Droga, którą idę jest jak pierwszy
własny wiersz,
Uczę się dopiero widzieć świat jaki jest.
Kto tego nie nucił w okresie szczytowej popularności Czerwonych Gitar ?
Uczę się dopiero widzieć świat jaki jest.
Kto tego nie nucił w okresie szczytowej popularności Czerwonych Gitar ?
I co ?
I wiele się zmieniło od tego czasu.
Wiersz już u mnie nie pierwszy a przyjdzie czas, że będzie
ostatni.
Świat poznałem chociaż cały czas
mnie zaskakuje. Sam wyznaję też zasadę, że jaki świat jest
każdy widzi.
I chociaż przestałem być młodym
pięknym i gniewnym, a w myśl cytowanego już wielokrotnie
powiedzenia Jonasza Kofty, jestem raczej starym wkur ...onym, to
jedno pozostaje niezmienne - korzystam z drogi.
Napisałem korzystam, bo z wiekiem
coraz częściej nią jadę niż idę.
W czasie mojej ostatniej wielkiej
transformacji, zamieniłem wygodne miejskie chodniki i asfalty ulic
na sielsko - wiejski krajobraz.
Z asfaltowej drogi biegnącej przez
wieś zboczyć trzeba na gminą, błotnistą po deszczu, pylącą w
skwar, upstrzoną dziurami w których można przy odrobinie pecha
zostawić zawieszenie.
Reprezentuje myślenie pozytywne
dlatego bażanty i zające ganiające od światu po tej naturalnej
nawierzchni, rekompensowały mi niedogodności komunikacyjne.
Innego zdana była moja Ślubna
Małżonka, dla której dziury w drodze były skuteczną blokadą
życia.
A tu by dusza chciała do ludzi.
Bratać się, bratać z mieszkańcami niczym gombrowiczowski
Miętus. Oczywiście bez przesady, bo żadne z nas nie zamierza brać
w gębę.
Kierujący transportem sanitarnym
narzekali na zużycie sprzętu, a lekarze, pielęgniarki i wszelkiej
maści fachowcy doliczali sobie instynktownie za utrudnienia.
Pisaliśmy prośby, dokładali
załączniki, bo nawet ksiądz proboszcz obiecał, że swoje dopisze.
Nie skorzystaliśmy jednak z tej
propozycji, mając na uwadze świecki charakter państwa. Pisma w
końcu adresowaliśmy do Gminy.
Pisma chwytające za serce i mające
rozluźnić żelazny uchwyt jakim urzędnicy trzymają gminny budżet.
Odpowiedź zawsze ta sama – brak środków w budżecie.
Ostatnio zazdrosnym okiem
obserwowaliśmy jak wzdłuż głównej drogi robotnicy układają
kostkę.
- Jednym wszystko, innym nic –
zdawało się, że mówią do siebie mieszańcy ulicy.
Aż tu nagle w piątek wieczorem, kiedy
miałem otworzyć tradycyjną butelkę wina, pojawiła się maszyna
do układania nawierzchni. Za nią ciężarówki ze żwirem i bus z
robotnikami. W godzinę ułożyli i utwardzili nawierzchnię. Dwa
osiemdziesiąt szerokości i dwieście metrów długości.
Szczęki opadły nam bardziej niż po
pavulonie, ale jak po pavulonie nie mogliśmy wydobyć z siebie
głosu.
- To do poniedziałku – powiedzieli
na odchodnym operatorzy maszyn drogowych.
W sobotę i niedzielę podchodziliśmy
do miejsca w którym parkował sprzęt. Wszystko się zgadza, maszyny
stoją jak stały.
Nikt nie mówił za wiele by nie
zapeszyć. Ileż to już razy na posypaniu drogi żwirem się
skończyło?
W poniedziałek z samego rana, jak
codziennie udałem się do pracy, wyklinając jednak na brak
możliwości wzięcia urlopu na życzenie. Wróciłem z niej po
świeżej i jeszcze ciepłej bitumicznej nawierzchni.
Tylko ostatnie dwadzieścia metrów
przejechałem drogą utwardzoną jedynie, ale to moja prywatna droga
i w związku z nią nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych
oczekiwań wobec Gminy. Ją zaś staram się utrzymać w dobrym
stanie technicznym.
A gdyby tak tę swoją drogę nazwać
jakoś?
Jakoś tak inaczej jechało po nowej
nawierzchni. Auto nie jęczało i niepotrzebne już były wyrobione
naprędce umiejętności lawirowania pomiędzy dziurami.
Zaraz po obiedzie zmotywowałem żonę
do spaceru.
Nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł.
Z końca w koniec spacerowali ludzie a obok jeździły na rowerach
małe dzieci. A i starsi popylali niby przypadkiem i za potrzebą.
Tylko koty unikały jakoś ciepłej
jeszcze nawierzchni. Pewnie próbując wcześniej przygrzały łapy.
Czysto, równo i tak nieprawdopodobnie
lekko. Aż dusza rośnie.
Cieszyliśmy się tą nowością zanim
krowy obłaskawią sobie nowy trakt do stajni, na swój własny krowi
sposób.
Przez chwilę czuliśmy się jak na
deptaku w Szczawnicy czy Krynicy. I tylko pijalni z wodą brakowało
dla zdrowia. Za to sąsiad cały czas proponował by wypić za
zdrowie drogi. Może to i pomysł, w końcu okowita ma swój
początek w łacińskim określeniu woda życia (aqua vitae).
Nie skorzystałem jednak, bo w tygodniu
nigdy nie kuszę losu. Sam jestem kierowcą swego samochodu.
Kiedy wróciliśmy do domu, pozostało
tylko zebrać ogórki które zaczynają dojrzewać na potęgę.
Trochę papierówek podarowaliśmy
sąsiadom, nasze starsze dzieci wzięły cukinię, a na parapecie
doszły już pierwsze brzoskwinie ze złamanego drzewa.
Jednym słowem jak to na wsi.
Zazdroszczę trochę, bo u nas właśnie wykopki pod kanalizacje sie zaczęły na sąsiedniej drodze. Niebawem wejdą na naszą droge i zacznie sie "sajgon" Oby dało się w ogóle z domu wyjechać....jak robili wodociąg to 2 tygodnie po zakupy 3 km chodziliśmy albo taszczyliśmy siatami z Warszawy, pociągiem:) Ale rzeczywiście bażanty, zające, bociany i świergolące na okrągło ptaszki rekompensują niedogodności mieszkania na wsi. A ta kawa na tarasie w pogodny sobotni poranek!
OdpowiedzUsuńTak , ale do tego się dorasta albo dojrzewa.
UsuńPozdrawiam
ale jakie tempo, gdybyś tak wyjechał na weekend i wrócił w poniedziałek to dopiero byłoby zaskoczenie
OdpowiedzUsuńTeściowa jest na urlopie.
UsuńTo się zdziwi po powrocie
Pozdrawiam
Znam to aż za dobrze. Piszesz, prosisz, czekasz, klniesz (po cichu), tracisz nadzieję ... aż tu nagle dnia pewnego, najczęściej z rana, się realizuje Twoje pragnienie. A nazwę koniecznie dać trzeba, my nazywamy wszystkie ścieżki, szlaki, drogi ...
OdpowiedzUsuńNa mojej gorczańskiej wsi miałem tabliczkę z nazwą - ul. Partyzantów.
UsuńWedług informacji miejscowych zgodną z prawdą
Gdzieś tam po drodze ktoś kiedyś był rzekł: proście a będzie wam dane; nie znacie dnia a ni godziny kiedy prośby wasze będą wysłuchane. Powyższy przykład jest dowodem na to, że jednak wieki temu, ten kto to powiedział, nie robił ludzi w balona. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie chcę dodawać boskich właściwości urzędnikom z Gminy, ale stało się
UsuńGratulacje, ciekawe, co sprawiło ten cud?
OdpowiedzUsuńMoże zmęczenie urzędniczego materiału
UsuńPozdrawiam
W drogę! Żegnajcie, chłopcy!
OdpowiedzUsuńW drogę! Już na mnie czas!
Dokąd poniosą oczy ...
W drogę!
W drogę! Z bagażem zdarzeń,
Chociaż w kieszeni wiatr.
Może wspomnicie czasem.
Może ...
Cześć Antoni, trochę pesymistycznie brzmią te słowa koło sześćdziesiątki, a kiedyś były takie fajne haha .Pozdro JerryW_54
Rzeczywiście, teraz brzmi inaczej
UsuńPozdrawiam
Droga jest ważna proszę bardzo jaka ta gmina grzeczna się okazała a i wy ile mieliście cierpliwości do gminy. :)
OdpowiedzUsuńCukinia i ogórasy i u mnie obrodziły latoś. :) Pozdrawiam ciepło.
Pomidory zaś już się zapowiadają. Były by wcześniej ale wyznaję zasadę Zimnej Zośki
Usuńsadzę po 15 maja
Pozdrawiam
A mówią, że w Polsce źle.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Od poniedziałku nawet fantastycznie
UsuńPozdrawiam
Zadziwiające tempo.
OdpowiedzUsuńBardzo optymistyczne kreślisz obrazy Antoni, a to może być źle odbierane w niektórych kręgach. Vulpian ma rację.
Pozdrawiam
Co tam, dla mnie szklanka jest w połowie pełna, a polityka mnie nie interesuje.
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNo, proszę, jaką radość, w XXI wieku, może dać 200 metrów drogi.
Pozdrawiam serdecznie.
Najbardziej smakują proste radości
UsuńPozdrawiam
Taką drogę to wypada świętować! Szczególnie z uwagi na Twoją żonę to wielce ważne udogodnienie. Gratulacje, że się Wam udało sprowadzić urzędy na dobrą drogę! :))
OdpowiedzUsuńCieszę się czytając tego posta i uśmiecham.
Pozdrowienia