Podróbka, to chyba jedno z najczęściej
używanych słów w codziennych rozmowach rodaków
Za tak zwanych moich czasów oryginalne
jeansy „Super Riffle” były dostępne tylko w Pewexie. Kosztowały
całe, oszałamiające osiem dolarów. Dzisiaj to około dwudziestu
siedmiu złotych, ale w czasach gdy miesięcznie zarabiało się
piętnaście dolarów, był to naprawdę poważny wydatek. Był to
tez widoczny dowód na miłość rodziców do własnych dzieci. Nie
oszukujmy, w nas też drzemał materializm i to nie tylko ten
dialektyczny.
Tanie podróbki firmy Odra wywoływały
uśmiech politowania. Zresztą Odry nie miały ambicji przypominać
Riffli. Spodnie miały swoją własną markę. Ta Odra to jakaś
uniwersalna marka, ponieważ owocowa guma do żucia rodzimej
produkcji, wytwarzana była również w firmie Odra.
I tak Riffle żuły Wrigley's
Spearmint, a Odry międliły między zębami Odry. Chyba wtedy po
raz pierwszy narzekałem na gumę, że to jakaś tania podróbka,
chociaż kochający ojciec wybuzerował dziesięć dolców na
Wranglery.
A potem nastąpiła moda na podróbki.
Moda? To była eksplozja, wybuch i zalew. Za parę złotych można
było u sympatycznego Wietnamczyka kupić prawie markowe produkty, za
całkiem normalną cenę. Opowiadało się, że oryginalną czapkę
można było poznać po ilości szwów na daszku.
A przecież producent „Nibynike”
też potrafił liczyć.
Teraz podrabia się wszystko. Położyła
mnie opowieść o pomysłowych Chińczykach podrabiających kurze
jajka. Gdzie jest granica opłacalności? I kto za te pieniądze
lepi skorupki z gipsu?
O podrabianiu gorzały nie muszę nawet
wspominać, ponieważ śmiertelne ofiary tego procederu mówią same
za siebie. Ilu z nas wylało czeski rum do zlewu po informacji w
mediach?
Dzisiaj czytam, że w Polsce i w
innych krajach sprzedawane jest pochodzące ze Szwecji "wino w
proszku" z włoską nazwą Frascati i etykietką sugerującą,
że pochodzi z Italii.
Przypadek ten, uznany za wyjątkowe
oszustwo, nagłośniły włoskie media.
Alkohol w proszku?
Ileż to razy w wesołym towarzystwie,
ktoś opowiadał, że wymyślono alkohol w proszku.
Raz mieli to uczynić Amerykanie innym
razem Ruscy. Pointa była zawsze taka sama dolewasz trochę wody
nawet z kałuży i już możesz pić. Chlać na wycieczce, w
podróży, w przeciągu, na drągu.
Gorzała w proszku, marzenie wielu,
gotowa nadać sens niejednemu nijakiemu życiu.
"Dodaj tylko wodę. Wystarczy na
21 litrów, cukier nie jest potrzebny" – głosi instrukcja
obsługi torebki z garścią malutkich granulek.
Nawet do bimbru oprócz drożdży
potrzebny jest cukier, no i to czekanie, a na końcu destylacja.
Tu można zalać ryja po zamieszaniu
łyżeczką, albo po wstrząśnięciu naczyniem. Z filmów wiem, że
niektórzy preferują wstrząśnięte, nie mieszane.
Włoska stacja telewizyjna, która
pierwsza poinformowała o "winie w proszku", podała, że
jest ono sprzedawane na pewno w Polsce i w Wielkiej Brytanii, być
może jest także w innych krajach.
Tu mnożą się pytania
Dlaczego akurat w Polsce i Wielkiej
Brytanii?
Czy ma to może coś wspólnego z falą
emigracji na wyspy?
- Jak można wprowadzać na rynek
artykuły tego rodzaju? - pytał oburzona redakcja?
No właśnie jak można?
A jeżeli udało się wyprodukować
alkohol w proszku, to dlaczego nie wie o tym jeszcze Królewska
Akademia i Komitet Noblowski?. Przecież to właśnie pora na Nagrody
Nobla.
W tym roku przyznano nagrodę za
„receptory sprzężone z białkami G”.
Kiedy spytałem jednego z moich
pracowników, czy dałby Nobla za białko G nawet sprzężone
receptorem, czy gorzałę w proszku, nie miał najmniejszy
wątpliwości.
A propos oryginałów
Wczoraj obchodziliśmy dzień
zwycięstwa marketingu nad zdrowym rozsądkiem. Trzeci czwartek
listopada dzień Beaujolais Nouveau.
Znalazłem się nawet w jednym z
marketów ze szczerą chęcią nabycia jednej butelki tego
młodzieńczego, niecierpliwego wina. Kiedy zobaczyłem cenę
wybrałem inne, z własną historią dojrzewania i podobną ceną
Bo w końcu - życie jest kwestią
wyboru.
Odry były bardzo podobne do rajfli, i co najgorsze (dla dziewczęcia) nie do zdarcia
OdpowiedzUsuńDobre - "co najgorsze" :D
UsuńFakt były trwałe, przetrzymały nawet szorowanie pumeksem dla nabrania wyglądu.
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńJa bym raczej ostrzegała: Strzeż się drogich podróbek :))) Tanie da się "przełknąć" przynajmniej finansowo.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak by na to nie patrzeć na podróbki szkoda kasy.
UsuńProblem z podróbkami bierze się stąd że renomowany projektant zamawia krótką serię powiedzmy tysiąca koszulek w Chinach, a oni mają takie maszyny że robią dwadzieścia jeden tysięcy, albo sto dwadzieścia jeden tysięcy. Często oryginał i podróbka pochodzą z jednej linii
UsuńTak to dobrodzieje sami wpadają w zastawione przez siebie pułapki
Pozdrawiam
Antoni, zdjąłeś mi kamień z serca pisząc o Beaujolais Nouveau. Miałam wyrzuty sumienia z powodu niedopełnienia konsumpcji tegoż. Lubię tą tradycję listopadowego próbowania młodego wina. Ale skoro cena jest zniechęcająca to, niech Francuzi sami to piją! Ze swoim Prezydentem na czele!
OdpowiedzUsuńJa myślę że cena u nas w sklepach to nasz autorski pomysł. Na dodatek niczym nie uzasadniony.
UsuńCzytałem też coś na ten temat.
Co ciekawe największym światowym odbiorcą tego cienkiego wina jest Japonia.
Pozdrawiam
A do tych jajek, to czytałam takie komentarze,że Chińczycy niedługo mają także podrabiać wodę, zwykłą wodę, nie taką butelkowaną. Lubię wino, ale z BN mi nie po drodze, jak dla mnie za młode. Może niechęć wiąże się z błędami młodości, kiedy to domowy "jabcok" nie zdążył jeszcze dojrzeć, a już go nie było.
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to,że czasami trudno odróżnić oryginał od podróbki i właśnie za taką podróbkę słono można przepłacić . Zatem, jeśli podróbka, to nich lepiej będzie tania. "Mało dałeś , nie miej wymagań", "jaka kasa, taka klasa". Pozdrawiam, Hanula
I jak będzie poznać fałszywą wodę jak z kranu tylko ciecz popłynie bez metki nijakiej?
UsuńPozdrawiam
Nigdym jakoś w Beaujolais zagustować nie umiał, co widzę, że na zdrowie wyszło nie tylko mnie, ale i sakiewce. Podróbki są problemem starym może nie tyle jak świat, ale jak cechy co najmniej, bo od tegoż czasu się wszelkie wytworzone dobro dzieliło na to przez cechowych wytworzone, zatem podług zapewnień rzetelnie i godziwie, zatem drogo, tudzież na insze zza bram miejskich, czyli po łacinie zza porty, stąd ich autorów zwano początkiem portaczami, zasię partaczami, a ich produkta portactwem, a później partactwem. Słówko miały w intencyi cechowych znaczyć bylejakość i lichotę, co wcale nie było prawdy, choć zdarzało się, że od prawdy to dalekiem nie było... Tandem mniemam, że i dziś, ani te wszystkie psy na tandecie wieszane nie są do końca słusznie, choć z wtórej znów strony we własnej branży pokosztowawszy chińszczyzny, nic o niej dobrego powiedzieć nie umiem.
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko, nieśmiało dopytując zali ten lot ku błocku i szuwarom trwa jeszcze?
Po raz kolejny komentarz pogłębią moją wiedzę. Dziękuję
UsuńCo zaś dotyczy tej drażliwej kwestii, to w terminologii lotniczej pobrzmiewała by już komenda - przygotować podwozie do wysunięcia.
Pozdrawiam
Cześć Antoni. Baltic wodka podobno była robiona z proszku i rzeczywiście włosy dęba stawały po pięćdziesiątce, ale przed trzydziestką bo to lata osiemdziesiąte były. A kiedyś było też głośno o wysokoprocentowym alkoholu serwowanym w czopkach. Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńTo tylko opowieści ludu przy kielichu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
też lubie wiśniówkę :) to tak w temacie trunku
OdpowiedzUsuńJabłoń
I koniecznie wytrawna ratafia. Poezja
UsuńTeż :):) do tego zestawu nie specjalnie pasuje szarlotka z bitą śmietaną i lodami ale jak pamiętam też lubimy :) Może, podróby tu nie będzie, takiej w proszku na ten przykład... przynajmniej mam taką nadzieję
UsuńJabłoń
P.S. Byłeś już z żoną na mojej wystawie? Galeria jest na parterze swobodnie można tam wjechać żony pojazdem, zapraszam :)
Może rzeczywiście nie będzie szarlotki w proszku.
UsuńZ zaproszenia skorzystam tylko proszę o dwa słowa więcej.
Może i innych tam spotkamy.
Oczywiście więcej na moim blogu... obrazkowym blogu :)
UsuńPozdrawiam Ewa
Przeczytalam ten post juz wcześniej, ale jako, że była druga w nocy to postanowiłam "odlożyć" komentarz na następny , wczesniejszy wieczór, kiedy mysli nie obciążone zmeczeniem beda bardziej składne. Co do podróbek zdarzyło mi się ogladać ciuchy ( a jakże!) gdzie metka głosiła: "Made in Italy", a wewnątrz chyba przez nieuwage, gdzieś z boku przy szwie doczepiona byla druga: "made in China". Jak zapytalam panią o to ( a był to niby wloski, elegancki butik) wybrnęła z opresji tłumacząc, że: ciuchy produkowane sa we Włoszech oczywiście przez.... chińskiego producenta! :)
OdpowiedzUsuńW innym zaś butiku, bardzo drogim zresztą i nie na moja kieszeń metki na ciuchach głosiły: " Wykonano w Chinach z największa starannością" :)
No proszę, to się potwierdza. Swoją drogą moi Francuzi nie narzekają na jakość chińskich produktów, wszędzie dowiem są tak zwane półki cenowe. My otrzymujemy ten z najniższej. Pozdrawiam
UsuńA bo to jak mawiała moja teściowa "tanie mięso psy jedzą";D
OdpowiedzUsuńA ja tam czasami podróbki lubię, ale tylko czasami :-)
OdpowiedzUsuńDzisiaj własnie wspominałam czasy wczesnomłodzieżowe (czyt. przełom lat 80/90.), gdy marki nie miały dla mnie, dla nas, żadnego znaczenia. Brało się co było ;-)