15 lipca 2014

Droga którą idę

Droga, którą idę jest jak pierwszy własny wiersz,
Uczę się dopiero widzieć świat jaki jest.
Kto tego nie nucił w okresie szczytowej popularności Czerwonych Gitar ?
I co ?
I wiele się zmieniło od tego czasu. Wiersz już u mnie nie pierwszy a przyjdzie czas, że będzie ostatni.
Świat poznałem chociaż cały czas mnie zaskakuje. Sam wyznaję też zasadę, że jaki świat jest każdy widzi.
I chociaż przestałem być młodym pięknym i gniewnym, a w myśl cytowanego już wielokrotnie powiedzenia Jonasza Kofty, jestem raczej starym wkur ...onym, to jedno pozostaje niezmienne - korzystam z drogi.
Napisałem korzystam, bo z wiekiem coraz częściej nią jadę niż idę.
W czasie mojej ostatniej wielkiej transformacji, zamieniłem wygodne miejskie chodniki i asfalty ulic na sielsko - wiejski krajobraz.
Z asfaltowej drogi biegnącej przez wieś zboczyć trzeba na gminą, błotnistą po deszczu, pylącą w skwar, upstrzoną dziurami w których można przy odrobinie pecha zostawić zawieszenie.
Reprezentuje myślenie pozytywne dlatego bażanty i zające ganiające od światu po tej naturalnej nawierzchni, rekompensowały mi niedogodności komunikacyjne.
Innego zdana była moja Ślubna Małżonka, dla której dziury w drodze były skuteczną blokadą życia.
A tu by dusza chciała do ludzi. Bratać się, bratać z mieszkańcami niczym gombrowiczowski Miętus. Oczywiście bez przesady, bo żadne z nas nie zamierza brać w gębę.
Kierujący transportem sanitarnym narzekali na zużycie sprzętu, a lekarze, pielęgniarki i wszelkiej maści fachowcy doliczali sobie instynktownie za utrudnienia.
Pisaliśmy prośby, dokładali załączniki, bo nawet ksiądz proboszcz obiecał, że swoje dopisze.
Nie skorzystaliśmy jednak z tej propozycji, mając na uwadze świecki charakter państwa. Pisma w końcu adresowaliśmy do Gminy.
Pisma chwytające za serce i mające rozluźnić żelazny uchwyt jakim urzędnicy trzymają gminny budżet. Odpowiedź zawsze ta sama – brak środków w budżecie.
Ostatnio zazdrosnym okiem obserwowaliśmy jak wzdłuż głównej drogi robotnicy układają kostkę. 


- Jednym wszystko, innym nic – zdawało się, że mówią do siebie mieszańcy ulicy.
Aż tu nagle w piątek wieczorem, kiedy miałem otworzyć tradycyjną butelkę wina, pojawiła się maszyna do układania nawierzchni. Za nią ciężarówki ze żwirem i bus z robotnikami. W godzinę ułożyli i utwardzili nawierzchnię. Dwa osiemdziesiąt szerokości i dwieście metrów długości.
Szczęki opadły nam bardziej niż po pavulonie, ale jak po pavulonie nie mogliśmy wydobyć z siebie głosu.
- To do poniedziałku – powiedzieli na odchodnym operatorzy maszyn drogowych.
W sobotę i niedzielę podchodziliśmy do miejsca w którym parkował sprzęt. Wszystko się zgadza, maszyny stoją jak stały.
Nikt nie mówił za wiele by nie zapeszyć. Ileż to już razy na posypaniu drogi żwirem się skończyło?
W poniedziałek z samego rana, jak codziennie udałem się do pracy, wyklinając jednak na brak możliwości wzięcia urlopu na życzenie. Wróciłem z niej po świeżej i jeszcze ciepłej bitumicznej nawierzchni.
Tylko ostatnie dwadzieścia metrów przejechałem drogą utwardzoną jedynie, ale to moja prywatna droga i w związku z nią nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych oczekiwań wobec Gminy. Ją zaś staram się utrzymać w dobrym stanie technicznym.
A gdyby tak tę swoją drogę nazwać jakoś?
Jakoś tak inaczej jechało po nowej nawierzchni. Auto nie jęczało i niepotrzebne już były wyrobione naprędce umiejętności lawirowania pomiędzy dziurami.
Zaraz po obiedzie zmotywowałem żonę do spaceru.
Nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł. Z końca w koniec spacerowali ludzie a obok jeździły na rowerach małe dzieci. A i starsi popylali niby przypadkiem i za potrzebą.
Tylko koty unikały jakoś ciepłej jeszcze nawierzchni. Pewnie próbując wcześniej przygrzały łapy.




Czysto, równo i tak nieprawdopodobnie lekko. Aż dusza rośnie.
Cieszyliśmy się tą nowością zanim krowy obłaskawią sobie nowy trakt do stajni, na swój własny krowi sposób.
Przez chwilę czuliśmy się jak na deptaku w Szczawnicy czy Krynicy. I tylko pijalni z wodą brakowało dla zdrowia. Za to sąsiad cały czas proponował by wypić za zdrowie drogi. Może to i pomysł, w końcu okowita ma swój początek w łacińskim określeniu woda życia (aqua vitae).
Nie skorzystałem jednak, bo w tygodniu nigdy nie kuszę losu. Sam jestem kierowcą swego samochodu.
Kiedy wróciliśmy do domu, pozostało tylko zebrać ogórki które zaczynają dojrzewać na potęgę. 


Trochę papierówek podarowaliśmy sąsiadom, nasze starsze dzieci wzięły cukinię, a na parapecie doszły już pierwsze brzoskwinie ze złamanego drzewa.
Jednym słowem jak to na wsi.

21 komentarzy:

  1. Zazdroszczę trochę, bo u nas właśnie wykopki pod kanalizacje sie zaczęły na sąsiedniej drodze. Niebawem wejdą na naszą droge i zacznie sie "sajgon" Oby dało się w ogóle z domu wyjechać....jak robili wodociąg to 2 tygodnie po zakupy 3 km chodziliśmy albo taszczyliśmy siatami z Warszawy, pociągiem:) Ale rzeczywiście bażanty, zające, bociany i świergolące na okrągło ptaszki rekompensują niedogodności mieszkania na wsi. A ta kawa na tarasie w pogodny sobotni poranek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak , ale do tego się dorasta albo dojrzewa.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. ale jakie tempo, gdybyś tak wyjechał na weekend i wrócił w poniedziałek to dopiero byłoby zaskoczenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teściowa jest na urlopie.
      To się zdziwi po powrocie
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Znam to aż za dobrze. Piszesz, prosisz, czekasz, klniesz (po cichu), tracisz nadzieję ... aż tu nagle dnia pewnego, najczęściej z rana, się realizuje Twoje pragnienie. A nazwę koniecznie dać trzeba, my nazywamy wszystkie ścieżki, szlaki, drogi ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mojej gorczańskiej wsi miałem tabliczkę z nazwą - ul. Partyzantów.
      Według informacji miejscowych zgodną z prawdą

      Usuń
  4. Gdzieś tam po drodze ktoś kiedyś był rzekł: proście a będzie wam dane; nie znacie dnia a ni godziny kiedy prośby wasze będą wysłuchane. Powyższy przykład jest dowodem na to, że jednak wieki temu, ten kto to powiedział, nie robił ludzi w balona. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę dodawać boskich właściwości urzędnikom z Gminy, ale stało się

      Usuń
  5. Gratulacje, ciekawe, co sprawiło ten cud?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zmęczenie urzędniczego materiału
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. W drogę! Żegnajcie, chłopcy!
    W drogę! Już na mnie czas!
    Dokąd poniosą oczy ...
    W drogę!
    W drogę! Z bagażem zdarzeń,
    Chociaż w kieszeni wiatr.
    Może wspomnicie czasem.
    Może ...
    Cześć Antoni, trochę pesymistycznie brzmią te słowa koło sześćdziesiątki, a kiedyś były takie fajne haha .Pozdro JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga jest ważna proszę bardzo jaka ta gmina grzeczna się okazała a i wy ile mieliście cierpliwości do gminy. :)
    Cukinia i ogórasy i u mnie obrodziły latoś. :) Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomidory zaś już się zapowiadają. Były by wcześniej ale wyznaję zasadę Zimnej Zośki
      sadzę po 15 maja
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Vulpian de Noulancourt15 lipca, 2014 21:15

    A mówią, że w Polsce źle.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Zadziwiające tempo.
    Bardzo optymistyczne kreślisz obrazy Antoni, a to może być źle odbierane w niektórych kręgach. Vulpian ma rację.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tam, dla mnie szklanka jest w połowie pełna, a polityka mnie nie interesuje.
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Klik dobry:)
    No, proszę, jaką radość, w XXI wieku, może dać 200 metrów drogi.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Taką drogę to wypada świętować! Szczególnie z uwagi na Twoją żonę to wielce ważne udogodnienie. Gratulacje, że się Wam udało sprowadzić urzędy na dobrą drogę! :))
    Cieszę się czytając tego posta i uśmiecham.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń