ratunkiem w tej całej sytuacji jest
obecność w domu seniorki rodu. Ponieważ ona gustuje bardziej w
Foggu, Santorce i Połomskim, a tego repertuaru młodzi nie mają, w
czasie jej obecności panuje wzorowa cisza. Problemy zaczynają się
bo starsza pani dorabia czasem na pół etatu.
Wtedy cycki i pompa gwarantowane.
Każde miejsce ma takiego melomana,
konstruktora stolarza, którzy uwielbiają oddawać się swej pasji
bez reszty i bez oglądania się na sąsiada.
W zeszłym roku oglądałem domy w
jednym na dużym podkrakowskim osiedlu. Stał tam dom obok domu i
okno w okno. Jakaś nawiedzona radiowa słuchaczka postawiła
odbiornik w otwartym oknie kuchni, by w każdym miejscu swojego domu
i najodleglejszym krańcu działki mieć dostęp do katolickiego
głosu niesionego falami eteru.
A sąsiedzi? Przecież to o Panu Bogu.
Jak można tego nie słuchać?
I nie wiem co gorsze. Właściciel bez
przekonania tłumaczył, że to bardzo rzadki i pojedynczy przypadek.
Nie doprecyzowałem co to znaczy rzadko.
Ponoć muzyka to nie problem. Problem z
sąsiadem zaczyna się wtedy gdy zaczyna informować os woich
podejrzeniach urząd skarbowy. Wtedy i my będziemy zmuszeni co nieco
wyśpiewać.
Kiedy byłem małym chłopcem w moim mieście budowano jedną z wielkich budów socjalizmu. Zakotłowało się od przyjezdnych robotników. No i kilku z nich wynajmowało pokój (pokoje?) na piętrze w domu po przeciwnej stronie ulicy.
OdpowiedzUsuńPo południu ustawiali gramofon na balkonie i w kółko puszczali płyty na cały regulator. A mieli dwie. 'Roberta Kennedy'ego kula go zabiła' oraz 'Who's stolen kishke'. Potrafię je zaśpiewać jeszcze teraz, po tylu latach.
Wszelkie próby sugerowania, że można słuchać ciszej zbywali wzruszeniem ramion. I mieli rację - w końcu byli rządzącą klasą robotniczą.
Pozdrawiam
Tych kawałków nie da się zanucić. Zapamiętałem tylko tę pompę i cycki oczywiście.
UsuńAle to drugie zawsze zapamiętuję. Pozdrawiam
niedawno odkryłam miejsce, gdzie bez obciachu, mając 50 i więcej lat, śpiewa się przy akompaniamencie gitary piosenki rajdowe i harcerskie do zachrypnięcia, do świtu i nikomu to nie przeszkadza. Impreza nazywa się Watrowisko.
OdpowiedzUsuńW sprawie sąsiada polecam szantaż, terror i inne formy przemocy, nic innego nie zadziała. Stanowcze - "kup sobie słuchawki" bez tłumaczenia, że nie chcesz słuchać tego samego, że akustyka itd;) burak i tak nie pojmie.
Obmyślam plan działania. Dobrze że nie jest to stałe i permanentne.
UsuńPozdrawiam
Pozwolę sobie potwierdzić...:) Było nieprawdopodobnie miło...:)
UsuńKłaniam nisko:)
Współczuję sąsiada...
OdpowiedzUsuńNa szczęście mam szczęście do sąsiadów :-)
Oni też są jak to się mówi spoko. Tylko każdy inaczej przejawia zachwyt na czymś "pieneknym"
UsuńPozdrawiam
A na moich 'watrowiskach' spiewalo sie o Wani drwalu :D ale najbardziej nas bawila taka niewinna pioseneczka pod gitare, gdzie wszystkie swintoszowskie wyrazy zastepowaly - umpa-pa, umm-papa (czasem cala zwrotka tak brzmiala). Bylo to bardzo sympatyczne polaczenie gitary i murmuranda... dla ucha :D
OdpowiedzUsuńNiestety jak sasiad 'gra na caly regulator' w godzinach od 7 rano do 22.00 nic mu nie mozna zrobic, dyskutowac, prosic mozna ale skutku nie da sie przewidziec :D Samemu najlepiej sprawic sobie korki do uszu :D
Sąsiad działa w sposób rzec by można nieperiodyczny.
UsuńMożna znieść i tylko czasami wk...ia
Pozdrawiam
Zmuszanie do słuchania jest rodzajem tortury. Niedawno na moim osiedlu był pojedynek na dwa otwarte okna i dwa rodzaje dudniącej z nich muzyki. Było lekko po południu... Wyobrażasz sobie?
OdpowiedzUsuńPiosenki ogniskowe wspominam z rozrzewnieniem, nawet o majteczkach w siateczce / to była Paloma/ oraz o córce rybaka.
No tak, pojedynek na dwa radia przegrywają sąsiedzi.
UsuńTak, tak to była Paloma
Pozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńMnie najbardzie wkurza, kiedy którąś z ukochanych, budzących najwspanialsze wspomnienia melodii młodości usłyszę w debilnej reklamie. Mógłbym zabić wtedy, Pozdrawiam JerryW_54
Rozumiem Cię doskonale jeżeli gość śpiewa o czopkach na hemoroidy pod melodie przy której kochałeś się kiedyś ze wspaniała dziewczyną gdzieś na Mazurach to może człowieka sczyścić.
UsuńPozdrawiam
Podobno najbardziej lubimy te piosenki, które znamy.
OdpowiedzUsuńNaucz sąsiadów swoich ulubionych piosenek, w taki sam sposób jak oni Ciebie uczą. Przynajmniej szpaki się wyniosą
Powodzenia
Czy to się godzi uderzać tak Demarczyk, Umer, Grechutą czy Wołkiem?
UsuńChociaż z pewnością była by to wyrafinowana tortura gdybym dołożył trochę jazzu.
Pozdrawiam
całe szczęście że mieszkam obok kulturalnych sąsiadów..... ale rozumiem twoje oburzenie, mnie wystarczyło kilka taktów "fajnej muzyki " :( na Agatowym Lecie abysmy brali nogi za pas....
OdpowiedzUsuńa piosenki ogniskowe, harcerskie były piękne....i ówczesne klimaty też..... mozna sie było przytulić do kochanego :))
a skoro jesteśmy przy muzyce biesiadnej.... mnie w latach młodości bardzo podobały sie imienimy i imprezy u sąsiadów.... jedni byli "zza Buga" inni mieli rodowód niemiecki, jeszcze inni z "centrali"
i śpiewało sie pod kieliszeczek wódeczki...wszystkie rybki spią w jeziorze....albo góralu czy ci nie żal, albo poszła Andzia po wode do zimnego zdroju....byy też piosenki ..jesienne róże , albo chryzantemy złociste... albi i woziwoda lub furman....
ech przywołałeś fajne wspomnienia jako że muzyka towarzyszy mi od prawie 60 lat,,, Szopena sama grałam wiec była i klasyka....
pozdrawiam
Grałaś Chopina na imieninach?
UsuńJa recytowałem poezję, ale czułem się wtedy obciachowo.
Pozdrawiam
grałam - ale dla wybranych... w kameralnym swoim pokoju, dla koleżanek i kolegów.... do dzis wspominaja te chwile, kiedy na pianinie paliły sie świece, towarzystwo siedziało nawet na podłodze, bo pokój był mały a ja grałam.... Beethovena, Mozarta, Szopena... to było około 45 lat temu....łezka sie w oku kręci
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńW bloku nade mną młody człowiek kupił sobie swego czasu wypasiony sprzęt nagłaśniający. Gdy rodzice wyszli, zrobił imprezkę. Nawet moje biurko wibrowało - muzyka może i nie najgorsza, ciut za ciężki metal jak dla mnie, ale o wiele za głośna. Po godzinie miałem dość, poszedłem prosić o ściszenie, ale było tak głośno że delikwent nie dosłyszał dzwonka. Po kilku nieudanych próbach otworzyłem szafkę z licznikami (mamy na korytarzu) i wykręciłem mu korki. Zapadła cisza, po kilku minutach wypadł przerażony młodzian z wizją, że właśnie spalił nieprawdopodobnie drogi wzmacniacz. Gdy mu wyjaśniłem sytuację, poczuł głównie ulgę - to nie zniszczony sprzęt! - i nawet się nie rzucał. Ale potem nie kłaniał mi się przez kilka lat...
Tetryku! Chapeau bas za koncept!...:)))
UsuńW bloku jesteśmy zdani na muzyczne gusta sąsiadów bardziej niż w mojej obecnej sytuacji. Wiem coś o tym. W bloku mieszkałem do końca ubiegłego roku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzy lubisz reggae Antoni?
Posłuchaj tego:
http://www.youtube.com/watch?v=xm1eM9G0dmU
Lubię reggae
UsuńJuż się przełączam.
Pozdrawiam