Skończyłem pracę w ogrodzie i
rolniczym zwyczajem spojrzałem na słońce, było na zachodzie. Wyciągnąłem stąd całkiem logiczny wniosek, że to już wieczór.
Na wiadomości już się nie załapałem, ale z przyzwyczajenia
usiadłem w fotelu przed telewizorem. Nie żebym specjalnie coś
chciał oglądać, ale po to by sprawdzić czy zasypiać będę w tym
samym kraju w którym z rana się obudziłem. Przy okazji sprawdzę
prognozę pogody.
Kraj był ten sam, ktoś powoływał
się na sumienie. Przy okazji tego całego zamieszania zadaję sobie
pytanie czy nie mając go można się na nie powoływać ?
Temperatura wyświetlana na zaokiennym
termometrze jak i ta zapowiadana na jutro skutecznie odciągnęły
mnie od ideologicznych dyskusji.
Suczka zlazła mi z kolan i podbiegła
do kanapy, nie przestając równocześnie machać ogonem w lewo i w
prawo z zadziwiająca regularnością. Coś tam mruczała przy okazji
bo na prawdziwe szczekanie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Oboje z żoną zainteresowaliśmy się tym zamieszaniem ale ja zaraz
zająłem się na czymś innym, a żona zagadywała psiaka na swój
sposób.
W zasadzie zaczyna być w tym podobna
do swojej mamusi a mojej teściowej.
Wypomniałem jej to podobieństwo, ale
zbyła mnie jakąś historią o genach.
Zresztą nie była o jakaś kąśliwa
uwaga czy przytyk, ale stwierdzenie w stylu -jak to się w życiu
dziwnie układa...
Ja bez wypominania potrafię śmiać
się z tego, że powielam rodzicielskie zachowania i to pomimo
świadomości takiego zachowania oraz negatywnego stosunku tego w
przeszłości.
- Mysz! Mysz !
- Co mysz mysz? - zapytałem tylko po
to aby przeciągnąć o chwil kilka procedurę wstawania.
- Mała ją wypłoszyła spod kanapy. I
pobiegła korytarzem do pokoju – poinformowała mnie żona.
- Ale do twojego, czy mojego ? -
popisałem się zdolnością do trzeźwego myślenia w każdej
sytuacji.
- Nie wiem, nie widziałam.
- No to ktoś mi ją musi wystawić.
Żona była pierwszym elementem
nagonki. Jakbym ja był myszą z pewnością posrałbym się ze
strachu na takie wykrzykiwania.
Albo nie. Zatrzymałbym się na środku
korytarza i odwracając łepek powykrzywiałbym pysk w hasło
- Co za Mysz-Mysz?. Dla Was to Pani
Mysz. Mysz -Mysz.
No to się Panią Myszą zajmiemy -
powiedziałem do siebie. Zamknąłem drzwi w obu wskazanych pokojach
i wyszedłem po schodach na górę, po kotkę która od czasu gdy
wprowadziła się suczka, obrała łóżko młodego jako bazę
wypadowa do michy.
Rozbudzona kota miauknęła żałośnie
gdy brałem ja na ręce, ale wytrzeźwiała zaraz, gdy zauważyła
szczeniaka podskakującego do moich kolan. Mała merdała ogonem tak
intensywnie, że wydawać by się mogło, że za chwilę ogon ten
odfrunie sam i to z drugą prędkością kosmiczną.
No cóż, takie właśnie są boksery.
Za to właśnie boksery kochamy.
Zamknąłem się w pokoju żony wraz
kotką i odsunąłem łóżko. Uchyliłem też drzwi do szafy
przesuwnej.
Wpuściłem kota. Ta pokręciła się
tu i tam nie interesując się niczym ponad swoją kocią normę.
- Dobra – zakrzyknąłem z korytarza
– Twój pokój czysty.
W moim, kotka już wiedziała czego
się od niej oczekuje. Zeskoczyła mi z rąk i wbiegła pod łóżko.
Tam już za chwilę przybrała postawę wyczekującą. Skupiona i
gotowa do skoku, wpatrywała się w powierzchnię boczną biurka, na
styku z podłogą
- Mam cię – pomyślałem.
Odsunąłem biurko i natychmiast spod
niego czmychnęła mysz. Wbiegła pod łózko. Kotka za nią
zamiatając przednimi łapkami niczym rasowy kosiarz, to w lewą to
znów w prawą stronę.
Ścigana mysz po kolejnym uderzeniu
kocią łapą wypadła spod łóżka robiąc trzy i pół salta w
poziomie. Zakręciło jej ,się w łepku, ślizgnęła łapami na
drewnianej podłodze i jeszcze raz udało jej się nas przechytrzyć.
Znikła pod komodą, ale dopadliśmy ją
tam współdziałając już całkiem sprawnie. Kota z jednej strony
zabezpieczała teren pod łóżkiem a ja asekurowałem z drugiej.
Zdezorientowana mysz wybiegła i dała się kotce zagonić do kąta
przy drzwiach.
Stój w kącie a znajdą cię –
wykrzyknąłem pełen emocji bo atmosfera polowania całkiem mi się
już udzieliła.
Przystąpiłem do akcji. Odrzuciłem
pomysł użycia wiatrówki i uderzyłem trzonkiem od miotły. O tym,
że uderzyłem celnie świadczyć miało poderwanie tylnych łap
gryzonia i cisza jak wokół nastąpiła.
Kota spojrzała na mnie spod łóżka,
pod którym znalazła się po moim ataku. Sympatia sympatią a
bezpieczeństwa nigdy nie za dużo.
Trudno mi było jednak po tym kocim
spojrzeniu ocenić, czy był to podziw co do sprawnej akcji i celnego
trafienia. Czy może kpina, że taki duży gość potrzebuje miotły
do zwykłej myszy, podczas gdy ona załatwia takie sprawy gołymi
łapami.
Mysie ścierwo zapakowałem na łopatkę
i wysłałem lotem koszącym w pokaźny łan zboża rosnący przed
domem. To stamtąd mam te częste wizyty.
Ciekawe, że częściej mam do
czynienia z myszami od czasu kiedy kot jest w domu.
- Mieliśmy kiedyś drewniany dom w
górach, a tam wyjątkowy urodzaj myszy. Taka jedna mysz-mysz nie
powinna cię szokować powiedziałem po wszystkim do małżonki.
- Ja się myszy nie boje, a wołałam w
celu wzbudzenia twojej ciekawości.
- Prędzej w celu przełamania lenistwa
– odpowiedziałem. - z powodu jednej myszy z pewnością nie
wstałbym., a tak polowanie z nagonką i współpraca międzygatunkowa
zrobiły swoje.
Drżyjcie myszy, bezkarne w łanie
pszenicy przed oknem. W takim składzie z pewnością się nie damy.
Drżyjcie krety bo suczka chociaż
młoda już się na was szykuje. W ogrodzie zauważyłem już
pierwsze wykopki.
A tak poza tym, to w moim rolniczym kalendarzu "lawendowe żniwa"
Co za emocje przy czytaniu opisu polowania międzygatunkowego! :))
OdpowiedzUsuńNiewasza kotka spisała się na medal, nauczyła Cię polować;)
OdpowiedzUsuńWe dwoje poluje się skuteczniej. :) A nie mający sumień najczęściej się na nie powołują, taki paradoks, może pragną obudzić lub stworzyć w sobie? :))
OdpowiedzUsuńWe dwoje poluje się skuteczniej. :) A nie mający sumień najczęściej się na nie powołują, taki paradoks. :)
OdpowiedzUsuńLawendowe jak niby-wrzosowe:). Proszę, proszę, co to się w cywilizowanym świecie porobiło - myszy kocie dać już nie potrafimy. Coby się nie ubrudziła. Bądź o krwiożerczych instynktach se nie przypomniała:))).
OdpowiedzUsuńMatko.... brutal:(
OdpowiedzUsuńZaczyna się od zwierzyny małej, kończy na płowej. Początek już zrobiłeś. No i dobrze, że możesz teraz przezornie układać psa - na tę większą zwierzynę będzie jak znalazł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Trzy damy i brutal z trzonkiem:-) Dobrze, że na miły koniec lawendowe bukiety.
OdpowiedzUsuńNo brawo!!! Tylko po co się tak wysilales, kota powinna to załatwić sama i na pewno załatwiłaby skutecznie. Lawenda cudna, machne sobie pazury w tym kolorze, no i planuję mieć lawendę w ogródku, postanowione. Ściskam szyjkę
OdpowiedzUsuńA kota się nie obraziła, że odebrałeś jej łup? Nie dość, że sam zabił, to jeszcze wyrzucił, co za marnotrawstwo :D
OdpowiedzUsuńO to samo chciałem zapytać...:))
UsuńKłaniam nisko:)
Niestety, moim zdaniem to było morderstwo. Żadne tam polowanie dla zdobycia pożywienia czy zaspokojenie instynktu. W dodatku zdeprawowałeś kotę wyręczając ją w obowiązkach. Oj, Antoni.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, Antoni, nie wyręczaj koty, bo zgłupieje!
UsuńUff, cóż za emocje. Brawa dla współpracy międzygatunkowej :-) O Psica też na krety cięta i tak tupie biegając, ze już chyba wszystkie przepłoszyła. Na koty niestety też cięta :-/ Skąd jej się to wzięło, pojęcia nie mam.
OdpowiedzUsuńI też krzyczę na widok myszy w celu wzbudzenia zainteresowania u Pragmatyka :-)
Hmm... a mówią, że jak kot w domu to żadna mysz nie wlezie, bo po zapachu wyczuje, że kot gdzieś w pobliżu, widzę, że jednak nie bardzo...
OdpowiedzUsuńCzasem się zapędzi, choć gdyby nie obecność koty, byłoby tych myszy wielkie stado grasujące po salonie - one niezwykle potrafią być bezczelne. U mnie nawet nie probują, sama woń Juliana działa na nie jak najstraszliwsza broń!!!
UsuńNigdy myszy w domu nie miałem...chyba że koty przyniosły:)) Żywe i wypuściły już to dla zabawy, już to młodym do nauki... Przyznam, że jakem je na tym łapał, to nie wiedziałem, kogo zatłuc najpierw: mysz czy kota...
UsuńKłaniam nisko:)
U mnie w domu to samo było. Kiedy kotka przyniosła mysz, zostawiła ją, nie jeden raz, jeszcze żywą na progu, sama poleciała do misek z jedzeniem, mając wszystko gdzieś, a tacie mojemu pozostawiła ją do złapania. Mama zawsze zamknięta w pokoju siedziała, tata mysz gonił po dywanie, a ja w kuchni w pół zgięta śmiałam się z całej tej zabawnej sceny. :D Dziś to już są wspomnienia....
UsuńJestem tu po raz pierwszy i od razu MYSZ. Mój największy wróg. Cieszę się, że nie było to u mnie bo z mojej strony współpracy by nie było. Pozdrawiam, będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę i pozdrawiam
UsuńCześć Antoni
OdpowiedzUsuńNiegdysiej, sporo lat temu moja znajoma mieszkająca na ósmym piętrze wieżowca uskarżała się, że jej nieletni syn uważa że ma cos z głową bo powiedziała mu, że widziała mysz w mieszkaniu. A skąd mysz na ósmym piętrze. Nieco później pijemy drinka (pierwszego żeby nie było niedomówień) ja spoglądam w kierunku kuchni a tam spod zlewozmywaka wyszła dorodna tłusta myszka, zrobiła słupka i węsząc noskiem spojrzała na mnie bystro, a następnie z godnością wróciła pod meble. Nie martw się stara rzekłem do znajomej, głowę masz w porządku, ja też tą mysz widziałem. Nie pamiętam jak został rozwiązany mysi problem, ale chyba normalnie przy pomocy łapki z kawałkiem serka. Pozdrawiam JerryW_54
W towarzystwie kota i tak uroczej psinki zadne gryzonie nie beda zagrazaly Waszemu domostwu, no ale we dwojke na taka mala myszke, to juz lekka przesada:))
OdpowiedzUsuńPsinka cudna, pozdrawiam:)
Emocje polowania udzielają się chyba wszystkim, ale i naukę można przy okazji zyskać. Wkrótce jesień, a z nią będzie nam przybywać takich nieproszonych gości
OdpowiedzUsuńOj, lubisz rządzić w stadzie, lubisz...żeby tak kotu od ust odejmować i wchodzić mu w paradę i to czym , kijem od miotły:)
OdpowiedzUsuńMoje kwiecie lawendowe przy Twoich bukietach, to tycia namiastka , ale ja swoją lawendę mam z marketu, a te jak wiemy, nijak się maja do oryginału. Pozdrawiam, Hanula
Niezła akcja! czytało się z wypiekami na twarzy!
OdpowiedzUsuń