Weekend.
Kolejny weekend, więc skąd te
zachwyty? Z szybkich wyliczeń wynika mi, że przeżyłem tych
weekendów już ponad dwa tysiące dziewięćset. To sporo, a
niezmiennie cieszę się jak dziecko za każdym razem gdy on
nadchodzi. Czymże wyróżniał się ten od tych innych, pozostałych?
No cóż był od taki dwoisty. Z jednaj
strony … tu zaciągnę litościwą dla siebie kurtynę milczenia, a
z drugiej strony praca w ogrodzie. Zadziwiające, że mogłem
pracować w samym T-shircie a i tak było mi ciepło. Nawet
namalowany na piersiach Jimi Hendrix też się dziwił.
Wszyscy się dziwili.
Teściowa zadziwiła się, że forsycje
tak intensywnie kwitną a przecież do tej pory, w czasie jej imienin
nic takiego nie miało miejsca. Szybko jej to wytłumaczyłem, że
dobry Pan Bóg wynagradza jej to, że nie zmieści się w kolejce do
beatyfikacji.
Żona zaś dziwi się, a może tylko
cieszy z kwitnącej jak ogłupiała moreli. Jest szansa na pierwsze w
jej historii owoce (oczywiście w historii drzewa a nie żony). Pod
warunkiem oczywiście, że jakiś zaplątany przymrozek nie
pokrzyżuje naszych marzeń.
Jakoś naiwnie i z zaufaniem dla wiosny
wsadziłem bratki do donic na tarasie i krzaczki lawendy wprost do
ziemi pod oknem w kuchni. Niech się hartują. Co to jednak za
hartowanie gdy na słupku 22 stopnie na plusie ?
Od rana zabrałem się na poważnie za
kończenie konstrukcji pod winogron. Szast prast, nie minęło osiem
godzin i konstrukcja już stała. Do pełni szczęścia brakło mi
jakieś 200 ml drewnochronu by pracę zakończyć. Żeby się jednak
dorwać do ciesielskich prac konstrukcyjnych, musiałem wywieść z
tego miejsca pięć taczek pełnych wszelkiej maści gruzu. Dobrze,
że litościwy sąsiad zgodził się żeby wyładować to przy jego
kupie gruzu, co oszczędziło mi czasu i pieniędzy.
Pewnie będę musiał z nim wypić.
Po robocie i spóźnionym obiedzie
zapadłem się w miękkie poduchy fotela z których po pewnym
czasie trudno mi było się wydostać, a i tak trzeba było, bo
sąsiedzi od kota wpadli na herbatkę. Pojawili się w komplecie, w
towarzystwie dwojga swoich dzieci i dwojga kotów. Jeden prawie nasz,
był bardzo zdziwiony obecnością innego kota na swoim w końcu
terenie. Tylko przez zwykłą przyzwoitość kota nie natargała
tej drugiej tyłka. Mina jednak świadczyła, że dla niej nie jest
to zwykłą i przyjemna sąsiedzka wizyta.
W niedzielę czułem w kościach
zmaganie się z gruzem i pracę na drabinie z wyciągniętymi rękami.
Mięśnie bolały mnie tak jakbym właśnie doświadczał jakiegoś
zmasowanego ataku grypy. Tylko poczucie obowiązku zwlokło mnie z
łóżka i wpędziło pod prysznic. Szybko jednak niebo zasnuło się
i zaczęło padać.
Deszcz pokrzyżował moje plany
malarskie i tak konstrukcja musi czekać na lepsza pogodę lub mój
wolny czas. Pewnie to będzie następny weekend. A ja tak nie lubię
zaczynać i nie kończyć.
Z braku innych terminowych prac
uporządkowałem komputer. Potem zacząłem przygotowywać stół.
W południe odbyła się wizyta i
niedzielny obiad dedykowany babci, w związku z jej imieninami. Babci
moich dzieci oczywiście, ja obchodziłem imieniny teściowej.
Było miło.
Wieczorkiem, już całkiem na spokojnie
obejrzeliśmy „Iluzję”. Całkiem świeża rzecz, wpisała się w
czas i miejsce naszego oglądania. Osłodziło to nasz zawód
kinomana z poprzedniej niedzieli.
moja sąsiadka twierdzi, że obfita w owoce i warzywa jesień oraz nadzwyczaj ciepła i łagodna zima przechodząca w lato oznaczają jedno - będzie wojna!
OdpowiedzUsuńloboga;))))))
Ty nam tu Klarko katastroficznych wizji nie serwuj:-))).
UsuńMoja ś.p. babcia przeżyła wojny: japońską, pierwszą światową, bolszewicką, drugą światową i rewolucje: 1905, lutową i październikową. Pewnie dlatego dosłownie wszystko było dla niej zwiastunem wojny. Sroga zima? Bo wojna będzie. Ciepła. Oj, to zły znak - ani chyba wojna za pasem. Krowy ryczą? To znak. Nie ryczą? A czegoż nie ryczą cholery? Pewnie wojnę czują. Była monotematyczna i przez to młodsi podśmiewali się z niej za plecami. Nie wiem, czy umierała rozczarowana, ale przecież tej z niechęcią wyglądanej kolejnej wojny nie doczekała.
UsuńPozdrawiam
A pamiętasz Misia?
Usuń- Wungiel przywieźli
- Będzie wojna, ostatnio jak przywieźli to też była.
Pozdrawiam
Czyli obowiazek dziakowicza spelniles w 100 % . To sie chwali . A ja zazdroszcze ci tej pogody. ja jak tak sobie patrzylam na sloneczko we wtorek i planowalam pierwsze grabienie starych lisci to w srode obudzilam sie z 10cio centymetrowa warstwa sniegu na podworzu . Padalo przez caly dzien. To mozesz sobie wyobrazic , jak wygladaly moje prace w ogrodzie. dzisiaj sie obudzilam i o 5.30 bylo tylko siedem na minusie. Pozazdroscic ? No nie wiem. Zimy mam dosc i modle sie o wiosne, chocby nawet dzien do dnia i weekend do weekendu mial byc podobny . Oby bylo juz chociaz 10 na plusie kazdego dnia. Pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńA u nas zapowiadają - idzie zimno termometry będą wskazywać 10 stopni.
UsuńPokręciło ich czy co? w marcu 10 na plusie to zimno?
Pozdrawiam
Mnie też tylko poczucie obowiązku wpędza pod prysznic. Wszak częste mycie skraca życie, ale ludzie - nie wiedzieć czemu - kręcą nosami, gdy jestem niewyprysznicowany...
OdpowiedzUsuńWejdź z takim ekologiem do sauny.
UsuńI tak upływa nam życie...
OdpowiedzUsuńUpływa szybko życie, upływa szybko czas. Za rok za dzień za chwilę.......
UsuńZ tym wywozem gruzu to niekoniecznie powstały oszczędności. Pół litra i czas na wypicie go z sąsiadem- wlał wylał. Jedynie miejsce dobre, bo gdzie inaczej? U mnie morela nie zakwitnie, bo to smark jeszcze. Za to brzoskwinie już się obsypały. I nektaryna też. Ledwo zdążyłam je przyciąć.
OdpowiedzUsuńCeny za transport zaczynają się od pół stówy. A jeszcze koszty składowania. Wg mnie jest zysk. I niematerialne dobre stosunki międzysąsiedzkie
UsuńPozdrawiam
A tak, tak liczony zysk, to duży zysk:)
UsuńWiosna i prace przedwiosenne, na działce, pomysły nowe mam. Mąż zapewne zachwycony nie będzie. :)
OdpowiedzUsuńTylko go nie naciskaj. Facet wszystko zrobi i nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku.
UsuńPozdrawiam
Mnie wszystko boli, jak słyszę o pracy 'na roli'. Już poinformowałam sąsiada mego serdecznego Waldemara, iże obowiązek koszenia mojego trawska doń należy, ja nie tknę!
OdpowiedzUsuńKosi za siano?
UsuńPozdrawiam
Nie, za życiowe porady. Gdy narozrabia, walę go w czoło i on to docenia :)
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńOgród ma to do siebie, że odwdzięcza się za wszystkie prace wiosną wykonane.
Pozdrawiam serdecznie.
Już mam z tego kupę przyjemności.
UsuńPozdrawiam
U nas plus 4. Daleko jeszcze do kwitnienia drzew. Pamiętam, że Kraków i okolice górują nad moim świętokrzyskim o jakieś 4 stopnie średniej temperatury stąd i różnice.
OdpowiedzUsuńMoje kontakty z ogrodem i działką wyglądają podobnie. Bywają "menconce", ale i dostarczają wiele satysfakcji.
Pozdrawiam
Tak satysfakcja jest menconca. Chyba że ma się dużą kasę wtedy satysfakcja nie jest potrzebna
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czyli widzę i u Was zapanowała przyjemnie męcząca wiosenna krzątanina. :))
OdpowiedzUsuńLubię te wiosenne porządki - robić i obserwować, jak inni robią.
pozdrowienia!
Robienie porządków to jeden typ pracy, obserwowanie jak robią inni to typ drugi. Mój znajomy z butelką piwa w dłni potrafi godzinami oddawać się tej drugiej czynności.
OdpowiedzUsuńOgólnie jest fajnie. Pozdrawiam
Ho, ho, ale z ciebie ogrodnik pełną gębą! Pogratulować!
OdpowiedzUsuńI zero wobec sił przyrody. Przymrozek zeżarł chyba te piękne kwiaty na moreli
Usuń