Co to są uczucia ambiwalentne?
To jest na przykład wtedy gdy teściowa
rozbije się waszym nowym samochodem.
Kilka dni temu przeczytałem w gazeta
pl dane na temat tak zwanej oglądalności. Wynika z nich, że cienko
jest z kulturą która ma aspiracje. Mało kto tych aspiracji
oczekuje.
Teatr Telewizji zapewnia stacji TVP 1
kilkaset tysięcy widzów i niewielki udział w rynku. Według danych
Nielsen Audience Measurement, najpopularniejsza premiera tej wiosny -
"Miłość na Krymie" Mrożka - miała średnio 928 tys.
widzów, co dało TVP średnio 6,1 proc. udziału w rynku.
Śmiać się czy płakać?
Śmiać się czy płakać?
Jestem dumny, że znalazłem się w tym
6,1 %, martwi mnie jednak, że los teatralnych dinozaurów został
już dawno przesądzony.
Dlaczego?
Emitowany o tej samej porze w TVP 2
serial "M jak miłość" ma oglądalność na poziomie 6,5
mln widzów i ponad 18 proc. udziału w rynku.
Skoro jesteśmy w temacie miłości to
dla porównania, nadawany w jakimś ograniczonym zasięgiem,
muzycznym kanale, serial ”Miłość na bogato” miał co prawda
tylko około 26,5 tys widzów ale, że kierowany jest do młodego
pokolenia, w samym internecie miał ponad 350 tyś odsłon.
Można by się i cieszyć, że Mrożek
wygrał w tej rywalizacji, ale żadną miara nie odważę się na
takie porównanie. Poza tym uważam, że spektakl z takim rozmachem
przygotowany dla tak ograniczonej ilości widzów to rzeczywiście -
Miłość na Krymie na bogato.
Czuję się rozpieszczony przez TVP1 i
po analizie tego zestawienia, obiema rękami podpisuję się pod
misyjną rolą publicznej telewizji.
Czym to wszystko jest spowodowane? Ten
spadek zainteresowania ambitną formą spędzania wolnego czasu?
Tym, że wieś przeniosła się do
miasta czy też tym, że miasto emigruje na wieś?
- Słoiki rządzą - można by
powiedzieć, używając stołecznego określenia. Sam jednak
pamiętam, że kiedyś sam ciągnąc za gumkę staromodnego wecka,
byłem na bieżąco z premierami w Starym Tatrze. To dopiero później,
kiedy w dowodzie pojawił się krakowski meldunek, moja miłość
do teatru jakby przygasła. A może nie miłość tylko wierność?
Zastąpiła ją z pewnością miłość
do żony, dzieci, pracy, gór we końcu. Miłość do teatru TV
trwała jednak we mnie stale.
Co zaś się tyczy samych słoików. W
czasach PRL-u królował bigos, fasolka po bretońsku i smalec z
cebulką. Wystarczyło tylko dokupić kawałek chleba i herbatę
Ulung.
Kilka dni temu dane mi było przebywać
w akademiku. Bywam tam cyklicznie korzystając z usług pewnej firmy
mającej tam właśnie siedzibę. Przechodząc koło kuchenki
zapuściłem żurawia do garnka stojącego na palniku gazowym.
- Zobaczymy co teraz jada się w
akademiku – powiedziałem do żony, tłumacząc swoją być może
nadmierną i mało elegancką ciekawość.
-I co ? - Spytała żona widząc moją
zdziwioną minę, rozgrzeszając mnie jednocześnie z owej
ciekawości.
- Szparagi. Długie zielone i
świeżutkie.
- No to zdrowo i elegancko nam się
młodzież odżywia – stwierdziła. W mediach mówią że żyje nam
się lepiej.
Zaraz też pojawiły się te moje
reminiscencje z własnej młodości
Jaki znaczenie mają szparagi dla
oglądalności teatru TV, spytacie?
My mieliśmy gorzej, bowiem
zdecydowanie trudniej wysiedzieć na widowni ambitnego teatru po
fasolce.
Już ponad miesiąc minął od momentu, gdy pozostaliśmy bez TV w domu (dostawca sygnału telewizyjnego uznał, że i tak go musimy kochać; nie chciał zapronować innej taryfy, twierdząc, że nie ma takiej, więc rozwiązaliśmy umowę). Książki znowu czytam! Radio słuchamy z małżonką (bardzo miły program II). Tylko sąsiedzi przyglądają nam się z podejrzliwością - najwyraźniej czekają, kiedy damy jakiś widoczny sygnał amoku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Da się ? da się, chociaż podziwiam odwagę i determinację.
UsuńPozdrawiam
Potrzeba obcowania z wysoka kulturą pojawia się w procesie kształcenia, choć nie zawsze. Nie ma na nią wpływu adres zamieszkania i odległość od jej źródeł. Zwłaszcza w dobie rozwiniętej komunikacji i telewizji.
OdpowiedzUsuńMłodzież akademicka odżywia się szparagami - młodzież szkolna fast foodami. Kształcenie jednak coś daje.
To jest optymistyczne podsumowanie.
UsuńPozdrawiam
W Warszawie najwyższą kulturę zapewne zapewnia Teatr 6. piętro...
OdpowiedzUsuńW Pałacu jest jeszcze parę pieter więc może uda się jeszcze podnieść poziom
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńChyba że była to fasolka szparagowa dostępna w sezonie. Wtedy wysiedzieć można jakoby łatwiej. Tylko o ile mnie pamięć nie myli sezon na fasolkę szparagową nie pokrywa się z sezonem teatralnym. Pozdrawiam JerryW_54
Przypomnij sobie co wybierałeś sam. Szparagową czy jaśka z kiełbasą i pomidorami ?
UsuńPozdrawiam,.
Teatr moja miłość szkolna i młodzieńcza. Z ojcem do teatru latałam. Latałam - właściwe słowo, bo ojciec nie chodził a biegł. :) Uwielbiałam to. Dziś już bardzo dawno nie byłam w teatrze, ostatnio kilka lat temu, w Wielkim na operetce, koleżanka śpiewała poleciałam obejrzeć i robić za klakiera. :) Dziś koleżanka na emeryturze, już nie latam a poza tym ja lubię tradycyjnie i chcę rozumieć co mówią, co śpiewają co się tam dzieje. Więc zostaję w domu, mam mnóstwo pracy a po pracy uwielbiam czytać a potem obejrzeć dobry film i to mnie wystarczy. :)
OdpowiedzUsuńWiek ogranicza
UsuńPozdrawiam
Względem Teatru Starego to sobie pozwolę dylemat "miłość czy wierność" rozstrzygnąć... Ani jedno, ani drugie, tylko tegoż Teatru jakość... Sam pamiętam wypracowane łokciami wejścia na próby "Zbrodni i kary", choć to się zdaje się inaczej jako spektakl nazywało, czy inscenizacje kolejne Swinarskiego, gdzie się człowiek miesiącami biletów nie umiał doprosić... A na cóż dziś niby tak porywającego mielibyśmy się tam zabijać, by się dostać?
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Chciałem uniknąć tego argumentu z który niestety się zgadzam
UsuńPozdrawiam
Ja mam teraz do teatru 80 km plus Dziedzica. Moja miłość do teatru zmalała :-/
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś wróci ;-) Mam nadzieję, że wróci.
I czekam aż w teatrze telewizji pokażą "Arszenik i stare koronki" - polską wersję ;-)
Tę realizację Macieja Englerta z Ireną Kwiatkowską?
UsuńPozdrawiam
Ja myślę, że wiekowo wpadliśmy w rynkową niszę, do której co jakiś czas "rzucą" jakiś produkt kultury wysokiej zdolnej wywołać wspommnień czar... To wskazuje na problem: - Ile misji w zalewie komercji, aby wszystkie sektory coś jednak otrzymały według swoich potrzeb i zamiłowań.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą muszę przyznać, że przywołałeś moje młodzieńcze wspomnienia owego smalcu z cebulką w słoikach, jakie zabierałem z domu do internatu i jakie od czasu do czasu podsyłali mi rodzice. Siermiężne to czasy, ale wspomnienia wciąż żywe i raczej miłe.
Pozdrawiam
Ja do dzisiaj lubię ten smalec.
UsuńPozdrawiam
Bardzo podoba mi się definicja uczucia ambiwalentnego: "To jest na przykład wtedy gdy teściowa rozbije się waszym nowym samochodem." :)
OdpowiedzUsuń