Ktoś
widział jak kowal podkuwa
konie? Wszyscy?
Nim
odbyłem wizytę
z klasą do kuźni, najpierw wyobraźnię
do białego rozpalił
mi Elementarz A. Falskiego gdzie opis kucia się
znajduje. Opis krótki, ale rysunek dokładny.
Zderzenie
z rzeczywistością
pokazało, że
w życiu znacznie więcej
jest barw szarych, bo i sama kuźnia
była mocno zakurzona, a
asystujący kowalowi
właściciel
konia mocno w trakcie obsadzania podków wyklinał na konia.
Taka by była moja wiedza
w tym temacie gdyby nie to, że
kiedyś tam kupiłem
dom w Gorcach i miałem
okazję poznać to co wiejskie tradycyjne i zamierające..
A
więc byłem (w towarzystwie właściciela
) z krową u byka i to w
dobie powszechnej sztucznej inseminacji.
Odwiedziłem
kowala by wykuł mi zawiasy do starych drzwi i kołodzieja by
zamówić drewniane koło do wozu. Brałem mąkę z otrębami wprost
od młynarza, a jeszcze ciepła gorzałkę od znajomego ze wsi
Odwiedziłem pustelnika mieszkającego
wśród gorczańskich lasów i widziałem chyba ostatniego cyrulika
który w niedzielne południe po kościele, rwał zęby w cieniu
lipy.
Z
pewnością wesołe było życie kowala skoro naród wyśpiewywał o
nim że
„Kowal
kuje, popierduje, a kowalka groch gotuje.”
Poza
tym to zawód dający prestiż i szacunek we wsi nie mniejszy niż
wspomniany już młynarz, a może nawet większy. Powszechnie bowiem
było wiadomo, że jak taki robiący ciężkim młotem na co dzień
przywali w ryja, to adresat ciosu nie ma prawa już się podnieść.
Mijały
lata, technika do spółki z informatyką pokazała na co ją stać i
tradycyjne zawody zaczęły odchodzić w mroki niepamięci.
Na
co fachowcy gdy wszystko wydrukuje nam drukarka 3D ?
Młodzi
też przestali się garnąć do zawodu, bo przecież najlepszą
sylwetkę wyrzeźbisz na siłowni wspomagając się białkowymi
odżywkami.
Kto
byt tak chciał ciągłej roboty, a w uszach kołacze się jeszcze
piosenka zespołu „Dwa plus Jeden”
U
kowala czarna robota
u kowala młode czerwienie
u kowala rzadko sobota, płomienie
U kowala czarna robota
u kowala wielka tęsknota
u kowala młotów rozmowa i gwar
u kowala żar
u kowala młode czerwienie
u kowala rzadko sobota, płomienie
U kowala czarna robota
u kowala wielka tęsknota
u kowala młotów rozmowa i gwar
u kowala żar
Swoją
drogą zauważyłem, że dwa plus jeden to trzy, a biorąc pod uwagę
mieszany charakter zespołu można by śmiało powiedzieć - Oni
stanowili pierwsze „Ich troje”
Wracając
jednak do sedna.
Wczoraj
na ulicy zauważyłem taki oto samochód
A
więc jednak wszystko w porządku. O kowala po prostu upomniała się
nowoczesność i teraz to nie koń do wozu a wóz do konia podjeżdża
i zakłada nowe buty.
Tylko
mi trochę smutno tych iskier rozpryskujących się dokoła w czasie
gdy wielki kowalski młot uderza w rozpalony kawałek żelaza.
Parafrazując
klasyka ( klasyczkę ), czy rzeczywiście
Dziś
prawdziwych kowali już nie ma
Bo
czy warto w kowadło się tłuc
Chińską
kupisz podkowę z allegro
Zamiast
kurzu co wpadał do płuc
Dawne
życie poszło w dal,
dziś na zimę ciepły szal,
tylko koni, tylko koni, tylko koni, tylko koni żal.
dziś na zimę ciepły szal,
tylko koni, tylko koni, tylko koni, tylko koni żal.
Nie konie mają się
dobrze jak widać na załączonym zdjęciu.
To
nas żal najbardziej, bo technika zabrała nam cepeliowskie widoczki.
Widziałem kuźnię i podkuwanie konia. Pamiętam to dokładnie, chociaż byłem wtedy małym chłopcem. Interesowało mnie, czy "konia nie boli", dlaczego wszyscy panowie palą (w mojej rodzinie nikt nie palił) i co znaczą zagadkowe słowa, które wszyscy co chwila powtarzali.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
mnie też przerażało, że konia boli, bo kowal obcinał kopyto, piłował itd
Usuńmusiałam czasem nosić do ostrzenia różne narzędzia, stąd moje obserwacje u kowala
Jak widać wszyscy mieliśmy podobne odczucia
UsuńPozdrawiam
A mnie to żal krów i byków. Niby "razem a jednak osobno" jak w piosence Ich Troje ha ha ha, Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńNo tak. Takie dozowanie bliskości jest nieludzkie
UsuńPozdrawiam
Taka mała nostalgia zajrzała do mojego serca...
OdpowiedzUsuńTylu swojskich obrazków już nie mam szansy zobaczyć, tyle zawodów zastąpiła technika ...
Troszkę smutno za nimi a z drugiej strony, kiedyś rzeczywiście ludzie potrzebowali dużo siły i energii aby pracować własnymi rękoma a dziś z maszynami, nowymi narzędziami jest po prostu łatwiej.
Pod warunkiem że się nie zawiesi Windows.
UsuńPozdrawiam
Pamiętam jak dziadek podkuwał swoją ukochaną Wandę :). Pilnował bardzo jej pyska, bo gryzła i kopała wszystkich, oprócz dziadka, nikogo nie akceptowała, nawet babcia musiała ostrożnie dawać obroku, gdy dziadek wyjechał na trochę. Wielka to była miłość człowieka i konia. Kowali i ogień w kuźni pamiętam, bałam się czy konia nie boli, ale sobie wytłumaczyłam że gdyby bolało to by kulał prawda? :))
OdpowiedzUsuńPrawda. To logiczne.
UsuńWidziałem takie konie co akceptowały tylko swojego gospodarza.
Pozdrawiam
Znaczy że co, podkuwa się dziś konie czy juz nie, bo się pogubiłam. Jeśli jednak tak i kowal przyjeżdża do konia, to gdzie kowalski młot? To ta drukarka, o ktorej wspomniałeś?
OdpowiedzUsuńPrzyjeżdża z gotowymi podkowami. Pewnie jest kilka rozmiarów jak buty i gotowe
UsuńPozdrawiam
Tak, młodszym moim kolegom i koleżankom przez tą technikę, która zabiera im wyobraźnie prowadzi do czynienie nie raz bardzo głupich pomysłów. Jeszcze ja pamiętam, jak mój dziadek kose klepał, dziś kosiarka i jazda... Nie ma już rytmicznych precyzyjnych ruchów kosą, która czasem na kamień trafiła.
OdpowiedzUsuńOczywiście takie koszenie było najlepsze " po rosie" jak mówił mój dziadek
UsuńPozdrawiam
Mój teść był kowalem.Na początku lat 70-tych porzucił jednak kowalstwo i poszedł do pracy w spółdzielczym zakładzie usługowym. Kuźnia stała bezużyteczna, ale ze wszystkimi sprzętami. Czasem tylko wykonywał w niej dobne usługi, w tym podkuwanie koni. Trudne to zadanie. Konie bardzo niespokojne więc i zajęcie dość niebezpieczne. W 1975 r. wygrałem na losowaniu książeczek oszczędnościowych samochód Syrena i wtedy w owej kużni zrobiliśmy dla niej garaż. Miech, kowadło, akcesoria kowalskie i wszechobecny czarny pył musiały jednak tam pozostać, dopóki żył kowal. Długo jeszcze w określeniu tego budynku używaliśmy pojęcia kuźnia, a nie garaż
OdpowiedzUsuńTak wygrała technika. A swoją drogą mnie pozostała tak naleciałość po gorczańskiej wsi, że często na spiżarnię mówię spichlerz.
UsuńPozdrawiam
Moda, wielce wdzięcznie moim sercem witana, na jeździectwo wróciła i się ugruntowywuje, to i stajnie rosną jak grzyby po deszcze, a i za niemi przybywa wszelkich podkuwaczy, doktorów "nieludzkich" et caetera, et caetera... Opiłowywać kopyta to już i nawet Wachmistrzówna potrafi, a w stajni gdze koni kilkanaście i właścicieli nie mniej, zazwyczaj jest już ktoś na tyle spraktykowany w podkuwaniu, że radzą sobie i bez podkuwaczy, co najwyżej z jaką bratnią pomocą wzajemną i skrzynią z kilkoma rozmiarami podków. I za czasów naszej młodości nie śniło się chyba nikomu o butach dla koni, zamiast podków, a dziś to już niemal codzienność, choć cholernie kosztowna...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Podkuwanie konia widziałam bardzo dawno, podpiłowywanie kopyt też wydawało mi się dziwne i też myślałam, że to wszystko konia boli. A dozowanie bliskości też wydaje się jakoś takie nieludzkie... a i ludzkie jednocześnie, bo to przecież nasz pomysł.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
Ostatni kowal w naszym miasteczku zmarł dawno temu... a i koni jakby mniej...
OdpowiedzUsuń