Do spółki z żoną mamy jedną parę
sprawnych nóg i dwie pary rąk. A ponieważ obie nogi z owej
sprawnej pary są w moim posiadaniu, żona stara się z nich
skorzystać w sytuacjach awaryjnych.
Wtedy gdy coś jest za daleko alb za
wysoko, albo mówiąc krócej gdy nie jestem w pracy.
Z ta wysokością to i dla mnie jest
problem, bo do najwyższych nie należę. Skaczę więc jak małpa po
drabince, ale nigdy wprost po półkach. Mentalność BHP-owca z lat
słusznie minionych we mnie została.
I nie mam nic przeciwko temu, żeby
opuścić swój fotel, zdjąć przecier pomidorowy z półki i podać
go żonie. Problem rodzi się wtedy gdy zapadnę się po takiej
operacji w chłodną otchłań skórzanego fotela, a żona mówi
- Kochanie chyba ten jeden słoik to
będzie mało, przynieś jeszcze jeden.
Zawsze zaczyna od „kochanie” więc
robię to, chociaż czasami narzekam
Albo inna sytuacja. Po wieczornej
ablucji małżonka udaje się spoczynek i już z pokoju prosi o
podłączenie telefonu do ładowania, ustawienie telewizora albo coś
podobnego.
Wstaje z fotela, odkładam polarowy koc
i udaję się do sypialni na usługę serwisową. Kończę, wracam do
salonu, siadam w fotelu i na powrót owijam się w polarową ochronę
przed wieczornym chłodem.
Nie, nie narzucam koca na siebie byle
jak. Niczym bohater „Dnia świra” rozkładam koc, bacząc by
dłuższa jego część biegła wzdłuż a nie w poprzek mojego
ciała. Sprawdzam też czy metka produktu w postaci takiej białej
błyszczącej wszywki, znajduje się w okolicach nóg a nie na
wysokości twarzy bo tego nie lubię. Jeżeli tak jest, odwracam koc
powtarzając powyższe czynności.
Zawijam boki koca wokół nóg tak aby
jak najmniej ciepła uciekało ta drogą. Chowam pod koc jedno a
potem drugie ramię, przyciskając brodą koniec koca. Kiedy już
jestem cały nim omotany, zauważam, że pilot do dekodera znajduje
się na ławie i w razie potrzeby będę musiał się odkryć.
Szybko więc wyciągam ręce spod koca,
łapię za pilota i powtarzam czynności powyżej już opisane,
kontrolując przy okazji czy nogi są właściwie osłonięte.
No wszystko w porządku.
Od samej procedury zawijania robi mi
się ciepło i kiedy już sam przed sobą chcę powiedzieć że jest
cieplutko, słyszę z pokoju
Kochanie, a zgasisz mi światło?
Parafrazując wspomniany „Dzień
Świra” chciało by się powiedzieć
- To moja żona. Jak można jej nie
kochać?!
No i ja ją kocham i wstaję zrzucając
z siebie koc i gaszę to światło i narzekam trochę lub trochę
bardziej, ale nie na nią tylko na jej logistykę.
W zasadzie na jej brak
Logistyka – to według
Wikipedii - proces planowania, realizowania i kontrolowania sprawnego
i efektywnego ekonomicznie przepływu surowców, materiałów,
wyrobów gotowych oraz odpowiedniej informacji z punktu pochodzenia
do punktu konsumpcji w celu zaspokojenia wymagań klienta.
No właśnie. Sam proces zaspokajania
klienta mi nie przeszkadza, wkurza mnie gdy nawala logistyka.
Być może skłonność do planowania
wynika z mojego wrodzonego lenistwa?
Może i tak ale gdy mam wyrzucić
śmieci, odpadki na kompost i przynieść wiertarkę z garażu, udaję
się po klucz do szopy ogrodniczej szumnie nazywanej garażem.
Wkładam go do kieszeni, potem biorę w
rękę wiaderko z odpadkami komunalnymi i wiaderko z tym
organicznymi.
Wyrzucam komunalne do zielonego kosza i
zostawiam wiaderko koło niego. Z organicznymi idę na kompostownik.
Wprawnym ruchem wywalam to na kupę ściętej trawy i kieruję się
do szopy po wiertarkę. Wiertarkę wnoszę pod wiatę skąd zabieram
wiaderko które opróżniłem w pierwszej kolejności.
Jedno wyjście jeden powrót trzy
sprawy załatwione, a logistyka czyli planowanie trwało tyle co
błysk szprychy.
Wszystko zrobione można się
opierdzielać.
A przecież mówi się, że facet
potrafi skoncentrować się tylko na jednej rzeczy, dlatego tak
denerwują go seriale które lecą w tle zabaw w sypialni. Bo albo,
albo.
Ba sam o tym przekuję żonę mówiąc
do niej
- Zwolnij i ustalaj ze mną jedną
kwestię naraz. Wiesz przecież, że faceci są tak prosto
zaprogramowani.
Chyba Ona nie wierzy w tę naszą
prostotę, bo kwestię powyższą muszę powtarzać co jakiś czas.
Dlaczego piszę o tym wszystkim?
Od razu odpowiadam, nie jest to donos
na żonę czy nawet na cały rodzaj żeński. To próba zmagania się
z ową cholerna logistyką w związku ze zbliżającymi się ŚDM
czyli Światowymi Dniami Młodzieży
Będę miał gości, pątników albo
pielgrzymów. Zwał jak chciał czyli krewni i znajomi królika.
Nasi Francuzi i Francuzi naszych
Francuzów. Dodatkowo jeden całkiem z naszymi Francuzami nie
związany facet. W sumie parę osób, wiem na pewno, że nieco mniej
niż dziesięć.
- Co my im damy jeść – załamała
się teściowa.
- Damy radę - powiedziałem wyciągając
kartkę papieru - Trzeba to niestety wszystko przemyśleć.
W te dni większość sklepów może
być nieczynna, albo pustawa bo zaopatrzenie dojedzie tylko w nocy.
Ceny też wystrzelą w kosmos chyba, że
za okazaniem meldunku będzie można liczyć na jakąś zniżkę. Ja
tam na zniżkę raczej nie liczę.
Przygotuję się z wodą (mineralną) a
w domowej spiżarni zwiększę zapas mąki i drożdży.
W ramach pilnej potrzeby sam upiekę
chleb i francuskie bagietki.
- No i jako konsekwencja wyżywienia,
zadbać muszę o drożne szambo - dodałem.
W końcu jak nie dojedzie chleb to
trudno liczyć na dojazd szambowozu. A jak to mówią ”szambo nie kondom
nie rozciągnie się”
Może piszę tu o bardzo przyziemnym
temacie, ale pewnie niektórzy z was doświadczyli parcia
które walczyło ze świadomością, że
technicznie będzie to możliwe dopiero za parę godzin.
Nie życzę nawet wrogowi.
I tak sobie planujemy i narzekamy, by
za chwilę cieszyć się na te spotkania. Jesteśmy targani
sprzecznościami jak w życiu.
Bo jak mówi pewne powiedzenie wszystko
zależy od tego z której strony drzwi od toalety znajdujemy się w
danej chwili. Niby dotyczy ono szybkości upływu czasu, ale odniosę
je do ogólnej sytuacji. Co mi tam.
Na granicy naszej miejscowości
znajduje się dzikie lądowisko motolotni. Pasjonaci tego sportu, w
dni wolne meldują się tam już po szóstej rano. Odpalają swoje
silniki i startują w niebo, a podczas lotu napawają się widokiem
jeziorek powstałych po eksploatacji złóż piasku i żwiru.
- Jest pięknie, na pewno tu powrócimy
– piszą na forum. I ja zgadzam się z tym pięknem mojej okolicy.
Jest jednak i druga strona medalu. Lotniarze się zmieniają a
tubylcy mają niezmienny warkot silników nad głowami. Do mnie
szczęśliwie dolatują nieliczni.
- Tak wziąć śrutu i strzelić w
jedną czy drugą dupę – zamarzył kiedyś jeden z pijących piwo
w pięknych okolicznościach przyrody - Byłby spokój.
I jemu a zwłaszcza mieszkańcom domów
w okolicach tej feralnej łąki nie bardzo dziwię się oburzeniu,
choć wiem, że to prawie groźby karalne.
No, już za nieco ponad trzy tygodnie
dojdzie do konfrontacji takich właśnie dwóch światów.
Uduchowionego, który wpadnie i
zachwyci się atmosferą i być może dozna jakiego głębszego
przeżycia duchowego i tego któremu wyrwie się ponad tydzień z
życiorysu, lokując go na przymusowych urlopach. Nie wszyscy pójdą
na urlopy. Niektórzy już organizują śpiwory i kąt do spania dla
pracowników, w sklepie w którym do przyjęcia dostawy towaru
dojdzie w nocy
Z nimi staram się o mistycyzmie
przeżyć nie dyskutować.
A mówią, że w każdej sytuacji
najlepszy jest tak zwany złoty środek.
Na razie zwariowały ceny kwater
prywatnych, zaraz oszaleją ceny napoi i tak zwanych szybkich
przekąsek.
Ciekaw jestem czy krakowski obwarzanek
oprze się pokusie zmian ceny?
Miało być pięknie, duchowo w
chrześcijańskim poczuciu jedności (czyli według mnie bezpłatnie,
z dobroci serca choćby z tymi noclegami). Czuję że wyjdzie jak
zwykle. Niestety.
Na razie jednak mam
wyłom w planowaniu najbliższej przyszłości. Moja żona jest bowiem uosobieniem prawa Murphy`ego, a nawet dwóch praw naraz.
- Jeżeli coś może się nie udać, to się nie uda.
- Jeśli coś może pójść źle, to pójdzie.
Właśnie w szpitalu czeka do poprawki.
A ja opracowuję logistykę sobotniego wyjazdu do niej.
Pogoda zaś ma być mieszana jak
odczucia czytających powyższe rozważania.
Pozdrawiam
Ja nie mam mieszanych odczuć, moje są zdecydowanie negatywne jeśli chodzi o ŚDM. Czy to już jest bluźnierstwo?
OdpowiedzUsuńRany... no to masz wycieczkę. Motocyklem? No i jak to, do poprawki? W przypadku Twojej żony,to poprawka jest całkiem poważną sprawą.
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia jak BET i wcale nie uważam, że jest to bluźnierstwo. Takie imprezy powinno się organizować w miejscach, gdzie nie będzie drastycznych utrudnień dla mieszkańców. A w Krakowie, podczas ŚDM, świat stanie na głowie. O, nawet mi się zrymowało.
Dzięki, Jaskółko za wsparcie, bałam się, że mnie tu zjecie żywcem za takie słowa. Wiesz, nie chodzi nawet o utrudnienia dla mieszkańców /w Warszawie mają tak częściej/ ale cała ta "logistyka" /wg Antoniego/ wokół wydarzenia zamazuje całkiem jego duchowy wymiar. Myślę, że to wydarzenie nie ma współcześnie sensu. Może dawniej, w świecie bez tak wielkich zagrożeń - tak. Dziś, to komercja, strach i bardzo kosztowna dezorganizacja.
UsuńJa motolotniarzy w pobliżu nie mam, ale za to 400 od mojego domu są sady wiśniowe i czereśniowe. Pięęęęękne! Gałęzie ciężkie od owoców. Tyle, że właściciele sadu mają armatki hukowe, co by szpaki odstraszać. Więc się modlę (kłamię, bo się nie modlę), żeby te cholerne czerśnie wreszcie dojrzały, bo od tych wystrzałów niedługo zwariuję.
OdpowiedzUsuńA gości, przyznam nie lubię. Znaczy tych, co to chcą pospać u mnie. Więc ten... tego ... nie kocham bliźniego swego, chocby uduchowionego jak-nie-wiem-co.
U kobiet logistyka siada zupełnie, gdy chodzi o nasze zadania. Przy swoich planowanie wychodzi im doskonale.
OdpowiedzUsuńAż ciekawe, czy Isis (albo jakaś inna podobna cholera) prześpi taką okazję. Zobaczymy niedługo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jasne, że nic nikt nie zrobi. Ze strachu przed Bogiem, Błaszczakiem i Macierewiczem ;-)
UsuńIsis czy nie ,wystarczy rodzimy oszołom. Nie zazdroszczę Wam w tym Krakowie i okolicach.Co do paralotni - ja tego nie mam ale a to co poniedziałek koszą mi trawniki. Panowie są w słuchawkach chroniących uszy. My, mieszkańcy nie..
OdpowiedzUsuńCo do logistyki .Wracam rowerem z zakupów.Wprowadzam rower do piwnicy.Idę po śmietnik ..WProwadzam do piwnicy. Wyciągam zakupy,baterię od roweru ide po listy. Mam w ręku listy,zakupy,torebkę i baterię. Udaję się do mieszkania udaje mi się nacisnąc guzik windy ,udaje mi się wszystko i pod samymi drzwiami rozwalają mi się zakupy..Logistycznie wszystko ok. praktyka do kitu. Nie mm pod ręką żadnych spodni co by go obarczyć logistyką:))
małe szkolenie logistyczne i być może uda się zażegnać problem ? :) ŚDM itp hece także uważam za zbędną i zbyt kosztowną dezorganizację ...
OdpowiedzUsuńJa też negatywnie nastawiona do ŚDM, niestety od kilku tygodni postrzegam kościół jako maszynkę do robienia pieniędzy, tak wiem, że są księża, są parafie, gdzie tak nie jest, my niestety, tracąc kilku księży, straciliśmy też ludzką parafię.
OdpowiedzUsuńAntoni, nakup co możesz i barykaduj się w domu ;-)
w sumie, to i mi by się przydało rozplanować posiłki i mieć w domu "żelazne" zapasy, bo na wsi, też różnie jest z zaopatrzeniem ;-)
Zdrowia dla Małżonki.
Logistyka to złożony proces, który jak się okazuje i wdać nie zawsze wychodzi dobrze.
OdpowiedzUsuń