Aby oddać życiu sprawiedliwość
muszę stwierdzić, że nie tylko szpitalem żyliśmy w poprzednich
tygodniach.
W czwartek, kiedy młodszy syn leżał
w szpitalu czekając na zabieg, starszy przemierzał niecierpliwie
zasoby Internetu. Nawet nie całe zasoby a jeden adres na którym 8
maja pojawić miały się wyniki z egzaminu. Ukazały się koło
południa i od tamtego czasu oficjalnie już twierdzić można, że
mamy w rodzinie mecenasa. Mecenasa kolejnego bo przecież synową
prawie dwa lata temu z radością przyjęliśmy do rodziny.
To ukoronowanie kolejnego etapu życia
Starszego, a dla nas jego rodziców powody do olbrzymiej radości i
szalonej satysfakcji. W efekcie żonę mniej bolało, a mnie prawie
nie trzepały nerwy przed salą operacyjną.
Ze świętowaniem trzeba było jednak
trochę odczekać. Choćby tyle by przestały działać silne środki
przeciwbólowe, powodujące w takich sytuacjach pewne skutki uboczne
Przestały działać a więc „hulaj
duszo piekła nie ma”
Jak nie ma to nie ma. Wzięliśmy się
od razu za grzechy od razu główne i to za całą siódemkę
równocześnie.
Siedem grzechów głównych z
sentymentem i po angielsku. W zasadzie po amerykańsku, taką bowiem
nazwę nosi pewne kalifornijskie wino. 7
Deadly Zins z winnicy Michael & David
Degustację
uzupełniłem wiedza teoretyczną.
Na
stronie dystrybutora czytam, że to czym delektowałem się w sobotę
to przykład wina niepowtarzalnego, z zaskakującym charakterem,
dojrzałością i głębią smaku. Deadly Zins uderza w pijącego
nutami aromatów śliwek, wiśni, jeżyn i pieprzu.
Na
Boga wszystko to czułem z wyjątku pieprzu którego nie potrafiłem
zdefiniować. Kiedy jednak przeczytałem ulotkę wszystko stało się
jasne.
Czerwona,
rubinowa barwa wpadająca w fiolet ponoć świetnie komponując się
w idealny sposób z jedzeniem najlepiej występującym pod postacią
pizzy, grillowanego kurczaka lub … ciemnej czekolady. To dla mnie
szok, bo na zestawienie z czekoladą z pewnością nigdy bym się nie
odważył
My
obstawiliśmy stół pleśniowymi serami i jak głosi reklama w TV,
ponoć najlepszymi kabanosami na świecie.
Nigdy
nie pałałem specjalnym sentymentem do win kalifornijskich. Tak w
ogóle to mam dystans do amerykańskiego wyczucia smaku.
Dystyngowani Szwajcarzy wiele lat temu twierdzili, że nie
eksportują swoich serów do Stanów ponieważ przeciętny Amerykanin
nie odróżni dobrego sera od kostki mydła.
No
cóż, Szwajcarscy dżentelmeni są równie eleganccy jak i
praktyczni, stąd szwajcarskie sery w Ameryce. A z Amerykanami nie
jest chyba tak źle czego dowodem jest degustowane w sobotę wino.
Oprócz
tego że 7zins pozostawiło w pamięci smak, wobec tej całej masy
marketowych win które wypiłem i natychmiast o nich zapomniałem, to
przełamało pewien myślowy stereotyp.
Kiedyś
wytrawne wina czerwone mieściły się w przedziale 8 – 11 %
alkoholu. Ostatnio ten przedział zmienił się od 8 -13% co
wydawało mi się już wysoką zawartością procentów. To ma więcej
alkoholu.
Względnie
wysoka moc alkoholu 15 % pozwala umiejscowić 7 Deadly Zins właściwie
w każdej porze roku. To wino doskonale nadaje się tak na jesienne
ognisko jak i na romantyczny wieczór przed kominkiem.
Tutaj
dorzucę łyżeczkę dziegciu do tej beczki miodu jaką wytoczyłem
powyżej.
Cena
butelki z pewnością nie klasyfikuje go jako wina ogniskowego.
Bardziej
ustawiłbym go na degustację w kręgu przyjaciół, raczej znających
się na winie, z delikatnym zaznaczeniem w odpowiednim momencie jego
ceny zakupu. Może też na romantyczny wieczór we dwoje, bo tutaj
jak wiadomo pieniądze nie grają roli.
Jak
piszą dystrybutorzy – szczególnie polecany poszukiwaczom nut
świeżych i oryginalnych, nie bojącym się czerpać przyjemności z
jedzenia i picia. Czyli jednak jest to coś dla nas, żywieniowych
hedonistów.
Trzeba
jeszcze do tego przekonać ministrów od finansów i gospodarki czyli
tych od których zależy wysokość płacy minimalnej.
Tyle
o winie bo przecież nie jest to tekst sponsorowany a wybuch
entuzjazmu radosnej duszy. Bo przecież dusza żywi się tym z
czego się cieszy. Może to nie najlepszy cytat ze św Augustyna (za
pośrednictwem motta na blogu Leptir) szczególnie wobec opisywanej
radości z siedmiu grzechów, ale cóż zrobić. Tak było.
W
niedzielę obszedłem ogród i temu spacerowi towarzyszył odgłos
plumkania, jakbym chodził po mokradłach czy bagnie.
Charakterystyczny dźwięk wody pod butami studził moją potrzebę
koszenia.
Jednak
szybkość wzrostu poszczególnych ździebeł widoczna nawet w czasie
pobieżnej obserwacji łąki, podpowiadała mi coś zupełnie innego
innego.
Jeżeli
nic nie stanie na przeszkodzie to dzisiaj po pracy staję za sterami
urządzenia zaopatrzonego w silnik Briggs and Stratton. I tak do
wieczora a z grzechów tylko delikatne przekleństwo, że ten kosz na
ściętą trawę zapełnia się tak szybko
Niektórzy mówią, że życie bez alkoholu jest nieznośne. Ja mówię, że dobry alkohol dodaje życiu smaku. Bardzo dziękuję za zarekomendowanie "siedmiu grzechów", chociaż nie wiem, czy się skuszę, bo cena (dla mnie) jest haniebna. Ale rozumiem, że co dobre, to i nie może być za tanie?
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńW moim przypadku to mecenas stawiał. Taka okazja miała swoją oprawę. Swoją drogą to mógł by to być ich trunek branżowy.
Zaskoczyło mnie kiedyś kalifornijskie wino (nazwy nie pomnę bo w angielskim niezbyt kumata jestem) czekające na subtelnego klienta w wioskowym sklepie. Zakurzone i spatynowane (rocznika też nie pomnę), skusiło mnie z okazji ważnej (ceny nie pomnę, choć była zaporowa). Smak niebiański! Prawie jak mołdawskie :-)))
OdpowiedzUsuńNo i się doczekało
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jak mnie to wkurza, że na starość zamiast nie staliśmy się burżujami,którzy nie muszą zastanawiać się nad ceną głupiej butelki wina, no, porażka!
OdpowiedzUsuńPrawda, bo to tylko butelka wina o przeciętnej na zachodzie cenie
UsuńDlaczego "poszukiwacze nut świeżych i oryginalnych" kojarzą się z płacą minimalną? Czy człowiek dobrze zarabiający jest z definicji abnegatem i bezgustawem?
OdpowiedzUsuńI drugie pytanie - po ilu takich winach spada się pod stół?
Niestety nie kojarzą się. Możliwości finansowe bardzo mocno wpływają na gusta i preferencje. Dobrze sytuowani nie piszą postów po wypiciu jednej butelki niezłego wina. To przecież codzienność.
UsuńNie wiem jak jest po większej ilości. Wypiliśmy jedną butelkę.
Pozdrawiam
Wina - szast, prast! i nie ma, a Mecenas pozostanie. Gratulacje dla niego od nieznajomego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję, przekażę
UsuńPozdrawiam
Skoro masz takie wspomnienie po winie za stówę, to pomyśl cóż to by był za szał po takim za tysiaka? Hanula
OdpowiedzUsuńPewnie nie spałbym przez całą noc z powodów wyrzutów sumienia. Z natury jestem praktyczny. Pozdrawiam
UsuńBardzo miło jest pogrzeszyć zwłaszcza głównie:))))
OdpowiedzUsuńJak to brzmi !
UsuńPozdrawiam
A ja chciałbym złożyc serdeczne gratulacje dla dumnych i zadowolonych z siebie. Taki sukces wymaga godnego uczczenia.
OdpowiedzUsuńPowodzenia
Dziękuję, naprawdę świetnie się czujemy
UsuńPozdrawiam
Na winach się nie znam, bo od zawsze przyswajam wódkę i teraz wznoszę toast. Za Mecenasa, gratulacje i owacje, na stojąco!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję i przekazuję życzenia Młodemu
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTakie "grzeszne" wino to grzech pić bez grzechu. :)))
Pozdrawiam serdecznie.
Drugi lub trzeci kieliszek jakiś grzech potrafi podpoiwedzieć
UsuńPrzyjemnie jest posmakowac takiego grzechu... :) A tak w ogóle to gratulacje serdeczne. swoja droga to teraz Antoni strach ci na odcisk nastapic, dwóch mecenasów w rodzinie i to bliskiej, fiu, fiu... Zemsta może byc straszliwa! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Spokojnie, nie mam natury sądowego pieniacza
UsuńPozdrawiam