Pizza na telefon. Kiedy jeszcze nie
wziąłem w swoje ręce drożdżowego ciasta na pizzę,
sera i kiełbasek pepperoni, zdarzało się, że chodziliśmy do
lokalu na ten włoski przysmak.
Potem korzystaliśmy z dobrodziejstwa
pizzy na telefon, wspominając przy okazji pierwszą pizzerię w Krakowie.
Mieściła się na Małym Rynku. W lokalu było kilka stolików a
kolejka taka, że czasem stało się i dwie godziny. Jednak zjedzona
w lokalu pizza w wersji z pieczarkami lub boczkiem zbliżała nas do
wielkiego a zamkniętego jeszcze świata.
Do pizzy proponowano kieliszek
czerwonego wina, najczęściej w postaci bułgarskiego Cabernet.
Kiedy otworzył się i dla nas świat
zachodu, a nawet staliśmy się jego częścią, pizza nam
spowszedniała. Wtedy też korzystaliśmy z niej z potrzeby lub braku
czasu, a nie dla jakiejś nobilitacji
Tak się złożyło, że najczęściej
korzystaliśmy z pizzerii która telefon albo tylko jego część
miała w nazwie.
Zżyliśmy się ze sobą, a w
miesiącach kiedy nie napływało nasze zamówienie oni sami
dzwonili, proponując jakąś formę promocji.
Zwykle ulegaliśmy i zamawialiśmy, ku
radości dzieci.
W trakcie przeprowadzki, kiedy
siedzieliśmy na walizkach i trudno było coś upichcić, ze smutkiem zauważyliśmy, że nasza wieś nie jest w zasięgu działania ulubionej pizzerii. Wyszukana na szybko w Internecie alternatywa
okazała się porażką.
Wykonałem sobie dwie blachy pod pizzę
i kiedy tylko rodzina wpadała na ten pomysł z przyjemnością
realizowałem się niczym Bartolini Bartłomiej herbu Zielona
pietruszka. Karramba.(kto to jeszcze pamięta?)
Tak to sobie radzimy w wiejskich
okolicznościach naszego domu.
Jakieś dwa miesiące temu do mojej
pracy wpadł Młodszy, głodny jakby wrócił z obozu kondycyjnego.
- Zadzwoń po pizzę.
- Ojciec. Teraz zamawia się on line
Zalogował się na stronie. Tam
przydzielono go do rejonu, podsumowano zamówienie proponując
dodatki i promocje. Mailem przyszło potwierdzenie a na monitorze
komputera można było śledzić postęp w realizacji i już na żywo samą dostawę. W końcu
byliśmy w mieście, a więc skorzystaliśmy z naszej ulubionej
firmy.
Rzekł Pan uczniom swoim - Nic nie
jest dane wam raz na zawsze.
W zeszłym tygodniu zasiedziałem się
w pracy ze względu na awarię maszyn. Razem ze mną szef i
pracownicy do naprawy.
- Może by jakąś pizzę ? -
zaproponował szef.
- Zamawiam - odpowiedziałem na
propozycję – w swojej ulubionej sieci.
Zalogowałem się, podałem adres i
złożyłem zamówienie - Dwie duże pizze z dodatkami.
Promocja podsumowanie i informacja
mailem, że za godzinę i dziesięć minut pizze będę miał na
stole.
Opisałem szefowi wygodę płynąca z takiej
formy zamówienia i chciałem pokazać ekran postępu zamówienia.
Oczom moim ukazał się następujący tekst:
„Zaraz, zaraz jesteśmy szybcy ale
nie aż tak.”
- Rzeczywiście może trochę
przesadziłem – przyjąłem informację z uśmiechem.
Minęło jakieś pół godziny kiedy
zadzwonił telefon.
- Pan zamawiał pizzę?
- Tak – powiedziałem, myśląc, że
to dostawca – wjedzie Pan z ulicy na teren firmy i podjedzie...
- Zaraz, zaraz – wygasił mnie głos w
telefonie – w tym rejonie pizzy nie dowozimy.
- Ale przecież to w graniach Krakowa.
Nawet nie tak całkiem z boku i program z państwa strony skierował
mnie do tego rejonu automatycznie.
- No właśnie, nie wiem dlaczego
- Tym bardziej ja nie będę zaprzątał
sobie tym głowy. Wyjaśni pan z systemem i przekieruje moje
zamówienie o numerze, tu podałem numer potwierdzenia przyjęcia
zamówienia, tam gdzie trzeba.
- Jedyne co mogę zrobić to anulować
zamówienie.
- Anulować? Jak to? W tej sieci? Nie
rozumiem ale mocno jestem rozczarowany i jakby ukarany za dziesięć
lat wierności.
Nic na to nie poradzę. Na Wolę
Justowską też nie jeździmy – powiedział jakby usprawiedliwiając
się przedstawiciel zakładu z ulicy wskazanej przez system.
Wola mnie nie interesuje skoro jestem z
drugiej strony Krakowa. Chcę tylko powiedzieć że miesiąc
wcześniej przywieźliście pizzę jak trzeba.
- Może mieliśmy mniej roboty –
stwierdził szczerze rozmówca -J edyne co mogę zrobić to anulować
– podtrzymał swoją propozycję głos w słuchawce.
- To niech pan anuluje - zrezygnowałem
– żegnam.
W trzy minuty znalazłem inną sieć
która z przyjemnością przywiozła dwie parujące od gorąca pizze
i to w przeciągu czterdziestu minut.
Kiedy już zjedliśmy Pepperoni i
Uśmiech Boryny, puściły pierwsze emocje. Zauważyłem na
niezamkniętej stronie feralnej sieci prośbę – oceń nas - i tu
adres mail
- Ja Was ocenię – postanowiłem i
napisałem maila opisującego cała sytuację. Załączyłem
potwierdzenie zamówienia i na koniec kliknąłem – wyślij.
Poszlo.
Nawet zapomniałem o sprawie gdy dwie
godziny później zadzwonił telefon.
- Pan zamawiał pizze w naszej firmie
która w nazwie ma telefon albo jego część?
- Tak to ja
- Chciałabym bardzo przeprosić za
niedogodności. Proszę podać adres to my Panu tę pizze podwieziemy
- Pan chyba żartuje? Po tym jak
anulowaliście moje zamówienie, złożyłem je u konkurencji. Jestem
już po tak zwanej konsumpcji. I nie wetknę w siebie nic więcej,
nawet gdyby chciała Pani dowieść mi ją gratis.
To chyba nie była propozycja dostawy
za darmo.
- Jedno tylko jest przykre, że
rozstajemy się po dziesięciu latach udanej współpracy.
- Bo ja nie wiedziałam i bardzo
przepraszam.
- Czy dzwoni Pani z tego lokalu który
mnie anulował?
- Nie
- To po co pani przeprasza?
- Ja nie wiedziałam że to tyle czasu
minęło i sama nie wiem dlaczego kazali mi zadzwonić?
- Może dlatego, że ładnie Pani
przepraszam- zauważyłem- Nie powiem do widzenia ale raczej żegnam.
Zdobyłem się na to teatralne
zakończenie i odłożyłem telefon.
Oderwałem z pudełka fragment z
numerem telefonu nowej pizzerii i wrzuciłem do wizytówek.
Może się jeszcze przyda, wszak awarie
chodzą po ludziach, a co dopiero po maszynach.
Nowoczesne technologie dają możliwość niepowodzenia w takich przypadkach, o których jeszcze kilka lat temu nawet nam się nie śniło.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
chodziliśmy na pizzę na Szewską, w połowie lat 80, była to zupełnie inna pizza niż współczesne. Był to dość gruby placek z plastrami pieczarek a do picia była dziwna, miętowa woda
OdpowiedzUsuńZnam to znam, po kilku latach wierności, mój bank który zmienił nazwę z polskiej na niemiecką, każe sobie za wypłatę w swoim lokalu płacić 10 zł. Tez powiedziałam: żegnajcie amigos. I przeszłam do konkurencji. Narazie miło i słodko ale w tamtym też tak było na początku.
OdpowiedzUsuńTeraz się walczy o n o w e g o klienta, zasiedziały klient ma siedzieć cicho i zgadzać się na wszystko.
OdpowiedzUsuńBartłomieja herbu Zielona Pietruszka pamiętam doskonale... karrrramba! :)
Pozdrawiam :)
Pozostaje mi wierzyć, że ten kawałek nie był zatłuszczony:))). Szkoda byłoby wizytówek.
OdpowiedzUsuńKonkurencja ale czy szkoda klienta? :) Gdy dużo pracy nie szkoda gdy mało o każdego się walczy tak to jest. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz potwierdza się mądrość przysłowia: Nie chwali się dnia przed zachodem słońca...
OdpowiedzUsuńPozdrówka
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńMoże pizzerie mają swoje rewiry?
Pozdrawiam serdecznie.
Lojalność, chyba to słowo, a właściwie sposób postępowania wyszło z użycia. Ja osobiście przywiązuję się do firm i marek, lubię ciągłość, może trochą dla wygody, ale jakże byłam niemiło zaskoczona faktem,że jako 15-letniej właścicielce abonamentu w pewnej stacji telewizyjnej nic z tego nie mam.Moja ciągłość w umowie z firmą jest dla nich nic niewarta, bo tylko nowy klient się liczy. Zatem zmieniam umowę co roku i mam za to promocje oraz o 30 zł niższy abonament. Nic z tego nie rozumiem, na nic moja lojalność:)
OdpowiedzUsuńMoże zatem lojalna powinna być tylko Jola :)
Pozdrawiam,Hanula
Mimo wszystko, ładnie, że chociaż przeprosili.
OdpowiedzUsuńA ja pamiętam te kolejki na Małym Rynku. Staliśmy lub posuwaliśmy się o pięć osób, bo wypiek na tyle starczał, chyba, że przed nami byli też studenci i brali pizzę na połowę. Otrzymana wiązanka pachnących fiołków zwykle była zwiędnięta, gdy lądowała na stoliku aby można popić otrzymanym trunkiem (wino było rozcieńczane wodą). Szkoda, że te kolejki, lata, nie wrócą...
OdpowiedzUsuńSentymentalnie pozdrawiam.
Niektórych sukces przerasta, tamtą poprzednią sieć najwyraźniej przerósł.
OdpowiedzUsuńAle na szczęście można zamawiać u konkurencji.
Jednak nie ma to jak wielu dostawców, z których można wybrać najbardziej odpowiedniego dla siebie. :)