24 marca 2014

Nazbierało sie tego

Weekend.
Kolejny weekend, więc skąd te zachwyty? Z szybkich wyliczeń wynika mi, że przeżyłem tych weekendów już ponad dwa tysiące dziewięćset. To sporo, a niezmiennie cieszę się jak dziecko za każdym razem gdy on nadchodzi. Czymże wyróżniał się ten od tych innych, pozostałych?
No cóż był od taki dwoisty. Z jednaj strony … tu zaciągnę litościwą dla siebie kurtynę milczenia, a z drugiej strony praca w ogrodzie. Zadziwiające, że mogłem pracować w samym T-shircie a i tak było mi ciepło. Nawet namalowany na piersiach Jimi Hendrix też się dziwił.
Wszyscy się dziwili.
Teściowa zadziwiła się, że forsycje tak intensywnie kwitną a przecież do tej pory, w czasie jej imienin nic takiego nie miało miejsca. Szybko jej to wytłumaczyłem, że dobry Pan Bóg wynagradza jej to, że nie zmieści się w kolejce do beatyfikacji.
Żona zaś dziwi się, a może tylko cieszy z kwitnącej jak ogłupiała moreli. Jest szansa na pierwsze w jej historii owoce (oczywiście w historii drzewa a nie żony). Pod warunkiem oczywiście, że jakiś zaplątany przymrozek nie pokrzyżuje naszych marzeń.
Jakoś naiwnie i z zaufaniem dla wiosny wsadziłem bratki do donic na tarasie i krzaczki lawendy wprost do ziemi pod oknem w kuchni. Niech się hartują. Co to jednak za hartowanie gdy na słupku 22 stopnie na plusie ?
Od rana zabrałem się na poważnie za kończenie konstrukcji pod winogron. Szast prast, nie minęło osiem godzin i konstrukcja już stała. Do pełni szczęścia brakło mi jakieś 200 ml drewnochronu by pracę zakończyć. Żeby się jednak dorwać do ciesielskich prac konstrukcyjnych, musiałem wywieść z tego miejsca pięć taczek pełnych wszelkiej maści gruzu. Dobrze, że litościwy sąsiad zgodził się żeby wyładować to przy jego kupie gruzu, co oszczędziło mi czasu i pieniędzy.
Pewnie będę musiał z nim wypić.
Po robocie i spóźnionym obiedzie zapadłem się w miękkie poduchy fotela z których po pewnym czasie trudno mi było się wydostać, a i tak trzeba było, bo sąsiedzi od kota wpadli na herbatkę. Pojawili się w komplecie, w towarzystwie dwojga swoich dzieci i dwojga kotów. Jeden prawie nasz, był bardzo zdziwiony obecnością innego kota na swoim w końcu terenie. Tylko przez zwykłą przyzwoitość kota nie natargała tej drugiej tyłka. Mina jednak świadczyła, że dla niej nie jest to zwykłą i przyjemna sąsiedzka wizyta.
W niedzielę czułem w kościach zmaganie się z gruzem i pracę na drabinie z wyciągniętymi rękami. Mięśnie bolały mnie tak jakbym właśnie doświadczał jakiegoś zmasowanego ataku grypy. Tylko poczucie obowiązku zwlokło mnie z łóżka i wpędziło pod prysznic. Szybko jednak niebo zasnuło się i zaczęło padać.
Deszcz pokrzyżował moje plany malarskie i tak konstrukcja musi czekać na lepsza pogodę lub mój wolny czas. Pewnie to będzie następny weekend. A ja tak nie lubię zaczynać i nie kończyć.
Z braku innych terminowych prac uporządkowałem komputer. Potem zacząłem przygotowywać stół.
W południe odbyła się wizyta i niedzielny obiad dedykowany babci, w związku z jej imieninami. Babci moich dzieci oczywiście, ja obchodziłem imieniny teściowej.
Było miło.
Wieczorkiem, już całkiem na spokojnie obejrzeliśmy „Iluzję”. Całkiem świeża rzecz, wpisała się w czas i miejsce naszego oglądania. Osłodziło to nasz zawód kinomana z poprzedniej niedzieli.


26 komentarzy:

  1. moja sąsiadka twierdzi, że obfita w owoce i warzywa jesień oraz nadzwyczaj ciepła i łagodna zima przechodząca w lato oznaczają jedno - będzie wojna!
    loboga;))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty nam tu Klarko katastroficznych wizji nie serwuj:-))).

      Usuń
    2. Vulpian de Noulancourt24 marca, 2014 23:18

      Moja ś.p. babcia przeżyła wojny: japońską, pierwszą światową, bolszewicką, drugą światową i rewolucje: 1905, lutową i październikową. Pewnie dlatego dosłownie wszystko było dla niej zwiastunem wojny. Sroga zima? Bo wojna będzie. Ciepła. Oj, to zły znak - ani chyba wojna za pasem. Krowy ryczą? To znak. Nie ryczą? A czegoż nie ryczą cholery? Pewnie wojnę czują. Była monotematyczna i przez to młodsi podśmiewali się z niej za plecami. Nie wiem, czy umierała rozczarowana, ale przecież tej z niechęcią wyglądanej kolejnej wojny nie doczekała.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. A pamiętasz Misia?
      - Wungiel przywieźli
      - Będzie wojna, ostatnio jak przywieźli to też była.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Czyli obowiazek dziakowicza spelniles w 100 % . To sie chwali . A ja zazdroszcze ci tej pogody. ja jak tak sobie patrzylam na sloneczko we wtorek i planowalam pierwsze grabienie starych lisci to w srode obudzilam sie z 10cio centymetrowa warstwa sniegu na podworzu . Padalo przez caly dzien. To mozesz sobie wyobrazic , jak wygladaly moje prace w ogrodzie. dzisiaj sie obudzilam i o 5.30 bylo tylko siedem na minusie. Pozazdroscic ? No nie wiem. Zimy mam dosc i modle sie o wiosne, chocby nawet dzien do dnia i weekend do weekendu mial byc podobny . Oby bylo juz chociaz 10 na plusie kazdego dnia. Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u nas zapowiadają - idzie zimno termometry będą wskazywać 10 stopni.
      Pokręciło ich czy co? w marcu 10 na plusie to zimno?
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Mnie też tylko poczucie obowiązku wpędza pod prysznic. Wszak częste mycie skraca życie, ale ludzie - nie wiedzieć czemu - kręcą nosami, gdy jestem niewyprysznicowany...

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak upływa nam życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upływa szybko życie, upływa szybko czas. Za rok za dzień za chwilę.......

      Usuń
  5. Z tym wywozem gruzu to niekoniecznie powstały oszczędności. Pół litra i czas na wypicie go z sąsiadem- wlał wylał. Jedynie miejsce dobre, bo gdzie inaczej? U mnie morela nie zakwitnie, bo to smark jeszcze. Za to brzoskwinie już się obsypały. I nektaryna też. Ledwo zdążyłam je przyciąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ceny za transport zaczynają się od pół stówy. A jeszcze koszty składowania. Wg mnie jest zysk. I niematerialne dobre stosunki międzysąsiedzkie
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. A tak, tak liczony zysk, to duży zysk:)

      Usuń
  6. Wiosna i prace przedwiosenne, na działce, pomysły nowe mam. Mąż zapewne zachwycony nie będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko go nie naciskaj. Facet wszystko zrobi i nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Mnie wszystko boli, jak słyszę o pracy 'na roli'. Już poinformowałam sąsiada mego serdecznego Waldemara, iże obowiązek koszenia mojego trawska doń należy, ja nie tknę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, za życiowe porady. Gdy narozrabia, walę go w czoło i on to docenia :)

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    Ogród ma to do siebie, że odwdzięcza się za wszystkie prace wiosną wykonane.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas plus 4. Daleko jeszcze do kwitnienia drzew. Pamiętam, że Kraków i okolice górują nad moim świętokrzyskim o jakieś 4 stopnie średniej temperatury stąd i różnice.
    Moje kontakty z ogrodem i działką wyglądają podobnie. Bywają "menconce", ale i dostarczają wiele satysfakcji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak satysfakcja jest menconca. Chyba że ma się dużą kasę wtedy satysfakcja nie jest potrzebna
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Czyli widzę i u Was zapanowała przyjemnie męcząca wiosenna krzątanina. :))
    Lubię te wiosenne porządki - robić i obserwować, jak inni robią.
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  12. Robienie porządków to jeden typ pracy, obserwowanie jak robią inni to typ drugi. Mój znajomy z butelką piwa w dłni potrafi godzinami oddawać się tej drugiej czynności.
    Ogólnie jest fajnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ho, ho, ale z ciebie ogrodnik pełną gębą! Pogratulować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zero wobec sił przyrody. Przymrozek zeżarł chyba te piękne kwiaty na moreli

      Usuń