Kap, kap na pomidory, kap kap na
ogórki. Smętnie to wygląda chociaż przyroda nawet przy deszczu
nadrabia jak zwykle swoje zaległości. Taka rozmoczona wygląda
jednak jakby obserwować ją przez źle dobrane okulary.
W porywie poczucia więzi rodzinnej,
jeszcze w piątek Młody wyskoczył na trawnik z kosiarką,
oszczędziło mi to zmaganie się z maszyną i przemykania pomiędzy
kroplami deszczu w sobotę.
Spotkałem się za to z fachowcem do
spraw adaptacji łazienki dla potrzeb niepełnosprawnych.
Wszystko co dedykowane jest
niepełnosprawnym i opatrzone odpowiednim certyfikatem kosztuje
przynajmniej dwa razy tyle co normalnie.
Co może kosztować w niklowanej rurce
o długości jednego metra, zgiętej w L, aby określić jej cenę na
720 zł? Chyba ów wspomniany certyfikat.
Fachowiec urodził kosztorys w ostatnim
z możliwych terminów i to bez niezbędnych konsultacji.
Zarzuciłem mu ten brak konsultacji i
poprosiłem o skreślenie pewnych pozycji i urealnienie cen.
Wyszedł niezadowolony, bo to dodatkowa
robota, bo ma inne plany na weekend, bo....
Postraszył mnie, że wróci z
kosztorysem w poniedziałek o 6.30.
Przyjąłem te warunki, ale on
zaskoczył mnie, bo pojawił się już w sobotę o 6.20.
Położył na stole poprawiony
kosztorys i określił kwotę za wykonanie dokumentacji. Tym mnie
zaskoczył po raz drugi, ponieważ myślałem, że przy kolejnej
pracy wykonywanej w moim domu rozliczymy się łącznie.
Być może nie jest pewien tej roboty.
Zaostrzyłem bowiem wymagania co do ustalenia wartości prac. W końcu
jest kryzys i ja ganiam resztkami nie tylko sił.
Założyliśmy jednak na początku, że
przystosowana łazienka jest obligatoryjna.
Z zaplanowanych na weekend prac wyszło
zero czyli nic. Szwendałem się z kąta w kąt ogarnięty twórczą
niemocą. Żonę ogarnęła zaś mania palenia w kominku, bo zimno i
mokro. W efekcie było sucho i sennie i w taki stan letargu popadałem
co chwila. Nie pomogła nawet trzecia kawa, chociaż od lat
ograniczam się do dwóch filiżanek dziennie.
Nie narzekam zbyt głośno bo rozumiem,
że dręczonej podwyższoną temperaturą żonie może być zimno.
Padało z przerwami. Kiedy przestawało
padać odwiedzałem ogród ale wszystko było zbyt nasiąknięte
wodą by robić cokolwiek.
Zauważyłem tylko, że na pomidorach
pojawiły się pierwsze owoce. Małe zielone kuleczki pobudzają moją
wyobraźnię. Tak wyobraźnia jest potrzebna, gdy na przykład miesza
się kompost.
Nie wiedziałem że panują tam takie
wysokie temperatury. Skoszona w piątek trawa po przerzuceniu
widłami parowała tak, jakby u mnie w ogrodzie pojawiło się jakieś
cieplicowe źródło.
No cóż, mieszanie w kompoście to też
element wsi, nie tylko kwitnący sad i buszujące w trawie szpaki.
A propos sadu. Na morelach pojawiła
się jakaś zaraza. Owoców jest dużo a liście jakieś takie
porażone.
Dzisiaj rano, sympatyczny pan ze sklepu
ogrodniczego pozbawił mnie złudzeń. To choroba brzoskwiń która
przenosi się na morele. Taki ich rak.
Pozostaje mi tylko pozbywać się
chorych liści, a potem regularnie pryskać jesienią i wczesną
wiosną.
Określenie - nie pryskane z własnego
sadu, przy tym kolejnym wypadku, wydaje mi się trochę naiwne.
W niedzielę pojawili się sąsiedzi z
boku. Ustaliliśmy, że pora na towarzyskie spotkanie.
- Kto u kogo spytałem?
- Brat mówił. że to nowo przybyły
sąsiad odwiedza tych zasiedziałych.
A ja jestem wychowany na filmach
amerykańskich. Tam rodzina sprowadza się i zaraz pojawiają się
sąsiedzi z ciastem. To ciasto wydaje się być obowiązkowe.
Przedstawiają się i oferują pomoc.
Wydawało mi się to rozsądne nawet i
bez ciasta. A może rozsądek jest z całkiem innej strony?
Ważne, że umówiliśmy się na
piątek. Brzydka pogoda ma trwać tylko do czwartku.
Nie wiem tylko czy nie zostawiliśmy
sobie zbyt małego marginesu bezpieczeństwa?
Sąsiad z drugiej strony odpowiada na
co trzecie - dzień dobry.
W końcu każdy inaczej wyobraża sobie
sąsiedztwo.
Mogę być przeźroczysty, jeżeli ma
taki pomysł na życie. Uszanuję to będąc istotą społeczną.
Cisza i spokój są w końcu najważniejsze
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńDeszcz nie nastraja dobrze i nie sprzyja towarzyskim wizytom. Czekamy więc na lepszą pogodę.
W zdrowe, bo z przydomowego ogrodu dawno przestałam wierzyć. Nawet z własnego. Zrywam truskawki, a sąsiad zza siatki ubrany, jak płetwonurek pryska ziemniaki. I co z tego, że czyni to zgodnie ze sztuką i terminem stosownym dla ziemniaków,skoro leci na truskawki? Może więc z wielkich plantacji zdrowsze, bo tam truskawki pryskają w okresie kwitnienia.
Pozdrawiam serdecznie.
Taki sąsiad musi wyglądać strasznie.I jeszcze opyla.
UsuńPozdrawiam
A ja mam ciągle dobrą pogodę,
OdpowiedzUsuńjakoś odwrotnie niż wszędzie ??
Widocznie dobrym ludziom nawet pogoda sprzyja.
UsuńPozdrawiam
Ale masz przynajmniej suchy podjazd, a u mnie leje i się nadal czeka na to aż wyschnie podłoże, rozkopane, roztaplane i w ogóle do bani. Jedynie co rośnie to zielicho, pomidorki mam koktajlowe, większe pewnie nie urosną, ogóreczki korniszonki, i zieliocho, na razie walczę siłom i godnościom, chemię omijam z daleka, ale dłużej się nie da. Trzeba pryskać,osypywać , takie czasy...Hanula
OdpowiedzUsuńTo zderzenie teorii z praktyką jest niestety brutalne.
UsuńPozdrawiam
Nie tylko przyroda jest rozmoknięta. Ja też. Zaczynam wozić zapasową parę butów. Dziś potrzebne były gumowce ale jak tu w nich paradować po służbowych parkietach? Wrrrr.....
OdpowiedzUsuńTeraz gumowce są w tak pięknych kolorach i wzorach że nie przeszkadza i w gumowcach.
UsuńPozdrawiam
Sprobujmy dozyc rozpogodzenia...
OdpowiedzUsuńSpokojnie dożyjemy jak za każdym kolejnym razem
UsuńPozdrawiam
czereśnie szlag trafił, obtłuczone przez deszcz i szpaki zalegają grubą warstwą pod drzewem. Taki nasz klimat, trudno.
OdpowiedzUsuńJa mam jedną czereśnię i to małą, ale widzę że okolica obfita jest w szpaki. Pozdrawiam
UsuńZaczynam nabierać przekonania, że to, co dawniej nazywaliśmy latem i jesienią zamienia się w porę deszczową, a to, co było zimą i wiosną, jest teraz porą zimową... Pozostanie tylko dorwać tych durniów, co wieszczyli ocieplenie klimatu i dla rozgrzewki, spalić ich na jakimś stosiku...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Ja też zauważyłem występowanie u nas pory deszczowej.
UsuńPozddrawiam
Witanie nowych sasiadow ciastem bylo jedna z pierwszych tradycji amerykanskich,ktore bardzo mi sie spodobaly...niestety,ten zwyczaj juz "wymiera" powoli,jak zreszta inne wyrazy serdecznosci. Tylko w niektorych rejonach Ameryki,w malych miejscowosciach,ludzie "zatrzymuja czas" i kultywuja stare,dobre amerykanskie tradycje. Coz..."czasy sie zmieniaja,a my wraz z nimi"....
OdpowiedzUsuńZycze powodzenia w ogrodowych zmaganiach Antoni!
Serdecznosci!
Na razie oglądam ogród zza zalanej szyby. Pozdrawiam
UsuńPrzykro mi, bo to oznacza podwojne,a nawet potrojne zmagania z natura...szkoda plonow,ale Natura to pani wlasnych kaprysow...
Usuń:)
Miejmy nadzieję, że sąsiad jednak się "zachowa". Fajny ten Twój blog. Ciekawie piszesz o zwyczajnych sprawach a to duża sztuka. Trzeba mieć dobrze poukładane w głowie i duszę.Serdecznie Cię pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://balakier-style.blogspot.com/
Dziękuję za dobre słowa. Pozdrawiam
UsuńKędzierzawość plamista brzoskwiń- straszne- ja pryskam i teraz miedzianem. Nowe przyrosty są bardziej zdrowe. Powinno się wczesna wiosnę spryskać całe drzewo, ale w tym roku było zbyt zimno, a potem lało.Nasze rzodkiewki cuchną gliną i nie da się ich jeść. Wszystko pływa:(
OdpowiedzUsuńJako poznający dopiero teorię czytałem, że miedzian to jesienią do opadnięciu liści.
UsuńNa razie kazali mi oberwać i zniszczyć te chore.
A wokół tyle małych owoców.
Pozdrawiam
Obrywanie nic nie daje, a zubaża dokarmianie drzewa (nawet przez chore jakaś fotosynteza idzie). Poza tym nowe odrosty dalej się zakażają, bo to trzeba porządnie zlać całe drzewko. Być może miedzian na jesień, ale trochę mi teraz zahamował. Dobrym środkiem jest Syllit i go stosowałam. Następny oprysk zrobię nim.Wolę w tym roku stracić owoce- to młode drzewka- by uratować roślinę:)
UsuńTak, czytałem o nim że na wiosnę
UsuńCześć Antoni
OdpowiedzUsuńI dlatego u nas na działce tylko olchy, trawa i zioła (nie mylić z ziołem). Bez pryskania a jak rosną. Szczególną witalnością cechują sie pokrzywy. Polecam szpinak z pokrzyw, jadałem w dzieciństwie i wiem ze smaczny a na pewno bez chemii ha, ha Pozdrawiam, JerryW_54
Na pokrzywy poluje moja teściowa. Zalewa je woda a roztwór służy po podlewania pomidorów.
UsuńMożesz starać się o dofinansowanie kosztów dostosowania mieszkania dla potrzeb osoby niepełnosprawnej. Zajmuje się tym Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewa
Biorę już udział w tym biegu z przeszkodami, stąd pytania o certyfikaty.
UsuńZ każdym rokiem zwiększają się wymagania i zmniejsza zakres.
Ale możliwość częściowego dofinansowania rzeczywiście istnieje.
Pozdrawiam
Dopóki ten drugi sąsiad nie składa na Was niedorzecznych doniesień do różnych urzędów, jest dobrym sąsiadem - taka moja mała uwaga z głębi doświadczenia :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę.
UsuńPozdrawiam
Nie na temat - odpowiem jednak:- Dlatego, że jesteś tam na miejscu. Ja chwytam tu wszystko co polskie a jak mi się trafi ktoś taki jak Monika Urlik, to się delektuję. Pierwsze co usłyszałam, to było to.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=6a9L5c7Vc8M#!
Teraz już wiem dlaczego żyłem w nieświadomości.
UsuńZ powodu ograniczonego kontaktu z TV
Ja akurat znalazłam to w necie.
UsuńOch, jeszcze jedno - też Cię pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńkap, kap, u mnie cały miesiąc lalo, dopiero sie przejasnia... wolę więc czytac o ogrodowych imprezach u innych zamiast samej je organizowac w zapłakanym deszczem ogrodzie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie imprezy. Umiera życie towarzyskie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam