A potem nastąpiła ta wizyta.
Niedzielna
wizyta, podparta pączkami od Bliklego przebiegała w miłej
atmosferze.
Ze
też chciało im się te pączki targać aż z Warszawy?
Karkówka
dopiekła się koncertowo i ja nie musiałem wstydzić się swojej
firmy.
Zrobiłem
mały spacer po okolicy, prezentując już znajomym to wspaniałe
bogactwo łąk pół i lasów, przez które wije się wstążka mojej
rzeki. Jest takie miejsce za domem skąd roztacza się taki widok. W
tym obrazie zakochałem się jakiś czas temu, bez pamięci.
I
obserwowałem jak oni ulegają temu urokowi chłonąc kolorowe
obrazy, jeden za drugim.
Przy
zielonej herbacie ustaliliśmy warunki i terminy sprzedaży.
Nie
biliśmy się po rękach zbijając cenę niczym koniarze na targu w
Krościenku. Doszliśmy jednak do porozumienia
A
więc jednak.
Dom
idzie w inne, mam nadzieję że godne ręce.
Nie
miałem odwagi tłumaczyć że wszystko jest tu takie piękne i
akuratne. Jeżeli ktoś ma świadomość, że pobyt w domu na wsi to
nie tylko grillowanie karkówki i picie wina na tarasie, ale ciężka
praca wokół, to połowa sukcesu.
Jeżeli
towarzyszy temu świadomość, że oprócz gorących lipców,
pachnących sierpni są również pełne pluchy listopady i byle
jakie marce, to uzupełnia tę pierwsza połowę.
Nowi
znajomi deklarują tę świadomość.
To
wybornie.
W
planie wobec domu na wsi, pozostało już tylko pakowanie.
Pozostawiamy
większość mebli i wyposażenia. Założyliśmy, że zabieramy
tylko emocjonalne pamiątki. Nie przypuszczałem jednak wypowiadając
te słowa, że każda z rzeczy znajdujących się w domu budzi w nas
tyle wspomnień i emocji. Każdy kubek, figurka Frasobliwego, czy
świecznik wywołują ciągle żywe wspomnienia.
Jest
lżej ponieważ przechodzimy przez to razem.
Trzeba
się spieszyć, wyznaczono już bowiem termin wizyty u notariusza.
Czy
przyjdzie mi kiedyś żałować tej decyzji?
Już
jej żałuję, ale życie to ciągły żal za czym co odchodzi w
przeszłość.
W Biblii napisano, że kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym...
Z pewnością i mój dom z jego kamienną podmurówką, chociaż nie odrzucony a ukochany, stanie się podwaliną czegoś innego.
W Biblii napisano, że kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym...
Z pewnością i mój dom z jego kamienną podmurówką, chociaż nie odrzucony a ukochany, stanie się podwaliną czegoś innego.
Z punktu widzenia właścicieli nowych, jeśli postawiłeś kamień pod fundament ich tam nowego szczęścia, to sobie to tylko za powód do chwały liczyć powinieneś... Jeśli zaś Tobie się zamysł pofortunni wtóry, któremu ta cała zabawa ma służyć, to i powód do chwały jeszcze większej, a i żalu niemało ubędzie... Za co, rad niepomiernie, bym chciał przepić jak najrychlej:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
I moje to marzenie i mam nadzieję opić to jak najszybciej
UsuńPozdrawiam serdecznie
Tu nie trza słów. Tu chciałoby się tylko przytulić, oboje.
OdpowiedzUsuńTak, mam nadzieję że spełniły się modły w zakresie następców. Pozdrawiam
Usuńnawet sobie nie wyobrażam co czujecie, skoro nawet mnie szkoda tego Waszego domu a znam go wyłącznie z Twych opowieści.
OdpowiedzUsuńTylko świat tak gna do przodu, że niewiele czasu na żal pozostaje. Wszystko w biegu
UsuńPozdrawiam
ciężko jest jak widzę, ale decyzja podjęta i pozostaje życzyć aby nowi właściciele tak kochali ten dom jak Wy.
OdpowiedzUsuńNigdy nie sprzedawałam domu ale podobne uczucia mam gdy rozstaję się z jakimś przedmiotem "udomowionym" i oswojonym po mojemu. Może to być nawet stary garnek lub foremka do ciasta. Mówię wtedy, żeby się nie martwiły, że idą na "emeryturę" i przechowuję je czas jakiś w piwnicy...
OdpowiedzUsuńWięc rozumiem Twoje, Antoni, uczucia choć ich skala jest nieporównywalna. W końcu to dom, a nie jakiś garnek.
.../a czas do przodu mknie/doskonale obojętny, a nasze uczucia i rozterki to tylko /zatrzymany w biegu kadr/ na chwilę zatrzymany. Nie wiem dlaczego ta piosenka przyszła mi do głowy przy czytaniu. Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńUtrzymanie takiego wiejskiego domu to spory wysiłek i wiele pracy, a nie same przyjemności.
OdpowiedzUsuńAle jeżeli ktoś to lubi i wykazuje świadomość całości inwestycji, to sprzedajecie w dobre ręce.
Napisz koniecznie, jak poszło u notariusza!
Jak po nocy przychodzi dzień,
OdpowiedzUsuńa po burzy spokój... tak mi się jakoś zanuciło...Teraz kolej na ponowne wzbicie się i szybowanie...Pozdrawiam,Hanula
PS Żadnych tam międzylądowań,pikowania czy nie daj Bóg kapotażu :)
Coś się musi skończyć, żeby coś się zacząć mogło. Najważniejsze, ze czujesz, że dom w dobre ręce poszedł.
OdpowiedzUsuńTu (u-nasz-w-swrowku.blog.onet.pl). Ja bym tak nie mógł. Ale ja nie mogę się zdecydować nawet na wyrzucenie starego długopisu, bo we wszystkim jest mój czas zaklęty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
I ja uleglam temu nastrojowi, ale zycie to ciagly ruch... Nadejdzie nowe... Moze jeszcze lepsze?
OdpowiedzUsuńMoże kupisz inny, bliżej...? wiele Twoich postów było o tym domu.
OdpowiedzUsuńJabłoń